wtorek, 14 października 2014

Opowieść nad grobem ...

 

 

Jest zwyczaj przemawiania nad grobem.

Takie tam wspomnienie o zmarłym, ostatnie słowo.

W emocjach trudno jednak dobrać słowa...

Oto moja przemowa nad grobem matki. Jeszcze nieskończona. Snuta zaledwie.

Ku pamięci osoby, której szczątki dziś pochowam.

Ku pamięci mojej mamy...


Przede wszystkim, była Renią, nie Reginą, broń Boże Renatą…
Niekiedy i tylko dla niektórych - Reniuchną.

Nie była łatwym człowiekiem, potrafiła zdobyć się na złośliwość, sarkazm, potrafiła dokuczyć i odwrócić się po zadaniu ciosu, pozostawiając człowieka bez prawa do obrony.
Bywała uparta. Czepialska.
Ale lubiła się uśmiechać, śmiać, śpiewać, tańczyć, lubiła flirtować z całym światem. A gdy kochała to miłością zaborczą i lojalną zarazem. Niewierność była wyrażeniem spoza jej słownika.
Była lojalna także wobec przyjaciół, o ile oni pozostawali lojalni wobec niej.
Kochała życie, choć na koniec nie chciała o nie walczyć.
I tak, jak nie chciała, by życie bolało, za wszelką cenę pragnęła uniknąć bólu umierania.

Nie miała wielkich pasji. Nie miała twórczych ambicji. Po prostu – czerpała z życia to, co przynosiło przyjemność.
Nie lubiła gotować, ale uwielbiała programy o gotowaniu. Jej zbiór przepisów mógł imponować zawodowcom.
Uwielbiała krzyżówki, szarady, jolki.

Nie była nadopiekuńczą matką, ani za bardzo troskliwą. Nawet nie była mamuśką.
Nie lubiła rozczulania się nad sobą – ani u siebie, ani u innych.
Nie była wylewna w uczuciach. Nie była czułostkowa. Egzaltowana.
Nie rozdawała gorących buziaków, ani uścisków. Nawet przytulając zachowywała pewien dystans.
Ale psy i koty wyczuwały, że mogą powierzyć jej swoją słabość, zaufać jej w słabości.

Uwielbiała tworzyć własną przestrzeń. To nie było hobby, ani pasja. Nie chodziło o studiowanie wnętrzarstwa. Normy, reguły nie miały dla niej znaczenia. Wszystko musiało być tak, jak ona chce. Jej przestrzeń miała swoje tajemne znaki i symbole. Kokosiła się w niej i rozpychała. Lubiła, gdy dostrzegano urok i czar tej przestrzeni, ale nie pozwalała, by ktoś się w niej zadomawiał.
Chciała mieć i miała swój mały, maleńki świat.
Nikt nie miał do niego dostępu.
Nie potrzebowała dalekich podróży, zwiedzania odległych, ani bliskich zakątków, lubiła „żyć we wnętrzu”. Będąc w świecie, w podróży, na wakacjach w leśnej głuszy, tęskniła za domem.

Wiele lat temu, gdy po śmierci ojca mieszkałem sam z matką, wieczorami, gdy kładła się spać, siadałem obok i opowiadałem jej o tym, co mi się w ciągu dnia wydarzyło. Ona odwracała się do ściany, plecami do mnie i rzucała przez ramię: „Ty mów, mów, ja słucham, tylko tak mi się lepiej leży…”.
Oczywiście zasypiała, a przynajmniej drzemała, ale mi to nie przeszkadzało. Moje gadulstwo łagodziło jej żałobę.

Po kilku latach pomyślałem, że trzeba przygotować do życia bez niej. Wykorzystałem sprzeczkę i na jakiś czas zamilkłem, przestałem ją odwiedzać. A ona była zła, zatem nie dzwoniła.
Żyłem tak, jakbym już sam był na świecie.
Wyjeżdżałem w podróż służbową do Włoch i nawet jej o tym nie powiadomiłem.
Z satysfakcją odebrałem telefon w hotelowym pokoju, tłumacząc: „Nie, nie przyjdę, bo jestem w Wenecji…”. Lecz kiedy się rozłączyliśmy, wiedziałem, że chodziło tylko o to, by zadzwoniła. I że byłem pewny, że zadzwoni. Bo wiedziałem, że choć jej nie odwiedzam, to jest gdzieś tam.

Nigdy mnie nie przytulała. Nie mówiła słodkich słówek. Nie pocieszała. Czasami wręcz odpychała.
Ja także nie tuliłem jej, ani nie całowałem. Nigdy nie powiedziała mi, ale też nie usłyszała ode mnie banalnego „kocham”.
Oboje czuliśmy się skrępowani obejmując się, w czasie wymiany świątecznych życzeń.
Całymi tygodniami mogliśmy ze sobą nie rozmawiać. Albo milczeć, siedząc obok siebie.
Jednak mam świadomość, że tak naprawdę byliśmy w nieustającym kontakcie, dzwoniąc do siebie po kilka, kilkanaście razy na dzień.
Niewiele wiedziała o moim życiu, o moich zainteresowaniach, znajomych, przyjaciołach. Niewiele wiedziała o mojej samotności. Choć zdawała sobie z niej sprawę i niepokoiła się nią. Była osobą towarzyską, potrzebowała w swym otoczeniu ludzi, nie rozumiała samotności, odosobnienia, izolowania się.
Nie wiedziała, że moja samotność płynie z niej. Że jest - była warunkiem koniecznym i wystarczającym mojego istnienia.
Była przyczyną życia i powodem, dla którego się żyje.

Moją radością było móc widzieć uśmiech na jej twarzy.
Moją ambicją, spełnić jej oczekiwania.
Ale wiele razy toczyliśmy spory i wojny o błahostki. Głównie o sprawy rodzinne, towarzyskie, o stosunek do ludzi.
No i o stosunek do upływających lat.
Po prostu nie akceptowała starości. Chciała być i czuła się młoda. Próbowała nie zauważać, negować to, co niesie wiek. Słabość.
Z tego powodu nie dbała o swoje zdrowie. Nie zażywała leków.
Co ma być, to będzie – mawiała – byle nie bolało…

Gdy zachorowała, przekonałem ją do podjęcia leczenia. Odesłałem do szpitala, namówiłem do zaufania lekarzom.
Nasze telefoniczne kontakty nasiliły się.
Choć nigdy nie rozmawialiśmy o sprawach naprawdę istotnych. Po prostu słuchałem jej.
Kiedy przyszedł udar, nie chciałem jej budzić, bałem się, że się ze mną pożegna.
Trzymałem ją za rękę.

Już nigdy więcej tej ręki nie pochwycę…
Nie spojrzę w jej oczy.
Gdy byłem dzieckiem, w dorosłym życiu, sądziłem, że mnie ogranicza.
Dziś mam poczucie, że świat stracił barwę.


Odwróciła się do mnie plecami. Nie wiem, czy słucha, czy słyszy, bo śpi.
Ale szpecę jej do ucha, te oto słowa:


Mamo, byłaś moim światem,
Byłaś warunkiem koniecznym, ale i wystarczającym mojego istnienia.
Trudno mi żyć bez Ciebie.
Dokąd mam zadzwonić, by usłyszeć Twój głos?
Co zrobić, by wzbudzić Twój uśmiech?
Twoja przestrzeń była moją oazą,
A teraz nie ma powietrza, którym mogę oddychać,
Moje serce powinno przestać bić razem z Twoim.
Jak mogę sprawić Ci radość,
Byś wybaczyła zawód, który Ci sprawiłem?
Jeszcze długo mogłem trzymać Cię za rękę,
Nie musieliśmy przecież ze sobą rozmawiać…
Nigdy Ci tego nie mówiłem, zdradzę Ci zatem tajemnicę,
Kocham Cię, Mamo.

Reginie Michoń poświęcam...

piątek, 10 października 2014

Starsza pani... umiera

Starsza pani niedomaga.
Coś ją dusi, kaszle, jest osłabiona.
Diagnozują gruźlicę. Odsyłają do szpitala.
Leczą.

Starsza pani slabnie. Słabnie jej serce. Migotają przedsionki.
Ale wraca do domu.
Jest szczęśliwa i pełna nadziei.
Jest zdecydowana się leczyć. Jest zdecydowana być zdrowa.
W niedzielne popołudnie, gdy siedzi przed telewizorem, w ramiona bierze ją udar.
Nadchodzi po cichu, bierze gwałtownie.
Połowiczy paraliż.
Lekarze się zmagają z szamocącym się sercem.
Przegrywają walkę, gdy postanawiają pacjentkę wyciszyć, uspokoić małą dawką leku.
Wyciszone serce przestaje się szarpać.
Starsza pani usypia.
I umiera.

Dziś w nocy, odeszła w wieku 78 lat, starsza pani - Regina M.







Osamotnione serce nie ma ochoty bić... Mam nadzieję, że jest Ci już lekko i dobrze, Mamo.

środa, 8 października 2014

O życiu ... kolejny wiersz

Tym razem o żalu, który przychodzi pewnego dnia...

Zaczerpnięto z aplaceformom.com -

Louis Jenkins  - Żal


Nie ma sensu żałować.
Niczego nie możesz zmienić.
Twoja matka umarła niezadowolona z tego, kim się stałeś.
Nie mogłeś porozumieć się ze swoim ojcem, kiedy umierał,
i porzuciłeś żonę bez ważnego powodu.
Cóż, to przeszłość.

Równie dobrze możesz żałować, że ominął cię podbój Meksyku.
To oznaczałoby powrót do emocji, gdy miałeś osiemnaście lat:
banda morderczych Hiszpanów, niszczących wielką kulturę, by się wzbogacić.
Z drugiej strony, Aztekowie równie mało szlachetni.
Trudno powiedzieć, po czyjej stanąć stronie w tej sytuacji.
Aztekowie myśleli, że muszą poświęcić wiele osób, by słońce wschodziło każdego dnia.
I to działało.
Słońce wschodziło każdego dnia.
To była katorżnicza praca, składanie ofiar.
Kapłani musieli wzywać na pomoc królewską rodzinę, swoich sąsiadów, ogrodników, kucharzy...
Widzisz, do czego to doprowadziło.
Pragniesz oddać krew, wyrwać bijące serce, ale będziesz musiał stanąć w kolejce, w słonecznym żarze, godzinami wyczekując na wezwanie.

wtorek, 7 października 2014

O życiu...

Po prostu wiersz, prosty, banalny - o życiu.
Z aplaceformom.com zaczerpnięty i spolszczony...

Angel Ridout - Śmiejące się oczy.


Byłam młodą dziewczyną,
Kiedy poznaliśmy się wiele lat temu,
Śmiejące się oczy wpatrywały się we mnie,
Mego serca dotknęła pierwsza miłość.

W czasie uroczystości weselnych,
Patrzę na przystojnego pana młodego,
Śmiejące się oczy lśnią i tańczą,
Nasza małżeńska podróż się rozpoczęła.

Pierwszy krzyk naszego syna,
Zerkam na twoją twarz,
Śmiejące się oczy skrywa szczęścia łza.
Narodziła się nasza wielka miłość.

Dzieci dorosły,
Posiwiały ci włosy.
Śmiejące się oczy ciągle się uśmiechają,
Nowy rozdział życia czas zacząć.

Wspomnienia odeszły,
Już nie znasz mojego imienia.
Śmiejące się oczy przepełnia strach.
Lecz ciągle poznajesz na mój dotyk.

Wnuki bawią się u naszych stóp,
Odwracasz się i uśmiechasz do młodych głosów.
Nasz najmłodszy wnuk spogląda na nas,
Na jego twarzy widzę twoje śmiejące się oczy.

poniedziałek, 6 października 2014

Im starsza się staję...

Ten wiersz krąży w sieci jako kartka pocztowa.
Spolszczyłem go, bo wydaje się, że każdy mógłby go nieco inaczej wyrazić...

Holly V. Monroe "Im jestem starsza…"



Im jestem starsza, tym ...

bardziej dostrzegam niewyobrażalne piękno gwiazd i księżyca na tle nieba…
bardziej odczuwam aksamitną miękkość skóry dziecka…
mniej panikuję w bezsenne noce…
mniej znajduję łatwych odpowiedzi...
bardziej pragnę bliskiej więzi...
mniej wiem, a częściej wątpię...
dłużej wpatruję się w płatki śniegu...
życzliwiej reaguję na słabość...
bardziej jestem z sobą samą szczera...
bardziej rozumiem dziecięcą logikę...
rzadziej się stroję...
potężniejszy wydaje mi się ocean, gdy jestem na plaży...
mniej się martwię, że kiedyś będę stara...
chętniej rozdaję uściski...
łagodniejsza jestem dla siebie...
mniej myślę o tym, co myślę...
szybciej sprzątam swój dom...
rozsądniejsze są moje pragnienia...
bardziej uświadamiam sobie, że zawsze byłam nazbyt niecierpliwa...
więcej możliwości dostrzegam każdego dnia...
bardziej doceniam dar,  jaki Beethoven dał światu...
mniej myślę o tym, co myślą inni...
więcej myślę o dawnych, bardzo dawnych znajomych...
bardziej naturalna wydaje mi się modlitwa...
bardziej rozkoszuję się filiżanką zwyklej herbaty…
dłużej leżę w gorącej kąpieli…
uważniej słucham...
łatwiej mi ukoić żal z powodu straty błahych rzeczy…
młodsza się czuję w duchu…
ciszej jest jakby w moim wnętrzu…
więcej uznania mam dla harmonii…
uważniej przyglądam się witrażom…
więcej radości czerpię z samotności…
bardziej się cieszę, gdy omijam problemy…
bardziej wdzięczna jestem, że po prostu żyję…
I coraz piękniejsza się staję.

czwartek, 2 października 2014

Samotność zabija, przyjaźń wydłuża życie

Samotność zabija.

Matka Teresa z Kalkuty określała samotność jako „najstraszliwszą nędzę”.

Samotność zabija, a przyjaźń dodaje skrzydeł.

Takie są nasze społeczne stereotypy.

Jeśli nawet samotność nie jest bezpośrednią przyczyną śmierci, to badania naukowe wskazują, że jest ona istotnym czynnikiem ryzyka przedwczesnej śmierci. Tymczasem przyjaźń może leczyć, a nawet wydłużać życie.

Informuje nas o tym lipcowy biuletyn o zdrowiu kliniki Mayo (Mayo Clinic's Health Letter), do którego zajrzałem za radą John Schappi, blogger serwisu www.agingcare.com.


Samotność zabija najczęściej osoby w podeszłym wieku, choć często jest lekceważona. Bo przecież nie można mieć pewności, że przyczyną zgonu nie jest choroba, czy starcza dysfunkcja organizmu, a właśnie poczucie osamotnienia.
Każdy z nas, szczególnie w okresie starości, czuje się nieraz samotny.
Przyczyną może być przejście na emeryturę i utrata środowiska, z którym spędzało się dotąd niemal cały dzień; informacja o chorobie – przewlekłej lub nieuleczalnej – dotycząca nas samych, albo osoby najbliższej; utrata bliskiej osoby lub przyjaciela; przeprowadzka do nowego miejsca.
W zasadzie każda ciężka sytuacja w życiu, która wydaje się być ponad nasze siły, może wzbudzać odczucie samotności i bezradności.
I w każdej z tych sytuacji, poczucie samotności może odcisnąć swoje piętno na naszym zdrowiu psychicznym lub fizycznym.

Ale ważne, by zaznaczyć, że nie chodzi o sytuację, w której jesteśmy sami. A nawet nie o odczucie pustki wokół siebie. Lecz o długotrwałe poczucie izolacji emocjonalnej od tego, co nas otacza. Bezradności wobec tego stanu i zagubienia.

W 2010 amerykańska agencja rządowa przeprowadziła badania, w których 35% respondentów stwierdziło, że odczuwa samotność. Blisko połowa z nich zadeklarowała, że odczucie to trwa sześć, albo więcej lat.

* * *

Tu dygresja.
Paradoksalnie, przyczyną naszej samotności we współczesnym świecie, może być technologia, dzięki której możemy stale pozostawać w kontakcie ze wszystkimi i z każdym.
Dzięki telefonom komórkowym, emailom, portalom społecznościowym, do których mamy bezpośredni dostęp przez smartfony, jesteśmy razem, ale jednocześnie samotni.

Mówi o tym SherryTurkle w swoim wykładzie na platformie Ted.com



Jesteśmy w kontakcie ze wszystkim i chcemy wszystko kontrolować, a przez to mamy deficyt uwagi. Nie poświęcamy uwagi temu, co nas nie interesuje, nie zajmuje, jesteśmy rozbiegani, rozkojarzeni i nieobecni. Ale, co ważniejsze, nie dostrzegamy obecności innych.
Tak naprawdę czyjaś obecność utrudnia nam bycie z sobą, ze swoimi zainteresowaniami.
Ale nie dostrzegamy też swojej własnej obecności.
Boimy się chwili samotności i uciekamy w „bycie w kontakcie”.
To temat na osobny wpis.

* * *

Samotność nie jest czymś złym w naszym życiu.
Dobrze jest być – od czasu do czasu – samotnym. Być samemu ze sobą, aby siebie odnaleźć.
Ale jeśli samotność przeradza się w osamotnienie, kiedy to odczucie powtarza się, pogłębia, nasila i trwa, wywiera istotny i negatywny wpływ na nasz organizm.
Badania sugerują, że skutki samotności mogą być gorsze dla człowieka niż kilka dodatkowych i zbędnych kilogramów.
Samotność zwiększa ryzyko przedwczesnej śmierci aż o 14%.
Samotność wpływa na nasze zdrowie psychiczne, często prowadzi, albo idzie w parze z depresją.
Badania pokazują także związek odczucia samotności ze zwiększonym ryzykiem wystąpienia w późnym wieku demencji.
Inne pokazują, iż osoby samotne cierpią na zaburzenia snu, które obniżają jego jakość, a tym samym naszą zdolność do psychicznej i fizycznej regeneracji.
Samotność, poczucie izolacji mogą prowadzić do zaostrzenia stanu zapalnego w organizmie. To z kolei może wzmagać objawy chorób serca i artretyzmu.

Czy jesteśmy, bywamy skazani na samotność? Oczywiście, że nie. Bardzo trudno dziś o miejsce odosobnienia. Ale coraz częściej zamykamy się w swoich domach, mieszkaniach, w swoim wnętrzu.
W strefie osobistego komfortu, w którym jesteśmy z tym, co nas interesuje, albo w którym czujemy się emocjonalnie bezpieczni.
Jeśli chcemy zwalczyć samotność, musimy redefiniować osobisty komfort, być gotowi do rezygnacji z pewnych jego aspektów, ale przede wszystkim – musimy być gotowi wyjść ze strefy komfortu.
Przyjaźń wymaga wysiłku. Ale przyjemność i komfort przyjaźni mogą sprawić, że inwestycja (nasz wysiłek) będzie się opłacać.
W naszym technologicznym świecie, musimy na nowo nauczyć się rozmawiać.
To niekoniecznie znaczy „opowiadać o sobie”, ale przede wszystkim „słuchać cudzej opowieści”.
Musimy nauczyć się cierpliwości i wnikliwości słuchania.
No i musimy pielęgnować swoje przyjaźnie, swoje relacje z ludźmi

Aby przyjaźnie żyły i rozkwitały należy:
  • dawać znak, być w kontakcie, pamiętać o przyjaciołach i nie dawać zapomnieć o sobie - nieoczekiwany telefon lub e-mail, a nawet zwykłe pozdrowienia mogą być znaczącym gestem.
  • być pozytywnym –przyjaźń jest jak lokata bankowa. Musimy często dokonywać wpłat z życzliwości i akceptacji, pamiętając, że krytyka i negatywność zubaża konto. Także ciągłe narzekanie wystawia przyjaźń na trudne próby.
  • słuchać – „Zapytaj znajomych, co dzieje się w ich życiu. Pozwól ludziom odczuć, że poświęcasz im uwagę – utrzymuj kontakt wzrokowy, skieruj swoje ciało w ich stronę, używaj potwierdzających komentarzy. Gdy przyjaciele opowiadają o szczegółach trudnej dla siebie sytuacji, bądź empatyczny, nie musisz rozwiązywać problemu, po prostu słuchaj z uwagą.”
  • rozdawać i przyjmować zaproszenia – przyjaźń polega między innymi na robieniu czegoś wspólnie, na wspólnym spędzaniu czasu, na dzieleniu doświadczeń i czasu, emocji. To mogą być banalne wydarzenia – wspólna kawa czy obiad, albo niecodzienne – wycieczka, koncert, uroczystość. „Kiedy jesteś zapraszany na spotkanie towarzyskie, powiedz tak.” Przyjaźń to bycie obecnym w cudzym życiu, ale też stworzenie przestrzeni dla przyjaciela we własnym życiu.
  • zachować granice szacunku – „Nie przeciążaj przyjaźni własnymi potrzebami. Pamiętaj, że przyjaźń wymaga, by zarówno dawać, jak i brać.”

Kiedy jesteśmy młodymi ludźmi, przyjaźnie zawiązują się same.
Czasami wystarczy chwila, jedno spojrzenie, kilka słów.
W pewnym wieku, gdy zaczynamy się starzeć, albo gdy po prostu jesteśmy starzy i niedołężni, przyjaźń wydaje się daleką wyprawą na nieznany i niebezpieczny ląd. Samotność boli, ale nawiązanie nowej relacji łączy się z lękiem i bólem.
Wydaje nam się, że nikt już nie może dać nam czegoś nowego, czegoś dobrego, wartościowego.
To nie jest pycha czy zarozumiałość, to raczej poczucie słabości, niedoskonałości.
W naszym wnętrzu jest zbyt ciasno, zbyt mało w nim miejsca, zbyt dużo własnych wspomnień i emocji… Boimy się, że nowe doświadczenie coś z nas „wypchnie” i coś stracimy.

Jednak w każdym wieku warto poznać nowego przyjaciela, a nawet grupę przyjaciół.
Nigdy nie jest na to za późno.
A jeśli czujemy się samotni i czujemy pustkę w sobie lub wokół siebie, to wypełnić ją można tylko przyjaźnią.

Oto kilka wskazówek, jak szukać przyjaciół w późnym wieku:
  • Korzystaj z wydarzeń okolicznościowych- Weź udział w działaniach grupy osób pracujących na rzecz wspólnego dobra, których jednoczy cel – wybory, czy sprzątanie naturalnego środowiska. Znajdź grupę o podobnych zainteresowaniach; klub, którego członków łączy czytelnictwo, sport, taniec, śpiew, rękodzieło, lub ogrodnictwo.
  • Bądź wolontariuszem – Zaoferuj swój czas lub talent w szpitalu, miejscu kultu, muzeum, domu kultury, grupie lub organizacji charytatywnej. Możesz stworzyć silne więzi podczas pracy z ludźmi, którzy mają wspólne zainteresowania.
  • Podejmuj nowe wyzwania - Weź udział w kursie i naucz się czegoś nowego, zdobądź nowe umiejętności, zapisz się na UTW, albo poszukaj grupy edukacyjnej o podobnych zainteresowaniach. Przyłącz się do klubu w lokalnej siłowni, centrum seniora.
  • Dołącz do wspólnoty wyznaniowej – Zaangażuj się w działania wspólnoty skierowane do nowych członków.
  • Wybierz się na spacer – Zainwestuj w parę dobrych butów i miej oczy otwarte. Porozmawiaj z sąsiadami, którzy również spacerują i nie są zajęci pracą, lub wybierz się do popularnego parku i nie odmawiaj rozmowy.
  • Pomyśl o kimś do towarzystwa - czy ma cztery nogi, czy skrzydła, zwierzę może dostarczyć wiele tych samych pozytywnych uczuć, które płyną z przyjaźni z człowiekiem. Może też być pomostem do nawiązania znajomości z innymi miłośnikami zwierząt.
 

sobota, 27 września 2014

Jak dożyć setki? Prosta recepta...




Ta opowieść pochodzi z artykułu dr Lissy Rankin - 10 Ways To Live To Be 100 Hot.

Amerykanin, Stamatis Moraitis, w wieku 53 lat usłyszał diagnozę: rak płuc.
Dowiedział się przy tym, że w najlepszym razie ma przed sobą dziewięć miesięcy życia.
Lekarz wychodził z założenia, że pacjent powinien znać prawdę – toteż, gdy zaproponował mu agresywną chemioterapię, zastrzegł, że terapia może przedłużyć mu życie, ale nie może go wyleczyć.
Stamatis Moraitis, po zastanowieniu, podjął decyzję o zrezygnowaniu z dotkliwej, bolesnej i wyłączającej go z życia terapii. Wraz z rodziną postanowił wrócić na Ikarię, grecką wyspę, gdzie się wychował, gdzie mógł zostać pochowany pośród przodków na cmentarzu z widokiem na Morze Egejskie.
Z żoną i swoimi starzejącymi się rodzicami zamieszkali w małym domu w winnicy, w który zamierzał dokończyć żywota. Wszak koniec nie był wcale tak odległy.
Aby być przygotowanym na śmierć, zaczął chodzić do swojego starego kościoła.
A przy okazji żegnać się z krewnymi i przyjaciółmi, za każdym razem wypijając jedną lub dwie butelki lokalnego wina.
Żywił się warzywami z ogrodu pod oknami, rozkoszował słońcem i słonym powietrzem, oraz miłością swojej żony.
Po sześciu miesiącach, Stamatis czuł się na tyle dobrze, że przestał myśleć o śmierci. W zasadzie nigdy wcześniej nie czuł się lepiej. Zatem postanowił zadbać o winnicę, a wręcz doprowadzić ją do rozkwitu. Każdego dnia pracował w niej po kilka godzin, a jego codzienność nabrała sensu i blasku. Wysiłek był spory, ale też obserwując jak rośliny wzrastają, czuł przyjemność i satysfakcję.
Wieczory spędzał z przyjaciółmi, grając w domino.
Przestał rozmyślać o śmierci. Życie toczyło się powoli, z dnia na dzień, bez pośpiechu.
Po 25 latach od diagnozy, Stamatis postanowił ponownie poddać się badaniom i zapytać swojego lekarza, co się stało. Dlaczego nie umarł, czy wyzdrowiał?
Wrócił do Stanów, ale lekarze, którzy proponowali chemioterapię, już nie żyli.
45 lat od powrotu na Ikarię, Stamatis w wieku 98 lat stał się bohaterem książki Mind Over Medicine, dr Liss Rankin.

Ikaria uchodzi za jedną z „błękitnych stref” – miejsc, w których spotykamy szczególne zagęszczenie osób długowiecznych. Ale mieszkańcy nie są żywotni z uwagi na walory miejsca, lecz dzięki swojemu szczególnemu stylowi życia.


Co – zdaniem dr Lissy Rankin – umożliwia mieszkańcom długi, zdrowy i szczęśliwy żywot?

10 czynników – tak prostych, że można je stosować wszędzie, także poza Ikarią.


1. Sen i drzemki w ciągu dnia.

W 2008 r. naukowcy z University of Athens Medical School i Harvard School of Public Health przebadali ponad 23.000 Greków i wykazali, że drzemka w ciągu dnia – od czasu do czasu - zmniejsza ryzyko wystąpienia choroby niedokrwiennej serca o 12%. A regularna drzemka - co najmniej trzy razy w tygodniu – redukuje to ryzyko o 37%.

2. Brak pośpiechu.

Na Ikarii nikt się nie spóźnia, nikt też nie martwi się spóźnieniem, bo nikt się nie spieszy. Wszystko ma swój właściwy czas i może się stać tylko w tym właśnie czasie. Zmartwienie „czy zdążę” wyzwala w nas negatywny i eksploatujący ponad miarę stres charakterystyczny dla walki lub ucieczki. Odrzucając pośpiech i zamartwianie się o spóźnienie, redukujemy stres.

3. Ogród – pielęgnowanie go i żywienie się lokalnymi produktami.

Na Ikaria ludzie żywią się tym, co sami wyhodują. Jedzą głównie produkty roślinne, unikają produktów zwierzęcych. Zużywają dużo oliwy z oliwek, piją wino z lokalnych winnic.
Uprawianie ogrodu zapewnia im dużo ruchu na świeżym powietrzu. Także życie towarzyskie nie toczy się w domu, a w ogrodzie. Życie toczy się pośród przyjaciół.

4. Nie poddawanie się, pielęgnowanie marzeń - każdy dzień ma swój cel i sens.

Tym, co przedłuża nasze życie jest cel i sens codziennego działania. Wcześniejsza emerytura – jak wskazują badania – często skraca życie, zamiast sprawiać radość.
Ważne jest by wyznaczyć sobie zadanie na każdy dzień, które wprawi nas w ruch i będzie źródłem satysfakcji.
Trzeba mieć plan życia – mówi się na Kostaryce.
Nie muszą to być wielkie plany, ani dalekosiężne. Chodzi bardziej o pracę dla lokalnej społeczności, poczucie bycia przydatnym, użytecznym.
Każdego dnia zrobić coś dla ludzi wokół ciebie – oto ikigai, powód, dla którego codziennie warto wstać z łóżka.

5. Zdobywanie się na życie.

Badanie Ikarian - mężczyzn w wieku pomiędzy 65 a 100 rokiem życia - wykazało, że 80% z nich regularnie uprawia seks, a 25% badanych deklaruje, że robi to powoli, długo i z sukcesami…
Zatem seks to nie tylko przyjemność, to także lekarstwo.

6. Zażywanie placebo - co najmniej raz dziennie.

Ikarianie co dziennie rano jedzą łyżkę miodu. Uważają, że to ich „lekarstwo”, które nie tylko zapobiega chorobom, ale i kontuzjom. Regularnie także piją swoją domową herbatę – mieszankę lokalnych ziół, która ich zdaniem przedłuża życie.
Nie można wykluczyć korzyści płynących z jedzenia miodu, czy picia naparu z ziół, które mogą łagodzić stres, relaksować, najważniejsze są jednak pozytywne przekonania związane z tymi produktami.
Pozytywne nastawienie do efektu ma moc większą od miodu i ziół.

7. Spacer - codziennie przejdź 20 wzgórz.

Żyjąc i mieszkając na Ikarii, trzeba chodzić. To pagórkowata wysepka. Wyprawa do sąsiada, na rynek, to ćwiczenia lepsze od tych w siłowni. Są przyjemne, wybudowane w ramy codzienności i stylu życia.

8. Pielęgnowanie poczucie przynależności.

Poczucie przynależności do plemienia łagodzi negatywne skutki samotności. Czując się częścią wspólnoty jesteśmy mniej podatni na ryzyko chorób serca aż o 50%, co może przedłużyć nasze życie do 10 lat.
Ikarianie są częścią wielopokoleniowej społeczności, rzadko zamykają się w domach, unikają samotności. Naukowcy udowodnili, że bycie częścią społeczności jest ważniejsze dla dobrego stanu zdrowia niż rzucenie palenia.

9. Dbałość o rozwój duchowy.

Badania pokazują, że gromadzenie się w ramach duchowej wspólnoty może przedłużyć nasze życie do 14 lat.

10. Otaczanie się ludźmi, którzy stosują powyższe dziewięć reguł.

Oczywiście – otyły samotnik typu „piwo - kanapa - ziemniaki” może być interesującym kompanem, ale czy inspirującym?
Lepiej otoczyć się ludźmi, którzy nie obżerają się, nie opijają, nie pielęgnują w sobie złości. Za to pomogą, zachęcą do realizacji marzeń, bo sami mają cel i czują sens życia.

środa, 24 września 2014

Mama i alzheimer ...

Nie tak dawno minął kolejny Światowy Dzień Alzheimera.

Z tej okazji dwa spolszczone wiersze o chorobie i matce - z perspektywy córki...

Dwa wiersze razem, bo mają wspólną frazę, która mówi, że czasami wystarczy - na dowód miłości - potrzymać bliską osobę za rękę.

Katie Harrison - Losing You - Tracąc cię...:

Nadchodziło po cichutku, powolutku, ot, drobiazgów zapominanie.
Pamiętam, jak cię srodze zmartwiło to alzheimera rozpoznanie.
Krok po kroku postępowało, coraz bardziej przerażało,
Nie umiałam sobie poradzić, a przecież mi zależało.
Wiem, powinnam być bardziej cierpliwa, zrozumieć twoją mękę,
Jak jesteś zagubiona, zlękniona, że wystarczy trzymać cię za rękę.
Lecz chciałam cię mamo takiej, jaką byłaś dawniej.
Dzielić z tobą życie, byśmy obie poczuły się raźniej.
Naprawdę szybko zmieniłaś się we własny cień.
Coraz mniej pamiętałaś i gorzej było z dnia na dzień.
Przeze mnie, do domu opieki trafiła moja mama.
Czułam, że nie mam wyboru, nie mogłaś przecież być sama.
Bardzo przepraszam za to; sprawiłam, że płakałaś.
Za szybko wszystko się stało, tak prędko mamo znikałaś.
I wtedy zaczęłam się zastanawiać, jak długo to będzie trwać.
Nie wiesz już, kim jestem, nie możemy ze sobą rozmawiać.
Straciłaś swoją werwę, nie możemy pójść na spacer.
I wiem, że z każdym dniem coraz bardziej ciebie tracę.
Serce mi pęka, gdy na ciebie patrzę, lecz nie wygram z chorobą.
Pewnego dnia odejdziesz do miejsca, w którym znowu będziesz sobą.
Z oczu twych smutek zniknie i mam nadzieję,
Uśmiechem twym świat tamten rozjaśnieje.
Nie stracę cię też całkowicie, bo wiem, że zawsze będziesz blisko.
Pamiętaj, zawsze cię kochać będę za to wszystko,
Co pięknym czyni wspomnienie czasu razem spędzanego…

  
Foto: Takmeomeo  - pixabay.com


 Barbara P. Benjamin - Memories on Hold - Zachowane wspomnienia:
To ja, mamo,
Nie poznajesz?
Obudź się, proszę,
I daj znak, że żyjesz.
Patrzę w twe oczy,
Tak puste i smutne,
Czekam na mrugnięcie,
Niegdyś mile psotne.
Gdy byłam dzieckiem,
Bawiłyśmy się nieraz.
W odwracanie ról,
Jestem tobą teraz.
Będę o ciebie dbać, mamo,
Potrzymam cię za rękę,
Czekając na dzień,
Gdy Bogu oddamy swą mękę,
Bo tylko wtedy,
Gdy jasnym światłem będziemy osnuci,
Ujrzysz naszą rodzinę
I pamięć twoja powróci.
Dla ciebie mogę być córką,
Rodzoną, choć nierozpoznaną,
Lecz ty zawsze jesteś dla mnie
Matką bez miary kochaną.

Starzeć się powinniśmy z pasją ... mówi Isabel Allende

Starzeć się powinniśmy z pasją.

Starzeć się powinniśmy z namiętnością.

Tylko wtedy każdy dzień, każda chwila przyniesie nam radość, dla której warto żyć.

Oczywiste jest, że starzejąc się chodzimy wolniej, biegniemy ostrożniej, tracimy elastyczność.

Oczywiste jest, że trudniej nam wstać o poranku i zasnąć o zwyczajowej porze.

Oczywiste jest, że trudniej się uczyć czegoś nowego i pamiętać to, co niewarte jest pamiętania.

Oczywiste jest, że starzejąc się swoje oszczędności wydajemy na lekarzy, którym trudniej przychodzi diagnoza – bo przecież jesteśmy starzy i stan choroby jest dla nas bardziej naturalny niż stan zdrowia.

Oczywiste są wahania nastroju, pomieszane emocje, albo irytacja z powodu drobiazgów.

Oczywiste jest, że nasze ciało jest pomarszczone, obwisłe, albo wychudzone, inne niż wtedy, gdy młodość sama przez się była piękna.

Ale jeśli zaakceptować oczywistości i skupić uwagę na tym, co ważne, pozytywne i energetyzujące, nasze życie – nasze starzenie się może być efektywne i satysfakcjonujące.

Uśmiech.

Postawa.

To magiczne słowa, które stanowią o dobrostanie starości.


Na ted.com dostępna jest niezwykle interesująca wypowiedź Isabel Allende – znanej pisarki, której książka Dom Dusz jest jedną z najbardziej znanych powieści XX wieku.
Isabel Allende dziś jest mówcą motywacyjnym, co dla 71-letniej kobiety może być wyzwaniem.




Ponieważ na ted.com napisy do wypowiedzi Isabel Allende jeszcze nie są dostępne, pozwoliłem sobie je spolszczyć.

00:11 Cześć, dzieciaki.
00:13 (śmiech)
00:15 Mam 71 lat.
00:17 (oklaski) Mój mąż 76. Moi rodzice mają około 90-tki, a Olivia, pies, ma 16. Porozmawiajmy zatem o starzeniu.
00:31 Opowiem ci, jak się czuję, gdy widzę w lustrze moje zmarszczki i uświadamiam sobie, że niektóre części mnie opadły ze mnie i nie mogę ich znaleźć wokół siebie. (Śmiech)
00:41 Mary Oliver pisze w jednym ze swoich wierszy: "Powiedz mi, co zamierzasz zrobić z jedynym dzikim i cennym życiem?" Ja zamierzam żyć z pasją.
00:56 Kiedy zaczynamy się starzeć? Społeczeństwo decyduje o tym, kiedy jesteśmy starzy, zazwyczaj około 65 roku życia, gdy przechodzimy na emeryturę, ale naprawdę zaczynamy się starzeć w dniu narodzin. Starzejemy się właśnie teraz, ale wszyscy doświadczamy tego inaczej. Wszyscy czujemy się młodziej niż wskazuje nasz rzeczywisty wiek, ponieważ Duch nigdy się nie starzeje. Ja wciąż mam 17. Sophia Loren. Spójrzcie na nią. Ona mówi, że wszystko, co można zobaczyć, zawdzięcza spaghetti. Spróbowałem i zyskałam jedynie pięć kilogramów w niewłaściwych miejscach. Ale postawa, starzenie się to również postawa i zdrowie. Moim prawdziwym mentorem w tej podróży jest Olga Murray. Ta dziewczyna z Kalifornii, mając 60 lat rozpoczęła pracę w Nepalu, by ratować młode dziewczyny z niewoli domowej. Mając 88 lat, uratowała 12000 dziewcząt i zmieniła kulturę tego kraju. (oklaski) Obecnie, sprzedawanie córek przez ojców w niewolę jest nielegalne. Prowadzi także sierocińce i kliniki żywieniowe. Jest zawsze szczęśliwa i wiecznie młoda.
02:18 Co straciłam w ostatnich dziesięcioleciach? Ludzi, oczywiście, miejsca i nieograniczoną energię młodości, i zaczynam tracić niezależność, i to mnie przeraża. Ram Dass mówi, że zależność boli, ale jeśli ją zaakceptować, cierpienie jest mniej odczuwalne. Po bardzo nieudanym skoku, jego ponadczasowa dusza obserwuje zmiany w organizmie z czułością, a on jest wdzięczny ludziom, którzy mu pomagają.
02:52 Co otrzymałem? Swobodę. Nie muszę już niczego udowadniać. Nie roztrząsam, kim jestem, kim chcę być, albo czego inni ludzie oczekują ode mnie. Nie muszę się już podobać mężczyznom, tylko zwierzętom. Mówię mojemu superego idź precz i pozwól mi cieszyć się tym, co jeszcze mam. Moje ciało być może się rozpada, ale mój mózg jeszcze nie. Kocham mój mózg. Czuję się lżejsza. Nie noszę urazy, ambicji, próżności, żadnego z grzechów głównych, które nawet nie są warte zachodu. To wspaniałe, odpuścić sobie. Powinnam zrobić to wcześniej. I czuję się też bardziej subtelna, bo nie czuję się czymkolwiek zagrożone. Nie postrzegam już tego jako słabość. Zyskałam duchowość. Jestem świadoma, że śmierć zamieszkała w mojej okolicy. Teraz, jest obok, może nawet w moim domu. Staram się świadomie żyć i być obecna w tej chwili. Przy okazji, Dalajlama jest kimś, kto pięknie się starzeje, ale kto chce być wegetarianinem i żyć w celibacie? (śmiech)
04:23 Medytacja pomaga.
04:26 (wideo) dziecka: Ommm. Ommm. Ommm.
04:30 Isabel Allende: Ommm. Ommm. Jest. I dobrze jest rozpocząć wcześnie.
04:34 Wiesz, dla kobiet próżnych jak ja, to bardzo trudne starzeć się w tej kulturze. Wewnątrz, czuję się dobrze, czuję się urocza, czarująca, seksowna. Lecz nikt inny tego nie widzi. (śmiech) Jestem niewidzialna. Chcę być w centrum uwagi. Nienawidzę być niewidzialna. (śmiech) (oklaski)
04:57 To jest Grace Dammann. Sześć lat po strasznym wypadku samochodowym spędziła w wózku inwalidzkim. Mówi, że nie ma nic bardziej zmysłowego od gorącego prysznica, że każda kropla wody jest błogosławieństwem dla zmysłów. Ona nie widzi siebie jako niepełnosprawnej. W swoim umyśle, wciąż surfuje w oceanie. Ethel Seiderman, zadziorna, popularna działaczka w miejscu, w którym mieszkam, w Kalifornii. Nosi dziwaczne czerwone buty, a jej mantrą jest, że jeden szalik jest ładny, ale dwa są lepsze. Jest wdową od dziewięciu lat, ale nie szuka nowego partnera. Mówi, że jest ograniczona liczba sposobów na spieprzenie czegoś – lecz, mówi, w zasadzie - wszystkie je wypróbowała. (śmiech) Ja, z drugiej strony, nadal mam fantazje erotyczne na temat Antonio Banderasa - (śmiech) - i mój biedny mąż musi się z tym pogodzić.
06:04 Zatem, jak zatrzymać w sobie pasję? Mając 71 lat nie mam w sobie pasji ot tak. Trenowałam przez jakiś czas, a gdy czuję się zmęczona i znudzona, udaję. Postawa, postawa. Jak trenować? Ćwiczę mówiąc „tak” wszystkiemu, co życie niesie w moją stronę: dramatom, komediom, tragediom, miłości, śmierci, stratom. Mówię „tak” życiu. I ćwiczę, starając się trwać w miłości. To nie zawsze działa, ale nie możecie mnie winić za to, że się staram.
06:39 Na koniec dodam, emerytura po hiszpańsku to jubilación. Radość. Celebrowanie. Zapłaciliśmy nasze składki. Spełniliśmy obowiązki wobec społeczeństwa. Teraz jest nasz czas, i jest to świetny czas. Dopóki nie jesteś chory lub bardzo biedny, masz wybór. Zdecydowałem żyć z pasją, zaangażowana z otwartym sercem. Pracuję nad tym każdego dnia. Chcesz do mnie dołączyć?
07:11 Dziękujemy.
07:13 (oklaski)
07:18 June Cohen: Isabel - IA: Dziękuję.
07:22 JC: Przede wszystkim, nigdy nie występuję w imieniu społeczności TED, ale tym razem chciałbym powiedzieć, że mam wrażenie, że wszyscy się zgadzamy, iż dla nas nadal jesteś urocza, czarująca i seksowna. Czy tak?
07:34 IA: Aww, dziękuję. (oklaski)
07:36 JC: Nie płacz. AF: Nie, to makijaż.
07:39 JC: A teraz, czy jest możliwe, bym poprosiła cię o odpowiedź na pytanie, o twoje fantazje erotyczne?
07:43 IA: Och, oczywiście. Jakie?
07:44 (śmiech)   
07:45 JC O twoje fantazje erotyczne. IA: Z Antonio Banderasem.
07:48 JC: Zastanawiam się, czy możesz powiedzieć coś więcej...
07:51 IA: Cóż, jedna z nich jest taka, że - (śmiech) kładę nagiego Antonio Banderasa na meksykańskiej tortilli, okładam go guacamole, smaruję salsą, zawijam i zjadam. (śmiech)
08:09 Dziękujemy.
08:10 (oklaski)

niedziela, 21 września 2014

Można starzeć się pomyślnie...

"W ciągu najbliższych trzech lat, będziemy świadkami największego wzrostu liczby osób powyżej 65 roku życia w dziejach ludzkości. Nasze badania wskazują, że wzrost liczby osób starszych może być produktywna i przyczyniać się do rozwoju naszego społeczeństwa na wiele sposobów."
 – twierdzi dr Dilip Jeste, dyrektor Instytutu Badań nad Starzeniem się im. Sama i Rose Stein,
 prezes Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.

Starość i starzenie się traktowane są jako etap życia, kiedy to jest „już z górki”. Nic już ciekawego się nie wydarzy. Nie ma się co spieszyć, bo można się potknąć, a nawet nie ma dokąd się spieszyć. Bo przecież meta jest określona i w tym jednym przypadku nikt nie chce być na mecie pierwszym.

A jeśli zdarza nam się obserwować starość i postępującą niedołężność swoich rodziców – nikt nie traktuje tego jako chwil szczęścia, o dziwo – nie uczymy się o potrzebach ludzi starych, a jedynie zamartwiamy, czy i nas to czeka?

Czy czeka nas ból, niepokój, niedołężność?

Czy i my będziemy w kółko powtarzać te same historie?

Czy będziemy tak samo nudni i gderliwi?

I oczywiście dochodzimy do wniosku, że nam się to nie przydarzy, bo my albo starości unikniemy, albo lepiej ją zagospodarujemy.


I trochę w tym racji.

Bo mamy szansę uczynić własną starość pomyślną.


Badania wskazują, że choć geny mają wpływ na nasz proces starzenia się, to ważniejsza jest kultura.
Starzejemy się – w znacznej mierze – według wzorca, którego nauczyliśmy się od swoich rodziców.

Dr Dilip Jeste, wraz z zespołem, przebadał ponad 1000 starszych osób i odkrył, że, jeśli chodzi o ocenę tempa starzenia się, nie jest ważne jak szybko rozwiążemy krzyżówkę w gazecie, albo ułożymy puzzle, nie jest ważna sprawność fizyczna, ale to jak bardzo zachowujemy kontrolę swoich zachowań, jakie jest nasze nastawienie do codzienności.

"Najbardziej zaskakującym wnioskiem okazało się dostrzeżenie paradoksu starzenia się – o ile kondycja fizyczna spada wraz z wiekiem, o tyle samoocena może nawet się polepszać" - mówi  dr Jeste.
"Nasze badania wykazały, że zdrowie fizyczne nie jest ani koniecznym, ani wystarczającym warunkiem zachowania dobrego samopoczucia w procesie starzenia się."
W rzeczywistości, wielu seniorów, którzy doznają spadku kondycji fizycznej lub psychicznej, twierdziło, że ich samopoczucie polepsza się z każdym mijającym rokiem.
Zachowanie się i środowisko wpływają na ekspresję genów (na ujawnianie się cech zapisanych w genach) odpowiedzialnych za nasze funkcjonowanie. Mamy zatem pewną kontrolę nad tym, czy przyjmujemy starzenie się z optymizmem, czy pesymizmem, a co za tym idzie, czy czujemy się szczęśliwi, czy nieszczęśliwi z powodu wieku. Od naszej postawy zależy, czy starość to etap dla nas pomyślny, efektywny, czy dołujący i niszczący.

Według dr Jeste efektywne starzenie się obejmuje trzy elementy: elastyczność (zdolność do przystosowania się do i przetrwania w trudnej sytuacji), optymizm (rozpoznawalny zarówno w dobrych, jak złych okolicznościach) i brak depresji.

Aby zapewnić pomyślny charakter starzenia się, dr Jeste proponuje, by oprzeć swoje działanie na 4 regułach:


  • Logika:
Bądź logiczny - ważne jest, by zachować równowagę między pesymizmem i nierealistycznym optymizmem. Na przykład, jeśli masz raka, to nie będziesz w stanie wyleczyć się po prostu przez myślenie o zdrowiu, cudzie, zamiast poszukiwać możliwości leczenia. Należy szukać terapii, budując pozytywne nastawienie wobec jej efektów, skupiając uwagę nie na celu – uleczenie – ale na najdrobniejszych krokach, które do celu prowadzą.

  • Wsparcie:
Zbuduj swoją sieć wsparcia z przyjaciół i rodziny - jest niezbędna dla utrzymania dobrego samopoczucia psychicznego i emocjonalnego, zwłaszcza na starość. Wsparcie społeczne zapewnia tarczę przed chorobami wywołanymi przez wszelkiego rodzaju stres.
  • Obniżanie napięcia:
Czy to spacer, czy praktyka jogi, czy tylko czytanie książki, należy regularnie angażować się w działania, w których można znaleźć codzienną i banalną przyjemność. Przerwę od presji społecznej i napięcia codziennego życia, to niezbędne dla budowania swoich rezerw odporności.
  • Zarządzanie depresją:
Jeden na dziesięciu dorosłych Amerykanów cierpi z powodu depresji, zgodnie z danymi Centers for Disease Control. Kobiety w wieku 45-64 lat obciążone są wyższym ryzykiem zachorowania na depresję, lub skarżą się na jej objawy - nadmierne zmęczenie, drażliwość, poczucie beznadziei, utrata zainteresowań, hobby, a nawet myśli samobójcze. Według dr Jeste, rozpoznawanie depresji i zarządzanie nastrojem jest niezwykle ważne dla utrzymania dobrego stanu zdrowia psychicznego i fizycznego w okresie starzenia się. Jeśli odczuwasz głębokie i przedłużające się obniżenie nastroju, albo zauważasz je u bliskiej sobie osoby, koniecznie skonsultuj się z lekarzem, ale też sięgnij po psychoterapię, aby nauczyć się zarządzania nastrojem.

Według Jeste teza, że niektóre mechanizmy procesu starzenia się można kontrolować, jest niezwykle pozytywna dla starzejącego się społeczeństwa.


(Na podstawie artykułu Anne-Marie Botek: Secret to successful aging, www.agingcare.com)

Starsi ludzie są szczęśliwsi... mówi dr Laura Carstensen

Żyjemy coraz dłużej, pomimo tego, że nie przewyższamy odpornością naszych przodków sprzed 10.000 lat.

W XX wieku średnia długość ludzkiego życia wzrosła o więcej lat niż we wszystkich poprzednich tysiącleciach.

Dzięki stałemu postępowi w sferze technologii medycznej rodzi się coraz więcej dzieci, a śmiertelność pośród noworodków spada. Niestety, w tym samym czasie spadła również płodność, przez co zmieniła się struktura społeczna. Zamiast trójkąta, obecnie bardziej przypomina prostokąt. W krajach Zachodu – już w roku 2015 - liczba osób powyżej 60 roku życia przewyższy liczbę dzieci poniżej 15 roku życia.

Tę sytuację zawdzięczamy kulturze, nauce i technice. Lata pokoju i bezprecedensowego skoku technologicznego, wyeliminowały ze społecznego życia wczesną śmierć. Zatem żyjemy dłużej i w naturalny sposób starzejemy się jako społeczeństwo. Jakość społecznego życia, to jakość życia osób starszych. To jakość starości obrazuje, czy społeczeństwo odnosi sukcesy.


Starzenie się nadal wiąże się z problemami: utratą kondycji fizycznej i psychicznej, choroba, biedą, utratą statusu społecznego, niekiedy utratą godności, zależnością od innych. Rozwiązanie tych problemów wymaga czasu i jest jeszcze przed nami. Dlatego potrzebne są badania tego okresu życia, badania interdyscyplinarne i dogłębne zarazem. Bo jeśli nie zmieni się sytuacja polityczna, większość z nas ma szansę na starość, a każdy chciałby, by jego starość była pogodna i pomyślna.
Im więcej wiemy o procesie starzenia się, tym bardziej jesteśmy przekonani, że to nie jest, a z pewnością nie musi być, równia pochyła. Starzenie się oznacza także korzyści. To wiedza płynąca z doświadczenia. To także rozwój sfery uczuciowej.
Starsi ludzie są szczęśliwsi, jakkolwiek nie brzmiałoby to paradoksalnie w odniesieniu do samopoczucia jednostek, ich stanu zdrowia, czy finansów.
Wszystkie badania, w różnych krajach, wskazują, że starsi ludzie deklarują wyższe poczucie szczęścia niż osoby w średnim wieku, a także ludzie młodzi.
Amerykańskie Centrum Kontroli Chorób spytało swoich respondentów, czy doświadczyli większych zmartwień w ciągu poprzedniego tygodnia. Pośród osób starszych twierdzących odpowiedzi było mniej niż pośród osób w średnim wieku i młodych.
Gallup przeprowadził ankietę na temat stresu, zmartwień i gniewu, jakich doświadczyli badani poprzedniego dnia. Okazało się, że wraz z wiekiem spada poziom stresu, zmartwień i gniewu.
To paradoks starzenia się.
Oczywiście, starzenie się to nie bułka z masłem, to nie jest sprawa dla słabeuszy.
Że człowiek starszy czuje się szczęśliwszy pomimo swojej słabości, trudności jakie napotyka w życiu, wbrew pogarszającemu się zdrowiu – wydaje się nieporozumieniem.
Dlatego dr Laura Carstensen (wraz z zespołem) przez 10 lat obserwowała ludzi od 18 do 94 roku życia, poszukując dowodów na zaprzeczenie tezy o poprawianiu się samopoczucia osób starszych. Badacze sądzili, że w wyżej wspomnianych badaniach starsze osoby koloryzowały swoje życie.
Laura Carstensen postanowiła zbadać, czy emocje zmieniają się z wiekiem.
Uczestnicy badania poproszeni zostali o noszenie pagerów, aby możliwy był z nimi kontakt w różnych, losowo wybranych, porach (godzinach) dnia. Badacze kontaktowali się z badanymi i zadawali im szereg pytań na temat samopoczucia. Badani na skali od 1 do 7 oceniali swój stan emocjonalny – poczucie szczęścia, smutku, frustracji...
Z badań wynikało, że to nie „pokolenie”, ale konkretne osoby – z uwagi na cechy osobnicze – bez względu na okoliczności mają się lepiej i wraz z upływem lat skupiają uwagę na pozytywnych doświadczeniach.
U osób bardzo starych notujemy spadek odczucia szczęśliwości, ale nawet w tym przypadku to nie jest spadek do poziomu z wczesnej dorosłości.
Starsi ludzie nie są po prostu i nieracjonalnie szczęśliwi. Mają bardziej pozytywne podejście do życia od ludzi młodych, pomimo tego, że częściej doświadczają mieszanych uczuć. Smutku wraz z radością, łzy w oku razem z uśmiechem do przyjaciela. Starsi ludzie lepiej radzą sobie ze smutkiem, łatwiej go akceptują. Na niesprawiedliwość patrzą raczej ze współczuciem, niż z desperacją.
Starsi ludzie lepiej gospodarują zasobami poznawczymi, koncentrują uwagę i pamięć na pozytywnych, a nie negatywnych bodźcach. Jeśli pokażemy osobom starszym, w średnim wieku i młodym, zdjęcia z różnych wydarzeń i poprosimy po chwili, by przypomnieli sobie ich jak najwięcej, starsi ludzie, w porównaniu z młodymi, pamiętają więcej pozytywnych zdjęć.
Poproszono starszych i młodszych, by oglądali twarze. Zmarszczone lub z uśmiechem. Starsi patrzą raczej w stronę uśmiechniętych. W codziennym życiu przekłada się to na więcej radości i satysfakcji.
Laura Carstesen pomyślała, że może to wynik starzenia się mózgu, swoiste upośledzenie poznawcze. Być może neurony przewodzące negatywne informacje niszczone są wcześniej. Ale okazało się to całkowicie fałszywą tezą. Okazuje się, że najbardziej inteligentne starsze osoby to te, które mają najbardziej pozytywne nastawienie do życia. Starszy człowiek, na co dzień, w równej mierze doświadcza negatywnych i pozytywnych emocji. Istotą jest sposób radzenia sobie z tymi emocjami.

Starsi ludzie mają inne poczucie czasu - tego zegarowego, kalendarzowego, ale przede wszystkim życiowego. Paradoks starzenia to zrozumienie, że nie będziemy żyć wiecznie i mamy coraz mniej czasu na cieszenie się życiem. Z wiekiem horyzont czasu się zwęża, zmieniamy swoje cele. Kiedy rozumiemy, że czas jest skończony, reorganizujemy priorytety. Zaczynamy cenić życie w wymiarze każdego dnia, każdej godziny, a nie perspektywy tego, co nadchodzi. Poświęcamy więcej uwagi temu, co sprawia przyjemność, a oszczędzamy energię, gdy coś nas boli. I dlatego czujemy się szczęśliwsi.
Dr Laura Carstensen dochodzi do wniosku, że o jakości życia społeczeństwa, w którym osób starszych jest więcej niż młodszych, decydować będzie kultura. Jeśli zapewnimy starszym stabilną i wygodną codzienność, ich umiejętności i kompetencje osobiste mogą przyczynić się do rozwiązania problemów wszystkich pokoleń. „Społeczeństwa z milionami utalentowanych, stabilnych emocjonalnie obywateli, zdrowszych i lepiej wykształconych niż wszystkie wcześniejsze pokolenia, uzbrojonych w wiedzę i doświadczenie życiowe, pełnych motywacji do rozwiązania ważnych kwestii, mogą być lepszymi społeczeństwami, niż jakiekolwiek przedtem.” Trudno się z tym niezgodzie.  

Warto tylko zauważyć, że może nie powinniśmy rozwiązywać problemów starości, ale – być może - pozwolić starszym rozwiązywać swoje i nasze – wszystkich – problemy.

A oto oryginalna wypowiedź  dr Laury Carstensen na ted.com (tu można włączyć polskie napisy).




poniedziałek, 15 września 2014

Starsza pani choruje... Wizyta u lekarza.

Starsza pani niedomaga.


Jest osłabiona. Kaszle. Coś ją dusi.
Nie, nie mam gorączki, tylko taka skołowana jestem. I ciągle spać mi się chce.
Boli cię coś?
Nie, no może trochę. Tu w oskrzelach, ale tak to nie.
Może pójdziesz do lekarza?
Pewnie powinnam, ale nie chce mi się. Co ona tam pomoże?…
Masz już swoje lata, sprawdzimy, czy jakaś choroba cię nie dopadła.
No dobrze.

Starsza pani idzie do lekarza.
Aby się nie spóźnić, przychodzi za wcześnie. A może uda się przyspieszyć wizytę?
Już na wstępie jest zmęczona. I właściwie wolałaby wrócić do domu, ale skoro tu jest, w końcu należy się jej… Płaci ZUS.
Jest zdenerwowana, bo w rejestracji na nią nakrzyczeli. Nie wie za co. Niedosłyszała, bo ma drobne problemy ze słuchem. To zresztą nieważne, bo i tak już nie pamięta, o co chodziło.
Siedzi w poczekalni. Dobrze, że było wolne krzesło, bo nie byłaby w stanie stać.
Tylu ludzi. Wszyscy chorzy. Spieszą się, denerwują. Krzesło niewygodne, zatem plecy bolą, ale lepiej siedzieć niż stać.
Starsza pani trochę rozmawia, ale tak naprawdę zapada się w siebie, czeka na swoją kolej i usiłuje poradzić sobie ze znużeniem.
Jest sama, nie będzie się przepychać. Przyjdzie jej kolej, zawołają. Boi się, by nie wykryli nic strasznego. Byle tylko nie do szpitala. No i te badania, byle nie…

Następny proszę!
Wchodzi do gabinetu. Nie jest tu mile widziana. Ot, po prostu, następny pacjent. Kolejny przypadek, który najprawdopodobniej nie wymaga interwencji medycznej. Kolejny emeryt, który nie radzi sobie z codziennością, zatem wypełnia czas wizytami u lekarza.
Lekarz jest uprzejmy, kulturalny, nawet sympatyczny. Odrobinę protekcjonalny, ale to przecież lekarz, wiadomo musi taki być. Taki zawód.
Poza tym jest zajęty, tylu pacjentów czeka w kolejce, nie ma zbyt wiele czasu na uprzejmości.
Jest zmęczony, znudzony, każdy ma przecież swoje problemy, a praca w przychodni – bądźmy szczerzy – to nie jest twórcza i rozwijająca praca.
Czym mogę służyć? Co pani dolega? Od razu przechodzimy do rzeczy. To dobrze, jest konkretny, nie będzie za długo męczył starszej pani. Może nawet nie będzie badał… Zobaczy, przepisze co tam trzeba i puści do domu.
Kiedy coś tam robi w komputerze, nawet rozmawia. Pamięta starszą panią, uśmiecha się, potakuje, żartuje. Ale nie patrzy starszej pani w oczy, nie zachęca do rozmowy, jest profesjonalistą.
Gdyby jeszcze pacjenci przychodzili przygotowani, byli konkretni, mówili prawdę – byłoby łatwiej.
Gdyby doceniali tę wiedzę, którą posiada, którą tak długo, takim wysiłkiem zdobywał.
Gdyby szanowali lekarza i stosowali się do jego zaleceń, ale najczęściej i tak leczą się po swojemu.
Nie słuchają, nie pamiętają, mieszają…
Zawsze trzeba powtarzać te same pytania, każdy myśli, że jest najważniejszy, że lekarz ma pamięć jak komputer… I że nic nie robi, tylko myśli, co dolega pacjentowi.
A przecież lekarz też jest człowiekiem, ma swoje życie, swoje problemy.
Jego trzewia pracują jak u każdego.
Po co ten cały wysiłek, za tak marne pieniądze…

Starsza pani się uśmiecha, mówi, bo łatwiej mówić, niż odpowiadać na pytania (których niedosłyszy), potakuje. Tylko czasami prosi o powtórzenie, ale pilnuje się, by nie robić tego za często, w końcu to lekarz, nie chce go urazić. No i nie chce, by pomyślał, że jest stara i niedołężna.
Potakuje, bo nie chce, by sądził że czegoś nie rozumie. Przecież jest inteligentna i wykształcona.

Lekarz podaje receptę, dziękuje i woła następnego pacjenta.

* * *

Lekarze od zawsze narzekają na niezdyscyplinowanie i niezorganizowanie pacjentów.
Pacjenci od zawsze narzekają na brak uwagi i brak zainteresowania ze strony lekarza.

Nieporozumienia być może biorą się stąd, że formalnie nie płacimy za czas pracy lekarza.
Wydaje nam się, że opieka zdrowotna jest bezpłatna. A jednocześnie jesteśmy przekonani, że opieka medyczna nam się należy, bo płacimy składki na ubezpieczenie zdrowotne.
Że lekarz jest dla nas, że jest obowiązany, bo przecież z naszych składek płacą mu wynagrodzenie.
Jako pacjenci mamy wobec lekarza roszczenia, ale boimy się już od lekarza czegoś wymagać. Bo zdajemy sobie sprawę, że w tym układzie strony nie są sobie równe. To my pacjenci potrzebujemy lekarza. Bez niego nie ma leczenia, badań, leków, czyli powrotu do zdrowia. Lekarz jest bogiem, jest mądrzejszy, zatem nam słabym od niego się coś należy.
Nosimy w sobie roszczenie, mamy pretensje i żale, ale nie wymagamy jakości pracy.
A skoro nie wymagamy, to nie czujemy się odpowiedzialni za efekt wizyty u lekarza.
To ON powinien wiedzieć, dostrzec, przewidzieć…
To błąd.

Kiedy zaczynamy się starzeć, warto sobie uświadomić, że odtąd nasze wizyty u lekarza będą (nawet powinny być) coraz częstsze. I nie będą to tylko wizyty przeglądowe, badania okresowe.
Technologia medyczna staje się coraz bardziej skomplikowana i coraz bardziej specjalistyczna. A my coraz dłużej żyjemy i coraz częściej chorujemy.
W krajach, gdzie pacjent płaci lekarzowi za każdą minutę jego czasu, chorzy uczą się nie oczekiwać cudu, lecz wymagać efektu, ale także uczą się oszczędzać czas lekarza i swoje pieniądze.
Nas to dopiero czeka.

Stereotyp społeczny mówi, że „lekarz leczy, pacjent ma się leczeniu poddać”.
Tymczasem, to pacjent się leczy sam, ale według i pod nadzorem lekarza. Dlatego powinniśmy współpracować z lekarzem, wymagać od niego zaangażowania i jakości pracy, choć to znaczy, że musimy nauczyć się także odpowiedzialności za swoje zdrowie.

Naukę można zacząć od właściwego przygotowania siebie do wizyty u lekarza.

Zwyczajowa wizyta u lekarza trwa 10 do 15 minut i jeśli nie chcemy zmarnować tego czasu, jeśli chcemy wyjść z gabinetu lekarza usatysfakcjonowani, warto się do niej dobrze przygotować.
To jak sporządzenie listy zakupów, która usprawnia wyprawę do supermarketu, obniża ryzyko zbędnych wydatków, no i mamy pewność, że nie zapomnimy czegoś kupić.
Lista zakupów ułatwia życie. Nasze życie.
Przygotowanie do wizyty u lekarza zwiększa poczucie satysfakcji – naszej satysfakcji.

Większość pacjentów będzie zaskoczona, że do rozmowy z lekarzem należy się przygotować.
Że powinni coś ze sobą przynieść.
Nie wystarczy, że są chorzy?
Przecież lekarz musi zobaczyć chorego i powiedzieć, co robić dalej.
Takie nastawienie, to skutek pracy samych lekarzy i całego systemu – pacjent w toku terapii – już na etapie diagnozy – jest bierny i bezradny.
Większości lekarzy to odpowiada – tak są przygotowywani do zawodu – pacjent ma poddać się badaniu i nie przeszkadzać w terapii.
Lekooporni pacjenci i ci, co chcą wszystko wiedzieć, są jednakowo uciążliwi.

A jednak w czasie wizyty u lekarza mogą nam się przydać:

  • Historia medyczna.
Idealnym rozwiązaniem byłaby mała karta elektroniczna, na której zapisana została historia nie tylko choroby, ale naszego zdrowia. Niestety, na razie to tylko science fiction.
Dlatego warto zebrać wykonane wcześniej badania, diagnozy różnych specjalistów, historię przewlekłych schorzeń, szpitalne epikryzy w jeden skoroszyt.
Wiadomo, nie wszystko może być interesujące dla lekarza w danej chwili, podczas tej konkretnej rozmowy. Ale to nie ważne.
Po pierwszy, dzięki takiej historii lekarz ma szansę zobaczyć nas jako całość, z drugiej wybierze to, co jest istotne z jego punktu widzenia.

Warto przy tym zadbać o to, by osobista dokumentacja medyczna była uporządkowana i aktualna. Jeśli w niedługim czasie przed wizytą wykonaliśmy badania podstawowe, niech ich wyniki będą „na początku”. Nawet jeśli lekarz uzna, że konieczne są badania bardziej aktualne, będzie miał świadomość zmian, jakie zachodzą w naszym organizmie.

  • Lista zażywanych leków.
W czasie wizyty u lekarza pacjent jest na ogół w słabej kondycji, zmęczony, zdenerwowany i na prośbę o podanie zażywanych leków mówi, że nie pamięta. Stara się sobie przypomnieć i mówi coś o małej niebieskiej, cienkiej różowej, albo takiej dużej brązowej pigułce. W pewnym wieku tych pigułek jest sporo, a część z nich to suplementy diety, i miesza się nam to, co zażywamy z zalecenia lekarza i to, co łykamy, bo uwierzyliśmy reklamie. Informacja o „małej niebieskiej” w niczym nie pomoże lekarzowi, a proces jej opisywania zabiera czas. Lekarzowi potrzebna jest nazwa leku.
Oczywiście można zabrać ze sobą na wizytę opakowania leków, ale to niewygodne.
Wystarczającym powinno być spisanie na kartce leków, które bierzemy, i sposób ich dawkowania, i włączenie tej informacji do osobistej dokumentacji medycznej.
Przy okazji – w czasie wizyty należy szczerze informować lekarza o zażywanych lekach. Jeśli nie bierzemy leków zgodnie z zaleceniami, albo zaprzestaliśmy stosowania, koniecznie trzeba o tym powiedzieć, to nic wstydliwego, każdemu się zdarza. Warto też wyjaśnić, dlaczego zaprzestaliśmy stosować lek. Jeśli lekarz o tym nie wie, może sądzić, że lek nie działa, zwiększyć dawkę, albo zmienić terapię, narażając nas na niepotrzebne wydatki.

  • Lista alternatywnych metod leczenia.
Większość pacjentów – chorych i zdrowych – wspomaga swoją kondycję różnymi rodzajami alternatywnych terapii. Mogą to być witaminy, suplementy diety, zioła, lub polecone przez znajomych i przyjaciół leki homeopatyczne. Lepiej, gdy lekarz o nich wie. Nie zapominajmy, że suplementy diety mają swoje miejsce w farmakoterapii. Niektóre mogą wchodzić w reakcję z lekami, blokować ich działanie lub niepotrzebnie wzmacniać, mogą też działać na nas niezgodnie z zamierzeniem, choć nie odczuwamy tego natychmiast.
Większość lekarzy nie jest ekspertem w zakresie ziołolecznictwa czy homeopatii, ale mając informacje o naszym wspomaganiu kondycji, mogą modyfikować terapię lub stosować bardziej skuteczne jej formy.
Dopiszmy zatem wspomagacze do listy leków.
  • Dziennik objawów.
Jeśli cierpimy na przewlekłą chorobę, która wymaga codziennej kontroli naszego stanu – jak na przykład pomiar poziomu cukru we krwi – i prowadzimy dzienniczek, zabierzmy go ze sobą. Może nie być potrzebny, ale gdy lekarz o coś zapyta, nie będzie trzeba się domyślać, wystarczy zajrzeć.
Nie zapomnimy o czymś, a lekarz może prześledzić to, co dzieje się w naszym organizmie. Będzie też wiedział, czy jesteśmy zdyscyplinowani w terapii.

Jeśli udajemy się do lekarza po diagnozę, bo niepokoi nas jakiś objaw, w domu postarajmy się jak najdokładniej, jak najbardziej konkretnie opisać swoje dolegliwości. Na przykład: kiedy, w jakich okolicznościach, w jakiej okolicy ciała pojawia się ból lub dyskomfort, jaki ma charakter, jak silny jest to ból czy dyskomfort. Informacja o tym, że czuliśmy ból w kościach, mięśniach lub piersi niewiele lekarzowi mówi. Natomiast konkretne informacje pokazują, że poważnie traktujemy swój stan, a przy tym szanujemy czas lekarza.
Czasami, próbując opisać swoje dolegliwości, opowiadamy lekarzowi historię swego życia i tracimy czas wizyty oraz uwagę lekarza.
Pamiętajmy, im bardziej konkretnie opisujemy objawy, tym bardziej konkretna jest diagnoza lekarza, a tym samym terapia będzie bardziej odpowiadać naszym potrzebom.

Bywa, że gdy lekarz nas o coś pyta, pewne rzeczy umykają nam, inne skrywamy, bo boimy się, że diagnoza będzie dla nas niekorzystna, albo wstydzimy się.
Jednak musimy sobie uświadomić, że im pełniejszy – bardziej rzeczywisty – jest obraz naszego problemu, tym bardziej trafna diagnoza i bardziej efektywna terapia.
Zaś to, czego się wstydzimy, dla lekarza jest po prostu książkowym opisem dolegliwości. Lekarz nie odbiera tego jako osobistego wyznania, ale kolejny fakt, który pozwala mu zidentyfikować przyczynę dolegliwości.
Jeśli o czymś nie powiemy, lekarz niekoniecznie musi o to zapytać. Nie dlatego, że umknie to jego uwadze, czy że nie interesuje się nami, ale dlatego, że podane objawy wskazują na inne zaburzenia stanu zdrowia.

Dodatkowo, gdy lekarz pyta nas o choroby w rodzinie, warto być dokładnym. Na pytanie, czy w rodzinie występowała cukrzyca, znaczenie ma, czy mama zachorowała w 25, czy w 65 roku życia.
Nie bójmy się tych informacji. Nie wszystkie są niekorzystne, ale każda ułatwia lekarzowi pracę.

  • Lista pytań do lekarza.
W nagłych przypadkach, gdy trafiamy na ostry dyżur, do szpitalnego oddziału ratunkowego, nie ma możliwości zadania lekarzowi pytań. Ale gdy idziemy na umówioną wizytę z problemem, który nas nurtuje, warto dzień wcześniej spisać na kartce i uporządkować według subiektywnej hierarchii ważności wszystkie pytania, które chcielibyśmy zadać lekarzowi.
Oczywiście nie chodzi o pytania nazbyt ogólne, albo niezwiązane z naszym problemem zdrowotnym. Ale jeśli coś nas niepokoi, lub nurtuje, pytanie należy zadać.
Tak naprawdę, udajemy się do lekarza właśnie po odpowiedzi na te pytania, a nie li tylko po skierowanie, diagnozę, czy receptę.
Często oczekujemy, że lekarz domyśli się naszych wątpliwości i rozwieje je z własnej woli. To oczekiwanie bezpodstawne, wizyta trwa krótko, a lekarz postępuje według ustalonych procedur. Nie ma czasu się domyślać. Nie wie, jak dalece chcemy być poinformowani, jak bardzo rozumiemy swój stan czy medyczny język.
Dzięki zadawanym pytaniom, będzie mógł udzielić informacji na takim poziomie, jaki będzie dla nas satysfakcjonujący.
W czasie wizyty nie krępujmy się czytać pytań z kartki, aby o niczym nie zapomnieć. Możemy podać kartkę z pytaniami lekarzowi, to uprości rozmowę.
Najważniejsze, byś nie opuścił gabinetu bez odpowiedzi na swoje pytania.

  • Notatnik i długopis.
To może wydać się żartem, ale lekarz nie zawsze ma pod ręką notatnik i długopis do robienia notatek. Na zakończenie wizyty poprośmy lekarza o słowne podsumowanie. Jeśli coś jest ważne, albo trudne do zapamiętania – zapiszmy to sobie. Możemy też poprosić lekarza o zapisanie informacji w notatniku na przykład tego, jak dawkować leki. Będzie można do tego wrócić i sprawdzić.
To szczególnie ważne dla osób niedosłyszących lub mających jakiekolwiek problemy z uwagą, czy pamięcią.
Lepiej zajrzeć do notatek, pokonując skrępowanie, aniżeli źle stosować zalecenia.

  • Członek rodziny lub przyjaciel.
Po pierwsze, może dać wsparcie, gdy czekamy na wizytę. Po drugie, lekarz może go zaprosić do gabinetu, aby pomógł w uzupełnieniu wywiadu, przypomniał o objawach, towarzyszących dolegliwościach, czy zażywanych lekach.
To po prostu dodatkowy środek, dzięki któremu diagnoza lekarza będzie bardziej trafna.

Idąc do lekarza, warto pamiętać, że czasami trzeba poczekać.
Poczekalnie przed gabinetami naszych lekarzy nie są ani przyjazne, ani przystosowane do czekania.
Przynajmniej te w publicznej opiece zdrowotnej.
Warto zatem mieć ze sobą coś, co pozwoli się nie nudzić w tym czasie, zmniejszy stres, pozwoli się odprężyć. A jeśli nie musimy być na czczo, warto mieć drobną przekąskę, która zabije – pojawiający się z nerwów – głód. A nawet, gdy przed wizytą lub badaniami nie wolno nam jeść, to wyjściu z gabinetu możemy potrzebować wody lub przekąski.

* * *

Rzecz jasna, lekarz zapraszając nas do gabinetu, będzie postępować według obowiązujących go procedur.

To on zadaje pytania, prowadzi rozmowę, zbiera niezbędne z jego punktu widzenia informacje.

Nie będzie sprawdzał, czy jesteśmy przygotowani do wizyty, czy nie.

Nie będzie na nas czekać, ani nie zawsze podąży tam, gdzie chcemy.

Ale, dzięki właściwemu przygotowaniu, lepiej wykorzystamy czas i staniemy się partnerem lekarza, podmiotem, a nie przedmiotem oddziaływania.

niedziela, 14 września 2014

Poczucie szczęścia prowadzi do długowieczności

Dr Andrew Steptoe, profesor psychologii w University College w Londynie, wraz zespołem przeprowadził szeroko zakrojone – 3800 osób, które w chwili rozpoczęcia badań miały od 52 do 79 lat – badania nad długowiecznością.

Wcześniej, długowieczność opisywano głównie na podstawie wspomnień. W badaniach brytyjskich spróbowano spojrzeć w przyszłość.

Uczestników poddano badaniom medycznym oraz przeprowadzono dokładny wywiad, dotyczący stylu życia, nałogów, zamożności, statusu zatrudnienia, wykształcenia, oraz poproszono o określenie stanu swoich emocji, lęków i poziomu szczęścia w czterech oznaczonych godzinach dnia.

Badani zostali podzieleni na trzy grupy – w zależności od poziomu poczucia szczęścia na co dzień.

Wewnątrz tych grup różnili się bogactwem, nałogami, czy wiekiem, ale okazało się, że byli podobni pod względem kulturowym, statusu zatrudnienia, wykształcenia i ogólnego stanu zdrowia.


Po pięciu latach badania powtórzono i okazało się, że liczba zgonów w poszczególnych grupach wyniosła:

- osoby nieszczęśliwe (ponure) – 7%;

- osoby średnio szczęśliwe – 5%;

- osoby bardzo szczęśliwe (radosne) – 4%.

Różnice były statystycznie istotne.


Kiedy naukowcy odnieśli wyniki do kontrolowanych czynników jakości życia - depresji, chorób przewlekłych, zachowań zdrowotnych (takich jak aktywność fizyczna, czy palenie i spożywania alkoholu) - oraz czynników społeczno-ekonomicznych, okazało się, że subiektywne i deklarowane poczucie szczęścia na co dzień w istotny sposób zwiększa szanse przeżycia, a może tylko zmniejsza ryzyko zgonu dla grupy szczęśliwców o 35% i 20% dla przeciętnie szczęśliwych.

Komentatorzy badań podkreślają, że zawsze może istnieć ryzyko błędu badań, ale istnieje prawdopodobieństwo – naukowo uzasadnione – że pozytywne nastawienie do życia, poczucie szczęścia nie tylko zmniejsza poziom stresu, ale przez polepszenie ukrwienia mózgu zwiększa nasze możliwości. Najważniejsze bowiem, że w badaniach brano pod uwagę typowy, przeciętny dzień badanego. Zatem odczucie szczęścia nie było chwilowym stanem, ale postawą.

Oczywiście, badanie nie dowodzi, że szczęście (lub nieszczęście) wpływa bezpośrednio na trwałość życia, czy jego długość, ale wyniki oznaczają, że lekarze i opiekunowie powinni zwracać szczególną uwagę na samopoczucie starszych pacjentów i dbać o to, by w toku terapii czuli się jak najbardziej komfortowo.
Ważne – nie chodzi o to, by nie odczuwać nieszczęścia, brak ponurych myśli, czy stresu, ale o doznawanie szczęścia i satysfakcji z codzienności.

Jude Bijou – edukatorka i psychoterpautka, w nawiązaniu do wyżej opisanych badań, zaproponowała kilka reguł, które mają zapewnić, by nasza codzienność czyniła nas szczęśliwymi i by poczucie szczęścia zależało wyłącznie od nas, a nie od okoliczności, których kontrolować po prostu się nie da.

1. Zadbaj o komunikację ze światem; nie kłóć się z nim. 
A przede wszystkim nie wdawaj się w kłótnie, gdy o czymś dyskutujesz. A już z pewnością, nie kłóć się, gdy rozmawiasz o problemie, który cię trapi.
Dobra komunikacja sprowadza się do czterech reguł:
- nie obawiaj się mówić "ja" – mów o tym, co czujesz, a może bardziej o tym, jak się czujesz z tym, co druga osoba mówi do ciebie, co przynosi los -nie obwiniaj innych za to, co czujesz, za swój stan, za twoje odczucia. Nie kontrolujemy tego, co poza nami, ale nasza reakcja zawsze jest – choć nie zawsze to sobie uświadamiamy – naszym wyborem.
- bądź konkretny - nie staraj się nadmiernie uogólniać – odrzuć wszystkie „zawsze” i „nigdy”, choć może się wydawać, że sytuacja się powtarza, każda chwila twego życia jest inna, bo i ty się zmieniasz;
- skupiaj się na tym, co dobre i pozytywne, nie na tym, co negatywne – nie tylko w rozmówcy, ale i w tobie. Wszystkie negatywne odczucia zostawiają ślad na wątrobie, twojej wątrobie. Złość, gniew, opór nie zmieni fizyczności twego rozmówcy, ale twoją tak. Dobre myśli regenerują wątrobę, twoją wątrobę.
- 50% czasu rozmowy poświęć na uważne i aktywne słuchanie. W miarę praktykowania staje się to coraz łatwiejsze i przynosi bardziej wymierne korzyści.

2. Pozbądź się z negatywnego myślenia.
Okazując uznanie, chwaląc i wyrażając wdzięczność, uśmiechając się wzbudzamy dobre wibracje. Nie tylko w innych, przede wszystkim w sobie. Kiedy chcesz powiedzieć coś negatywnego, zwróć uwagę na to, co ci się w rzeczy lub zdarzeniu podoba, skup uwagę na tym, co lubisz. Badania pokazują, że wdzięczność polepsza psychiczne i fizyczne samopoczucie, ale też wzmacnia odporność. Jeśli czegoś nie lubisz, po co sobie o tym ciągle przypominać? Porzuć to, odpuść, pozostaw samemu sobie. Wypatruj wokół siebie tylko tego, co dobre.
Nie wkładaj energii w negatywne emocje, zawsze biorą więcej niż byłeś gotów wydatkować. Lepiej przeznaczyć tę energię na wspominanie tego, za co możesz być innym, ale też sobie wdzięcznym.

3. Koncentruj się na wzmacnianiu trzech fundamentalnych postaw.
Jeśli uda ci się złączyć twoje myśli, słowa i czyny w jedną (lub więcej) z następujących postaw, odczujesz radość, miłość i spokój:
- szanuj i kochaj siebie – szczerze, ale nie bezkrytycznie, bądź świadom tego, co dobre;
- akceptuj innych ludzi i sytuacje, z którymi przychodzi ci się zmierzyć – są jak las, przez który musimy przejść, by dojść do upragnionego miejsca na świecie;
- bądź obecny i konkretny – bądź uważny i odpowiedzialny – na patrz daleko przed siebie i nie oglądaj się stale za siebie, nie musisz też stale patrzeć pod nogi – bądź świadom tego, co cię otacza i co mijasz, ale skup uwagę na swojej obecności w tym otoczeniu.

4. Doświadczaj swoich emocji fizycznie i konstruktywnie.
Kiedy czujesz się smutny lub masz poczucie porażki, po prostu pozwól sobie na płacz; poczujesz się lepiej i zrobisz miejsce na doświadczanie radości. Jednak nie myśl i nie mówić o innych źle, gdy czujesz złość. Zamiast tego rozładuj energię emocjonalną uderzenie w coś (nigdy w kogoś), tupiąc, pchając lub krzycząc (ale nie na innego człowieka, lecz w przestrzeń). Rozładuj energię gniewu lub smutku w ruchu, nie zatrzymuj jej w sobie i nie rozbudzaj. Wyrazić swój gnie fizycznie w bezpiecznym miejscu. Kiedy ogarnia cię lęk, niepokój, bezsenność, bezsilność lub panika, pozwól sobie na dreszcze, drżenie, i wzmacniaj je, skup na nich uwagę i pogłębiaj. Nawet, jeśli wydaje się niemądre, to naprawdę działa.

5. Nie walcz z tym, co jest.
Przyjmuj ludzi i sytuacje takimi, jakimi są, nie patrz na świat przez okulary swoich oczekiwań, do których dostosowujesz swoje działania. Po zaakceptowaniu tego, co jest, możesz zastanowić się, jak to wykorzystać dla realizacji swoich marzeń w konkretnej sytuacji. Będziesz mógł mówić i działać z zaufaniem do siebie, ale i świadomością użyteczności tego, co wokół.
Wokół nas jest wiele rzeczy, które mogą służyć do wielu celów. Kiedy skupiamy się na oczekiwaniach, rozbudzamy frustrację, gdy nie dostajemy tego, co chcemy. Tymczasem akceptując rzeczy takimi, jakimi są, mamy czas na rozważenie, jak mogą się nam przydać. Musimy tylko dostrzec ich właściwe przeznaczenie.

6. Rób sobie wolne.
Nikt nie jest w stanie zbyt długo funkcjonować bez odpoczynku od wszystkich aktywności, bez rozrywki. Relaks pozwala zintegrować twoje ciało i umysł z przeżyciami i działaniami. Mózg potrzebuje relaksu, by odczuwać szczęście.
To może być samotny spacer po plaży, po lesie, może medytację, albo tylko drzemkę. Nieważne, ważne by robić coś dla nicnierobienia, bez celu, bez obowiązku, posłuchać ciszy.

7. Porusz swoje ciało.
Chodzenie jest dobre. Gimnastyka jest dobra. Taniec jest dobry. Sporty zespołowe są dobre. Zbyt dużo siedzenia lub spania nie jest dobre dla naszego organizmu - naszych mięśni, narządów, kości, i naszych umysłów. Poruszając ciało, możemy zrobić to, co chcemy, sięgnąć po to, co chcemy dostać. Nie chodzi tylko o wstanie z łóżka do stołu w kuchni, lub do komputera do łazienki, drogę z kanapy do samochodu i z samochodu na kanapę… Chodzi o ruch, który pogłębi nasz oddech i dostarczy mózgowi więcej tlenu. Przy okazji, palenie papierosów może i jest przyjemne, ale odbiera mózgowi tlen, usypia go – czy warto?.

8. Śmiej się jak najczęściej.

Naukowcy dowodzą, że śmiech uwalnia od stresu, podnosi na duchu i łączy nas z innymi ludźmi. Mamy do wyboru - możemy się śmiać, możemy płakać, albo możemy być zblazowani i znudzeni prezentami i niespodziankami losu. Śmiech wydaje się najprzyjemniejszym stanem, dlaczego go nie wybieramy?

9. Twórz i realizuj marzenia.
Jeśli marzysz o czymś, zawsze czegoś pragnąłeś; zacznij realizować marzenia już teraz. Nigdy nie wiesz, co przyniesie jutro, zatem sensownie zacząć już dziś. Oczywiście, to nie znaczy, że masz po prostu wyjść z domu i ruszyć w nieznane nieprzygotowanym do wędrówki. Ale warto swoje marzenia zapisać, stworzyć listę niezbędnych rzeczy, rozplanować wszystko w czasie, zastanowić się, co i jak trzeba przygotować – zrobić zapasy, oszczędności, uporządkować papiery...
Realizowanie marzeń nie polega na porzucaniu siebie.

10. Zaangażuj się w coś.

Pomaganie innym, albo angażowanie się w działalność, która niekoniecznie przynosi bezpośrednie korzyści tobie, jest dobre dla twego serca i umysłu oraz łączy je ze światem. Dzięki temu możesz zbudować wokół siebie własny święty i magiczny krąg mocy, z którego będziesz czerpał siłę w chwili słabości.
I niech to nie będzie rodzina.
Wejście do grupy, która dzieli wspólne wartości jest doskonałym sposobem, by wyjść poza własne życie, problemy i troski. Bezinteresowne dawanie jest gwarantowanym sposobem na zwiększenie uczucia miłości.
W „błękitnej strefie” – na wyspie Okinawa – kobiety od urodzenia żyją w kręgu ikigai. To mniej więcej 5 osób, spoza rodziny, przyjaciółek, które towarzyszą sobie w życiu, wspierają się i troszczą o siebie nawzajem, gdy zajdzie potrzeba.
Taki krąg warto zacząć budować bez względu na wiek, bo dla długowieczności i poczucia szczęścia jest ważne nie tylko, ile dostajemy od świata, ale przede wszystkim, że mamy poczucie wagi naszej w świecie obecności.
Dlatego, tak bardzo nas cieszy, gdy ktoś nam mówi: „Jesteś dla mnie ważny!”

11. Bądź ponad i miej to za sobą…
Życie jest zbyt krótkie, by żyć przeszłością. Jeśli chcesz cieszyć się teraźniejszością, obecną chwilą, pozwól przeszłości odejść w przeszłość. Ale też nie zamartwiaj się o to, co przyniesie przyszłość. Jeśli będziesz uważny i samo zależny (odpowiedzialny), chwila szczęścia może trwać naprawdę bardzo długo. Odpuścić wszystkie żale, wybacz wszystkie przewinienia, niesprawiedliwości, własne załamania i słabości, wszystkie bóle. Jeśli nie należą do teraźniejszości, pozostaw je za sobą, nie dźwigaj ich dłużej.
Uwolnij swoje barki od ciężaru i ręce, byś w chwili konieczności mógł sięgnąć po kwiat, albo chwycić pomocną dłoń.

Te 11 rad można znaleźć w różnych poradnikach. Nie wszyscy wszystkie stosujemy, ale komplet z pewnością zapewni nam poczucie szczęścia każdego dnia, o każdej tego dnia porze.

A tym samym, łatwiej nam będzie żyć długo.

W końcu lepiej być szczęśliwym stulatkiem niż stulatkiem stetryczałym lub zgorzkniałym.

Na koniec i tak najważniejsza jest ostatnia chwila szczęścia. Chwila, którą odczuwamy, a nie tylko wspominamy.


czwartek, 11 września 2014

Starsza pani choruje ... oczekiwania pacjenta wobec lekarza

Starsza pani niedomaga.

Kaszle.
Lekarze podejrzewają groźną chorobę.
Starsza pani boi się, ale nikt na to nie zwraca uwagi.
Mówią o konieczności badań, pobytu w szpitalu, opowiadają o tym z uśmiechem.
Najważniejsze, że to daje się leczyć…
Starsza pani ma wiele pytań. Chciałaby zrozumieć. Dowiedzieć się czegoś więcej.
Szpital ją przeraża.
Rozumie, że jest chora, ale przecież czuje się dobrze. Tylko ten kaszel.
A w szpitalu jest tylu chorych, czy się nie zarazi? A co jeśli…
Ale krępuje się pytać, wszyscy są tacy protekcjonalni.
Lekarze – wykształceni, wtajemniczeni, bezosobowo uprzejmi.
Pielęgniarki krzątają się – wszystko w pośpiechu, nikt nie chce się zatrzymać, porozmawiać, wytłumaczyć…
Starsza pani nie może odnaleźć się w szpitalu. To takie dalekie od jej codzienności, od domu, nawyków.
W domu ma ciszę, spokój – dlaczego nie może leczyć się w domu?
Leży –musi leżeć – przebywa w szpitalu, choć nie podają jej leków, nie wykonują badań.
Męczy się, jest coraz bardziej zestresowana, coraz bardziej zdezorientowana.
Za każdym razem musi przypominać, że niedosłyszy, prosić o powtórzenie…
Aby odzyskać spokój, musi się wyłączyć, wyciszyć, wycofać w nieobecność.
Personel szpitala, jeśli widzi aparat słuchowy, krzyczy. Pośród tego hałasu, nic nie można zrozumieć.
Jeśli starsza pani wyjmie aparat, aby choć chwilkę odsapnąć, ginie w tle.
Bo mówią do niej z odległości, mówią do maseczki, albo do jej pleców.
A tam, skoro nie podają leków, nie chcą by rozumiała, to pewnie nic ważnego nie mają do powiedzenia.
Czuje się coraz gorzej.
Czuje się lekceważona.
Ale musi im zaufać, bo sama nie może przecież się leczyć.
Tylko, dlaczego nikt nie widzi w niej człowieka?
Owszem, są uprzejmi, najczęściej uśmiechnięci, ale skupieni na swoich procedurach, zadaniach, grafiku…
Są w pracy. Pacjent jest tylko problemem medycznym, zadaniem do wykonania. Z ludźmi spotykają się w życiu prywatnym. Tu nie ma na to czasu.

Starsza pani czuje się bezradna. Straciła kontrolę. Nic już od niej nie zależy.
Musisz się dostosować, bo MY przecież chcemy ci pomóc.
Proponują badanie. Zostawiają formularze. Coś wyjaśniają, ale nie odpowiadają na pytania starszej pani.
Typowe. Nagrana płyta. Profesjonalna uprzejmość. Bezosobowy uśmiech. Ale lęk pozostaje.
Starsza pani chce być zdrowa. Poddaje się.
Badanie jest inwazyjne, przykre, dotkliwe. Trzeba zapomnieć o intymności i godności, to jest współczesna medycyna. Pacjent staje się badanym przedmiotem.
Nikt tu nie zaprasza do tańca, do współpracy. Masz szczęście, jeśli cię ktoś potrzyma za rękę, pogłaszcze po głowie, powie do ciebie ciepłe słowo…

Starsza pani nie chce już badań. Nie chce ponownie przeżywać tego samego.
Nie chce ponownie czuć się tak bezsilna.
Czy badanie potwierdziło diagnozę? Nie, ale przecież to tylko badanie. Będziemy leczyć, potem zobaczymy.
Nadal nikt nie odpowiada na pytania.
To znaczy odpowiadają, ale wymijająco, zdawkowo, pocieszająco.
Tak, z serca, jakby starsza pani nie była w stanie niczego zrozumieć.
W końcu, w jej wieku, w jej stanie, człowiek jest jak małe dziecko, nieprawdaż?
Tylko, że starsza pani nie chce czuć się jak bezradne dziecko.
Nawet dziecko otoczone troską.
Starsza pani nie chce czuć się jak staruszka, a co dopiero dziecko.
Nie chce być problemem medycznym.
Chce być człowiekiem, który decyduje o swoim życiu.
Chce być silna, choć tak słabo się czuje.
Chce być wysłuchana…

* * *

Badanie przebiegło bez komplikacji. Wynik jest bardzo pozytywny dla starszej pani.
Rokowania bardzo dobre.
Możemy rozpocząć leczenie – werdykt brzmi optymistycznie.
Ale starsza pani słabnie.
Traci poczucie równowagi. Odpływa.
Kaszel przestaje być dolegliwością, choć nasila się.
Co się dzieje?
Ano, pojawiła się … tu pada skomplikowana, łacińska nazwa.
Starsza pani nie ma siły pytać, co to znaczy.
W jednej chwili zmienia się w bezradną staruszkę.
Przestała być człowiekiem, stała się pacjentką.

* * *

Czego oczekujemy, kiedy w chorobie udajemy się po pomoc do lekarza?
Czy ktokolwiek zastanawiał się na tym, zanim zachorował?
W Stanach Zjednoczonych uważa się, że oczekiwania chorych wobec lekarza mają dwa poziomy.
Podstawowy poziom to oczekiwanie kompetencji klinicznych.
Ale zaraz za tym idą oczekiwania:
• profesjonalności
• szacunku
• uprzejmości
• szczerości
• zainteresowania osobą, nie tylko chorobą pacjenta
• efektywnej komunikacji, czyli wysokich umiejętności komunikacji werbalnej i niewerbalnej.
Te wtórne oczekiwania wcale nie są mniej ważne.
Nie należy sądzić, że skoro mamy przed sobą wysoko wykwalifikowanego specjalistę, profesora medycyny, to jesteśmy gotowi z nich zrezygnować.
Owszem, możemy zacisnąć usta i strawić nietakt lekarza. W końcu, w obowiązującym systemie ochrony zdrowia jesteśmy skazani na lekarza, a pomimo narzekań na nadmiar obowiązków i ciągły brak czasu, lekarz nie zamierzają zrezygnować z władzy, jaką mają nad pacjentem i zatrudnić chorego do terapii.
A przecież nie od dziś wiadomo, że pacjent zrelaksowany, dobrze poinformowany, mający poczucie kontroli nad procesem leczenia, leczy się szybciej.
Zatem w interesie Narodowego Funduszu Zdrowia jest dbałość o komunikacyjne zdolności lekarzy.
Bo czyż te wtórne oczekiwania chorego naprawdę wykraczają poza kliniczne kompetencje?
I rzecz jasna, nie mówimy tu o pacjentach z zaburzeniami świadomości, czy procesów poznawczych, albo pamięci. Choć w tym przypadku, lekarz ma do pomocy opiekunów i bliskich chorego, których często lekceważy, albo traktuje jako balast.

Nie ma wątpliwości, że polscy lekarze są coraz lepiej wykształceni. Mają też dostęp do najnowszych technologii medycznych.

Ale czy swoimi umiejętnościami w zakresie komunikacji interpersonalnej poczynili równie wielkie postępy?

Czy może, jak niektóre szpitale swoją infrastrukturą, pozostali w słusznie minionej epoce?


środa, 3 września 2014

Starsza pani choruje - dygresja

Towarzysząc starszej pani w chorobie i przejściu przez labirynt systemu ochrony zdrowia, znalazłem wiersz Dawn Mazzola.
Spodobał mi się, choć pozbawiony jest rytmu, melodii, nie jest ani wyszukany, ani nadmiernie poetycki. Prosty rym oryginale także nie porusza.
Ale jest w nim nastrój i pewna prawda.
Dawn Mazzola jest emerytowaną pielęgniarką. Pewnego dnia postanowiła położyć się na szpitalnym łóżku, zamknąć oczy i wejść w sytuację swoich pacjentów, osób w stanie wegetatywnym.
Poczuła i zapisała....

Też jestem człowiekiem…

Nadal tkwię w tym łóżku, wyczekując kolejnego karmienia.
Pielęgniarz wpadł do pokoju, nieświadom mego istnienia.
Co też stało się z uprzejmością? Zapukać by można.
Sądzi, że jestem warzywem? Martwą, jak skała przydrożna?
Nie rozumiem, czy dobre maniery są już pustym gestem?
Proszę, pamiętaj, nie zapominaj, także człowiekiem jestem.

Wiem, że nie mogę mówić, niosę z sobą ciszę,
Lecz jestem wszystkiego świadoma, każdy dźwięk usłyszę.
Kiedy ze swym kolegą, krzątacie się wesoło,
Proszę, nie mów o mnie, jakby tu mnie nie było.
Z takim, jaki okazałabym tobie, traktuj mnie szacunkiem.
Pamiętaj, nie zapomnij, ja również jestem człowiekiem.

Kości mnie bolą, są sztywne, słyszałam, gdy nazwałeś mnie wrakiem.
Brzuch mój twardy jest i pełen, aż cud, że nie pęka z hukiem.
Ślinię się, gapię w pustkę, o uśmiechu nie mam co marzyć.
Nie jest łatwo być starym człowiekiem, nie powinien się człowiek starzeć.
Lecz Bóg rozdawał te karty, nie mogłam ich odrzucić, a zatem
Pamiętaj proszę, nie zapomnij, tylko człowiekiem jestem.

Kiedyś byłam pełna życia, tak samo jak ty teraz.
Nim straciłam zdrowie, miałam męża, podróżowałam, nocami pracowałam nieraz.
Zapalam światełko, chcę twarz czyjąś zobaczyć, być może ktoś się dowie,
Że jestem tu w środku, lecz sama z sobą jestem, uświadamiam sobie.
Nie widzisz mego światła, jakim jeszcze poruszyć cię znakiem?
Proszę nie zapominaj, pamiętaj, jestem także człowiekiem.

Przykro mi, zabrudziłam łóżko, jestem jak niemowlę.
Mimo mych lat osiemdziesięciu, panować nad sobą nie mogę.
Wstyd mi, wstyd bardzo, nie radzę sobie z mym wiekiem,
Pomimo to pamiętaj, nie zapomnij proszę, jestem tylko człowiekiem.

Chciałabym, w jakikolwiek sposób, z tobą się móc porozumieć.
Kiedyś, na koniec, może szansa mi będzie dana, jedno słowo powiedzieć…
Słyszę teraz, jak rozmawiasz z innymi, proszę, nie odchodź nieświadom mego losu,
Okaż mi odrobinę współczucia, nie pozwól bym czuła się w ten sposób.

Na imię mam Helena… i jestem samotna. Rak zabrał mi męża, miał go w kości.
Mieliśmy jedno dziecko, najdroższego syna, dopóki życia nie odebrano mu w złości.
Więc tkwię tutaj bez rodziny, samotność miażdży mą pierś.
Bywam smutna i niekiedy zagubiona jestem.
Proszę pamiętaj, że także człowiekiem jestem.
Gdy następnym razem, zajdziesz sprawdzić mój stan:
Emerytowana pielęgniarka, staż trzydzieści lat, chętnie posłucham o bólu twych ran.

Starsza pani choruje - cz.IV

Starsza pani niedomaga.

Polecono jej specjalistę, bardzo znanego specjalistę. Może się do niego udać prywatnie. Wizyta kosztuje 120 zł, ale zdrowie jest cenne i musi kosztować. Nieprawdaż?
Ale, czy zdrowie to jedna wizyta, czy dziesięć? A może więcej?
Do kardiologa zagląda co … Endokrynolog, diabetolog…
A z kosztem dodatkowych badań? Leków?
Może jednak lepiej skorzystać z systemu?
Tylko gdzie? I kiedy, przecież do specjalistów są kolejki.
Nie martw się tym. I tak najpewniej zostaniesz skierowana do szpitala. Jeśli, oczywiście, lekarz podzieli opinię radiologa.

Los przychodzi z pomocą. Starsza pani spotyka w autobusie inną panią, która kaszle.
Kasłanie jest zaraźliwe. Dosłownie i w przenośni.
Jedna pani kaszle, to i druga pani kaszle.
Tak zaczyna się rozmowa.
A do kogo ma pani skierowanie? Proszę iść do doktór X. Od dwudziestu lat do niej chodzę, to człowiek nie lekarz.
Od dwudziestu lat? I nie pomaga? Może nie jest tak dobra.
Jest świetna. I zawsze ma czas dla pacjenta.

Telefon do przychodni. Nie rejestrujemy przez telefon. Dlaczego? Czy XXI wiek ominął system ochrony zdrowia? Dlaczego trzeba umawiać się na wizytę osobiście, a nie przez Internet, czy telefon.
A jeśli pacjenta zaraża?
Albo jest słaby?
Może przyjść ktoś z rodziny, ale musi przyjść osobiście.
Pani z rejestracji nie stara się być uprzejma. To przychodnia specjalistyczna, tu się pracuje, tu są poważni ludzie, a pacjenci tylko zawracają głowę.
Dobrze, przyjadę, ale czy można do doktor X.? Jaki najbliższy termin jest możliwy?
A doktor X się zgodziła przyjąć? Nie? To proszę przyjść, zobaczymy skierowanie, ustalimy termin i zapiszemy do tego lekarza, który będzie dostępny. Chyba chce się pani leczyć? Doktor X sama wybiera pacjentów.
Tak, dziękuję.
Zapewne większość ludzi wybiera się do specjalistów w celach towarzyskich. Warto znać lekarza i to dobrego lekarza. Inteligentny i wykształcony człowiek, to idealne towarzystwo dla starszej osoby, która ma dużo wolnego czasu. Jeśli trzeba pochorować, by z nim porozmawiać, to się pochoruje…

Na szczęście starsza pani nie jest sama.
Rodzina pomaga. Znajomości uruchomione. Wizyta umówiona za dwa dni, do doktor X.
Kiedy starsza pani zgłasza się na umówioną wizytę, pielęgniarka nie jest zadowolona. Doktor X. nie powinna umawiać wizyt bez jej wiedzy, zawsze zapomina wpisać pacjenta do grafika.
Po chwili, jednak, wchodzi w zawodową rolę. Pojawia się uśmiech, zakłada kartę, kieruje do poczekalni.

Na drzwiach gabinetu wisi informacja: „Godzina umówionej wizyty jest tylko orientacyjna. Każdy pacjent wymaga indywidualnego traktowania. Nie da się ustalić czasu trwania wizyty.”.
Święta prawda. Czyli zapowiada się czekanie.
Jak to w przychodniach, poczekalni nie przystosowano do czekania. Nie ma potrzeby, by pacjenci tu przesiadywali. Choć muszą. I to nie z własnej woli, ale z powodu inercji systemu.
Ogrodowe ławy, plastikowe siedziska, stare zdezelowane krzesła, oto logo publicznej służby zdrowia.

Godziny pracy doktor X. sugerują, że nie prowadzi prywatnej praktyki, ani nie dorabia w szpitalu.
Przyjmuje pacjentów pięć dni w tygodniu, po sześć lub siedem godzin dziennie. Czyli pracuje w przychodni na pełen etat. To dziwne, jaki lekarz może sobie na to pozwolić?
Ale z rozmów z innymi pacjentami wynika, że każdy z czekających użył znajomości, by dostać się do doktor X. To znaczy, że chyba jest dobra?

Gdy otwierają się drzwi gabinetu, starsza pani już wie, że warto było czekać.
Lekarz jak lekarz, ale za biurkiem siedzi też człowiek.
Zaprasza, odbiera dokumentację, ale zamiast ją czytać, rozpoczyna rozmowę. Rozmowę, nie wywiad.
Jest osobą zdecydowaną, ale pogodną. Mówi krótkimi zdaniami, ale tak lepiej, łatwiej ją zrozumieć. Nie owija w bawełnę, ale w jej ustach nic nie brzmi groźnie.
Starsza pani odnosi wrażenie, że doktor X. cieszy się z jej wizyty. Chyba lubi swoich pacjentów.
Kiedy doktor X. orientuje się, że starsza pani korzysta z aparatu słuchowego, nie podnosi głosu, nie krzyczy. Stara się patrzeć na starszą panią, mówi do jej twarzy, mówi wolniej i wyraźniej.
Nie obawia się też poprosić, by do rozmowy zaprosić osobę towarzyszącą. Zawsze można uzupełnić wywiad, sprecyzować informacje o zażywanych lekach, czy dolegliwościach.
Poza tym, zwiększa to szanse, że starsza pani będzie pamiętać o jej zaleceniach.
Na koniec przegląda dokumentację, ogląda zdjęcie RTG i zaprasza do badania.
Wizyta jest rzeczywiście długa, starsza pani jest nieprzyzwyczajona, krępuje się, że zabiera tak dużo czasu, na korytarzu czekają inni pacjenci.
Doktor X. uśmiecha się i mówi ze spokojem: „Niech sobie poczekają, przecież nie muszą. Teraz ważna jest tylko pani.”
Starsza pani czuje, jakby ją ktoś przytulił, zaopiekował się nią. Nie jest intruzem, jest po prostu chora.

Jeszcze wypisanie skierowania na dodatkowe badania, recepty, rozmowa z rodziną, co trzeba zrobić, aby przyspieszyć diagnozę, umówienie następnej wizyty za pięć dni (kiedy będą już wyniki badań bakteriologicznych).
Starsza pani idzie do domu z nadzieją.
I postanowieniem, że będzie zdyscyplinowaną pacjentką.
Nie zawiedzie doktor X. i wyzdrowieje.

* * *

Nie ma wątpliwości, doktor X. nie rozwiąże problemu starszej pani.
Procedury medyczne są precyzyjne, konieczny będzie pobyt w szpitalu.
Starsza pani obawia się tego, ale doktor X. daje jej czas na oswojenie się z tą myślą.
Wstępne badanie bakteriologiczne nie potwierdza diagnozy radiologa, ale to nie znaczenia. Wykluczyć choroby nie można.
Terapię antybiotykową – bardzo agresywną – podejmuje się przy podejrzeniu. Jest długotrwała i może być uciążliwa dla pacjenta, dlatego pierwszy etap wymaga nadzoru lekarskiego.
Pytanie, czy można było tego uniknąć?
Czy, gdyby starsza pani szybciej zrobiłaby prześwietlenie…? Ale lekarz pierwszego kontaktu nawet nie sądził, że prześwietlenie jest konieczne.
Nie ma szmerów w płucach, a kaszel u starszych osób może trwać długo.
Czy konieczne było podanie antybiotyku? A potem jego powtórzenie? Któż to wie?
Antybiotyk nie zadziałał, a jeśli starsza pani jest chora, to bakteria się co najwyżej na antybiotyk uodporniła.

Kilka wizyt u doktor X. uspokajają starszą panią.
Doktor X. także przepisuje antybiotyk, może się coś rozjaśni. Ale nie denerwuje się, gdy starsza pani zwraca jej uwagę, że już brała ten lek.
No tak, to nie miałoby sensu.. – mówi doktor X. i po chwili zastanowienia proponuje inny lek.
Także niezbyt długa seria, tylko dla rozjaśnienia obrazu.

Niestety, morfologia wskazuje na stan zapalny, pobyt w szpitalu staje się sprawą pilną.
Skierowanie, uścisk, starsza pani już się nie boi. Można powiedzieć, że jedzie do szpitala z nadzieją.

W szpitalu nadzieja umarła niemal natychmiast.
Lekarz była bardzo miła, ale zdawkowo. Była rzeczowa, ale mówiła w przestrzeń.
Poproszona o powtórzenie – „bo ja trochę niedosłyszę” – nie zwróciła uwagi na aparat słuchowy.
Zaczęła po prostu mówić głośno, za głośno jak na uzbrojone w aparat ucho starszej pani, ale trudno, nie można prosić o powtórzenie i narzekać na krzyk. Choć lepiej byłoby, gdyby lekarz przybliżyła się i spojrzała starzej pani w twarz.
Wolała rzucić okiem z zdjęcie RTG. Wystarczyło jej kilka sekund.
Przyjmuję panią na oddział, bo trzeba pamiętać, że diagnoza nie opiera się na radiologii, ale na bakteriologii.
Zrobimy badania i podejmiemy leczenie.
Nogi starszej pani zaczęły drżeć, dobrze, że posadzono ją na wózku.
Nikt nie chciał z nią porozmawiać, rozwiać wątpliwości, powiedzieć, co ją czeka.
Lekarz jest bogiem, carem, sędzią – orzeka, nie tłumaczy.
Nie spoufala się z pacjentem, czy rodziną.
Nie wolno kwestionować jego opinii.
Lekarz ma władzę. Podejmuje decyzję i odchodzi.

Starsza pani domyśla się, co ją czeka, spodziewa się najgorszego, a nie chce się domyślać.
Nie chce w ogóle o tym myśleć.
Jest przygotowana na izolację, a kładą ją na sali z innymi chorymi?
Starsza pani boi się zarazić. No bo, jeśli nie jest chora, jeśli lekarze się mylą, to…
Starsza pani nie leżała dotąd długo w szpitalu. Przeraża ją liczba chorych. Czy wszyscy chorują na…?
Tak, wszyscy są chorzy.
Tu nikt nie jest na wczasach.
A może to pomyłka? Może wypuszczą mnie za parę dni.
Parę dni wytrzymam…

Pierwszy tydzień w szpitalu mija spokojnie.
Nie podano leków. Tylko jedno badanie. Nie trzeba było pobierać krwi.
Nie rozumiem, po co tu jestem. To wszystko mogłam zrobić w przychodni.
Ale możesz zarażać.
Jak to, przecież leżę z innymi chorymi, tu dopiero mogę się zarazić.
Co mówią lekarze?
A skąd mam wiedzieć. Stoją w drzwiach, mówią do pleców, albo mają te swoje maseczki…
Przecież wiesz, że niedosłyszę.
To poproś, by do ciebie podeszli i powtórzyli. Przypominaj im o tym, że nie słyszysz.
Ale to lekarze. Wiedzą, co robią. Poza tym, krępuję się rozmawiać przy wszystkich.
A pielęgniarki?
Coś szepczą, ale są miłe. Wpadną, zrobią swoje i pójdą.
Starsza pani leży w szpitalu, pośród innych chorych, ale czuje się wyobcowana. Nikt nie traktuje jej jak człowieka. Jest tylko pacjentem…

* * *