czwartek, 31 października 2013

Dar życia


Nikt nie zrozumie, czym jest życia dar,
dopóki nie zajrzy w czyjeś oczy.
Co sobie myśli – pytam siebie -
W chorobie, która go zawłaszcza.
Codziennie spotyka mnie przy drzwiach
z szerokim uśmiechem na twarzy.
Szef jest tam - mówi do mnie -
i wskazuje drogę.
Po śniadaniu zaczynamy dzień –
Od jego ulubionego zajęcia - uprawiania sztuki.
Ręka z pędzlem kręci się i wiruje,
Z góry na dół i z powrotem.
Linia, kółko, znowu linia –
Szaleństwo kolorów.
Och, to jest piękne, mówi do mnie:
Czy możemy powiesić to z innymi, żeby wszyscy zobaczyli.
Ludzie mówią, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu.
Być może takie było jego przeznaczenie.
Choć nie ma złota ani żadnych dóbr, jest największym bogaczem, jakiego znam.
Więc, co on myśli, zadaję sobie pytanie
w tej chorobie, która go zabiera.
Po prostu pamiętaj: nikt nie wie,
co przyniesie jutro.
Nie, nie rozumiemy, czym jest dar życia
dopóki nie spojrzymy w oczy temu człowiekowi.

Wiersz "Gift of Life napisała Tami Harmel (http://www.familyfriendpoems.com/poem/gift-of-life), która opiekowała się chorym na Alzheimera inżynierem chemii. Mam nadzieję, że to spolszczenie oddaje jej sympatię i szacunek do owego pacjenta.

wtorek, 29 października 2013

Może chłodna, ale jakże piękna jesień ... życia



Dustin Hoffman to jedna z najjaśniejszych gwiazd amerykańskiego kina. Lub raczej jeden z najwybitniejszych aktorów filmowych i teatralnych. Jego role są niespokojne, nieco rozedrgane, pełne emocji i energii. Wielokrotnie nominowany, wielokrotnie nagradzany, właściciel dwóch statuetek Oscara. Trzeba mieć wiele odwagi, by w wieku 76 lat, mając taką pozycję i uznanie, ponownie zadebiutować. Wystawić się na krytykę i walczyć o sympatię widza, nie pokazując własnej twarzy.

Być może, aby zredukować ryzyko, jako reżyser wybrał scenariusz (według własnej sztuki) Ronalda Harwooda, brytyjskiego rzemieślnika, ale również mistrza dramatu, który nie tylko opowiada historię, ale odsłania ludzką duszę w delikatny, kameralny sposób.
Nie ryzykuje także stawiając przed kamerą grupkę znakomitych i – zdaje się – świetnie się bawiących swoim kunsztem aktorów.

Ryzykiem jest temat. Bo kto chce dziś oglądać film o starych ludziach. Film kameralny, zamknięty w niewielkiej przestrzeni, bez brawurowej akcji, zapierających dech w piersiach pościgów czy bijatyk? Kto chce, choć na chwilę, wejść w świat starego człowieka, człowieka u schyłku życia, żyjącego w niemal więziennej dyscyplinie, wspominającego odległe już życie, dawno przebrzmiałą karierę? Co ciekawego może wydarzyć się w starczej codzienności?

Pensjonat dla starych, emerytowanych muzyków. Taki Skolimów. Dom, w którym otoczeni młodą i fachową opieką, gasną ludzie, którzy nie tak dawno wiedli burzliwe życie na wielkich scenach świata. Ich problemy to brak ulubionego dżemu przy śniadaniu, miejsce przy oknie w jadalni, zakaz palenia („bo papierosy zabijają…”). Tu wszystko dzieje się powoli, bo nikt nie jest w stanie biec. Poza tym luksus wspaniałej, arystokratycznej rezydencji, wielki park i sympatyczna obsługa. Szczególnie szefowa pensjonatu, choć stoi na straży zdrowia i moralności, zda się lubić swoich podopiecznych.
Wszystko, co piękne, nie jest trwałe. Kończą się fundusze. Pensjonat może być zlikwidowany. Pensjonariusze postanawiają raz jeszcze wystąpić na scenie i zarobić na jeszcze jeden rok trwania w tym świecie. Organizują galę, ćwiczą, wydobywają z pamięci swoje najlepsze role. I właśnie w tym momencie, do pensjonatu przybywa nowa lokatorka. Niegdyś wybitna diwa, dziś schorowana, stara kobieta. Pech chce, że w pensjonacie przebywa jej dawno niewidziany mąż, którego dotkliwie skrzywdziła i zdradziła, i to zaraz po ślubie.
Sytuacja bardzo niewygodna, ale także okazja do muzycznego wydarzenia. Bo obok nieszczęsnej pary, w pensjonacie mieszka dwoje innych śpiewaków. Kiedyś tworzyli grupę przyjaciół i najlepszy na świecie kwartet z „Rigoletta”. Gdyby udałoby się go powtórzyć…
Trzeba tylko przekonać diwę, by raz jeszcze wystąpiła. Pomimo łamiącego się głosu, kłopotów z biodrem i niechęci zdradzonego męża.

Jeśli ktoś chciałby sobie przypomnieć, na czym polega inteligentny dialog, czym jest dowcip, lub choć zanurzyć się w cieple jesiennego dnia, powinien sięgnąć po film Kwartet Dustina Hoffmana. Nie tylko nie dozna zawodu, ale poczuje jak wspaniałą w gruncie rzeczy jest jesień.


Słowa mają moc ...


„Sześćdziesiątka to raj… Świat już z tobą skończył i, praktycznie rzecz biorąc, jesteś dla niego niewidzialna, szczególnie jako kobieta. Lubię o tym myśleć, jak o trzecim życiu. Najpierw jest okres dziecięcy, następnie obowiązki dojrzałości – praca, rodzina i tak dalej -  a na końcu, kiedy wszyscy myślą, że to koniec, że jesteś już tylko zbędnym odpadem, wtedy przychodzi wolność. Wreszcie możesz być tym, kim zawsze chciałaś, porzucając ramy, w które wtłoczyło cię społeczeństwo i w które wtłoczyłaś się sama własnymi przekonaniami na temat tego, kim powinnaś być.”

Cytat przedpremierowy, ale nie mogę się oprzeć...
Czwartki w parku, Hilary Boyd, tłum. Wydawnictwo Literackie 2013

poniedziałek, 28 października 2013

W Zaduszki pamiętaj o żywych ...


Zbliżają się Zaduszki... Będziemy wspominać tych, co odeszli i współczuć im, i żałować, że nie byliśmy z nimi w tamtej chwili...
A mnie żal tych, co jeszcze żyją - nieraz za długo, w bólu i w osamotnieniu....
Siwa staruszka siedzi sama,
Opuszczona, niekochana, zapomniana.
Obok otwartych siedzi drzwi,
Snuje wspomnienia dawno minionych dni.
Gdy dzieci z radością u jej nóg
Zabawy przekraczały próg,
Bezpieczne pod jej skrzydłami,
Strzeżone cichymi modlitwami.
Lecz teraz każde własną drogą podąża,
Chłopiec odszedł do żony, dziewczynka do męża.
Zapomniały o tej, która tu siedzi
I w milczeniu z łzą samotną się biedzi.
W życiu tak krótkim za rzeczami gonią w dal,
Ślepe na swej drogiej matki żal.
Lecz ona nie skarci ich ni słowem ni myślą,
W nadziei, że kiedyś pocztówkę jej przyślą.
Wybaczy wszystko niczym kier-królowa,
Matka - siedzi sama tu, bez słowa.

Ten wiersz napisała w oryginale Ruby Latimer Edwards. Jak zwykle to tylko nieudolne spolszczenie, ale wspomnijcie tych, którzy żyją, zapalcie im świeczkę, wyślijcie pocztówkę...

niedziela, 27 października 2013

Od T. - Małe sekrety...

Kiedy byłyśmy z siostrą małymi dziewczynkami, często miałyśmy sekrety przed rodzicami i, mimo rozmaitych rozbieżnych interesów wynikających z życia we wspólnym pokoju, sekrety te były bezpieczne.

Zasada była bowiem nad wyraz prosta: ty zdradzasz mój sekret, ja wydaję twój, i działało.
Chodziło przecież o nasze żywotne interesy. Sekrety obejmowały  głównie pewne niedociągnięcia szkolne, które najpewniej wywołałyby zupełnie niepotrzebny zamęt, a co za tym idzie – kary.
Toteż milczałyśmy solidarnie, chociaż niejednokrotnie pokusa sięgnięcia po tę zatrutą broń była naprawdę silna.

Dzisiaj, dojrzałe już kobiety miewamy dorosłe kłopoty, bywa naprawdę trudno… I znowu mamy sekrety przed rodzicami. Czas zatoczył koło.

Tylko powód naszych tajemnic jest inny. Już nie boimy się kary ani nagany, po prostu chcemy, by rodzice byli szczęśliwi. Mieli trudne dzieciństwo, młodość jak całe ich pokolenie. Należy im się czas pogodny i w miarę beztroski. Nie chcemy im zakłócać snu, bo wreszcie śpią spokojnie. Nie chcemy, by czuli się w obowiązku nam pomóc, bo pierwszy raz mogą myśleć o sobie.

Dlatego znowu mamy sekrety – ja i moja siostra.





T.

sobota, 26 października 2013

Bólem jest ... choroba Alzheimera.

Bólem jest oglądanie siebie bezradnej,
Bólem jest nie móc zrobić tego, co robiłaś wczoraj,
Bólem jest nie pamiętać, co zrobiłaś i dlaczego, albo gdzie zrobić zakupy,
Bólem jest nie dostrzegać kwiatów i dzieci po drugiej stronie pokoju,
Bólem jest niepamiętanie urodzin swoich dzieci,
Bólem jest zapominanie urodzin swoich wnuków,
Bólem jest wiedzieć, że jutro będzie gorzej,
Bólem jest wiedzieć, że nigdy nie będzie lepiej
Bólem jest czekanie na koniec całego bólu,
Bólem jest nie być w stanie robić rzeczy na własną rękę,
Bólem jest nie być w stanie dojść tak daleko, jak chcesz,

Małym jest ból, który czujesz w nogach, plecach i w ramionach.
Ulgą jest, gdy nie potrzebujesz już opieki.
Modlę się o moją ulgę!
Moją rodzinę i przyjaciół proszę pomyślcie o tym.
Gdy ta choroba zabierze już wszystko,
pamiętajcie proszę,
mój ból wreszcie zniknie.

To kolejne spolszczenie wiersza. Oryginał napisała Kathleen B. Hagen (www.familyfriendpoems.com).  Poświęcony jest chorobie Alzheimera.

Od T. - Sprężystym krokiem i z ładną figurą wchodzę w starość...


Od roku chodzę na jogę. W grupie jest kilka pań w moim wieku, jedna pani po sześćdziesiątce i kilka całkiem młodych dziewcząt.

Najstarsza „joginka” ćwiczy najdłużej. Mimo wieku uczciwie pracuje nad sprężystością swojego ciała i, trzeba przyznać, jest niezła. Ciężko pracujemy na zajęciach, bo każda z nas „zapracowała” już na rozmaite zwyrodnienia. Tę boli bark, tamtą kręgosłup, inną szyja. Ale ćwiczymy dziarsko, stękając czasem z wysiłku, bo czujemy wszystkie, jak nieubłagany czas usztywnia nam stawy i skraca ścięgna.

Młode dziewczyny pojawiają się i znikają. Są przy nas jak kaleki. Sztywne, nieruchome, z trudem wykonują poszczególne asany.
Szybko rezygnują ze zbyt trudnych ćwiczeń i przenoszą się na inne zdjęcia. Nie ma w tym nic złego, każda forma ruchu jest przecież wskazana.

Ja jednak odnoszę wrażenie, że one nie przeczuwają, jak blisko są starości. Sztywność ciała to jej bardzo bolesny aspekt. My to już wiemy, bo byłyśmy kiedyś sprawne i wysportowane. Pamiętamy, co znaczy młode sprawne ciało. One jakby nie. Pogodziły się ze swoją niemocą, z tym, że nie mogą zrobić skłonu, dotknąć głową kolan…

My walczymy ze starością, bo czujemy jej bezlitosny oddech tuż za plecami. Wiemy, jak szybko brak ćwiczeń odbiera nam sprawność i poczucie bezpieczeństwa. Dlatego, stajemy na głowie, robimy świecę, próbujemy robić szpagat. To jest możliwe. Ciało się odwdzięczy – sprężystym krokiem, ładną sylwetką i spokojnym snem.

T.

©Cecil Cardinal flickr.com


czwartek, 24 października 2013

Od T. - Po czym poznać niemiecką wycieczkę?

Po czym poznać niemiecką wycieczkę?

Przede wszystkim po stroju. Panie i panowie w wygodnych i niezbyt gustownych butkach, wszyscy w spodniach, kolorystycznie nijacy. Dodatkowo panie obowiązkowo gładkie krótkie fryzury, słowem porządnie, ale nuda.

Starsi Polacy prezentują się jednak znacznie gorzej. Pół biedy, kiedy noszą się na sportowo. Dramat zaczyna się, gdy za żadne skarby świata nie chcą się pogodzić z upływającym czasem. Pofarbowane na jasny blond lub kruczoczarny kolor włosy straszą koszmarnym nieładem, który ma imitować młodzieńczą niedbałość. Wiele z nas lubi również z niewiadomych powodów mieć jaskraworude włosy, spod których smętnie wyziera siwizna. Obcisłe pikowane kurteczki i nadmiar biżuterii nadają paniom wygląd nieco wulgarny. Nie lepiej prezentujemy się w ciasnych dżinsach, które bezlitośnie opinają zbyt obfite pośladki i zwisające brzuchy. Panowie we wzorzystych sweterkach i przykrótkich spodniach wyglądają komicznie.

A przecież nie musimy tak wyglądać.


Jak elegancko ubierają się Francuzki, Włoszki. Kobieco, uwodzicielsko, z klasą.
Dzisiaj mamy w sklepach wybór, jest mnóstwo ciucholandów, w których można za grosik kupić coś niebanalnego. Trzeba się odważyć, zobaczyć w sobie piękną kobietę, mieć szacunek dla swoich lat.
Pamiętam, gdy wiele lat temu byłam w Kanadzie, nie mogłam zrozumieć, czemu prawie wszystkie kobiety chodzą w spodniach i sportowych butach. Dostrzegłam zaciekawione spojrzenia mężczyzn, bo wyróżniałam się w ładnej obcisłej spódnicy i kobiecych butkach. Czułam się trochę jak księżniczka, gdy mijałam kolejną dziewczynę w dżinsach i t-shircie. W pewnej chwili zobaczyłam po drugiej stronie ulicy piękną kobietę. Miała na sobie powiewną sukienkę i szal. Włosy uroczo spływały jej na ramiona, wyglądała bardzo kobieco. Żaden mężczyzna nie ominął jej wzrokiem. Kiedy znalazłam się bliżej, zrozumiałam, że jest to pani około sześćdziesiątki. Usłyszałam, że mówi po włosku. A więc Włoszka, nie Kanadyjka, pomyślałam.

Myślę, że nie ma żadnego powodu, abyśmy my Polki nie mogły wyglądać równie interesująco w wieku lat sześćdziesiąt i potem. Po prostu bądźmy pięknymi kobietami do końca, nie zapominajmy o tym, że wciąż i wciąż możemy być piękne.

T.

środa, 23 października 2013

Od T. - Stare chłopaki to grzech...

Podobno mężczyźni starzeją się wolniej i mniej drastycznie.

Wydaje mi się, że to jeden z tych samczych mitów, mniej więcej o takiej samej wartości, jak te na temat zdrady: że gdy mężczyzna zdradza kobietę, to nic nie znaczy, ale odwrotnie, to koniec, hańba Zdrada i zaprzaństwo.

Lubię sobie popatrzeć na podstarzałych facetów, którzy cmokają na małolaty i rechocą z własnych dennych dowcipów. Brak dystansu do siebie i świadomości swojego wyglądu do prawdy budzą litość.

Czy widujemy starsze panie rechocące na widok młodych chłopców? Ślących im obleśne uśmiechy?
No, raczej nie. Starsze panie siedzą sobie elegancko, starannie ubrane, prowadzą serdeczne rozmowy z przyjaciółmi. Panowie w ich towarzystwie zdają się kulturalni i grzeczni.

Dopiero we własnym gronie – hulaj dusza! Z wypiętym brzuchem, w obcisłym sweterku – istny Belmondo. W głowie im nie powstanie myśl, że dla młodej dziewczyny ich komplementy są obleśne. Że nie jest tak, że byle były spodnie, a każda kobieta czuje się szczęśliwa.

Podstarzałe chłopaki są nieznośne, nieładne i niemądre.


Taka jest drastyczna prawda, Senesco.

Twoja T.

www.allouteffort.com

Atrakcyjność - zmora starzenie się...

Starzenie się to naturalny i nieuchronny proces. Gdyby nie to, że społeczny stereotyp wiąże go ze słabością i spadkiem atrakcyjności, moglibyśmy powiedzieć: „ot, życie po prostu…”.


Od tysięcy lat starości przypisywana była (jest?) mądrość. Stary człowiek ma życiowe doświadczenie, a tym samym więcej zrozumienia, cierpliwości, tolerancji, zna więcej sposobów na kłopoty. Zadziwiają zatem, że obecnie łatwiej nam starości przypisać gnuśność, zrzędliwość, niecierpliwość, nietolerancję, upór. Stary człowiek jest stetryczały i mało atrakcyjny.

Atrakcyjność staje się słowem-kluczem starzenia się. Osłabienie, choroby, kłopoty z pamięcią czy zmysłami możemy lekceważyć, ale utraty atrakcyjności obawiamy się najbardziej.
Nie przyznajemy się do tego, ale w domowym zaciszu, w łazience coraz częściej i uważniej spoglądamy w lustro. Patrzymy niczym przez szkło powiększające. Wypatrujemy zmarszczek, cieni, plamek.
Ale przyglądamy się także partnerowi. Dotychczas szliśmy tą samą drogą, w tym samym tempie. Mieliśmy wspólne sprawy, problemy. Były miłe wspomnienia, coś nas łączyło. Rozmawialiśmy i rozumieliśmy się. A teraz? Teraz pewne gesty, słowa, westchnienia stają się bardziej irytujące. Dotkliwe. Stajemy się bardziej wrażliwi i nie mamy już tyle cierpliwości. Łatwiej nam podnieść głos, albo się odwrócić. Coraz częściej chętniej bylibyśmy sami. Nadal się kochamy, ale…

Ale czegoś nam brakuje.

Coraz wyraźniej dostrzegamy, że inni mają lepiej, więcej, łatwiej. Że złudzenia się rozwiały, a marzenia nie spełniły. Że okazje minęły, a możliwości na zawsze zostały stracone. I choć to jeszcze nie koniec, nasz bilans wykazuje stratę.

Ale jeśli to nie koniec, to może warto spróbować czegoś jeszcze? Ostatni raz. Co mamy do stracenia?
Kobiety – patrząc w lustro – na ogół dostrzegają wady, słabości, ale też starają się je ukryć, zasłonić, przykryć. Mężczyźni są z reguły optymistami, skupiają się na walorach – brzuszek i owszem, ale włosy jeszcze gęste. Łysina, może, ale w rękach jest jeszcze siła. Kobiety wobec otoczenia stają się krytyczne, mężczyźni opiekuńczy.
I choć w intencji chcemy podkreślić, jak bardzo jesteśmy atrakcyjni, gubimy swój urok. Związek, który wyznaczał dotychczas nasze życie, staje się za ciasny, jest pułapką.

Szukamy nowego…
Związku, który pozwoli nam poczuć się atrakcyjnym, jak kiedyś, w młodości…
Nawet, gdyby to była tylko atrakcyjność nowości.

wtorek, 22 października 2013

Na starzenie - niezły trunek ...

Niechętnie przyznajemy się do myśli o starzeniu się. Im lepszy nasz status ekonomiczny, tym trudniej.

Ale że zaczęliśmy się starzeć i się tym martwimy, łatwo jest dostrzec. Im wyższy nasz status społeczny, tym łatwiej.

Panowie zaczynają dbać o sylwetkę. Siłownia, bieganie, tenis, koszykówka. No cóż, coraz łatwiej zauważyć, że młoda kobieta ledwie omiata nas wzrokiem. Jeśli nie zajmujemy eksponowanego stanowiska, także nasze dowcipy nie wydają się tak śmieszne. Kiedyś zakładano nieco luźniejszy garnitur, dziś strój sportowy. Póki jesteśmy sprawni, póty młodzi. Panie zmieniają fryzurę, kolor włosów, demonstrując siłę charakteru i odwagę. Razem wybierają się w świat, trochę dalej, na trochę dłużej, bardziej wygodnie.

Zaczynając się starzeć, dostrzegamy wartość komfortu i pozycji. Ale lęk przed tym, co niesie starość jest tuż-tuż, w ciemności. Poddajemy się testom – czy jesteśmy interesujący dla innych (choć nas samych coraz mniej interesuje), czy jesteśmy atrakcyjni, czy jesteśmy popularni (jak za młodych lat). W zaciszu domowym, w samotności pojawia się emocjonalna zadyszka. Sprawdzamy swoją pamięć, swoją zdolność uczenia się i rozumienia, choć tak naprawdę mamy ochotę na relaks. Zatem joga, pilates, pływanie. Obserwuję znajomych, którzy biegają z kursu na kurs, z zajęć na zajęcia, jak nie tak dawno ich dzieci. Dlaczego, bo w istocie wolny czas przeraża, nie cieszy.

Póki jesteśmy aktywni zawodowo i nasz dzień wypełnia praca, nie ma zmartwienia. Ale gdy jesteśmy wolni od codziennego kieratu i możemy, a nie musimy, coś robić, kątem oka dostrzegamy pustkę i staramy się zawczasu ją wypełnić.

Najlepiej znaleźć sobie hobby. Twórcze hobby. Jeśli podróżujesz – pisz swój własny reportaż. Nie banalny album z fotkami, błahymi wspominkami: ja na moście, ja w sklepie, ja na plaży, ja na karuzeli, ja… my… oni… Katedra, pałac, hotel. Nie, reportaż o świecie, w którym byłem(łam). To pozwoli dostrzec świat, po którym podróżujemy, a nie tylko zdobyć temat do rozmów przy kolacji z przyjaciółmi.

Zauważyłem, że „w towarzystwie” modna jest wiedza o winach. Niestety zauważam, że ogranicza się do znajomości etykiet, rankingów i cen. Dobrze jest znać się na kuchni, na gotowaniu. I być wrażliwym na smak. Dobrze jest żeglować. Dobrze jest nie mieć problemów. Ale to wszystko nie świadczy o młodości ducha. Jak wszystkie te pasje uczynić twórczymi?

Młody duch – zawsze i wszędzie – to ciekawość świata. To „nie wiem”, za którym idzie „dowiedzmy się”. Młodość to zdolność odkrywania, zabawy tym, co robimy i czerpania radości z prostoty.

Jednym z trendów obowiązującej mody na „smakowite życie” pośród „dorosłych” jest produkcja nalewek. Łatwo to dostrzec w sieci. Forów, poradników, serwisów są dziesiątki. Popularnością cieszą się książki z przepisami, najlepiej przepisami sprzed lat.
Miło jest taką nalewkę wyprodukować, a potem smakować w gronie przyjaciół.
Jeszcze milej, gdy przepis będzie przejawem naszej wyobraźni i aktem twórczym. Szczególnie, że dziś mamy dostęp do owoców z całego świata i możemy dowolnie komponować i smak i aromat.
Składanie ingrediencji nalewki jest niczym pisanie poezji. Banalne śliwki zalane spirytusem. Ale co będzie, jeśli dodamy cynamonu, imbiru, kardamonu? Czy może dorzucić rodzynek i skórki pomarańczowej? Miód czy cukier – lepiej biały czy brązowy? Czy rozcieńczyć wódką, czy rumem? Białym czy złotym? A może brandy?

 

Piernikowa nalewka na święta, trunek na frasunek. Przy którym można zasiąść w kręgu rodziny lub przyjaciół, a który z pewnością odmłodzi ducha, bo nigdzie na świecie nie będzie takiego drugiego.

 

© gringetoad flickr.com

 


Od T. - co zrobić ze starzejącym się mężem?

Czy młody człowiek, który staje przed ołtarzem, zdaje sobie sprawę, co znaczą słowa: ”nie opuszczę Cię aż do śmierci”?

Najpierw jest szczęście, potem zaczynają się codzienne troski, w końcu dzieci wychodzą z domu, a my zostajemy sami. On wyłysiał i urósł mu brzuch, ona bez przerwy się martwi. Zniknęły urocze dołeczki, a pod oczami widać nieładne worki.

Ze zdumieniem odkrywamy, że jesteśmy sobie obcy i działamy sobie na nerwy.
– Znowu brałaś moje okulary!
– A daj mi spokój, sam je gdzieś położyłeś i nie pamiętasz.
– Leżały przy łóżku, cholera!
Drobniutkie sprawy wywołują irytację i złość.
– Co ja robię z tym starym dziadem – pyta niejedna z nas, po kolejnej cierpkiej uwadze na temat obiadu. Po co on mi się kręci po domu? Nie chce mi się gotować, prać jego ubrań i słuchać ciągłego zrzędzenia. Może lepiej się rozstać?

Starzeć się razem nie jest łatwo. Pamiętam, jak mój nieżyjący już dziadek doprowadzał wszystkich do szału, kiedy każdą Wigilię, zaczynał od pytania – kto to pozmywa?
A przecież kochaliśmy dziadka. Dzisiaj patrzę na swojego męża, i gdy mnie doprowadza do pasji, myślę o tym, jak o nas dbał, jak ciężko pracował, żeby wykształcić dzieci, zapewnić nam wakacje. Patrzę na jego siwe włosy i staram się pamiętać wszystkie dobre chwile, które przeżyliśmy razem.

Kochać starzejącego się partnera to praca. Taka sama jak każda inna.
Podchodzę i przytulam mojego utrudzonego, okropnego starzejącego się męża i cieszę się, że jest.

poniedziałek, 21 października 2013

Poezja - ćwiczenie dla serca i umysłu


Gdybym miała przeżyć życia na nowo…

Następnym razem odważyłabym się popełnić więcej błędów.
Odpoczęłabym, ćwiczyłabym więcej.
Byłabym weselsza niż w czasie tej podróży.
Parę spraw wzięłabym bardziej serio.
Wykorzystałabym więcej szans.
Wspięłabym się na więcej gór, przepłynęła więcej rzek.
Jadłabym więcej lodów i mniej fasoli.
Miałabym może więcej rzeczywistych problemów,
a tylko kilka urojonych.
Widzisz, jestem jedną z tych rozsądnych,
żyję zdrowo, godzina po godzinie, dzień po dniu.
Oh, miałam swoje chwile
i gdybym mogła to zrobić raz jeszcze,
miałabym ich więcej.
W rzeczywistości, staram się nie mieć nic innego.
Tylko chwile, jedna po drugiej,
zamiast życia przyszłością każdego dnia
Jestem jedną z tych osób, która nigdy
nie wychodzi bez termometru,
termoforu, przeciwdeszczowego płaszcza i spadochronu.

Gdybym miała zrobić to jeszcze raz,
Chciałabym podróżować z mniejszym bagażem,
Gdybym miała swoje życie przeżyć raz jeszcze,
Chciałabym zacząć wczesną wiosną
i zostać do późnej jesieni,
Chciałabym więcej tańczyć,
Chciałabym jeździć na karuzeli.
Chciałabym zbierać stokrotki.
Nadine Stair 


To tylko pisanie po polsku, nie tłumaczenie. Oryginał napisała 85-letnia kobieta z samego serca Stanów Zjednoczonych. Myślę, że poezja, ale przede wszystkim jej pisanie to świetne ćwiczenie dla naszego umysłu i serca zarazem.
W dawnej Japonii pisanie haiku było formą medytacji. Wydaje się ćwiczeniem bez wysiłku, zmęczenia i potu. Proste haiku - zaledwie 17 sylab w trzech wersach - 5+7+5 - rzecz, którą ułożyć może każdy, w dowolnej chwili. Wystarczy usiąść i zapatrzeć się w świat.
Ale haiku to także dyscyplina. Musi być tu i teraz, musi zawierać "kigo" - słowo pozwalające rozpoznać, w jakiej porze roku zostało napisane.
Najlepsze haiku pisali starzy mistrzowie.
Podobnie jak najlepsze limeryki, wierszyki pogodne, dowcipne i sprośne pisali bardzo dojrzali autorzy.

Ćwiczmy umysł pisząc poezję. Zbierajmy stokrotki. Po co czekać do następnego razu...


© e600-Stu flickr.com

sobota, 19 października 2013

Nie ... całkiem serio




Wiek średni jest wtedy, gdy kładziesz się wieczorem i masz nadzieję, że rano będziesz się czuł lepiej. Wiek podeszły jest wtedy, gdy kładziesz się wieczorem i masz nadzieję, że rano się obudzisz.

Ucz się na cudzych błędach. Możesz nie żyć tak długo, by samemu popełnić je wszystkie…

Graucho Marx

Całkiem serio.

Dojrzewanie - Joanne McCarthy

Smutno jest się starzeć, przyjemnie dojrzewać…
- Brigitte Bardot

Żałowała, że jej skóra,
niczym plisowana tkanina,
traci swą elastyczność.
Że wyparowały soki życia, które wypełniały jej policzki,
że zmarszczki pokryły jej twarz koronką,
że uśmiech odcisnął bruzdy koło ust.
Oczy zapadły się.
Jej fryzjer ostrzegł ją, że siwieje.
Zostaw to, powiedziała, chcę zobaczyć
co zrobi natura.
A natura chciała jej przypomnieć, że wszystko
dojrzewa, że jesień to najbogatsza pora roku,
kiedy trzeba zbudować schronienie na zimę,
z ciepłym wnętrzem,
by chłód pozostał na zewnątrz.
Kiedy usłyszała śmiech niemowlęcia,
sięgnęła do piersi,
choć mleka nie było od lat,
przypomniała sobie słodki ciężar macierzyństwa,
którego z radością się zrzekła.
Teraz jej los jest inny – być babcią,
mądrą kobietą, matroną.
Mózg wie, kim jestem,
powiedziała , wiedząc już, że ciało było zawsze jej.
Serce musi zadbać o to, kim będę,
łono może odpocząć.

Spojrzała na swe życie i wiedziała, że było dobre.

(If I had my life to live over; Sandra Haldeman Martz; Papier Mache Press, 1992)

piątek, 18 października 2013

Od T. - Życie bywa brutalne...


Parę dni temu wpadłam do super marketu, żeby zrobić zakupy przed zajęciami z jogi, które miały się rozpocząć za dwadzieścia minut. Pospiesznie wybrałam potrzebne rzeczy i ustawiłam się w dość długiej kolejce. Po chwili ekspedientka otworzyła następna kasę, więc chwyciłam zakupy, i ruszyłam do kasy obok. Przede mną stał starszy pan, do którego po chwili podeszła kobieta z zakupami.

– To mój mąż wyjaśniła uprzejmie – i zaczęła rozkładać zakupy. Nie wiem, co mi się stało, ale poczułam nagły przypływ wściekłości, że spóźnię się na ćwiczenia, że niepotrzebnie zmieniłam kasę, i że ci starzy ludzie wszędzie się wpychają. Burknęłam pod nosem uwagę, że nienawidzę, gdy ktoś się wpycha bez kolejki.

Starsza pani poczerwieniała na twarzy. – Niech panią diabli porwą – krzyknęła – nigdy się nigdzie nie wpycham, niech sobie pani idzie pierwsza – wołała ze złością, przekładając zakupy na taśmie.

Stałam bezradna ze spuszczoną głową. Było mi niewypowiedzialnie wstyd. Zapłaciłam i popatrzyłam na starszych państwa. Byli tacy starzy. Pan miał bladziutką twarz i podkrążone oczy, pani dumnie wyprostowana nie patrzyła na mnie, ale drobne dłonie drgały jej ze wzburzenia.

– Przepraszam Państwa – szepnęłam i szybko wyszłam ze sklepu. Cały dzień myślałam, co mnie napadło. Dlaczego pozwoliłam sobie na takie chamstwo wobec tych staruszków? Wstyd. Pamiętam o tym, kiedy czekam w kolejce i widzę, jak staruszka niezgrabnie i powoli wyciąga pieniądze z portfela.
Też taka będę przecież.

Kiedy będę starą kobietą ...

Kiedy będę starą kobietą, mogę ubierać się we fiolety.

Mogę chodzić w czerwonym kapeluszu, w którym mi nie do twarzy.
Emeryturę przepuszczać na brandy i koronkowe rękawiczki,
I satynowe sandały, i mówić „nie mam pieniędzy na masło”.
Usiąść na chodniku, gdy jestem zmęczona.
Podjadać próbki w sklepach, uruchamiać alarmy.
Wsadzać laskę między sztachety parkanów,
Robić to, czego nie wolno było robić w młodości.
Wyjść w kapciach na deszcz
Zbierać kwiaty w ogrodach sąsiadów.
I nauczyć się spluwać.
Mogę nosić okropne koszule i tyć, ile chcę.
Zjeść trzy kilo kiełbasy na raz
Lub przez tydzień jeść tylko chleb z piklami.
Zbierać i długopisy i ołówki i etykiety i skarby trzymać w pudełkach.

Ale teraz muszę nosić dopasowane ubrania,
Płacić czynsz, nie przeklinać publicznie,
Dzieciom dawać dobry przykład.
Jadać kolację z przyjaciółmi, czytać gazety.

Choć może powinnam już teraz poćwiczyć?
By ludzie, którzy mnie znają, nie byli zbyt zaskoczeni,
Gdy jako stara kobieta zacznę nosić fiolety...

Oryginał angielski napisała Jenny Joseph.
(Wydawca: Sandra Martz, Papier Mache Press, 1987)

czwartek, 17 października 2013

Świat wokół nas ...

Nie będę ukrywać - jestem profesjonalnym pieszym. Nie piechurem, pieszym. Przemierzam świat (swój mały świat) piechotą. Niezbyt lubię zbiorową komunikację, tramwaje, autobusy. Niechętnie korzystam z okazji bycia podwiezionym, gdyż nie lubię nerwicy natręctw kierowców, ich korkowej fobii, wiecznego udowadniania: „jestem sprytniejszy, zdążę, wyprzedzę, nie dam się wyminąć, nie puszczę...”. No cóż, motoryzacja to nie mój świat, zatem prawdopodobnie nie rozumiem potrzeb zmotoryzowanych. Mimo to rozumiem potrzebę budowania nowych, lepszych dróg, remontowania ich, byśmy mogli swobodnie przemieszczać się.

Na co dzień jednak chodzę po mieście. Po osiedlach. Patrzę na świat wokół nas. Przyglądam się i potykam o różnego rodzaju bariery. I nachodzi mnie wątpliwość: czy to jeszcze jest świat dla człowieka? Czy po prostu odciskamy w naturze swoje ludzkie, zbiorowe szaleństwo?

Wszędzie pisze się, mówi się o aktywnej starości i aktywnych seniorach. Zaleca się spacery, chodzenie z kijkami, bieganie, jazdę na rowerze. Zaleca się bywanie wśród ludzi, spędzanie czasu na świeżym powietrzu. Ale gdzie to robić?


Opanowało nas zadziwiające szaleństwo wycinania drzew i krzewów. Urządzane są trawniki (w krótkim czasie pola wyschniętej darni) z kolorowymi kwiatkami lub krzewinkami, na których na ogół parkują samochody. Trawników nie wolno deptać, bo to przyroda (ale przede wszystkim, by nie niszczyć komunalnego majątku i uszanować pracę miejskich pseudo-ogrodników), nie wolno wprowadzać psów, bo brudzą. Każdy zakątek dzikiej natury zastępowany jest czymś, co nazywamy skwerem, wybrukowanym placem z kilkoma donicami na dogorywające roślinki. Placem zabaw, który dość szybko zmienia się w miejsce zgromadzeń smakoszy piwa. Ale najczęściej parkingiem. Wokół naszych bloków w zasadzie nie ma już podwórek, są parkingi. Ogródki wokół jednorodzinnych domków to oazy na pustyni. Tyle, że przystrzyżone jak pudle.

Ptaków nie wolno dokarmić, bo pstrzą na samochody. Kotów nie dokarmiamy, bo jesteśmy wielbicielami psów. W zasadzie tylko szczury mają się z nami dobrze, bo nasza rewolucja śmieciowa sprawiła, że śmieci są wszędzie.

Na razie wszędzie drogi w budowie, albo w remoncie. Ale w przyszłości piękne szerokopasmowe ulice, drogi rowerowe, wylane betonem lub asfaltem chodniki. Jasno oświetlone wielkimi latarniami i potężnymi reklamami. Wszystko zgodnie z najnowszymi, europejskimi normami. Czy tylko ja ciągle dostrzegam, że krawężniki stanowią barierę nie dla samochodów, ale dla pieszych? Że nadal łatwiej zbudować schody niż platformę, że podjazd na wózek inwalidzki jest wyjątkowo wąski i zazwyczaj po niewłaściwej stronie wejścia? Że nawierzchnia nie przepuszcza wody i nawet słaby deszcz zmienia chodnik w potok? Narzekamy na koleiny w jezdni, a czy ktoś widział równo położony chodnik?

Ważne jest, by kierowcy mogli sunąć swoimi samochodami szybko i płynnie. Samochody są coraz lepsze i droższe, coraz droższe też paliwo, nie powinniśmy narażać kierowców na zbędne wydatki. Pięknie wyglądają trzypasmowe ulice, oświetlone, bez - zasłaniających perspektywę i reklamy - drzew na poboczu. Ale czy przejście przez taką ulicę mogłoby nie przypominać przeprawy przez Morze Czerwone? Światła usprawniają ruch i gwarantują bezpieczeństwo, ale dwu, trzy, czteroetapowe przejście dla pieszych ułatwieniem nie jest. Pieszy także gdzieś spieszy…

Cudownym odkryciem jest rower. I rowerzyści w różnym wieku cieszą oko. Ale czy można by między jezdnią, drogą dla rowerów, a trawnikiem, urządzić ścieżkę spacerowicza? Być może jest, ale tak wąska, że ciągle komuś trzeba ustępować miejsca.

Jesteśmy cywilizowanym krajem i wiele serca okazujemy niepełnosprawnym (bez przesady oczywiście, bo jesteśmy także biednym krajem z coraz większym gronem milionerów). Urzędnicy – szczególnie w miastach – tworzą wiele raportów, jak dobrze żyje się inwalidom. Ale zastanawiam się, jak ustawić się wózkiem na przystanku autobusowym, jeśli między jezdnią a wiatą przystankową wyznaczono drogę rowerową?

Budujemy ponoć lepszy świat, a ja widzę blokowiska, ogrodzenia, parkingi i ulice, przez które trzeba się przeprawiać. Smutne skwery z pożółkłą trawą i kwiatami, których nikt nie podlewa? Gdzie zażyć ciszy i świeżego powietrza? Idąc wzdłuż ogrodzenia kondominium, za którym rosną na ogół iglaki?
Hałas, spaliny, brudne ulice, oto „świeże powietrze” dla seniora.

Jako dzieciak, po lekcjach, biegałem z kolegami do lasu, nad rzeczkę. Z psem, który mógł swobodnie pobiegać. Dziś, dzieci bawią się na placach budów. Do lasu nie pójdą, bo tam grasują krasnale, albo las jest wysypiskiem śmieci, dla okolicznych zamożnych, kulturalnych, jakże cywilizowanych właścicieli podmiejskich nieruchomości.

Starszy człowiek może jedynie przemieszczać się od punktu A do B, od lekarza do apteki, z domu do sklepu. Może wyprowadzać psa na smyczy, lawirując między samochodami. Jak się zmęczy, nie ma gdzie przysiąść, bo ławeczki to kosztowna inwestycja dla gminy.

Jesień to bardzo piękna pora roku. Barwna, spokojna, cicha. Tak ją pamiętam sprzed lat…

Nie ... całkiem serio

Gdy staruszką już będę, zamieszkam u dzieci,
by wiedziały, że są dla mnie najważniejsze w świecie.
Chcę zwrócić im radość, którą mi sprawiły,
aby je uszczęśliwić, oddam im każdy gest miły.
Czerwienią, bielą, błękitem ściany przyozdobię,
odciskiem butów na meblach ślad zostawię po sobie.
Opróżnię karton mleka i gdzie bądź zostawię.
Zapcham toaletę, czym ich setnie rozbawię.
Gdy będą pod telefonem i poza zasięgiem,
Wypalę sobie zioło, wciągnę puder rzędem.
Będą wygrażać palcem, potrząsać głowami,
pod łóżko się schowam znudzona ich krzykami.
Kiedy na obiad poproszą do stołu,
Nie zjem fasolki, nie ruszę rosołu.
Wypluję szpinak i mleko rozleję,
gdy się złościć będą, czym prędzej im zwieję.
Siedząc przed telewizorem będę przerzucać kanały,
Oczami zrobię zeza, by sprawdzić, czy się posklejały.
Ściągnę skarpetki i po kątach je rozrzucę
I nim dzień się skończy, błotem się ubrudzę.
A potem, w łóżku leżąc, westchnę głęboko,
i po krótkiej modlitwie, przymknę we śnie oko.
A dzieci moje podkradną się do sypialni drzwi
i cichutko jękną: "Taka słodka jest, gdy śpi. "

Wiersz Joanne Bailey Baxter w oryginale brzmi nieco inaczej, ale duch mojej polskiej wersji jest identyczny

środa, 16 października 2013

Zmarszczki ...



zdjęcie ©Salvatore Falcone pobrano z flickr.com

Kiedy jesteśmy dziećmi kochamy zmarszczki swoich babć i dziadków. Ich twarze wydają się takie spokojne i miłe. I mądre. I zawsze wiemy, jak babcia czy dziadek się czuje.

Jak wiele zalet dzieciństwa i ta umiejętność zanika z wiekiem. 

Zanim jednak zmarszczki zaczną nas przerażać, wprowadzją w naszym umyśle zamęt. Dlaczego?


Zmarszczki mogą utrudnić młodym ludziom odczytywanie emocji starszych osób, wykazały badania publikowane w Journal of Experimental Social Psychology.
W badaniu wzięło udział 65 studentów, którzy byli proszeni o przyjrzenie się twarzom wygenerowanym przez komputer. Były to twarze trzech mężczyzn i trzech kobiet, w różnym wieku – młode (19-21) i stare (76-83) – które wyrażały różne emocje: radość, smutek lub złość, część była emocjonalnie obojętna. Uczestników badania poproszono o rozpoznanie i ocenę wyrażanej emocji na skali od 1 do 7.

Badani uznali, że trudno im odczytać emocje na twarzy pokrytej zmarszczkami. Patrząc na twarze starszych ludzi najłatwiej rozpoznawali gniew, największy kłopot sprawiał im smutek. Szczęśliwe twarze starszych ludzi postrzegane były jako wykazujące mniej emocji niż twarze ludzi młodych.
Skąd to pomieszanie? Wyraz twarzy osób starszych postrzegany jest inaczej i mniej wyraźnie niż osób młodych. Być może dlatego, że zmarszczki mogą być źródłem mylnych sygnałów. Być może, łatwiej rozpoznajemy nastrój rówieśników.
"Gniew na starszej twarzy postrzegany jest jako mieszanka emocji” – twierdzi dr Ursula Hess, autor badań. "Oczywiste jest, że istotną różnicę w komunikowaniu się czyni, czy uważasz, że ktoś jest po prostu zły, czy jest zarówno zły i smutny. "

Osoby starsze mają więcej życiowego doświadczenia. Dr Hess twierdzi, że wyniki byłyby zupełnie inne, gdyby uczestnicy badania byli w wieku do starszych twarzy.  Wraz z dojrzewaniem nabywamy doświadczenia w odczytywaniu emocji innych ludzi. Mimo, że sygnały na starzejącej się twarzy są mniej czytelne, i my z wiekiem uczymy się je rozpoznawać. Zwykle, emocję odczytujemy także z innych sygnałów – postawy, ruchu - których na zdjęciu nie widać.
Obserwuje się, że twarze ludzi, którzy odmłodzonych przez chirurga plastycznego, po liftingu, korekcie powiek, leczeniu wypełniaczami zmarszczek, oceniane są jako jaśniejsze i bardziej wyraziste emocjonalnie.
 

Od T. - Co się liczy w życiu?


„Masz tyle lat, na ile się czujesz”, słyszałam to setki razy.  Znam osoby, które nigdy nie były młode. Zawsze trochę w tyle za aktualną modą, z ponad czasową fryzurą, poważnie kroczyły po szkolnym korytarzu, nie wdając się w flirty ze starszymi kolegami. Nie odpisywały prac domowych, a wagary budziły w nich autentyczne przerażanie.


Ostatnio spotkałam jedną z takich moich dawnych koleżanek. Właściwie się nie zmieniła. Taka sama fryzura, rozkloszowana bura spódnica i wygodne buty w stosownym kolorze. Uściskałyśmy się serdecznie. Po chwili wiedziałam wszystko o chorobach, jakie gnębią całą jej rodzinę. Ponarzekała na upływ czasu, na niskie zarobki – ogólnie trochę na wszystko.
– A co robią twoje dzieci ? – spytałam, bo zawsze mnie interesuje, co też z tym następnym pokoleniem, któreśmy powołali na świat.
– Marysia studiuje grafikę we Włoszech, a Andrzej wyjechał do Stanów i też studiuje coś dziwnego, z czego na pewno nie będzie pieniędzy.
– To fantastycznie! – Obywatele świata, będą zajmować się sztuką, szczęściarze! Przynajmniej nie będą dreptać z teczuszką przez pięćdziesiąt lat do biura i z powrotem – zakrzyknęłam zachwycona.
Moja koleżanka spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Żartujesz? Kto z tego wyżyje? Powinni skończyć porządne studia i mieć zawód, po którym można dostać pracę, – dodała z naganą w głosie.
– Co ty! Świat się zmienia, liczy się twórczość, niebanalne myślenie, kreatywność – przekonywałam ją z entuzjazmem.
– Zawsze miałaś pstro w głowie, nie gniewaj się – powiedziała z westchnieniem. – Lecę, bo Tosiek wraca z pracy i muszę nastawić ziemniaki – dodała przepraszająco.

Patrzyłam, jak się oddala ciężkim krokiem, przygarbiona, jakby cały świat zwalił jej się na głowę…
T.

wtorek, 15 października 2013

Elegancja na jesień ... życia

Któż z nas nie lubi się dobrze czuć?

Wiadomo, na samopoczucie duży wpływ ma to, jak wyglądamy. No i tak po ludzku, lubimy być eleganccy. Tylko, co to dziś znaczy?

Szczególnie, gdy zaczynamy myśleć o latach wypisanych na naszej twarzy.
Po 50-tce panowie częściej niż kiedyś wdychają głęboko powietrze, wypinając tors. Z wiekiem żwawiej ustępują miejsca w autobusie młodej i eleganckiej kobiecie. Prężą grzbiet i muskuły, by zademonstrować swą krzepkość i zwinność… Nie na darmo mądrość ludowa mówi: „mężczyzna się nie starzeje, staje się bardziej interesujący”.
Ale jakoś trudno sobie wyobrazić, by przyodziany w dres lub jeansy i t-shirt męźczyzna rzucił: „my name is Bond, James Bond”…

Po 50-tce panie częściej niż kiedyś przyczesują włosy, obciągają sukienkę na biodrach, delikatnie gładzą twarz. I ukradkowymi spojrzeniami sprawdzają, czy mężczyźni się jeszcze oglądają…
I choć nikt nie wyobraża sobie dziewczyny Bonda po 50-tce, to zawsze jest nadzieja.

Zatem elegancja. Na co dzień. Odpowiednio do miejsca i czasu… Zatem krój, styl i kolor.

I od razu przyszedł mi do głowy list od J. (J. jest stylistką, która świat postrzega kolorami):

Dzień Nauczyciela. Zostałam zaproszona na uroczystość ślubowania pierwszych klas w szkole podstawowej. Podniosła atmosfera, dzieci przejęte, ubrane w odświętne stroje szkolne (biała bluzka, koszula i czarne spódniczki lub spodnie) i widownia składająca się z nauczycieli, rodziców, babć, dziadków i innych dorosłych członków rodziny. Zwróciłam uwagę na strój jednej z babć - czarny żakiet z mocno zaznaczoną linią ramion; taki, jaki u części z nas wisi w szafie - klasyczna, ponadczasowa elegancja. Gdy zobaczyłam twarz tej babci stwierdziłam, że jest zapewne niewiele starsza ode mnie, ale ten strój i ta czerń w piękny słoneczny dzień… Gdzieś kiedyś przeczytałam, że nie powinno się wracać do strojów, które wcześniej się już nosiło. Moda sięgając do cech stylistycznych ubiegłych dziesięcioleci, daje przyzwolenie na fasony, które od dawna wiszą w naszych szafach, i to niejedną z nas kusi. W tych rzeczach jednak świetnie będą wyglądały nasze młodsze córki lub wnuczki, nam natomiast życie dopisuje lat i przepisują z grupy kobiet dojrzałych do babciowatych… I nagle w swojej własnej kreacji wyglądamy nieco z innej epoki. I jesteśmy odrobinę bardziej babcią niż wynika to z metryki, bardziej niż to konieczne.
Uroczystość zakończyła się kolorowo, bo na stołach czekały na świeżo upieczonych pierwszaków i ich opiekunów ciasta z różnobarwnymi galaretkami. „Czarna” Babcia zdjęła żakiet i zasiadła do jedzenia w pomarańczowozielonej bluzce… Nic już nie zakłócało wesołości złotojesiennego dnia.
J.
Szanowne Babcie, nie wierzcie w niewinność swoich wnuków. Nawet tych z klas pierwszych. Oni także cieszą się, gdy koledzy krzykną: „hej, twoja babcia to laska…”.




źródło zdjęcia: Wikimedia

Jak się unieszczęśliwić?

Czy każdy z nas musi być wesołym staruszkiem? Czy gdzieś zapisano, że musimy być szczęśliwi? Czy nie mamy już prawa do bycia nieszczęśliwym?

No cóż, starzenie się jest zjawiskiem naturalnym i nieuniknionym. I rzeczywistym na poziomie komórkowym. Ale… może trwać bardzo długo.
A starość, która jest efektem tego procesu, może okazać się okazją do realizacji marzeń, spędzania czasu w towarzystwie przyjaciół. Czasem pięknej, złotej – polskiej – jesieni, babim latem, która przechodzi w łagodną białą zimę… Bez pluchy, błota, zawiei, chłodu i dojmującego przygnębienia.

Niestety, najczęściej, starzenie towarzyszy nam niepostrzeżenie. Jest przez nas ignorowane. Bojkotowane. Wydaje się nam, że właśnie jesteśmy u szczytu swoich sił i możliwości. Mamy pozycję, wiedzę, doświadczenie. Musimy tylko trochę popracować, a zawojujemy świat.
Zamiast spacerować, biegniemy. Zamiast delektować się, połykamy. Zamiast rozmawiać, mówimy.
I sądzimy, że wszyscy wokół rozumieją, że mamy rację, bo jesteśmy…

Dopiero po chwili uświadamiamy sobie, że nie czujemy się szczęśliwi. Gdy nasz anioł stróż podstawi nam nogę i zawał, mały udar, jakiś wrzód, po prostu kuksaniec od starzenia się przypomni nam o obecności towarzysza…

Jeśli natomiast prowadzimy świadome życie i czuć się nieszczęśliwym do głębi, by nasza starość była do cna dotkliwa, wystarczy sobie po 50-tce powtarzać na co dzień:


1. Muszę być doskonały i nie mogę się pomylić.
2. Zawsze muszę mieć wszystko pod kontrolą.
3. Musi mi się udać, nie stać mnie na porażkę.
4. Muszę zdobyć sympatię i aprobatę innych ludzi.
5. Po prostu nie radzę sobie ze stratą, tracą tylko frajerzy.
6. Życie zawsze musi być fair.
7. Ludzie powinni zawsze robić to, czego od nich wymagam.
8. Wszystko musi być w należytym porządku.
9. Życie powinno być łatwe.
10. Inni powinni docenić rzeczy, które dla nich robię.
11. Ci, którzy sobie nie radzą – gorsi - "powinni znać swoje miejsce w szeregu".
12. Jestem ofiarą przeszłych lub obecnych okoliczności mojego życia.

poniedziałek, 14 października 2013

Starość ma też dobre strony ...


zdjęcie starseeds flickr.com

Starość ma też swoje dobre strony.

Zapominamy o pewnych sprawach. Rzeczy, których się wstydzimy w duchu, nikną w mgle wieku.
Czasami zresztą warto zmówić modlitwę starości:

"Boże, obdarz mnie starością,
abym zapomniał ludzi, których nigdy nie lubiłem,
i bym przebywał z tymi, których lubię,
i mądrością, abym mógł odróżnić jednych od drugich..."


Nie tylko na pobudzenie ...



Wielu z nas nie wyobraża sobie przebudzenia bez filiżanki mocnej kawy. Intensywna praca także wymaga wspomagania. A potem jeszcze filiżanka na deser.


I tak jest na całym świecie.


Aby odkryć, czy kawa szkodzi, czy też można ją pić bez ograniczeń, w ciągu ostatnich lat przeprowadzono około 18.000 badań. Najnowsze z nich są pomyślne dla wielbicieli napoju. 
Okazuje się, że zalet kawa ma więcej niż wad.
Wydaje się, że bez szkody dla organizmy można wypić od 2 do 4 kaw dziennie. 
Choć lepiej pić kawę niesłodzoną. 




Kawa może też korzystnie wpływać na nasze zdrowie.

1. Umiarkowane picie kawy - od 1 do 5 filiżanek dziennie - może zmniejszyć ryzyko wystąpienia demencji i choroby Alzheimera, jak również choroby Parkinsona, wskazują badania. To dlatego, że kawa zawiera antyoksydanty, które zapobiegają uszkodzeniom komórek mózgu i zwiększają przepływ neuroprzekaźników zaangażowanych w funkcje poznawcze. Wstępne badania wykazały, że wzrost spożycia kawy (lub mocnej herbaty) jest skorelowany ze spadkiem występowania glejaka (postać nowotworu mózgu). Niektórzy badacze przypuszczają, że zawarte w kawie związki mogą aktywować w komórkach białka odpowiedzialne za naprawę DNA i zapobiegają uszkodzeniom DNA, które są przyczyną tworzenia się komórek nowotworowych.
2. Badania pokazują, że można łączyć częste spożycie kawy (4 filiżanek dziennie lub więcej) z obniżeniem ryzyka zachorowania na cukrzycę typu 2. Naukowcy podejrzewają, że przeciwutleniacze zawarte w kawie -  kwas chlorogenowy i kwinidyna - zwiększają wrażliwość komórek na insulinę, co pomaga regulować poziom cukru we krwi.
Większość badań nie różnicowała efektu dla spożycia kawy z kofeiną i bez kofeiny, jednak niektóre z nich wskazują, że kofeina może osłabić wrażliwość na insulinę.
3. Niektóre badania pokazują, że osoby pijące kawę umiarkowanie (1 do 3 filiżanek dziennie) mają niższe ryzyko dostania udaru niż osoby niepijące kawy.
Antyoksydatny zawarte w kawie tłumią stan zapalny, który jest szkodliwy dla tętnic. Niektórzy badacze przypuszczają, że związki te zwiększają aktywację tlenku azotu - substancji, która rozszerza naczynia krwionośne, a tym samym obniża ciśnienie krwi. Jednak większość zgadza się, iż nadmierne spożycie kawy (ponad 5 filiżanek dziennie) wiąże się z wyższym ryzykiem zapadalności na choroby serca. Naukowcy uważają, że kofeina w byt dużej dawce sabotuje działanie przeciwutleniaczy.
4. Niektóre z badań wskazują, że u osób pijących dużo kawy notuje się mniejszą zachorowalność na marskość wątroby i inne choroby wątroby. Analiza dziewięciu badań wykazała, że wypijanie kawy o 2 filiżanki dziennie więcej niż zwykle wiązało się z niższym – o 43% - ryzykiem raka wątroby. Prawdopodobne jest, że kofeina, antyoksydanty, kwas chloro genowy zapobiegają zapaleniom wątroby i hamują powstawanie i rozrost komórek nowotworowych.

Kawa ma też swoje wady.

1. Jeśli jesteś wrażliwy na kofeinę, w dużych dawkach może ona powodować drażliwość lub niepokój („duża dawka” to kwestia osobnicza). Kofeina blokuje część mózgu odpowiedzialną za sen i relaks. Wiąże receptory adenozyny receptory w komórkach nerwowych, nie pozostawiając miejsca dla adenozyny, przez co zwiększa się aktywność komórek nerwowych, a naczynia krwionośne zwężają się – przez co można odczuwać szum kofeinowy (drażliwość lub dreszcze).
Oczywiście, jeśli kofeina spożywana jest codziennie, organizm to uodparnia się na jej działanie i szok ustępuje. Ale to oznacza, że aby wywołać efekt pobudzenia, trzeba będzie wypijać coraz więcej kawy.  Organizm, dostosowując się, będzie tworzył coraz więcej receptorów adenozyny i stanie się na nią bardziej wrażliwy. Przez co, kiedy pewnego dnia nie wypijesz kawy, możesz mieć objawy odstawienia, takie jak skrajne zmęczenie, bóle głowy, łupania (spowodowane zwężeniem naczyń krwionośnych)
2. Jeśli masz problemy ze snem, lepiej pić mniej kawy lub pić ją tylko rano. Na ogół potrzeba około 6 godzin, by organizm pozbył się kofeiny (choć to zależy od osobniczej wrażliwości). Kawa wypijana wieczorem może „kraść” sen lub pogarszać jakość wypoczynku. Efekt ten może nasilać się z wiekiem.
3. Kawa gotowana lub niefiltrowana (parzona we francuskiej prasie lub w stylu tureckim) zawiera wyższe poziomy kafestolu, związku który zwiększa stężenie we krwi cholesterolu LDL („złego” cholesterolu).

(tekst na podstawie http://www.eatingwell.com; zdjęcie sxc.hu) 

niedziela, 13 października 2013

Całkiem serio.


zdjęcie fsavian z flickr.com

Czas przemija i na ogół tego nie zauważamy. Mamy pracę, rodzinę, dzieci.

Mamy ambicje, marzenia.

Unosimy się na fali obowiązku. Nie zauważamy, że coś w nas przemija z czasem...

Starzejemy się i walczymy ze starością. Aż pewnego dnia doświadczamy chwili... 

Doświadczamy życia - zbyt późno.

Zatrzymajmy się. Spróbujmy dostrzec liść w ścianie lasu...

Od T. - Przemija czas...

Kiedy byłam małą dziewczynką, co roku podczas wakacji jeździłam na obozy pływackie. Pamiętam, jakie potężne wrażenie wywierały na mnie słowa piosenki niezmiennie śpiewanej na zakończenie turnusu:
„Upływa szybko życie, jak potok płynie czas,
 za rok, za dzień, za chwilę, razem nie będzie nas.
 I nasze młode lata upłyną szybko w dal,
a w sercu pozostanie tęsknota, smutek, żal.

Nie bardzo rozumiałam, o co właściwie chodzi, ale czułam ten żal, tę jakąś grozę nieuchronności, ten lęk przed przemijaniem, o którym wtedy nie miałam pojęcia.

Dzisiaj w codziennym pędzie życia, w troskach i radościach życia codziennego mało jest czasu na refleksję, po co właściwie żyjemy? Trzeba wychować dzieci, zarobić pieniądze, skończyć jakiś kurs, pójść do fryzjera, dentysty.

I nagle dziecko się żeni. Mój dopiero co maleńki synek stoi przed ołtarzem z kobietą, której przysięga miłość.

Przecież dopiero co to ja tam stałam, drżąca i wzruszona, mówiąc te same słowa do mężczyzny, z którym jestem do dziś. Kiedy upłynął ten czas? To niemożliwe, że to już. Dopiero co prowadziłam synka do przedszkola, powstrzymując łzy na widok jego wygiętej w podkówkę buźki . Niezmiennie płakałam na każdej uroczystości z okazji Dnia Matki, kiedy synek z wypiekami na policzkach recytował wierszyk ze wzrokiem wbitym w ziemię. Urodziny, święta, matura.

Życie moje? Nie moje? Czasem wydaje mi się, że to wszystko mi się śniło. Czy to ja urodziłam i wychowałam troje dzieci? Kiedy? Jak to zrobiłam?

Po ślubie syna ogarnęło mnie poczucie nierealności, jakby życie moje przeżył ktoś inny…

Wróciły do mnie słowa starej piosenki – banał. Życie.

Próbuję żyć wolniej, dotykać życia, cieszyć się drobiazgami, zatrzymać, zatrzymać czas…

Twoja T.

sobota, 12 października 2013

Nie ... całkiem serio


zdjęcie Shutterstock

 

Starość nie jest wesołym okresem w naszym życiu. Wesoły staruszek to głównie bohater piosenki.

Wiele osób - w starości - nie dostrzega nic wesołego, nie uśmiechają się zatem.

Wielu nie jest do śmiechu.

Są też takie, które boją się śmiać, bo tworzą się zmarszczki...

Ale śmiech, humor, pogoda ducha to najlepsze lekarstwo na starzenie się. 

Uśmiechaj się - nawet do swoich problemów. Uśmiech potrafi oświetlić strony i możliwości, których zwykle nie dostrzegasz.

Co z nami będzie? Od T.

Od czasu do czasu chodzę do domu opieki dla staruszków, aby odwiedzić mamę mojej koleżanki. Ma chorobę Alzheimera i żyje we własnym, całkowicie zamkniętym świecie. W tym samym domu opieki ostatnie dni życia spędziła moja babcia. Napatrzyłam się tam na najsmutniejszy aspekt starości, starości bezradnej, odizolowanej od świata, zamkniętej w strzępkach przeszłości, pogrążonej w ciemnościach. To nie jest dom dla ludzi samotnych. Pobyt w nim wcale nie jest tani (około 2000 tysięcy złotych miesięcznie), więc nie wszystkich na to stać. Do większości staruszków przychodzą rodziny, do niektórych codziennie. Są to wizyty podyktowane jedynie poczuciem przyzwoitości, bo staruszkowie i tak nie zdają sobie sprawy, kto i po co przyszedł. U wielu z nich zauważyłam misie, do których coś tam szepczą, kiwając się w rytm swoich myśli.

Podobnie jest w szpitalach. Kiedy odwiedzałam teściową, nie dostrzegłam żadnego pacjenta poniżej sześćdziesiątki.

Moja znajoma, która nieszczęśliwie upadła i nie może pracować, termin badania tomografem ma wyznaczony za pół roku.

Mam wiele współczucia dla starości, ale nie mogę też ukryć swojego przerażenia. Mam wrażenie, że wszystkie siły i pieniądze płyną na leczenie i opiekę staruszków. Jaka przyszłość nas czeka?
Kto zapłaci za nasze leczenie, przecież starych ludzi będzie przybywać…

Dzięki nowoczesnej medycynie żyjemy coraz dłużej, co z tego, że jest to często życie jedynie już biologiczne. Moja babcia (98 lat) miesiąc przed śmiercią zachorowała na zapalenie płuc. Młody lekarz wyleczył ją z tego, nie ukrywając dumy. Babcia nie miała już kontaktu ze światem, umarła miesiąc później. Nie chcę powiedzieć, że lekarz nie powinien jej leczyć, wszak to jego zawód, ale pytania pozostają. Co ze mną będzie, gdy mój mózg będzie odbierał wyłącznie bodźce biologiczne?

Przecież nikt mnie zapyta, czy chcę tak żyć…

Kiwać się całymi dniami, tuląc misia, w ciemnościach…

A co, jeśli nie będzie nas stać na opiekę?
Te pytania krążą, podobno istnieją portale, na których ludzie wymieniają się informacjami, jak dobrze (bezboleśnie) umrzeć…

Pamiętam baśnie, w których bardzo starzy ludzie najbardziej cierpieli, bo nie przychodziła po nich śmierć. W baśniach jest wiele mądrości, więc może warto o tym rozmawiać…
T.

piątek, 11 października 2013

Nie ... całkiem serio






Starość to dziwny okres w naszym życiu. Wszyscy wokół patrzą na nas z niepokojem. Słuchają, ale niezbyt zainteresowani naszą opowieścią. Niby są obok, ale wypatrują czegoś bardzo daleko.
I zawsze się spieszą, są tak zajęci życiem, że chwila z nimi jest trudna do zniesienia...
No i jeszcze to odbicie w lustrze - ta niemal obca twarz, w której z trudem dostrzegamy podobieństwo do siebie. Do osoby, którą się czujemy...
Bo czujemy się tacy młodzi i mamy tyle do powiedzenia...
Gdzie się podziali ci wszyscy, którzy zabiegali o nasze względy?
Nawet najgorsza Matka Natura jest lepszym rodzicem niż Ojciec Czas....


Zdrowe jedzenie zwalnia bieg czas...

To, co jemy wpływa na nasze zdrowie.

Codzienny posiłek może dostarczać nam energii, ale może też utrzymywać w zdrowiu serce, skórę oraz zachować odpowiednią masę ciała. Aby tak się działo, spełnione muszą być dwa warunki.

Po pierwsze - dieta musi być bogata w błonnik, pełna warzyw i owoców, białka i zdrowych tłuszczy. To pomaga poczuć sytość wcześniej i jednocześnie przyjąć mniej kalorii, a tym samym utrzymać w ryzach swoją wagę.

Po drugie – dieta powinna zawierać przeciwutleniacze, witaminy i minerały.

 



Aby nasze ciało utrzymać w dobrej kondycji należy wzbogacić codzienną dietę o 5 produktów.

1. Zielona fasola
Spożywanie zielonej fasoli i innych jarzyn o wysokiej zawartości błonnika, pozwala uniknąć przybierania na wadze, a nawet wspomaga odchudzanie bez stosowania specjalnej diety - sugerują badania publikowane w Journal of Nutrition.
Naukowcy odkryli, że kobiety, które zwiększyły spożycie błonnika traciły na wadze, podczas gdy kobiety, które pozbyły się z diety błonnika, przybierały na wadze. Naukowcy ustalili prosty wzorzec odchudzania: dodawanie do posiłku 8 g błonnika na każde 1000 kalorii spowodowało utratę około 4 i 1/2 kg w krótkim czasie. Jeśli spożywasz dziennie 2000, powinieneś zwiększyć ilość błonnika w swojej diecie o 16 gramów. Maliny, ciecierzyca i truskawki mogą ci pomóc w najedzeniu się do syta i nie przytyć.
2. Łosoś
Kwasy tłuszczowe omega-3 kwasy, w które obfitują tłuste ryby, takie jak łosoś czy tuńczyk, może zwiększyć odporność twojej skóry na promieniowanie UV. Z badań opublikowanych w American Journal of Clinical Nutrition, wynika, że u osób, które więcej niż 150 gram ryb tłustych ryb w tygodniu, zauważono o 30% mniej zmian przedrakowych skóry. Badacze uważają, że kwasy omega-3 działają jak tarcza, chroniąc ściany komórek przed uszkodzeniami wywołanymi przez wolne rodniki.
3. Jagody
Jedzenie filiżanki mieszanych owoców jagodowych (np. czerwone maliny, truskawki, jagody) dziennie przez 8 tygodni, powodowało zwiększenie poziomu HDL („dobrego” cholesterolu) i obniżało ciśnienie krwi – dwie dobre wiadomości na naszego serca. Wykazały to badania publikowane w American Journal of Clinical Nutrition.
Szeroki zakres polifenoli - wspomagających zdrowie związków roślinnych - które zawierają antocyjany i kwas elagowy – jest przyczyną tych korzystnych zjawisk.
4. Arbuz
Badania wykazują, że jedzenie owoców, które są pełne wody, na przykład arbuza, pomaga utrzymać poczucie sytości przy spożywaniu mniejszej dawki kalorii (co ciekawe, picie czystej wody nie daje tego efektu). Arbuz zawiera 92% wody, jest dobrym źródłem witaminy C. Jego czerwona odmiana (są jeszcze pomarańczowe lub żółte) ma też sporą ilość likopenu - przeciwutleniacza - który chroni przed chorobami serca i niektórymi rodzajami raka. Inne warzywa zawierające głównie wodę to m.in.: ogórki (95%), sałata (90%) i truskawki (91%).
5. Pomidory
Należy jeść produkty zawierające duże ilości witaminy C, takie jak pomarańcze, pomidory, truskawki i brokuły. Wszystkie są źródłem substancji wygładzających skórę.
Badania publikowane w American Journal of Clinical Nutrition łączą młodzieńczy wygląd skóry z witaminą C. Wyniki sugerują, że zwiększone spożycie witaminy C z naturalnych produktów wiąże się z obniżeniem skłonności skóry do wysuszania się i powstawania zmarszczek, typowych objawów starzenia się, szczególnie u kobiet.
Witamina C jest silnym przeciwutleniaczem, ale też wspomaga syntezę kolagenu i powstrzymuje jego związany z wiekiem ubytek.

(tekst na podstawie http://www.eatingwell.com; zdjęcia pixabay.com, sxc.hu)  

czwartek, 10 października 2013

Przeciw zamrszczkom...



Starzenie najszybciej ujawnia się na skórze. Szczególnie, gdy lubimy wystawiać się na słońce. Używamy filtrów, ale one chronią tylko przed promieniowaniem UV. Proces starzenia niestety postępuje. Pojawiają się zmarszczki i już wiadomo – młodość przeminęła.


Kilka powszechnie dostępnych produktów spożywczych może odżywić skórę i zahamować starzenie, lepiej niż najdroższy krem.



1. Truskawki
Filiżanka truskawek dostarcza około 150 procent zalecanej dziennej ilości witaminy C. Spożywanie produktów bogatych w witaminę C zapobiega związanemu z wiekiem wysuszaniu skóry i powstawaniu zmarszczek – wskazują badania publikowane w American Journal of Clinical Nutrition w 2007 roku.

2. Pomidory
Pomidory – dzięki zawartemu w nich likopenowi i karotenoidom - mogą pomóc utrzymać gładką skórę.
W badaniu publikowanym w 2008 roku w European Journal of Pharmaceutics and Biopharmaceutics naukowcy odkryli, że z 20 osób badanych, gładszą skórę miały osoby, które miały wyższe stężenie likopenu w skórze. Spożywanie dużej ilości likopenu chroni skórę przed poparzeniem słonecznym. W jednym z badań, w którym uczestnicy zostali wystawieni na promieniowanie UV, prawie 50% mniej zaczerwień na skórze miały osoby, które jadły 2 i 1/2 łyżki koncentratu pomidorowego (lub wypijały 1 i 2/3 szklanki soku z marchwi) na dobę, jako uzupełnienie ich regularnej diety, przez 10 do 12 tygodni.
Co ciekawe – badanie pokazało, że suplement likopenu lub likopen syntetyczny nie są tak skuteczne jak naturalny. Osoby, które zażywały suplementy ulegały poparzeniu słonecznemu tylko nieznacznie rzadziej. Być może, nie sam likopen, ale także to, co mu towarzyszy w owocach jest istotny dla skóry. Prawda, że skórka pomidora nie marszczy się…
Likopen zawierają również różowe grejpfruty, marchew, arbuz , guawa i czerwona papryka.

3. Tofu
Tofu i inne produkty sojowe – edamame, mleczko sojowe - może przyczynić się do ochrony skóry, bo zawierają izoflawony. W Journal of the American College of Nutrition opublikowano badania, z których wynika, że myszy karmione izoflawonami i narażone na promieniowanie ultrafioletowe miały mniej zmarszczek i gładszą skórę niż myszy, które były narażone na promieniowanie UV, ale nie dostawały izoflawonów. Przypuszcza się, że izoflawony zapobiegają rozpadowi kolagenu ujędrniającego skórę.

4. Tuńczyk
Tuńczyk, a także łosoś i sardynki, bogate w kwasy omega -3, pomagają zachować młodzieńczy wygląd skóry i chronią przed rakiem skóry.
Okazało się, że EPA (kwas eikozapentaenowy), jeden z tłuszczów omega- 3, pomaga zachować w skórze kolagen, które utrzymuje jej jędrność.
Zaś EPA w połączeniu z innym tłuszczem omega-3, DHA (kwas dokozaheksaenowy ), pomaga zapobiegać nowotworom skóry, zmniejszając stany zapalne związki, które mogą przyczyniać się do wzrost guza.
Staraj się jeść dwie porcje tłustych ryb tygodniowo, gdyż kwasy omega-3 są dobre nie tylko dla skóry, ale także dla serca.

5. Kawa
Picie jednej filiżanki kawy dziennie może zmniejszyć ryzyko zachorowania na raka skóry. W European Journal of Cancer Prevention, opublikowano wyniki badania ponad 93000 kobiet. Badania te pokazały, że picie jednej filiżanki kawy dziennie o około 10 procent zmniejsza ryzyko zachorowania na raka skóry niebędącego czerniakiem. Ryzyko zmniejsza się jeszcze bardziej, im więcej kawy wypijamy (do około 6 filiżanek dziennie).

6. Kakao
Najbardziej zaskakującym stwierdzenie dotyczy kakao, gdyż niektórzy lekarze twierdzą, iż czekolada wywołuje trądzik. Jednak badania jednoznacznie wykazały brak związku między spożywaniem czekolady i problemami skórnymi, a niektóre rodzaje czekolady w rzeczywistości mogą być dla skóry pożyteczne.
Kakao zawiera flawonoid o nazwie epikatechina (zawiera go także herbata i czerwone wino). W Journal of Nutrition opublikowano wyniki badań 24 kobiet, które przez 12 tygodni codziennie piły napój bogaty w epikatechinę, a u których zauważono wyraźną poprawę tekstury skóry . Autorzy badań doszli do wniosku, że epikatechina powoduje lepsze ukrwienie skóry, zwiększając dopływ tlenu i składników odżywczych.

(tekst na podstawie http://www.eatingwell.com; zdjęcia pixabay.com, sxc.hu, Wikipedia)