sobota, 30 listopada 2013

Nie zapomnij mnie ... lektura obowiązkowa

Ona – Gretel, 75 lat, kiedyś dziennikarka telewizyjna, posługiwała się sześcioma językami, uczyła cudzoziemców niemieckiego, w młodości zaangażowana w politykę, feministka, interesuje się muzyką, gra na skrzypcach, silna osobowość, zorganizowana, skryta, ciepła. Matka Gretel przed śmiercią -  wieku 70 lat - cierpiała na chorobę Alzheimera.

On – Malte, 72 lata, emerytowany profesor, matematyk zajmujący się informatyką, sprawny fizycznie, przystojny, skłonny do romansu, choć odrobinę emocjonalnie wycofany, żyje we własnym świecie. Matka Malte, pomimo 90tki jest samodzielna, sprawna fizycznie i intelektualnie.

Oni – otwarte małżeństwo, od zawsze osobne sypialnie, troje dzieci, partnerzy w dyskusji, osobno spędzają urlopy, kiedyś radosny romans, który przerodził się w nawyk, przyzwyczajenie, oazę…

zdjęcie Adrian Stähli - kadr z filmu - www.againstgravity.pl/nie-zapomnij-mnie/


Prowadzisz spokojne, ułożone, bezpieczne życie. Nie jest nudne. Prowadzisz wykłady, zajmujesz się swoją pasją. Miewasz romanse. Ale obok siebie masz kobietę, z którą możesz rozmawiać. Może to nie jest już „wielka miłość”, może już żyjecie tylko obok siebie, ale nie zrezygnowałbyś z niej w żadnym wypadku. Masz z nią dzieci, które lubisz, może kochasz. Twojej uwagi nie zaprzątają banalne problemy, bo ta kobieta obok, twoja żona, świetnie sobie radzi z codziennością. Jest doskonałą matką, nie musisz się w nic angażować, możesz być kolegą dla swego syna. A jeśli tego chcesz, twoja żona cię wysłucha, zrozumie, a nawet rozbudzi twój umysł swoją inteligencją. Masz spokojne, udane życie.
Ale pewnego dnia zauważasz, że twoja żona gubi klucze, nie pamięta prostych i oczywistych spraw, zapomina o drobiazgach. Irytujesz się, nawet wpadasz w gniew. Chwilę później zaczynasz odczuwać lęk. Co dzieje się z twoim udanym życiem? Gdy żona jest coraz bardziej splątana, zauważasz, że wycofuje się z kontaktu z tobą. Nie masz już z kim porozmawiać, podzielić się swoimi problemami. Nie ma tego kogoś, kto zawsze cię wysłuchał. Gniew narasta i sam masz poczucie splątania, bo musisz zwracać uwagę na sprawy, którymi nigdy się nie zajmowałeś. Musisz się uczyć na nowo i to jakiś bzdur.
Czujesz się zagubiony i uczucie to narasta, gdy ona zapomina imion znajomych, krewnych, nawet najbliższych. Nie znajduje w pamięci nazw podstawowych przedmiotów. Gubi się na spacerze. Coraz bardziej się boi i wycofuje. Nie robi już tych wielu wspaniałych rzeczy, jest bierna, staje się niewyraźna, znika z twego świata. Twój świat się rozsypuje. Nie rozumiesz dlaczego.
Prosisz o pomoc fachowców, ale oni tylko uspokajają. To tylko depresja, to jeszcze nie demencja, jeszcze nie można mówić o alzheimerze. I dorzucają kilka niezrozumiałych terminów. Ty widzisz jedynie ciągle rosnącego potwora. Chciałbyś uciec, ale nie masz dokąd. Chciałbyś uciec, ale to byłoby złe. No i współczujesz jej. Przeraża cię to, co dzieje się z jej życiem, osobowością. Czujesz jej ból i strach.
Ale tak naprawdę to twoje życie obraca się w ruinę. Nie masz już czasu na swoją pasję, na sport, na spotkania z ludźmi. Zapominasz o tym uwodzicielu, którym kiedyś byłeś. Bo ona zapomniała jak się prowadzi dom, jak się gotuje, jak się je, połyka, wydala… Sama się już nie ubierze, sama nie pójdzie do toalety, sama się nie obróci na drugi bok w łóżku. I tak już będzie do ostatniej chwili… Tylko gorzej. Coraz bardziej będziesz sam.
Kochasz ją. Pamiętasz ją. Chcesz jej pomóc, zaopiekować się… Jak sobie z tym radzić? Medycyna czyni cuda. Możesz ją oddać do szpitala, domu opieki. Ale tu jest tylko pozycją w statystyce, pacjentem na łóżku, kolejnym – rutynowo wykonanym – zabiegiem. Jest tylko chorobą, wobec której niewiele można zrobić. Tu nie pamiętają jej z dawnych lat i nie myślą o jutrze. Interesuje ich tylko teraz, między 8.15 a 8.30. Nie rozmawiają z nią, bo po co. Nie pytają jej o zdanie, bo przecież i tak nie może mówić. No i oni wiedzą lepiej, choćby różnili się pomiędzy sobą w opinii. Będą ją podtrzymywać przy życiu, bo nie mogą pozwolić jej umrzeć. Będą czynić tak z obawy o opinię, nie z miłości. I będziesz mógł tylko patrzeć, bo cię odsuną, bo im przeszkadzasz w pracy…
Wszyscy rozumieją, że ona znika. Znika z życia. Twojego życia. I jej życie się kończy w ten przykry, ale nie bolesny sposób. Czy ktoś rozumie, że także twoje życie się kończy, choć nie dosłownie, to o wiele bardziej boleśnie?

***
Ona zachorowała na demencję, po długim czasie zdiagnozowano alzheimera i podjęto leczenie. On postanowił opiekować się nią do czasu, gdy będzie go rozpoznawać, pozostał do końca.
David Sieveking właśnie kończył swój pierwszy, ważny film, gdy dowiedział się, że jego matka ma prawdopodobnie demencję. Objawy wystąpiły parę lat wcześniej, ale nie wzbudziły niepokoju. Pomimo tego, iż u matki Gretel stwierdzono demencję przed śmiercią, lekarze długo nie potrafili postawić właściwej diagnozy. Problemy Gretel nie potwierdzały się w testach. Długi czas zatem sugerowano depresję. Niestety, pewnego dnia choroba zaczęła przyspieszać, a Gretel zapadała się w krainę cienia. Na premierze pierwszego filmu Davida już nie rozumiała sytuacji.
David Sieveking pomyślał, że aby pogodzić karierę z rodzinnymi problemami, najlepiej będzie, gdy nakręci film o chorobie swojej matki. Film bez końca, bo być może uda się go matce pokazać.

Filmowi towarzyszy papierowy reportaż „Nie zapomnij mnie”, w którym David Sieveking opisuje siebie, swoje życie i swoją matkę. A w opowieści syna, ta ciężko chora, cierpiąca kobieta pełna jest uroku, humoru i inteligencji. Jest po prostu piękną osobą, która powoli odchodzi, rozpływa się w mgle.
W drugim planie filmu i opowieści spotykamy Malte, ojca Davida. Kiedyś kumpla, kolegę, z pewnością nie autorytet w życiu syna, dziś czułego, delikatnego i kochającego opiekuna Gretel. Choć nie jest on bohaterem opowieści, to w miarę postępu choroby, gdy David traci matkę, zyskuje ojca. Dlatego książka nosi podtytuł: „O tym, jak moja mama straciła pamięć, a ja na nowo odkryłem rodziców”.

Reportaż napisany niezwykle przystępnie, bez zbędnego epatowania cierpieniem, bez patosu, wielkich słów, czy szokujących opisów, dotyka też bardzo bolesnych problemów. Kwestii finansowej – opieka nad chorym z demencją jest nie tylko trudna, ale przede wszystkim kosztowana. Kwestii bezradności opiekunów, którzy są lekceważeni przez służbę zdrowia, odsuwani emocjonalnie, redukowani przez tych, którzy niesłusznie wierzą, że mają moc. Jak choćby brak informacji, że podanie leku przeciwbólowego może nasilić objawy demencji, bo lek wyłącza ważne funkcje mózgu.
Kwestii ostatecznej – śmierci chorego. Chory na ogół umiera z głodu lub pragnienia, bo mózg nie tylko zapomina o jedzeniu, ale i o przełykaniu. Chcemy, by pacjent właściwie się odżywiał, ale organizm nie potrzebuje tak dużo. Jeśli chory dostaje za dużo, dławi się. Jeśli tyle, ile jest w stanie przyjąć, głodzi się. Ale chory nie czuje już głodu. Po prostu zasypia. W szpitalu odżywiany jest przez sondę żołądkową, co wbrew pozorom nie zmniejsza ryzyka zgonu. Jaką podjąć decyzję? Co jest lepsze dla ukochanej i cierpiącej osoby? Co jest lepsze dla nas – podtrzymywać i tak gasnące życie, a wraz z nim ból i cierpienie, czy pozwolić osunąć się choremu w niebyt?

Nie zapomnij mnie to niewielka książka, która zainteresuje tych wszystkich, którzy w swoim otoczeniu zetknęli się z demencją. Być może pozwoli im zrozumieć lepiej i sytuację i chorego. Powinna stać się lekturą obowiązkową dla profesjonalistów. Może zdoła obudzić rozum i serce pośród rutyny.

Książka jest interesująca także ze względu na drugi plan. Kiedy mówimy o demencji, skupiamy się na chorobie, niekiedy na chorym i jego heroizmie. Ale demencja dotyka w równej mierze chorego i jego rodzinę. Szczególnie opiekuna. Potwór zjada dwa życia. Poprzez historię syna, dostrzegamy opowieść o dojrzewaniu Malte – ojca – do prawdziwej bliskości, do towarzyszenia w życiu i w umieraniu…


Nie zapomnij mnie, David Sieveking, tłum.: Jan Trawiński, Wydawnictwo Drzewo Babel

czwartek, 28 listopada 2013

Z głębi demencji ... do świata


10 próśb chorego z demencją, skierowanych do człowieka z zewnątrz:


  1. Bądź cierpliwy, proszę - pamiętaj, cierpię na organiczną chorobę mózgu, która jest absolutnie poza moją kontrolą.
  2. Proszę, mów do mnie - mimo, że nie zawsze mogę odpowiedzieć, słyszę twój głos i czasami kojarzę słowa.
  3. Bądź dla mnie miły - każdy dzień mojego życia to długa i wyczerpująca bitwa. Twoja uprzejmość może być jedyną dobrą i ważną chwilą mojego dnia.
  4. Zważaj na moje uczucia – moje uczucia ciągle są niezwykle silne.
  5. Traktuj mnie z szacunkiem i godnością – tak, jak sam chciałbyś być traktowany, i jak ja traktowałbym ciebie, gdybym mógł panować nad sobą.
  6. Pamiętaj o mojej przeszłości – kiedyś byłem zdrowym, pełnym życia, miłości i radości człowiekiem, inteligentnym i utalentowanym.
  7. Pamiętaj o moim teraz – jestem zalęknionym człowiekiem, który stracił swoją rodzinę i dom bardzo i bardzo za nimi tęskni.
  8. Pamiętaj o mojej przyszłości - choć może się to tobie wydawać dziwne, cały czas jestem pełen nadziei na przyszłość.
  9. Módl się za mnie - jestem osobą, która żyje we mgle. Dryfuje pomiędzy czasem i wiecznością. Twoja obecność może uczynić dla mnie więcej niż jakikolwiek współczucie, możesz poszerzyć moją przestrzeń.
  10. Kochaj mnie - dar miłości jest błogosławieństwem, które na zawsze wypełni światłem życie twoje i moje.
Za www.dementiajourneys.com.

Zanim spojrzysz w oczy demencji


Starzenie się jest procesem naturalnym. Z niewiadomych przyczyn, rozwijający się organizm wyhamowuje i rozwój zmienia się w regres. Ale starzenie się to proces długotrwały i równie barwny, co powolny, letni zachód słońca.
Lecz kryje w sobie potwora - demencję. Przerażającego potwora. Nienaturalne zjawisko, które sprawia, że inteligentny, aktywny, radosny i towarzyski człowiek, kochający i kochany, pewnego dnia staje się niewyraźny, zamienia się w cień i wreszcie znika.
Nie umiera, ale trwa bez życia.

Zanim przyjrzymy się potworowi lub zajrzymy mu w oczy - posłuchajmy Alanny Shaikh...



A oto transkrypcja - spolszczona - wypowiedzi Alanny Shaikh:

Chcę porozmawiać o moim tacie.
Tata cierpi na chorobę Alzheimera.
Objawy po raz pierwszy pojawiły się jakieś 12 lat temu,
a oficjalnie został zdiagnozowany w 2005.
Teraz jest naprawdę bardzo chory, potrzebuje pomocy przy jedzeniu, potrzebuje pomocy przy ubieraniu się, nie wie, gdzie jest,
albo jaki jest dzień; ta sytuacja jest naprawdę, naprawdę trudna.
Tata był moim bohaterem i mentorem przez większość mojego życia, a ostatnie 10 lat spędziłam patrząc jak znika.
Tata nie jest sam. Na świecie 35 mln ludzi żyje z jakąś postacią demencji;
do 2030 r. oczekuje się, że ta liczba podwoi się do 70 milionów. To bardzo wielu ludzi.
Demencja przeraża nas. Wyraz zagubienia na twarzy i trzęsące się ręce ludzi z demencją, wielka liczba osób cierpiących, to nas przeraża.
Przez ten strach robimy dwie rzeczy:
wypieramy – to nie ja, mnie to nie dotyczy, nic się ze mną nie dzieje i nigdy to mi się nie przydarzy;
Albo decydujemy się zapobiegać demencji i nigdy nam się ona nie przydarzy, bo robimy wszystko, co trzeba by nas nie dostała.
Ja szukam trzeciej drogi. Ja przygotowuję się na chorobę Alzheimera.
Prewencja jest dobra i robię wszystko, co mogę by zapobiec chorobie.
Dobrze się odżywiam, ćwiczę codziennie, trenuję umysł; wszystko, co badania sugerują, że robić należy.
Ale badania wskazują też, że nie ma 100% ochrony.
Jeśli potwór chce ciebie, potwór cię dostanie.
To przydarzyło się mojemu tacie.
Tata był dwujęzycznym profesorem w liceum.
Grał w szachy, w brydża i pisał komentarze do gazet.
A i tak zachorował na demencję.
Jeśli potwór chce ciebie, potwór cię dostanie.
Szczególnie, gdy mowa o mnie, bo Alzheimer często jest dziedziczny.
Dlatego też przygotowuję się na Alzheimera.
Opierając się na tym, czego się nauczyłam opiekując się tatą i badaniach jak żyć z demencją, skupiam się na trzech rzeczach w moich przygotowaniach.
Zmieniam to, co robię dla przyjemności, ćwiczę ciało by nabrać sił,
i, to najtrudniejsze, próbuję być lepszą osobą.
Zacznijmy od hobby. Kiedy dopadnie cię demencja coraz trudniej jest dobrze się bawić.
Nie możemy usiąść i długo rozmawiać ze starymi przyjaciółmi, bo nie wiemy kim są.
Oglądanie telewizji wprawia w zakłopotanie, a często przeraża
A czytanie staje się niemożliwe.
Kiedy opiekujesz się kimś z demencją, w czasie szkolenia uczą cię,
jak angażować ich w zajęcia, które są znajome, praktyczne i wykonalne.
Dla mojego taty jest to wypełnianie formularzy.
Był profesorem w liceum i szkole stanowej, zna się na papierkowej robocie.
Wpisuje imię w każdej linijce, zaznacza wszystkie rubryki, i wpisuje liczby tam, gdzie sądzi, że powinny być.
Ale skłania mnie do zastanowienia, co opiekunowie zrobiliby ze mną.
Jestem córką swojego ojca. Czytam, piszę, rozmyślam o globalnym zdrowiu.
Czy daliby mi naukowe czasopisma, żebym mazała po marginesach?
Czy daliby mi do pokolorowania wykresy i tabele?
Dlatego staram się nauczyć rzeczy praktycznych, które są praktyczne.
Zawsze lubiłam rysować, więc rysuję coraz więcej, choć nie za bardzo mi to wychodzi.
Uczę się podstaw origami. Potrafię zrobić naprawdę ładne pudełko.
I uczę się robić na drutach, bym mogła wydziergać lalkę.
Rozumiecie, nie ważne, czy jestem w tym dobra.
Najważniejsze, że ręce wiedzą co robić.
Bo więcej znajomych rzeczy, które są znajome, zajęć, w których ręce wiedzą co robić,
to więcej rzeczy, które sprawią mi radość i zajmą uwagę, gdy umysł nie będzie pracować.
Mówią, że ludzie zajęci są szczęśliwsi, łatwiej znoszą opiekę, a choroba postępuje wolniej.
To wydaje mi się pewną wygraną.
Chcę być szczęśliwa, jak długo się da.
Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, że Alzheimer powoduje objawy fizyczne tak samo, jak poznawcze.
Tracisz poczucie równowagi,
twoje mięśnie drżą, to powoduje, że tracą zdolność poruszania się.
Ludzie boją się spacerować. Boją się poruszać.
Zatem ćwiczę, aby poprawić poczucie równowagi.
Dla poprawienia poczucia równowagi ćwiczę jogę i tai chi, żeby przy utracie równowagi nadal móc się poruszać.
Ćwiczę z obciążeniem, by wzmocnić mięśnie, by, nawet po osłabnięciu móc się poruszać.
W końcu, trzecia rzecz: próbuję stać się lepszym człowiekiem.
Tata, zanim zachorował, zawsze był uprzejmy i kochający, teraz też taki jest.
Obserwuję, jak traci intelekt, swoje poczucie humoru, umiejętności językowe,
ale widzę, że kocha mnie i moich synów, kocha mojego brata, mamę i swoich opiekunów.
Ta miłość sprawia, że chcemy być z nim nawet teraz, kiedy jest tak ciężko.
Nawet, gdy stracił wszystko, czego nauczył się w tym świecie,
jego nagie serce nadal lśni.
Nigdy nie byłam tak uprzejma i kochająca, jak mój tata.
Teraz muszę się tego nauczyć.
Muszę mieć czyste serce, by przetrwało obnażenie przez demencję.
Nie chcę zachorować na Alzheimera.
Mam nadzieję, że w ciągu 20 lat, wystarczająco szybko, znajdzie się lekarstwo, które mnie ochroni.
Ale jeśli choroba przyjdzie po mnie, będę gotowa.
Dziękuję.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Słowa mają moc ... dla T.


"Nigdy nie jesteś za stary, żeby
wyznaczyć sobie nowy cel
lub wyśnić nowe marzenie."
C.S. Lewis

Słowa mają moc i prawdę tychże potwierdziły dwie panie - godne podziwu i niewątpliwie godne naśladania.

www.mikefleischmann.net/?attachment_id=1314
Pierwsza to Nola Ochs, była od 39 lat wdową, gdy podjęła decyzję o uzupełnieniu swego wykształcenia i zdobyła dyplom. Mając 13 wnucząt i 15 prawnucząt nie bała się zasiąść w sali wykładowej obok ich równolatków. Dyplom uzyskała w 95 roku życia.

Tylko o rok młodsza była Hazel Soares, gdy odbierała swój dyplom ukończenia wyższych studiów. Twierdzi, że wcześniej była zbyt zajęta i wiodła zbyt ciekawe życie, by słuchać wykładów. I chyba musi to być prawda, liczba jej wnucząt i prawnucząt przekracza 40.
Ale na marzenia i ich realizację nigdy nie jest za późno...

www.huffingtonpost.com/2010/04/23/hazel-soares-94-prepares_n_549158.html
Dlatego, kiedy poczujesz presję lat, droga T., powiedz sobie:

Resztę mojego życia uczynię najlepszą jego częścią!


czwartek, 21 listopada 2013

Nie całkiem serio ...



Od T. - Podróż do starości - podróż do obcego kraju


Bardzo mnie zainteresował opis książki o dojrzewaniu mózgu. Jakiś czas temu rozmawialiśmy z przyjaciółmi, co tu zrobić, żeby na starość nie zdemencieć.
Wtedy ktoś rzucił pomysł – uczmy się hiszpańskiego!
Można by rzec, pomysł od czapki. Dlaczego hiszpańskiego? Po co to komuś po pięćdziesiątce, kiedy wszyscy wciąż ciężko pracujemy, powoli dochodzi obowiązek opieki nad rodzicami, a kredyty wciąż niespłacone?
Odpowiedzi były różne. Po pierwsze, jedna z naszych koleżanek uczy języka hiszpańskiego zawodowo, po drugie, hiszpański jest ładny, po trzecie, fajnie jest coś robić razem, po czwarte, będziemy się mobilizować do nauki, a po piąte, trzeba uruchomić mózg w innych niż dotąd obszarach.

No i zaczęło się. Było lato, piękna pogoda, więc wszyscy ochoczo przybywali do pięknego mieszkania naszego przyjaciela, gdzie piliśmy wino i powoli zgłębiali tajniki gramatyki hiszpańskiej. Nasza grupa liczyła trzynaście osób – wszyscy po pięćdziesiątce, zapracowani i zalatani. Nauka miała trwać do września.
Lekcje odbywały się dwa razy w tygodniu, a profesora restrykcyjnie sprawdzała nasze prace domowe. Po jakimś czasie zorientowaliśmy się, że jakoś głupio przyjść nieprzygotowanym, a skoro inni mogą się nauczyć, to ja chyba też. I tak dotrwaliśmy do listopada. Nieoczekiwanie zaczynamy mówić po hiszpańsku, a grupa się trzyma. Nikt nie rezygnuje, odrabiamy lekcje i pilnie uczymy się słówek. Jest fantastycznie. Co miesiąc kolega – gospodarz gotuje coś pysznego z okazji kolejnej miesięcznicy naszych spotkań. Po lekcji czasem oglądamy filmy, dyskutujemy i cieszymy się, że mamy taki fantastyczny czas w życiu.

Warto, warto wymyślić czasem coś od czapki! Wiele zależy od nas i ludzi, którzy żyją wokół nas. Trzeba chcieć, a wtedy nawet zupełnie, wydawałoby się, nierealne pomysły mogą się zrealizować.


wtorek, 19 listopada 2013

Całkiem serio



Im starszy tym lepszy ... mózg ... ku starości

Starzenie się przeraża, ale samo w sobie nie jest niczym strasznym. Dla ciekawych życia i świata może być przygodą. Kolejną podróżą w nieznane. Podróżą ku starości, która nie jest czymś przyjemnym, ale prawdopodobnie lepszym, jeśli wziąć pod uwagę alternatywę…

Profesor Ernst Pöppel to jeden z najwybitniejszych psychologów i psychoneurologów niemieckich XX wieku. Urodził się na Pomorzu Zachodnim w 1940 r. i jako dziecko przeżył traumatyczne spotkanie z Armią Czerwoną. Okazało się to dobrą motywacją do bardzo aktywnego i twórczego życia.




Karierę naukową planował w germanistyce i filozofii. Jednak, zanim na dobre rozpoczął studia, postanowił zająć się własnymi badaniami i pisaniem doktoratu z psychologii. Udało mu się to w 1968 r. i od tego czasu poświęcił się poznawaniu mechanizmów i granic możliwości ludzkiego mózgu, swoistego i tajemniczego kosmosu. Językiem nauki usiłował nakreślić mapę świadomości człowieka. Pracował i wykładał głównie w Uniwersytecie w Monachium, ale współpracował z wieloma ośrodkami badawczymi na całym świecie.
Ostatnie lata jego aktywności naukowej to praca w Centrum Nauk o Człowieku Uniwersytetu w Monachium i udział w interdyscyplinarnym programie na temat procesu starzenia się i starości. Z jego badań jasno wynika, że „starość wzbogaca życie zarówno pojedynczego człowieka, jak i całego społeczeństwa”.

Wnioski z wieloletniego doświadczenia naukowego ujął w opis osobistej podróży ku starości. Podróży wyznaczanej przez słowa Solona - „Starzeję się i wciąż się uczę

"Im starszy, tym lepszy. Co zrobić, by twój mózg rozwijał się wraz z wiekiem?" to poradnik napisany wspólnie z lekarzem i publicystką Beatrice Wagner. Książka zbudowana z dziesięciu rozdziałów, wokół dziesięciu tez, które dowodzą, że z wiekiem mózg nie tylko nie traci, ale zyskuje na wartości. Dzięki temu, kiedy nadchodzi starość, stajemy się bardziej sobą i stanowimy realną wartość dla społeczności.
Każdy rozdział składa się z trzech części. Pierwsza to osobiste zapiski i spostrzeżenia Ernsta Pöppela - pisane w trzeciej osobie - w których teorie i badania naukowe mieszają się z osobistymi doświadczeniami, bo nauka ściśle wiąże się z życiem. Druga część to krótkie praktyczne zalecenia, jak wzmocnić efekt dojrzewania mózgu. Trzecia część to rozmowa autorów z wybitnymi postaciami, które osiągnęły pełnię w sferze, której dotyczy rozdział, a które chcą podzielić się ogólną refleksją na temat starości.
Poradnik nie jest jednak zestawem odrębnych zagadnień. Przeciwnie, całość tworzy łańcuch powiązanych ze sobą elementów, który spina się w krąg życia. Kiedy wydaje się, że osiągnęliśmy cel, wykonaliśmy zadanie, zamknęliśmy etap życia – w tej samej chwili rozpoczynamy coś nowego.
Koło życia nigdy się nie kończy i nie zmienia tego ani starzenie się, ani starość. Musimy tylko wykorzystać potencjał swojego mózgu, który nie przestaje się rozwijać, uczyć i pracować do ostatnich chwil życia.

Starzenie się nie oznacza, że nasze życie dobiega kresu, a jedynie, że zaczyna się jego nowy etap, bo: uczymy się przez całe życie – codziennie możemy odkrywać teraźniejszość – z wiekiem możemy myśleć precyzyjniej – mając pozornie mniej możliwości, możemy lepiej kształtować swoje życie – możemy wreszcie zaakceptować siebie, bo nie musimy spełnić oczekiwań innych ludzi – ponownie możemy się wszystkiemu dziwić i odkrywać świat, bo nikt przed nami nie szedł tą drogą – możemy ustalić własne kryteria i kierować się wyłącznie nimi, ludzie wokół na ogół nie życzą sobie, by wtrącać się w ich życie – możemy zyskać mądrość i zacząć coś nowego, nie martwiąc się, że efekt naszej pracy musi kogokolwiek zadowolić.
Książka napisana jest przyjaznym i przystępnym językiem, ale prezentuje efekty ściśle naukowych eksperymentów i badań, wykorzystujących najnowszą technologię. To dzięki nim wiemy, że ludzki mózg potrafi się uczyć bez względu na wiek i kompensuje ubytki, które pojawiają się w ciągu życia jednostki. Musimy tylko dobrze go wykorzystać. Nie możemy uczyć się na zapas, zatem powinniśmy stworzyć sobie cel, dać zadanie do wykonania, opracować kontekst dla niego, ująć w obraz i nieustannie ćwiczyć pamięć. Osoby starsze są bardziej wytrwałe i lepiej się koncentrują i mogą uczyć się ważnych rzeczy, choć potrwa to trochę dłużej niż w młodości.
Ludzki mózg nie działa linearnie. Postrzega wyłącznie to, co dzieje się teraz. A „teraz” to zaledwie 3 sekundy. Mózg nie postrzega świata przez obserwowanie poszczególnych elementów, krok po kroku. Mózg „swinguje”, płynnie i szybko przerzuca uwagę z punktu do punktu, czasami wraca, po czym znowu szuka nowych informacji. Aby dobrze go wykorzystać, musimy nauczyć się koncentrować na teraźniejszości.
Aby postrzegać upływ czasu, mózg nie potrzebuje zegarka. Ma własny wewnętrzny zegar, napędzany energią światła. Specyfiką tego zegara jest „strefa bezczasu”. 30 milisekund aktywności naszej ultrakrótkiej pamięci, czas na podjęcie decyzji. Ludzie starsi z pewnością myślą wolniej, ale za to o wiele precyzyjniej niż młodzi. Dzięki życiowemu doświadczeniu nie muszą rozważać każdej alternatywy.
Do niedawna żyliśmy w przekonaniu, że mózg jedynie reaguje na bodźce. Tymczasem działa według zasady „3R” – reakcja, reprezentacja, refleksja. Mózg nie tylko reaguje, ale także oddziałuje na bodziec. Dzięki tworzonym reprezentacjom i własnym refleksjom wybiera bodźce, na które chce reagować. To dzięki temu nie tylko jesteśmy unoszeni przez życie, ale możemy je kreować. Być może mamy niewielki wpływ na okoliczności, w jakich przychodzi nam żyć, ale z pewnością sami decydujemy jakimi emocjami na nie reagujemy.

Całość wieńczy esej prof. Michaela von Brück „Podróż w starość”. Starzenie jest procesem nie tylko biologicznym, ale także społecznym. Podróżując w starość wybieramy się nieznane i choć otoczeni ludźmi, podróżujemy samotnie. Jednak starość to nie wroga kraina, w której czyhają tylko nieszczęścia i choroby, w której przyjdzie nam zginąć. Starość to kraina wolności. Wiele problemów rozwiązuje się, wiele spraw porządkuje, rozterki ulatują w niebyt. Nie musimy już skupiać się na sobie. Od „muszę” przechodzimy do „chcę”. Spowolnienie procesów uwagi prowadzi do bardziej precyzyjnego postrzegania. Nadal możemy się uczyć, nadal możemy tworzyć. Możemy uważniej słuchać, bo ludzie mówią do nas wolniej. Możemy wsłuchać się w świat, bo czas przestaje nas gonić. Dzięki starości może tworzyć zupełnie nowe więzi społeczne.

W psychologii opisywany jest syndrom Piotrusia Pana, syndrom nigdy nie dojrzewających mężczyzn, którzy życie traktują jak niekończącą się przygodę, żyjących w swojej Nibylandii. Choć zjawisko nie jest traktowane jako zaburzenie, to jednak wyraźnie negatywnie postrzegane. Być może jednak skrywa pewną tajemną wiedzę. Każdy z nas potrzebuje swojej Nibylandii, a starość to czas by ją odnaleźć… Albo zbudować, bo warto.

 



(prof. Ernst Pöppel, dr Beatrice Wagner - Im starszy, tym lepszy. Co zrobić, by twój mózg rozwijał się wraz z wiekiem? – tłum.: Agnieszka Zychowicz – Wydawnictwo Esprit)

poniedziałek, 4 listopada 2013

Całkiem serio o uczeniu się na starość




Czas biegnie - wszystko wokół zmienia się coraz szybciej.
Nasza wiedza starzeje się szybciej niż kiedykolwiek. Są dziedziny, w których kończąc studia posiadamy już przestarzałą wiedzę.
Staramy się dogonić świat i wchłaniamy informacje, opanowujemy technologię. Ale najszybciej starzeje się nasza wiedza o życiu.

Kiedy jesteśmy dziećmi, naśladujemy dorosłych. Bawimy się w szkołę, sklep, wojsko. Opiekujemy się lalką lub pluszakiem. W szkole zakładamy gazetkę lub coś organizujemy. Włączamy się w jakiś ruch, podważamy utarte reguły lub prawdy, podejmujemy wyzwania lub przynajmniej dyskusję. Wszystko po to, by nauczyć się „dorosłego życia”.

A kiedy już jesteśmy dorośli, zajmujemy swoje pozycje i przestajemy się uczyć. Owszem, zdobywamy nowe informacje, czasami nowe umiejętności, ale żyjemy w przekonaniu, że osiągnęliśmy pełnię swoich kompetencji. Teraz walczymy o byt. Robimy, co musimy by przetrwać. Dzielimy się swoją wiedzą i doświadczeniem.

Swoich rodziców lub dziadków wykorzystujemy, albo pozwalamy im odpocząć na marginesie życia. Tych, którzy walczą i nie dają się wypchnąć, wynosimy na piedestał. Zamykamy w ramy „autorytetu”. Ale nie uczymy się od nich. Nie ma czego, mamy przecież swoje zdanie.
Pewnego dnia, ktoś, kiedyś, nas spycha na margines. I nasza wiedza, nasze doświadczenie jest już tylko nasze. Okazuje się, że łatwo je podważyć, zlekceważyć. Że to, co mówimy jest słuszne, ale… przestarzałe.

Aby żyć dalej i czerpać z życia odrobinę satysfakcji, powinniśmy się uczyć, sięgnąć po nową wiedzę, nowe umiejętności, nowe kompetencje. Ale jak tu się uczyć, gdy nauczyciele są młodsi od nas? To my jesteśmy ci mądrzy. To my powinniśmy być autorytetami. Czego może nas ktoś, kto dopiero zaczyna żyć?
Świat, nasz świat do niedawna, teraz jest nam obcy. Lub my stajemy się obcy w świecie, który nas otacza. Dlaczego? Jak to się dzieje?

Obecnie szkoła nie uczy wiedzy, kształtuje umiejętności zdobywania wiedzy. W szkole mamy nabywać kompetencji. Ale czy, aby nasi nauczyciele są kompetentni? Ze szkoły wynosimy przede wszystkim umiejętność zdawania egzaminów, zaliczania testów, myślenie odkładamy na dorosłe życie. W dorosłym życiu uczymy się robić to, co należy, albo co trzeba. Uczymy się radzić sobie z zależnościami. Wartości odkładamy na starość.

Zatem starość to jedyny czas, kiedy możemy nauczyć się żyć naprawdę.
Niestety, w ciągu życia, często nie nauczyliśmy się starości.

Zacznijmy się zatem jej uczyć, lepiej późno niż wcale.