piątek, 28 lutego 2014

Myśli wspierające...


Jeszcze jeden tekst skierowany do opiekunów, ale także do tych, którzy opiekują się sobą.

Większość z nas nie ma łatwego życia. Ale nikt nie ma życia idealnego.

Czasami, dzień idzie jak po grudzie i nic nie wychodzi jakbyśmy tego chcieli.

Staramy się zapewnić podopiecznemu wszystko, czego potrzebuje, a jego stan pogarsza się i pogarsza.

Dopada nas wtedy rezygnacja, czasami złość na wszystko, co nas otacza, także na chorego i chorobę. Ale przede wszystkim na własną bezradność.

W takiej chwili przydałoby się kilka krzepiących słów, budujących myśli.

Spróbuj tych.


  • Nie ma idealnego opiekuna.
Przede wszystkim - jesteśmy ułomnymi ludźmi. Każdy ma wady i słabości. Także nasi podopieczni je mają. Prawdopodobnie są niezadowoleni z tego, co im się w życiu przydarzyło, ze swojej trudnej sytuacji. Ich pragnienia i potrzeby stale się zmieniają, nie tylko dlatego, że są kapryśni, czy po prostu starzy. Nie możemy zatem oczekiwać, że zawsze będziemy wiedzieć co zrobić, by polepszyć ich stan. Oni sami tego nie wiedzą. Woleliby być samodzielni, uciec, schować się. Czują się skazani na nas, bezradni i bezwartościowi. Ale nie walczmy z ich emocjami. Pomóżmy im je dźwignąć, ale nie nieść. I pamiętajmy, wobec pewnych zjawisk jesteśmy tak samo bezradni, jak oni.

  • Kiedy przebaczamy - leczymy.
Często zdarza się, że musimy sobie coś wybaczyć. Czujemy, że popełniliśmy błąd, myślimy, że powinniśmy być idealni, a nie jesteśmy. Czasami jednak coś się nie udało nie z naszej winy, choć to my ponosimy odpowiedzialność. Nawet jeśli to nasz podopieczny czy przyjaciel jest winy błędu, naszym największym darem dla niego może być wybaczenie. W ten sposób uwalniamy siebie od poczucia urazy do niego. Bo poczucie krzywdy jest formą samo ukarania. Popadamy w obsesję na punkcie jakiegoś błahego negatywnego wydarzenia, zamiast iść do przodu z pozytywnym nastawieniem. Wybaczaj sobie, ale i podopiecznemu.

  • Poczucie winy jest szkodliwe.
Od czasu do czasu każdy ma ważny powód, by czuć się winnym. Jeśli tak jest, to jak najszybciej należy zadośćuczynić temu, co zostało zrobione źle. Jednak nie należy chować i trzymać w sobie poczucia winy. To szkodzi tobie i pacjentowi. Poczucie winy może nas złamać i spowodować, że popełnimy jeszcze więcej błędów, że będzie jeszcze gorzej. Poczucie winy w niczym nie pomoże. Po prostu zrekompensuj pacjentowi swój błąd radością.

  • Przepraszanie wymaga odwagi.
Jeśli popełniłeś błąd, zraniłeś uczucia podopiecznego, przeproś. Tylko silni ludzie potrafią przyznać się do błędu. Przeprosinom powinno towarzyszyć naprawienie błędu lub zmiana nastawienia do chorego, usunięcie przyczyny błędu. Przeprosiny nie mają sensu, jeśli okazja do błędu będzie się powtarzać.
Przepraszaj także wtedy - a może pomimo – gdy pacjent wydaje się nieświadomy twojej winy.

  • Oszukiwanie siebie rani podopiecznego.
Opiekunowie, ludzie, mogą działać tak długo, dopóki mają okazję do samorealizacji i ich potrzeby są zaspakajane. Inaczej zniechęcają się i mają poczucie krzywdy. Podopieczny zawsze wyczuwa zmęczenie czy niezadowolenie opiekuna i może czuć się za nie odpowiedzialny. To duży stres dla niego, bo nie może ulżyć opiekunowi. Dlatego, ze względu na dobro obu stron, opiekunowie muszą znaleźć sposób, by zadbać o własne potrzeby. To bardzo trudne, ale konieczne dla dobra podopiecznego.

  • Nasi rodzice zawsze są naszymi rodzicami.
Bez względu na to, jak nasi rodzice stają się bezradni, jak bardzo potrzebują naszej pomocy, nie są naszymi dziećmi. Należy o tym pamiętać. Ciało może zawieść. Umysł może zawieść. Ale nic nie zmieni życia i doświadczenia starszej osoby. Szacunek i pomoc pacjentowi w zachowaniu godności w efekcie ułatwi opiekunowi pracę. Choćby dlatego, że pacjent wyczuje szacunek i spróbuje się dopasować do tej roli.

  • Odpowiednio wyrażaj swoje uczucia.
Ignorowanie własnych uczuć jest niezdrowe i oznacza, że sobie z nimi nie radzimy. Mamy prawo do ustalenia własnych granic. Mamy prawo do odmowy czy niepoddawania się manipulacji ze strony podopiecznego. Mamy prawo do czasu dla siebie. Istnieją sposoby, aby odpowiednio prawa te wyrazić i wyegzekwować. Jednak głośne kłótnie, krzyk na rodziców lub rodzeństwo, w niczym nie pomogą. Spróbuj wyrazić swoje potrzeby spokojnym tonem, który prowadzi do kompromisu i porozumienia. Jeśli potrzebujesz pomocy w tym, poszukaj jej. Pamiętaj, że rozwiązanie problemu musi zadowolić obie strony.

  • Zaakceptuj to, czego nie możesz zmienić.
Demencja twojego rodzica, udar u twojego małżonka, twoja własna cukrzyca – nic nie zmieni faktu, że choroby te są faktem. Musisz zaakceptować fakty, a potem sprawdzić, co można zrobić by z nimi dalej żyć i pracować. Akceptacja nie znaczy, że ci się to podoba. Akceptując sytuację, akceptujesz bliskiego lub siebie w chorobie, nie chorobę jako taką. Akceptacja pozwala iść do przodu.

  • Użalanie się nad sobą można wyleczyć wdzięcznością.
Opiekunowie czasami mają uzasadnione powody, aby odrobinę użalić się nad sobą. Jesteśmy tylko ludźmi. Ale kiedy poczucie krzywdy staje się obsesją i utrzymuje nas w negatywnym nastroju, boli bardziej niż cokolwiek innego. I jest szkodliwe dla osoby, która czuje się krzywdzona. Szczególnie, gdy czujemy się krzywdzeni przez chorego i jego chorobę. Jednym ze sposobów, aby przestać się nad sobą użalać, to sporządzić listę wszystkich rzeczy, za które możemy być wdzięczni, nawet jeśli to tylko błahostki. Jeśli pozwolisz sobie na wdzięczność, twoje życie może się zmienić. Wymaga to odrobiny dyscypliny, bo litowanie się nad sobą może być czasami wygodne. Jednak, gdy zaczniesz odczuwać wdzięczność za to co masz, poczujesz się bardziej zadowolony. Także podopieczny będzie szczęśliwszy.

  • Ucz się.
Poszukuj nowych informacji na temat schorzenia swojego podopiecznego, ale także chorób towarzyszących. Szukaj nie tylko informacji naukowych, ale także opinii innych opiekunów. Nie tylko informacji o problemach, ale także o możliwych rozwiązaniach, nawet jeśli aktualnie cię to nie dotyczy, ucz się i trzymaj wiedzę „pod ręką”.
A przykre zdarzenia to nie dopust, to tylko nowe doświadczenie.

  • Rozmawiaj z innymi opiekunami.
Internet jest błogosławieństwem dla opiekunów, nie tylko ze względu na informacje, które można znaleźć, ale także z uwagi na przyjaciół, których możesz zyskać. Wspierające osoby są równie ważne, jak wiedza, czy własne umiejętności. Włącz się w społeczność opiekunów i sięgnij po ich wsparcie.

  • Daj innym trochę luzu.
Każda sytuacja jest szczególna, więc nie powinniśmy krytykować decyzji innych opiekunów, ani nie powinniśmy nazbyt poważnie traktować krytyki skierowanej do nas. Chyba, że rzeczywiście doszło do błędu lub szkody podopiecznego, których przyczyną była ignorancja, niedbałość lub zwykłe lenistwo. Jeśli ktoś prosi o radę, daj ją. Delikatnie, z wrażliwością dziel się swoim doświadczeniem, ale nie oczekuj, że ktoś podąży twoim śladem.
Także podopiecznemu warto dać trochę luzu. Surowa dyscyplina może być skuteczna, ale jeśli dorosły człowiek może jeszcze popełniać błędy i jest tego świadom, pozwól mu. Popełnianie błędów to nasze życie.

  • Miłość rani, ale co może wydarzyć się bez niej?
Gdybyś nie kochał, nie czułbyś emocjonalnego bólu z powodu poznawczych lub fizycznych problemów swoich rodziców, małżonka czy innej osoby, którą się opiekujesz. Czy możesz zapomnieć o uczuciach, które was łączą? Ból jest częścią życia, tak jak śmierć jest częścią życia. Odczuwamy ból, ponieważ, jako istoty ludzkie, mamy zdolność do kochania innych. Ale to właśnie miłość czyni nas ludźmi.

  • Nie jesteś sam.
Duchowa strona życia wielokrotnie pomagała w bardzo ponurych czasach i z wielu stron można o tym usłyszeć. Każdy – bez względu na to czy wierzy, czy nie wierzy w duchowość – poczuje się lepiej, jeśli otworzy oczy na świat poza swoimi ścianami. Ludzie zmagają się z różnego rodzaju problemami, można – warto – wysłać przynajmniej uśmiech w kierunku nowego sąsiada, zanieść komuś talerz ciastek lub wysłać kartkę z pozdrowieniami do znajomego, który jest chory. Patrząc wokół siebie, poza swoje problemy, może nam się przypomnieć, że większość z nas po prostu stara się przeżyć nasze życie najlepiej jak potrafimy. I że tylko o to w życiu chodzi – żyć najlepiej jak to możliwe.

Pośród tych zdań niektórzy odnajdą się coś, co pomoże im w szczególnie trudnym dniu. Inni nie.
To jest w porządku.
Znajdź inny sposób, by przypomnieć sobie pozytywne chwile swego życia.
Możecie poczuć, że te myśli są zbytnim uproszczeniem i nijak się mają do waszej sytuacji.
Tak też jest w porządku.
Jeśli jednak masz zły dzień i czujesz się złapany w pułapkę, czujesz, że tracisz kontrolę, sięgnij po tę mieszankę i wykorzystaj z niej ile chcesz, ile potrzebujesz.

(Na podstawie 14 Phrases to Live By in 2014, Carol Bradley Bursack, www.agingcare.com)

czwartek, 27 lutego 2014

Myśli rozczochrane...


Wielu znajomych pięćdziesięciolatków tłumaczy mi, że rozmawianie o starości i starzeniu się nie ma sensu.
Na jednej ze stron senioralnych znalazłem nawet mem, że "starzeją się tylko ci, którzy myślą o starości".
Może ma to sens, skoro świat reklamy omija "starość", "starych ludzi" szerokim łukiem.
Jeśli ktoś oferuje suplementy diety to na "zatrzymanie młodości", "podtrzymanie kondycji", ale nic, by uczynić wesołym życie staruszka...
Może to przez tę całą dyskusję o ZUS?
W końcu, póki jesteśmy w toku spraw, zabiegani w ogniu walki o byt, póki jeszcze czujemy się ważni... Na emeryturze pomyślimy, coś zrobimy, zaradzimy... A przede wszystkim - nas starość nie dotknie, bo przecież my dopiero zaczęliśmy żyć!

Życie zaczyna się po 40-tce! Nie, po 50-tce, a może po 60-tce...

A póki życia, póty nadziei...

Życie zaczyna się po 50-tce, ale jakie to życie – łamiące się kości, reumatyzm, słabnący wzrok i słuch, no i skłonność do opowiadania tej samej historii tej samej osobie trzy lub cztery razy.
 

Po 60-tce bywa, że chcesz odwrócić proces starzenia się, co jest tym trudniejsze, że przez wiele lat za młodu robiłeś wszystko, by być starszym.


środa, 26 lutego 2014

Myśli nieuczesane


Zasłyszane:

Mówią, o niej „złota starość”…
Często słyszę to powiedzenie, ale gdy nie mogę zasnąć i przewracam się w łóżku z boku na bok, zastanawiam się. Moje uszy są schowane w szufladzie, moje zęby w kubeczku na nocnym stoliku, moje oczy na półce czekają, aż się obudzę.
Kiedy powoli zapadam w sen, myślę sobie, czy jest jeszcze coś, co należy umieścić na tej półce?
Nie mam wątpliwości, że moja młodość przeminęła, a mój wyjściowy strój rzeczywiście „wyszedł”. Ale z zadowoleniem stwierdzam, że to, co służy mojej przyjemności, nadal jest ze mną... blisko.

* * *

Im jesteś starszy, czujesz, że bardziej przypominasz komputer. 
Zaczynałeś z dużą pamięcią, twardym dyskiem, świetnym oprogramowaniem, a i ładną, nowoczesną obudową.
A pewnego dnia - całkiem nagle - okazało się, że wszystko jest przestarzałe.
Obudowa już nie tak elegancka i ergonomiczna. Wokół o wiele ciekawsze, nowocześniejsze modele.
Dysk ma już małą pojemność, pamięci jak na lekarstwo,  oprogramowanie nie radzi sobie z  najnowszymi plikami...
Bezwzględnie konieczny jest upgrade i update, w zasadzie najlepiej wymienić części.
A może także użytkownika?

* * * 

Nie jesteś już ani poszukiwany, ani pożądany.
Może nie nadajesz się jeszcze do lamusa, ale nie jesteś też drogocennym antykiem.
Po prostu się starzejesz, choć nie czujesz się stary.
Nie poddajesz się, nie pozwalasz by pokryły cię kurz,  śniedź lub rdza.
Podejmujesz walkę o przetrwanie.
I postanawiasz:

Z wiekiem…
  • będę starzeć się z humorem, pogodą ducha, i aby będę robić to, co najlepsze dla mojego zdrowia.
  • będę twórczo się rozwijać i odnajdę swój indywidualny styl.
  • będę kwestionować kulturowy obraz starości i zachowam młodość

A w końcu zauważasz, że jesteś młodszy od swoich dzieci.
Czy to aby normalne?





* * *

Tych kilka rad udzielono opiekunom osób z demencją, ale także po prostu osób w podeszłym wieku.
W życiu jednak tak dziwnie się składa, że każdy się kimś opiekuje... Znaczy opiekuje się przede wszystkim sobą.
Zatem te rady możemy zastosować do siebie samych:

  • Zarządzaj poziomem stresu -

Przyjrzyj się, jak stres dotyka ciała (bóle brzucha, wysokie ciśnienie krwi) - i twoich emocji (przejadanie się, drażliwość). Znajdź sposób, czas i miejsce na relaks.
  • Bądź realistą

Troska, jaką ofiarowujesz, może uczynić różnicę w życiu podopiecznego, ale wiele rzeczy nie poddaje się kontroli. Kiedy opłakujesz stratę, skup się na pozytywnych wspomnieniach, jakie tylko przychodzą ci do głowy, ciesz się nimi.
  • Daj sobie kredyt: niewinność

Utrata cierpliwości lub pojawiająca się od czasu do czasu rezygnacja - to rzecz naturalna. Opiekujesz się pacjentem najlepiej jak potrafisz, ale nie zawsze radzisz sobie ze spiętrzeniem jego i własnych potrzeb. Poszukaj wsparcia we wspólnocie innych opiekunów.
  • Zrób sobie przerwę -

To normalne, że potrzebujesz przerwy od obowiązków opiekuńczych. Nikt nie może zrobić wszystkiego. Poszukaj zastępstwa i daj sobie czas, by zadbać o siebie.
  • Akceptuj zmiany

Twój podopieczny w końcu będzie wymagał bardziej intensywnej opieki. Już teraz poszukaj różnych możliwości i przygotuj się na pogorszenie jego stanu.


Piosenka jest dobra na wszystko...


... Pisał poeta i każdy mu wierzył.
Bo, gdy cię smutek ściska za serce, chce się wierzyć.
Choć na co dzień nie rozumiemy, nawet nie lubimy poezji.
Już ze szkoły wynosimy do niej niechęć. Nauczyciele polskiego są pewnie z tego dumni, choć to ona ratuje nas w głębokiej samotności.
A jeśli jeszcze można zaśpiewać...

Ale okazuje się, że nie tyle poezja, ile sam śpiew jest dobry dla nas - dla ducha, dla umysłu i dla ciała.
Kiedy jesteśmy młodzi śpiewamy chętniej. Na starość to głównie śpiewamy w chórze, albo biesiadując. Wstydzimy się braku talentu. Przy stole i trunku łatwiej ukryć mankamenty i obśmiać porażkę.
Ale śpiewać powinniśmy o każdej porze dnia i nie tylko w gromadzie.
Śpiewać każdy może, a i powinien, trochę lepiej lub trochę gorzej, ale zawsze głośno.
Bo śpiew:

  • Zmniejsza stres
  • Poprawia nastrój
  • Obniża ciśnienie krwi
  • Poprawia oddech
  • Zmniejsza odczuwanie ból
  • Wzmacnia układ odpornościowy
  • Poprawia poczucie rytmu
  • Rozwija zdolność uczenia się
  • Przywołuje pocieszające wspomnienia
  • Rozwija gotowość do nawiązywania kontaktów towarzyskich
  • Wzmacnia poczucie satysfakcji z życia
  • Motywuje
  • Wzmacnia ludzi
  • Poprawia samopoczucie


A dzięki T. zacząć można od pięknej, tęsknej, poetyckiej Mercedes Sosa...


która śpiewa:

Na miękkim piasku omywanym przez morze
Nie odcisną się już Twoje drobne ślady ,
Samotna ścieżka bólu i ciszy
dotarła do głębokiej wody,
Samotna ścieżka niemego żalu
dotarła do spienionej fali.

Tylko Bóg wie, jaka gorycz Cię przepełniała,
Jakie dawne cierpienia spowodowały,
że zamilkł Twój głos
A Ty zasnęłaś, ukołysana muzyką morskich muszli
Pieśnią, którą śpiewa ślimak w ciemnych głębinach morza.

Idziesz, Alfonsino, ze swoją samotnością
Jakich nowych wierszy będziesz szukać...?
Odwieczny głos wiatru i soli
Kruszy Twoją duszę i ją unosi
A Ty, Alfonsino, podążasz gdzieś tam, niczym w marzeniach,
Uśpiona i otulona przez morze.

Poprowadzi Cię pięć syren
Ścieżkami wśród alg i korali
Świecące koniki morskie będą
Twoją gwardią przyboczną
A mieszkańcy wód będą baraszkować
przy Twoim boku.

Przykręć nieco lampę
I pozwól mi zasnąć w spokoju
A kiedy on zadzwoni, nie mów, że jestem
Powiedz, że Alfonsina nie wróci...
A kiedy on zadzwoni, nigdy mu nie mów, że jestem,
Powiedz, że odeszłam...

Idziesz, Alfonsino, ze swoją samotnością
Jakich nowych wierszy będziesz szukać...?
Odwieczny głos wiatru i soli
Kruszy Twoją duszę i ją unosi
A Ty, Alfonsino, podążasz gdzieś tam,
niczym w marzeniach,
Uśpiona i otulona przez morze
.

wtorek, 25 lutego 2014

Seniorzy bywają szybcy

Bohaterem sieci i mediów stał się ostatnimi czasy Miyazaki Hidekichi, który uzyskał świetny wynik w biegu na 100 metrów – i to pomimo swych 103 lat.


Ci, którzy zechcieli poświęcić mu nieco więcej uwagi, a przy okazji odrzucili fałszywy podziw dla „biegającego staruszka”, mogli się dowiedzieć, że Miyazaki Hidekichi odniósł swój sukces w czasie „Golden Masters” – zawodów sportowych dla prawdziwych mistrzów – a które odbyły się w Japonii, w październiku 2013 roku.

Teoretycznie, to zawody dla osób, które ukończyły 45 rok życia. Ale pośród kategorii wiekowych mamy: 80-84, 85-89, 90-96 i 96+…
Pamiętam dyskusję, wszczętą przez pewnego polityka (nie warto go przywoływać z nazwiska w tym kontekście) przy okazji igrzysk osób niepełnosprawnych. Polityk uważał, że takie igrzyska nie mają sensu, bo przecież uzyskany wynik nie jest istotny „sportowo”. Pogląd sam w sobie nie wart komentarza.
Uważam bowiem, że podziwu godne jest to, że ktoś walczy sam z sobą i nie pokonuje przestrzeń, czas, czy masę, ale opór psychiczny i duchowy, który jest naszym największym na co dzień obciążeniem.
I godne jest to podziwu nie tylko w odniesieniu do osób niepełnosprawnych, ale także w pełni sprawnych stulatków.
Mam głębokie przekonanie, że gdy dojdę wieku 80 i więcej, nie będę miał najskromniejszej woli by biegać, a biegać na czas… to już nawet dziś mi się nie chce.

W zawodach w Kioto wzięło udział 870 kobiet i mężczyzn przede wszystkim, ale nie tylko, z Japonii.
Czy Miyazaki Hidekichi był kimś wyjątkowym? Tak, bo zaczął biegać, gdy miał 90 lat, ma za sobą wiele urazów i poruszanie się na wózku inwalidzkim, a w biegu uzyskał lepszy wynik niż 80-ciolatkowie.
Ale poza tym był tylko jednym z wielu.

Niemniej godna podziwu jest Morita Mitsu, która również biega na 100 metrów, a ma zaledwie 90 lat. Ot, młódka, i może dlatego jest rekordzistką świata w swojej kategorii.
Pewnie, nietrudno jest być rekordzistą i mistrzem, jeśli w tym wieku nikomu już się nie chce biegać, a dodatkowo lekarze nie pozwalają…
Obserwatorzy podkreślali, że Morita Mitsu miała dobry wiatr w plecy, ale ona uważa, że to dzięki surowemu jajku, które codziennie je na śniadanie.

Zapewne nie ma nic godnego podziwu w wyniku Nakano Yoko – zaledwie 77-letniej mieszkanki Tokio – która ustanowiła rekord w biegu na 5 kilometrów (24 minuty), a pierwszy swój maraton biegła w wieku lat 71. Ale to nic dziwnego, całe życie była aktywna fizycznie.

Nie ma też nic zadziwiającego w rywalizacji ojca i syna z rodu Watanabe. Może tylko to, że ojciec wygrywa, choć ma 96 lat, a jego syn 66.

Wspominam o nich dlatego, że i na forum seniorów moi rozmówcy podkreślali, że jest w tej aktywności coś nienaturalnego. Niektórzy uważali ją za śmieszną.
Ja mogę tylko uchylić kapelusza. Z każdym przegrywam i to głównie w kwestii woli…

niedziela, 23 lutego 2014

Od T. - Polemicznie... Niech się starość postara!


Senesco,

to co piszesz to oczywistości i banały. Jasne, że człowiek w pewnym wieku będzie potrzebował pomocy. Tylko, dlaczego od swoich pracujących dzieci?

Ludzie starsi mają całkiem – wbrew ogólnej opinii – przyzwoite emerytury. Nie mają dzieci na utrzymaniu ani kredytów. Wszystko mogą wydać na siebie. Dlaczego nie na pomoc? Znajoma chciała, aby z ojcem zamieszkała opiekunka, dzięki której mama chora na Alzheimera, mogłaby zostać w domu. Ojciec się nie zgodził, podobnie jak niegdyś  moja babcia nie chciała opiekunki. Chodzi mi nie o patetyczne rozważania nad niedolą starszych ludzi, tylko o zwrócenie uwagi, że często to oni sami są egoistami bez serca, gotowymi zadręczyć własne dzieci, bo im się należy. Pamiętam, jak mój tato pewnego dnia przyszedł (jak co dzień przez dwadzieścia lat) do babci chory, z wysoką gorączką. Babcia bardzo się przejęła i zapytała „co ze mną będzie synku, jak ty umrzesz?”. Tato znajomej, który nie chciał opiekunki, nudzi się niemiłosiernie i zadręcza córkę, która ciężko pracuje, a ponadto ma bardzo chorego męża. Dlatego, mój drogi, nie opowiadaj mi, proszę, o krwawych obyczajach w Skandynawii, bo społeczeństwo jakoś musi się ratować. Starzy ludzie są potrzebni, tak samo jak młodzi. Społeczeństwo musi być różnorodne. Ale niech się starzy ludzie trochę postarają. Niech ruszą głową, jak zadbać o siebie. Jest wielu ludzi gotowych pracować w ten sposób. Sama wielokrotnie pomagam bardzo chorej sąsiadce – oczywiście za darmo. Wożę ja własnym samochodem, na zakupy, do lekarzy, kilka razy czekałam z nią na wyniki badań w szpitalu, poświęcając swój czas.  Ona akurat nie ma dzieci. Ale jakoś sobie radzi. Ma znajomych, przychodzi do niej opiekunka, czasem poprosi o pomoc mnie. Stara się nie nadużywać mojej pomocy, dlatego nigdy jej nie odmówiłam. Zapewniam Cię jednak, że gdybym tylko poczuła, że jestem zbyt zaangażowana w jej życie, uciekłabym. Bo mam też swoje życie, starzejących się rodziców i teściów, ale też przyjaciół, książki i wino. I nie zamierzam zmienić się w siostrę miłosierdzia.

Dlatego napisałam, że nie zamierzam obciążać swoich dzieci moja starością. Zawsze mogę sprzedać mieszkanie i zamieszkać z kimś – może z siostrą, może kupić coś mniejszego, może poszukać przyzwoitego domu opieki. Nie muszę dręczyć własnych dzieci. Nie po to je urodziłam.




T.

Droga T.,

jesteś jak w oku cyklonu.
Przekroczyłaś 50-tkę, ale masz jeszcze aktywnych rodziców, męża, dzieci wchodzące w dorosłe życie, siostrę. Jesteś aktywna i sprawna. Otaczają Cię przyjaciele.
Masz wiele spraw, marzeń i planów. Masz wiele możliwości.
Tkwisz pośród ciszy, ale gdzieś - daleko - wokół szaleje cyklon.
Pewnego dnia cyklon porwie i Ciebie.
Oby stało się to dopiero za kolejne 50 lat...

Na razie starość dla Ciebie to niedostrzegalny horyzont. Stoisz na przedprożu starzenia się.
Ciesz się tą chwilą.

Wiem, że czasami "starość"  kurczowo trzyma się wyimaginowanej rzeczywistości.
Dla starych rodziców dorosłe dziecko to tylko dziecko. Bywa, że dorosłe dzieci muszą walczyć o uznanie swej dorosłości, o szacunek dla swej pozycji. Mężczyzna - na co dzień groźny prezes dużej firmy, surowy ojciec i mąż - dla swej matki jest ciągle tylko "chłopcem" i zżyma się, gdy matka znajomym opowiada o jego chłopięcych przygodach lub powątpiewa w to, co mówi.
Lub inny przykład - mężczyzna - w wieku 85 lat, chore serce, osłabiony słuch, początki jaskry - nie potrafi zrezygnować z prowadzenia samochodu (pamiętającego lepsze czasy), choć liczne o mało co kolizje, stłuczki sugerują, że jest dla siebie zagrożeniem. Ale on ma głębokie przeświadczenie, że gdy przestanie prowadzić, jego życie - dorosłego i niezależnego człowieka - się skończy.

Starość może być wredna i uparta. I możemy się jej obawiać.
Albo możemy się jej nauczyć, co znaczy nauczyć się cieszyć życiem w podeszłym wieku.


sobota, 22 lutego 2014

Od T. - Nie obciążajmy młodości starością...

Senesco,


kiedy przeczytałam, co piszesz o mieszkaniu z dziadkami, mamą, aż mnie dreszcz wstrząsnął. Czy Ty naprawdę wierzysz w to, co piszesz?!


Nie wychowałam się w domu z dziadkami. Moja babcia żyła prawie sto lat i do końca swoich dni zadręczała ojca, który odwiedzał ją codziennie, potem dwa razy dziennie, potem ….

Senesco, kiedy zostałam mężatką, byłam przeszczęśliwa, że mam własne mieszkanie. Większość z moich znajomych mieszkało z rodzicami i to nie było fajne, uwierz. Dzisiaj, widzę mnóstwo takich problemów, co zrobić z rodzicami. Moja babcia zdecydowania odmówiła mieszkania z rodzicami. Sama też nie chciała zająć się swoją matką wiele lat temu. Ojciec zatem zaniedbywała swoją żonę, opiekując się matką – wymagającą i bezwzględną…

Jak sobie wyobrażasz życie z chorym rodzicem w małym mieszkanku, gdy większość z nas pracuje i ma pracować coraz dłużej? Jeszcze mamy dzieci, które też na nas liczą? Czy to jest dziwne? Nasze dzieci wymagają pomocy, bo taki jest świat. Rodzice mają niezłe emerytury, na które  my, prawdopodobnie nie mamy co liczyć. Świat się zmienia. Pamiętasz film „ Ballada o Nagajamie”? Tam stara matka musiała po prostu umrzeć, by żyć mogły następne pokolenia. Nie chciałabym, żeby to była nasza droga, jednak czasem warto sobie uświadomić, jak przebiega życie. Skąd człowiek ma czerpać siłę, by, zajęć się dziećmi i rodzicami? Skąd na to wziąć pieniądze? Nie mieszkamy w wielkich domach, ze służbą, która ogarnie potrzeby nasze i naszych rodziców. Ledwo sami dajemy radę, martwiąc się o dzieci, których przyszłość często nas przestrasza. Też będę stara. Nigdy nie myślałam, żeby obciążać tym moje dzieci. To moja sprawa. Nie chcę, by musieli w swoim niepewnym życiu jeszcze mnie mieli brać pod uwagę. Świat się zmienia, i nie. Młodość nie jest łatwa. Dajmy jej szansę. Nie zabierajmy dzieciom tej radości, która była naszym udziałem – życia samodzielnego, na własny rachunek.  Dajmy żyć naszym dzieciom. Jesteśmy dorośli. Podejmijmy decyzję. Na własny rachunek.

Droga T.,

choć dziś nikt w to nie chce uwierzyć, w Skandynawii obowiązywało prawo - kiedyś, gdzieś o tym czytałem - że starca, który stawał się obciążeniem dla wspólnoty, wójt "ekspediował" do lepszego świata. Czynił to przy pomocy specjalnej drewnianej pałki, symbolu swej władzy.
Podstawą do działań władzy była niezdolność starego człowieka do pracy na roli - nie pracujesz, nie jesz; nie pracujesz, nie marnujemy na ciebie jedzenia. A cezurą był 70 rok życia...

Ciągle jesteś bardziej matką niż córką, ale pewnie dlatego, że rodzice opiekują się sobą nawzajem, a Ty uważasz, że bardziej niż im, Twoje wsparcie potrzebne jest Twoim dzieciom.
Czy optyka zmieniłaby się, gdyby któreś z rodziców - Twoich lub męża - zostało same i wymagało opieki?
Zapewne.
Dużo zależy od tego, jak na opiekę nad rodzicem zapatruje się rodzeństwo. Czy jest jeszcze ktoś, kto może, ale przede wszystkim czuje się odpowiedzialny i pomaga.
Dużo zależy od tego, w jakich warunkach mieszkają nasi wymagający opieki rodzice.

Wyobraź sobie sytuację - pan w wieku 80 i parę lat, intelektualnie w pełni sprawny, pogodnego usposobienia, zostaje sam, ale przez choroby ma trudności z chodzeniem, w zasadzie nie chodzi,  z trudem porusza się po mieszkaniu, a to jest na czwartym piętrze naszych czteropiętrowych bloków bez windy... A tu trzeba wyskoczyć do okulisty, bo "coś się dzieje z okiem", albo do diabetologa, albo do kardiologa...
Zejść jeszcze nie jest tak ciężko, ale wrócić do domu, ot rozterka.

Jeśli sama nie możesz wprowadzić się do ojca, by zapewnić mu opiekę, zapraszasz go do siebie - to naturalne, nie tylko konieczne.

Jeśli nie masz tego kłopotu z rodzicami, pomyśl o sobie - nie życzę, ale może się tak zdarzyć, że to Ty będziesz wymagała opieki i któreś z dzieci weźmie Cię do siebie...

Oczywiście - samodzielne życie jest wspaniałe, dopóki masz warunki - finansowe, materialne i zdrowotne. Niestety, wszystkie muszą występować łącznie.

A na koniec - nie wierzę, że chcesz powiedzieć: "dla dobra młodych, umierajmy sprawnie i zanim staniemy się dla młodych ciężarem...".

piątek, 21 lutego 2014

Mama wymaga opieki i wprowadza się do nas…


Urodziłem się w domu moich dziadków.
Mieszkały w nim trzy rodziny i trzy pokolenia. Może to nie był luksus, może nie było to wygodne, ale było przyjemne.

Wiele lat temu, wspólne mieszkanie kilku pokoleń razem było powszechne i pozytywnie oceniane. Dziadkowie opiekowali się wnukami, czy nawet prawnukami, a po jakimś czasie wnukowie podejmowali się opieki nad dziadkami. Obserwowali proces starzenia się, był on dla nich naturalny. Opieka nad osobą w podeszłym wieku była czymś oczywistym. Nie była świadczeniem, odpłatą, ale po prostu codzienną pomocą komuś najbliższemu. Ot przychodził czas, by zamiast przytulić się do babci, przytulało się babcię. Zamiast prosić o szklankę wody (przysłowiową), podawało się ją.
Życie toczyło się kołem.
Starość traktowano naturalnie nie tylko w domu, ale i w społeczeństwie. Pomaganie starszej osobie było odruchem, bo tak robi się w domu.
Konflikty pokoleń były, ale był też szacunek dla podeszłego wieku.

A potem zrobiliśmy krok cywilizacyjny i każda rodzina musi mieć własne mieszkanie. Dorastasz, dojrzewasz, wyprowadzasz się od rodziców i zakładasz rodzinę. Wychowujesz dzieci i czekasz, aż się wyprowadzą. Bo mieszkanie z rodzicami w okresie dorosłości jest formą społecznej deklasacji.
Dodatkowo – „moje” nabrało specjalnego znaczenia. „Moja przestrzeń”, „mój pokój”. Nasze mieszkania nie są duże, najczęściej po prostu ciasne. Mieszkamy zbyt blisko i czasami obecność dziadka czy babci dla młodego człowieka jest sama przez się uciążliwa.

Samodzielność, samodzielne mieszkanie jest przyjemne. To wolność, swoboda, wygoda. Z przytoczonych wypowiedzi seniorów dowiadujemy się, że utrata samodzielności jest stygmatem starości w najgorszym słowa znaczeniu.
Ale, gdy osiągamy „swoje lata”, samodzielność może stać się trudna, uciążliwa – wszystko zależy od kondycji. Lub wręcz niemożliwa, gdy zdarzy nam się wypadek lub dopadnie nas choroba.

Wtedy może zajść konieczność zaopiekowania się dziadkiem lub babcią, który dla naszej wygody wprowadza się do nas…

Czy wspólne mieszkanie może się udać?

Carol Bradley Bursack – ekspert agingcare.com – twierdzi, że tak, o ile dobrze się na nie przygotujemy.
„Najlepiej, gdy dzieci przyzwyczają się do obecności babci, gdy jest jeszcze w pełni zdrowa. To bardzo pomaga, gdy babcia i jej rodzina starzeją się razem. Dzieci dostrzegają proces starzenia się babci i czują, jak staje się coraz bardziej krucha. Mogą nauczyć się kilku ważnych umiejętności i ról, zanim nadejdzie czas koniecznej opieki.
Przygotowanie do wprowadzenia osoby starszej do domu, zwłaszcza wymagającej opieki, zależy od wieku dzieci, jeżeli nadal mieszkają w domu z rodzicami. Oczywiście zależy od stanu zdrowia babci czy dziadka. Należy oczekiwać, że dzieci będą z babcią, gdy mama i tata pracują, i będą pełnić rolę opiekuna? To duże wyzwanie i musi być przedyskutowane w gronie całej rodziny zanim starsza osoba się wprowadzi.”

Aby uniknąć potencjalnych kryzysów i niepotrzebnego obciążenia emocjonalnego, zanim rodzic w podeszłym wieku się wprowadzi, należy oczyścić przeszłe z nim relacje.
W opinii Carol Bradley Bursack, to ważne by rodzic i jego dorosłe dziecko, przygotowując się do wspólnego zamieszkania, przeszli formę terapii i ustalili cel dla nowego układu, nowej relacji pomiędzy sobą. A to dlatego, że może istnieć pokusa, by spróbować wymusić nową relację zależności, która od początku zmieni się w zarzewie konfliktu i spowoduje, że któraś ze stron poczuje się skrzywdzona.
Jeśli dorosłe dziecko próbuje uzyskać zgodę swej matki – to sygnał ostrzegawczy. Jeśli czyni to z poczucia winy – sygnał jest jeszcze wyraźniejszy.
„Jeśli twoje stosunki z matką zawsze były dobre, a twój małżonek i dzieci kochają ją szczerze, wspólne mieszkanie, gdy ona potrzebuje opieki, to naturalne rozwiązanie. Chcesz zająć się mamą, a ona potrzebuje i oczekuje twojej pomocy, wspólne mieszkanie tylko ułatwia to zadanie.” – pisze Carol Bradley Bursack.

A oto kilka jej dodatkowych rad:

Jeśli pracujesz poza domem, może nadejść dzień, gdy trzeba będzie zatrudnić profesjonalnego opiekuna, który zaopiekuje się rodzicem pod twoją nieobecność. Nie zawsze możesz liczyć na swoje dziecko, ale profesjonalny opiekun, obca osoba to dodatkowy element układu. W wielu przypadkach nie ma z tym problemów. Dla mnie najważniejsze są „wzajemne oczekiwania”. Jeśli podejdziemy do problemu z otwartym umysłem i nasze motywy co do opieki nad babcią są jasne, a realnie oceniamy swoje możliwości, to szansa, że każda strona poradzi sobie ze zmianą, jest większa. Ważne jednak, by podopieczny nie czuł się ciężarem, by zachował przynajmniej poczucie kontroli nad sytuacją osobistą, by nie czuł, że zajmują się nim „obcy”, bo rodzina nie chce.

Jeśli koniecznie chcesz by twoja matka zamieszkała z wami, bo ciebie potrzebuje, ale małżonkowi się to nie podoba, pomysł jest niezbyt szczęśliwy i może prowadzić do konfliktów. Jeśli relacje dorosłego dziecka z rodzicem nigdy nie były dobre, zasięgnij rady z zewnątrz, zanim zamieszkacie razem. Być może, gdy twój mąż dowie się, ile to dla ciebie znaczy, uzna, że wszystko jest w porządku. Ale trzeba to dokładnie omówić przed dokonaniem zmiany. Wprowadzenie się starzejącego się rodzica, do tego wymagającego opieki, może naruszyć lub zniszczyć kruchą więź małżeństwa lub pokrewieństwa.

Większość opiekunów podejmuje się opieki, ponieważ po prostu chcą pomóc. Nie zawsze biorą pod uwagę, że pomoc ta może trwać latami. I że w pomaganiu nie chodzi tylko o miłość. Wprowadzenie się rodzica do ciebie może być dobrym rozwiązaniem, bo płacisz tylko za jedno mieszkanie. Ale to także wyższe koszty utrzymania rodziny i domu. Mogą dojść także wydatki na zatrudnienie pomocy z zewnątrz.

Uzgodnij wcześniej, kto za co płaci. Może być konieczne sporządzenie porozumienia finansowego z pomocą prawnika. Będzie mniej kłopotów, gdy zajdzie konieczność skorzystania z pomocy domu opieki czy szpitala. Znaczenia nabiera także przyszłe postępowanie spadkowe. Z pewnością warto porozumieć się co do kosztów przed podjęciem zobowiązań.

Dobrze jest porozmawiać o końcu życiowych problemów. Zupełnie niezłym pomysłem wydaje się zawarcie czegoś w rodzaju umowy „przedślubnej”. Niczego nie wyprzedzając warto działać realnie, może przecież nadejść dzień, gdy rodzic będzie potrzebować opieki, której nie możesz mu zapewnić. Dowiedz się o możliwościach zatrudnienia kogoś, kto będzie przychodził do domu. Z wyprzedzeniem należy rozważyć konieczność zapewnienia całodobowej opieki pielęgniarskiej.
Planuj to, co uważasz za najlepsze, ale zachowuj świadomość, że rezultat może różnić się od oczekiwań. Żyj dzień za dniem, staraj się być realistą w tym, co możesz zapewnić swojemu rodzicowi. Nie wszystko możesz zrobić sam. Dopiero, gdy ty, twoja rodzina i twój starzejący się rodzic jesteście zgodni co do planów, zamieszkajcie razem. Jeśli plany są realne, układ może działać sprawnie.
Jeśli nie, trudności mogą się jedynie piętrzyć.

Na koniec – zawsze warto mieć w pamięci, że może zajść okoliczność, w której ty sam będziesz potrzebować pomocy.

Od T. - Starucha... - druga strona starości

Senesco,

Ostatnio spieraliśmy nieco na temat starości jako wyjątkowego okresu w życiu człowieka. Piszesz dużo ( i słusznie), jak mądry i ważny może to być czas w życiu każdego z nas. Ja jednak, ciągle boję się starości , bo miewam z nią paskudne doświadczenia. Nie chodzi mi przecież o to, co nieuchronne – powolne tracenie sprawności, spowolnienie, kłopoty ze zdrowiem. To nieuchronne, najczęściej. Starzy ludzie mogą budzić uczucia ciepłe, opiekuńcze i powinno tak być. Jednak pisałam już o tym, że niestety, starzy ludzie często są podli, źli i samolubni. Pisałam, że wielu moich znajomych nie cierpi swoich rodziców, z trudem wypełniają obowiązek odwiedzin, udają zainteresowanie. Pamiętam piękny filmik o chorobie Alzheimera, w którym córka chorego ojca mówi, że chce się na nią przygotować. Padają tam ważne słowa, że kiedy człowiek nie wie, kim jest, zostaje z tym, co ma. A jej ojciec, chociaż żyje w całkowitej ciemności, jest piękną osobą. To, co zostaje, to nasza, jak to nazwać – dusza?

Niestety, wciąż stykam się ze starością wstrętną, odrażająca, którą chciałoby się po prostu skrócić. 


Mój syn wynajął mieszkanie. Po jakimś czasie właścicielka – wstrętna starucha – weszła tam pod jego nieobecność i stwierdziła, że gdyby wiedziała, że ma kota, nigdy by mu mieszkania nie wynajęła. Nie kazała mu się wynieść, po prostu tak powiedziała. Minęły dwa miesiące. Dziś syn wrócił z pracy zastał puste mieszkanie. Podła starucha przyszła cichaczem i wypuściła, wygnała kota z domu. Syn długo błąkał się po osiedlu i na szczęście kota znalazł. Postanowił się wyprowadzić… Czasem słyszę o zdemoralizowanych nastolatkach, którzy gnębią zwierzęta. Zawsze budzi to we mnie poczucie bezradności, bo jak małolatowi wytłumaczyć, że krzywdzi?
A tu starucha. Zadowolona z siebie. W sobie. O sobie. Proszę, nie starzejmy się tak.

T.

Droga T.,

oczywiście nie starzejmy się tak.
Nie ulegajmy czarowi złośliwości, gnuśności, bezmyślności - choć może to wszystko, to raczej fizjologia, zatem poza naszą kontrolą.
Oprócz wrażliwych starszych pań, które opiekują się "bezdomnymi" stworzeniami, widujemy te zagubione, które zabiegają o wycinkę drzew, bo ptaki się na nich gnieżdżą, trują koty - bo wygrzewają się na samochodzie syna, nękają sąsiadów - bo to ich jedyna intelektualna rozrywka.
Oczywiście nie ta droga prowadzi do szczęśliwej starości.

Twój list pokazuje coś ważniejszego. Odsłania tajemnicę "sandwich generation".
Oto list osoby zawieszonej pomiędzy światami różnych generacji - dorosłego już syna i kochanej i pięknej jego babci - matki i córki. List "dorosłego dziecka".

Oczywiście wyrzucenie kota jest bezsensowną złośliwością, poza tym naruszeniem prywatności, najgorszą stroną naszego człowieczeństwa....

Ale czy możesz sobie wyobrazić odwrotną sytuację? Oto - Twoja - samotnie mieszkająca matka, aby uzupełnić budżet, wynajmuje pokój lub mieszkanie. A jej lokator narusza postanowienia umowy...

"Starość" jest w nas nawet wtedy, gdy jeszcze nie zaczęliśmy się starzeć. Jej twarz - piękna i mądra, wykrzywiona grymasem i szara - zależy od nas.
"Starość" jest w nas nawet wtedy, gdy jej nie dostrzegamy, czujemy się jeszcze piękni, jeszcze młodzi, jeszcze silni - jeszcze stać nas na złośliwość...




wtorek, 18 lutego 2014

Jutro może nie pamiętać...


I jeszcze jedno wspomnienie o babci.


Kate E. Cartwright - wnuczka o babci z chorobą Alzheimera - jak zwykle spolszczony, a nie tłumaczony...

Każdego ranka
Pomaga jej wstać
Przygotować się na nadchodzący dzień
Choć jutro może tego nie pamiętać

Raz w roku
Staje w drzwiach
Przytula ją mocno
Choć jutro może tego nie pamiętać

Ona wychodzi na zewnątrz
Zbierać jagody wokół domu
Jak rolnik ciężko pracuje
Choć jutro może tego nie pamiętać

Wpadają sąsiadki
Patrycja z Matyldą
Czuje się jak babcia
Choć jutro może tego nie pamiętać

Do Teresy wybiera się z wizytą
Na domowy obiad
Śmieje się i cieszy
Choć jutro może tego nie pamiętać

Buntując się przeciw chorobie
Dziękuję Panu
Że cały czas mogę patrzyć w jej oczy,
Choć jutro może mnie nie pamiętać

Życie z demecją

Annabel Sheila napisała wiersz, który zadedykowała wszystkim rodzinom żyjącym z demencją...

Nie, nie pacjentom - całym rodzinom. Bo demencja dotyka rodziny.
Jednym odbiera pamięć, innym wolność i pozytywne emocje.
Uwala potencjał miłości lub przygniata ciężarem codziennych obowiązków.


Zamknięta wśród więzienia ścian,
Które kiedyś były jej umysłem.
Kobieta, którą kiedyś była,
Już dawno zniknęła w niepamięci.

Są chwile, gdy jest bardzo uważna,
Jej wspomnienia wciąż są żywe.
Lecz są dni, kiedy znika gdzieś w nieznanym,
A my wiemy, że to nie ucieczka.

Dłużej nie mogła już zadbać o siebie,
Nie mogliśmy zostawić jej sobie samej.
Jej bezpieczeństwo było najważniejsze,
Więc umieściliśmy ją w tym domu.

Dobre są dni, gdy w czasie odwiedzin,
Zwróci się do nas po imieniu.
Wdzięczna za towarzystwo,
Dziękuje, że przyszliśmy.

To bardzo trudne,
Patrzeć na mamę w tym stanie.
Wszystko, co możemy, to kochać ją,
I brać życie dzień po dniu.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Moja Babcia Lo...


Czy jest ktoś piękniejszy na świecie od babci? Szczególnie, gdy jesteśmy dziećmi?

Oczywiście - mama.

Ale babcia przez długie lata jest "Babcią" - kimś, kogo pisać należy wielką literą.
Choć nie każda babcia jest tak wrażliwa i czuła i tak pełna miłości, mądrości, jakbyśmy chcieli... Zawsze ją podziwiamy.
Z czasem przestaje za nami nadążać i wtedy kaprysi, a my narzekamy, dziwimy się, odsuwamy...
Dorastamy. Nie chcemy już być dziećmi, nad którymi babcia musi czuwać.
Sami odkrywamy świat. Zdobywamy własną mądrość. I zapominamy...

Ale kiedyś nadejdzie czas - niestety za późno - gdy odkryjemy, że mieliśmy szczęście spotkać swą babcię.

Ten wiersz napisała wnuczka - Jackie - po wizycie w domu opieki...

Spotkałam tę panią w domu opieki,
wyglądała tak jak moja babcia.
Myślałam nawet, że była nią przez chwilę,
lecz gdy się odwróciła się, na twarzy nie było uśmiechu.

Mama położyła dłoń na jej ramieniu
i powiedziała „To babcia”.
Jak to być może?
Moja babcia  mnie nie zauważa.

Rzeczywiście, wygląda jak ona,
i podobnie się ubiera.
Ale to nie babcia, którą znam,
To nie jest babcia - powiedziałam mamie - to nie może być ona.

Ta babcia mówi coś, co nie ma sensu;
płacze, a jej oczy pełne są smutku.
To babcia kogoś innego, nie moja.
Moja jest zdrowa i szczęśliwa, i piękna.

Mama rozmawiała z pielęgniarką,
o chorobie, którą zwą „alzheimer”.
Że nie ma lekarstwa,
i babcia to ma, lekarze są pewni.

Ona mnie nie rozpoznaje,
potyka się, mamrocze.
Zapomniała wszystko, cokolwiek umiała.
Ona jest inną osobą - nową Babcią Lo.

Nowa babcia wygląda jak ta stara,
lecz jest kimś obcym.
Ona nie może być babcią, którą kocham i znam,
choć już zawsze będzie moją Babcią Lo.


Słowa mają moc ...


Sadie Raine kierowała ten wiersz do swojej córki. Chciała nauczyć ją dumy z siebie.
Odkryj kim jesteś i bądź z siebie dumny...
Myślę, że to słowa, które warto mówić do lustra, gdy tamta twarz wydaje się obca, gdy czujemy, że coś odchodzi, a my tracimy na wartości.
Dla mnie to wiersz dla seniora...
Moje spolszczenie, pewnie niezbyt dokładne.

Ja

Przychodzę nieopakowana, nawet bez pięknej różowej kokardy.
Jestem, kim jestem, od czubka głowy po palce u stóp.
Zamierzam głośno mówić to, co myślę.
Nawet, jeśli  brzmi to nieco szalenie.
Nie jestem "na piątkę" i wcale nie zamierzam być.
Ty możesz być sobą, a ja mogę być mną.
Staram się stać prosto, gdy ból podcina mi kolana.
I czasami płaczę, gdy w pobliżu nie ma nikogo .
Błądzić jest rzeczą ludzką, tak mówią.
No to powiedz mi, któż jest doskonały
w jakikolwiek, cholerny, sposób.

niedziela, 16 lutego 2014

Słowa mają moc ...


Dame Judi Dench powiedziała kiedyś:

"Myślę, że swoją pracę powinniście traktować poważnie, siebie - nie.
To najlepsza kombinacja"

A ja myślę, że to powiedzenie można odnieść także do starzenia się...
Dojrzałość daje nam pewne korzyści - trzeba umieć po nie sięgnąć.




sobota, 15 lutego 2014

Koniecznie obejrzyj ten film…


Woody Grant jest starym człowiekiem z alkoholową przeszłością. Mieszka w Billings z żoną, niezbyt łagodną osobą, ma dwóch synów, którzy lepiej lub gorzej radzą sobie w życiu.
Woody codziennie wyrusza gdzieś w świat i codziennie policja sprowadza go z drogi do domu, co wprowadza mnóstwo niepokoju w życie rodzinne. Jego syn, David, sprzedawca w sklepie z elektroniką, martwi się o staruszka. Dostrzega zagubienie w oczach ojca i czuje potrzebę wyjaśnienia celu wędrówki. Tak dowiaduje się, że ojciec został milionerem. Musi tylko zgłosić się w określone miejsce w Nebrasce i odebrać milion dolarów.
Niestety, to jedno z wielu oszustw, na które tak łatwo nabrać starszych ludzi. Woody otrzymał list reklamowy dość znanej firmy, która mami wygraną w zamian za zamówienie prenumeraty pisma. Wszyscy, oprócz Woody’ego, są świadomi oszustwa. Są źli na niego za całe to zamieszanie, ale Woody nie poddaje się. Chce wyruszyć po swój milion, aby kupić półciężarówkę i kompresor…
David postanawia coś zrobić dla ojca i decyduje, że zawiezie go do Nebraski po wygrana.
Po drodze odwiedzają rodzinę, starych znajomych, a wieść o milionie czyni z Woddy’ego bohatera.

To fascynujący, kameralny obraz Ameryki, zupełnie różnej od zwyczajowych wyobrażeń. To piękna opowieść o ludziach i człowieku – o nędzy, grze pozorów, złudzeniach. O więziach rodzinnych i o miłości syna do ojca, który nie był dobrym ojcem.

To intrygujący portret starości.


Film nominowany do nagrody Oscara w kategoriach: najlepszy film roku, najlepsza reżyseria, najlepsza pierwszoplanowa rola męska, najlepsza drugoplanowa rola kobieca.

Ja już dziś nagrodziłbym Bruce’a Dern za rolę Woody’ego Granta. June Squibb niewątpliwie także stworzyła wielce zabawną i interesującą postać. Alexandrowi Payne po prostu dziękuje, że potrafi i chce robić takie filmy. Dalekie od Hollywood, ale bliskie człowieka.

Przy najbliższej okazji, obejrzyj ten film – koniecznie.






piątek, 14 lutego 2014

Kiedy zaczyna się starość...? Opinie - cz. III

* * *
Mam 52 lata i już zacząłem myśleć o starzeniu się. Nie mogę uwierzyć, że ktoś w moim wieku o tym nie myśli. Pojawiają się problemy zdrowotne; rany nie goją się tak szybko, jak kiedyś; zdajesz sobie sprawę, że wyglądasz starzej i że młodzi ludzie postrzegają cię jako starego człowieka – i że dobrze wyglądasz, ale tylko jak na swój wiek! Mimo, że mam dobre życie i cieszę się nim, często myślę o tym, że to już „ostatni etap”, że lata zaczynają szybciej płynąć i że mam dużo mniej czasu niż miałem. Czy ktoś jeszcze czuje to samo?
* * *
Czy kiedykolwiek będziemy się czuć komfortowo, jako społeczeństwo lub jako jednostki, ze starością? Myśląc, no cóż to musi się wydarzyć? Kochać z myślą, że ukochany za chwilę odejdzie…
Miłość i szacunek dla ludzi starych i przekonanie, że ten etap życia ma zbiorową mądrość, a nie tylko indywidualne doświadczenie do przekazania, zdarza się w wyjątkowych społeczeństwach. Czy jest jakakolwiek szansa na to w naszym świecie, jeśli w dalszym ciągu będziemy zaprzeczać, że starość w ogóle się nam przydarza? Jeśli będziemy wyłącznie myśleć, jak pozostać młodym, napawać się tym, że jesteśmy młodsi od naszych przyjaciół lub wrogów? Nie ma na to szans, jeśli będziemy umacniać taką postawę. Czy muszę płynąć z prądem, budować własny dom, imprezować do rana, cieszyć drugim dzieciństwem, czuć młodość w sercu, aby czuć się wartościowym i zyskać uznanie ludzi?
* * *
Wiek to tylko liczba. Zastanawiam się, co byśmy czuli, gdybyśmy nie wiedzieli, ile mamy obecnie lat. Myślę, że w dużej mierze „starość” zależy od norm społecznych i oczekiwań wobec wieku. Staram się nie myśleć o tym, ile mam lat. Myślę, że każdy ma coś do zaoferowania, bez względu na ich wiek.
* * *
Zgadzam się, że stwierdzenie „jesteś tak stary, jak się czujesz” jest prawdziwe, ale chciałbym dodać inne „jesteś tak stary, jak myślisz”. Przypominam sobie 25 rocznicę mojego ślubu 25. Mój ojciec dzień wcześniej skończył 80 lat. Budował nowy dom, myślał o dalekim rejsie i patrzył wyłącznie w przyszłość. Kilka osób powiedziało mi „Twój ojciec jest młody jak na 80-tkę”. Moja żona w tym czasie, będąc po 40-tce, mawiała: „Jestem za stara, żeby tego próbować”.
Obecnie mam 68 lat i próbuję żyć zgodnie z postawą mojego ojca. Ciesz się tym, co mam i patrzę przed siebie. Jasne, nie chodzą tak szybko jak wtedy, gdy miałem 18 lat, ale nadal mogę prześcignąć znajomych, mających 30 lat. Sztywnieją mi kolana, gdy za długo siedzę, i oczywiście są to oznaki starzenia się fizycznie, ale zawsze będę na tyle młody, by badać ten świat myślą i słowami, a niekiedy czynami.
* * *
Wierzę, że „starość” jest zawsze 15 lat przed tobą. Mam 64 lata, a mój mąż 65. Jesteśmy małżeństwem od 46 lat i nadal czujemy się jak nastolatki na randce. Mój teść, który pracował 6 dni w tygodniu aż do śmierci w 94 roku życia, mówił ludziom, gdy pytali o jego wiek „Jestem coraz młodszy i młodszy”. Mam nadzieję, że to nastawienie zachowam na resztę mojego życia. Wnuki są wielkim darem. Dzięki nim gram na X-Box i Wii. Jesteś stary tylko wtedy, gdy przestajesz widzieć dobre strony życia.
* * *
Starość? To nie dla mnie!
Za kilka dni skończę 65 lat, ale nie czuje się „staro”, ani nie zważam na starzenie się. Nikt nigdy nie odgadnie mojego prawdziwego wieku. Nadal mogę robić to samo, co robiłam mając 40-tkę. I nie „ćwiczę”, ale mam mnóstwo ruchu. Wciąż tańczę, gram w kręgle, jeżdżę na rowerze. Dla mnie wiek to tylko liczba, a mój jest nie do ustalenia. To prawda – jesteś tak stara, jak się czujesz, a ja w ogóle nie czuję się staro. Myślę, że i ze zdrowiem można coś zrobić. Mam cukrzycę typu 2, ale jest pod kontrolą, na lekach doustnych i dobrej diecie.
* * *
Dziś mam sześćdziesiąte urodziny. Sądzę, że starość zaczyna się w 120 roku życia. Zatem, jestem w średnim wieku.
* * *
Zadałam to pytanie na Facebooku, a jeden z przyjaciół mojego syna odpowiedział, że „Starość zaczyna się wtedy, gdy się poddasz! Więc nie poddawaj się! " Kocham te słowa, zwłaszcza, że pochodzą od kogoś w wieku mojego syna!
* * *
Starość zaczyna się, gdy jej na to pozwolisz - wiek to tylko liczba. Możesz mieć 90 lat i czuć się, jakby to była dopiero 50-tka.
* * *
Kiedy zaczynamy się starzeć? Dzisiaj. W moim przypadku to dzisiaj – kończę 70 lat. Gdy wszystko, za cokolwiek się weźmiesz, pójdzie źle. Kiedy bóle nie mijają tak szybko, jakbyś chciał. Kiedy gojenie ran po ukąszeniach lub cięciu wydaje się trwać wiecznie. Zaczynasz tracić zęby, czasami włosy. Starość jest wtedy, gdy miernik aktywności wskazuje „0”... I kiedy przybierasz 10 kilogramów w jeden sezon... Gdy idziesz do sklepu po nowy rozmiar i zapominasz, że byłaś już tu w zeszłym tygodniu z tego samego powodu, po to, co masz na sobie. Gdy otrzymujesz coraz to nowe recepty na okulary, a nadal nic nie widzisz. Gdy nie pamiętasz, gdzie położyłaś swoje okulary. Gdy nie możesz spać w nocy i oglądasz nocne filmy, a zasypiasz, kiedy inni wstają. Zaraz, gdzie to ja byłam?
* * *
Ponieważ moja matka mieszkała w swoim domu do 95 roku życia, a odeszła, gdy miała 98 lat, uważałam, że starzeć zaczynamy się po 90-tce. Ale dziś, wielu ludzi osiąga starość już wieku 50 i 60 lat.
* * *
Jakość życia definiuje starość. Ludzie mówią mi, że wyglądam na 50 lat, czuję się na 50 lat, chociaż mam 74. Starość nie jest tylko liczbą. Zaczyna się, gdy pogarsza się jakość naszego życia, a słabość ogarnia ciało i umysł. Myśl jak byś była młoda, działaj jakbyś była młoda, żyj młodo, a będziesz nadal młodą osobą i prawdopodobnie zdrowszą przez dłuższy czas.
* * *
60 lat – niekiedy czuję się młodszy niż myślałem, że mogę się czuć w tym wiek, jednak pamiętam jaki byłem żwawy i odporny na ból w młodości. Czuję, że się starzeję.
* * *
Właśnie wróciłem z lunchu z przyjacielem ponad 10 lat młodszym ode mnie. Jestem dużo po 50-tce, on w połowie lat 40-stu. Przez cały czas narzekał na to, że się starzeje i na to, jak się czuje… To może być banał, ale naprawdę sądzę, że starość ma więcej wspólnego z nastawieniem do wieku niż z kalendarzem. Wiem, że będę coraz starszy, tak długo jak żyję, i że lata przyniosą osłabienie i inne komplikacje, ale zawsze jest w życiu dużo radości, dla tych, którzy pozostają młodzi duchem.
* * *
Wnuki czynią mnie młodą.
Nie jestem pewna, czy osiągnęłam starość. Cieszę się drugim dzieciństwem z moimi wnukami. Byłam zbyt zajęta wychowywaniem własnych dzieci, by cieszyć się młodością. Gorąco polecam zabawy z wnukami. Jeśli nie posiadasz własnych, zapewne znasz ludzi, którzy je mają, lub możesz zostać wolontariuszem w centrum młodzieżowym. Dzieci są wspaniałe.
* * *
Myślę, że „starość” to bardziej uczucia niż cyfry. Po nocy imprezowania, czułem się jakbym osiągnął podeszły wiek, gdy miałem 22 lata. Teraz mam 74, a nadal czuję się czasami jak dziecko. Bycie aktywnym, ruszanie się, uczenie się nowych rzeczy, podtrzymuje moje dobre samopoczucie.

czwartek, 13 lutego 2014

Czy moja mama powinna mieszkać sama?

Starość przychodzi zawsze w najgorszym momencie…

Kiedy dorastamy, marzymy o własnym lokum. O usamodzielnieniu się. O wolności od rodzicielskich nakazów i zakazów.
Kiedy dorastają nasze dzieci, po cichu marzymy, by się usamodzielniły i wyprowadziły, byśmy wreszcie mogli zająć się sobą, swoim życiem, złapać oddech wolności.
Kiedy starzejemy się, własne lokum i samodzielne życie jest wyznacznikiem poczucia naszej godności i wartości. To nasza przestrzeń, nasz azyl, nasza wolność.
Jest miło, bo czujemy się swobodnie i czas płynie jakby wolniej, a gdy pojawia się słabość, łatwiej sobie ją wybaczyć i to lub owo odpuścić. Już nic nie „musimy”, już tylko „możemy”.
Ale, gdy nadejdzie starość i do tego zabraknie towarzysza życiowej podróży, własne lokum z zacisza zmienia się w samotnię, w której cisza potrafi prawdziwie i dotkliwie boleć.

Z czasem samodzielne mieszkanie w zaawansowanym wieku zaczyna być ciężarem. Najczęściej finansowym. Nawet jeśli to twój własny dom, podatki, remonty, zwykłe, codzienne porządki mogą przestać mieścić się w dochodach. A jeśli nie ma w pobliżu przyjaznej duszy, a nasza sprawność nas porzuciła, trudno udźwignąć wszystkie obowiązki. Czasami nie chce się nawet posprzątać, ugotować, po prostu wstać. A gdy dopadnie nas choroba, samodzielne mieszkania staje się zwyczajnie trudne.
Wtedy rodzi się pytanie, czy wprowadzić się do dzieci, czy może dzieci wrócą do domu i zaopiekują się starzejącym rodzicem?

Mieszkanie z dziećmi na starość jest niezwykle kłopotliwe. W ich mieszkaniu czujesz się obco, nieswojo, jesteś tu tymczasowo, jesteś gościem, niekiedy przeszkadzasz domownikom. W swoim toczysz walkę o wspomnienia, bo dzieci rozpychają się, nie chcą słuchać, podporządkować się, stają się zadziwiająco obce. Czujesz się spychany lub wypychany ze swego życia. W obu przypadkach może dochodzić do konfliktów. A gdy twoje dzieci nie są już dziećmi, ale same powoli się starzeją, upór po obu stronach utrudnia koegzystencję.

Jeśli konflikt wzmocni choroba starzejącego się rodzica, a dorosłe dzieci nie radzą sobie fizycznie lub emocjonalnie z sytuacją, potrzebujesz profesjonalnej opieki.


To oznacza zatrudnienie pielęgniarki i obecność zupełnie obcej osoby w domu. Trudne? Bardzo.

Przeniesienie się do domu opieki w polskich warunkach nie jest łatwe. Brak miejsc, wysokie koszty. I skłaniająca do depresji pełna utrata wolności. Potrzebować domu opieki to jak być skazanym na odosobnienie.
Bezosobowy pokój, brak osobistych rzeczy, brak emocjonalnego ciepła, życiowej energii, narzucony – pielęgniarski - rygor. Aby przeżyć trzeba się wycofać w głąb, nie myśleć, zapomnieć o sobie. Po prostu trwać. Nie jesteś już sobą, jesteś rezydentem. Nie ważne jest twoje życie, tu zajmują się pomaganiem tobie i wypełnianiem twojego czasu, ale ty sam nikogo nie interesujesz.

Podjęcie decyzji o oddaniu rodzica do domu opieki, to bodaj jedna z najtrudniejszych decyzji dorosłego dziecka. Trzeba pokonać opór rodzica, własny, pokonać poczucie klęski wobec sytuacji. I dokonać wyboru odpowiednio do możliwości finansowych.

Jak sobie poradzić z tym problemem? Mama już nie może mieszkać sama, ale nie mogę mieszkać razem z nią, na opiekunkę mnie nie stać. Tato się zagubił, wymaga całodobowej opieki, muszę pracować, jak przekonać go do domu opieki?


Jacqueline Marcell – ekspert opieki nad starszymi ludźmi – www.agingcare.com – napisała na ten temat artykuł. Oto jego fragment:

Chciałabym mieć idealne rozwiązanie na tego rodzaju problemy, dotykające tak wielu osób. Ponieważ prawa obywatelskie (na szczęście) są szczególnie chronione, chyba że osoba została prawnie ubezwłasnowolniona (to bardzo trudny proces, zwłaszcza w początkowych stadiach otępienia), osoby w podeszłym wieku nie mogą być zmuszane do robienia lub nie robienia czegokolwiek wbrew swojej woli - o ile, oczywiście, to coś nie jest nielegalne.

Najlepszym sposobem, by zwiększyć szanse na akceptację przez starzejącego się rodzica pomocy w codziennym życiu, jest rozpoczęcie tej rozmowy na długo przed utratą zdrowia i możliwości racjonalnej oceny sytuacji. Jeśli „akt trzeci” życia rodzica, jego życzenia, zostały omówione otwarcie odpowiednio wcześniej (i udokumentowane testamentem, pełnomocnictwem, upoważnieniem dla organów opieki zdrowotnej, itp.), gdy nadejdzie czas decyzji, przejście jest mniej traumatyczne dla obu stron.

Problemem jest to, że tak wielu ludzi nigdy nie zdobywa się na odwagę, by poruszyć tak drażliwy temat w rozmowie z rodzicem. Albo za każdym razem, gdy rodzic jest przygnębiony lub ma chwilę słabości, stara się zaprzeczać problemowi, obrócić go w żart, nazywa to „chwilą starości”. W ten sposób problem nigdy nie zostanie rozwiązany. Jeśli brzmi to znajomo, to czas sobie uświadomić, że „Rozmowa” powinna się właśnie odbyć, bo być może punkt krytyczny nastąpi niedługo i stosowny czas może nie nadejść.

Zastanów się przez chwilę i przypomnij sobie jak to było, kiedy byłeś dzieckiem. Twoi rodzice robili wszystko co w ich mocy, by zapewnić ci bezpieczeństwo, bez względu na to, czy i jak bardzo protestowałeś? Teraz trzeba zaakceptować fakt, że role się odwróciły i trzeba być odpowiedzialnym „rodzicem”, który ma pewność, że jego podopieczny jest bezpieczny. I oczywiście należy to zrobić nawet wtedy, gdy twoi rodzice nie byli najlepszymi rodzicami pod słońcem. Trzeba zrobić dobry uczynek, by dla dobrej karmy!

Kiedy masz głębokie przekonanie, że twój rodzic nie może dłużej bezpiecznie mieszkać sam w domu, nie pozwól by cokolwiek odwiodło cię od działania. Wiesz, czego potrzebują rodzice, więc nie staraj się potwierdzać smutnych statystyk, czekając na zawał serca, udar w środku nocy, złamane biodro, przedawkowania leków, albo wypadek samochodowy, w którym ktoś został poszkodowany lub zginął.

Nie krępuj się poinformować wszystkich krewnych, przyjaciół, duchownych, lekarzy, pracowników opieki, dzwoniąc lub odwiedzając ich osobiści, że znają twoje plany i poproś ich o wsparcie i poparcie. Możesz nawet zorganizować coś na kształt interwencji, zapraszając wszystkich do odwiedzenia rodziców w tym samym czasie, aby pomogli rodzicom zrozumieć powagę sytuacji i dostrzegli światło.

Wreszcie, uświadom sobie, że prawie każdy, kto kiedykolwiek - od początku czasu – miał tyle szczęścia, że jego rodzice dożyli późnej starości, doświadczył bólu oglądania ich słabości, bezradności i przemijania. Wszyscy wiemy, że to smutna część życia, ale nic, co zostało napisane i opowiedziane, nie przygotowuje nas do smutku, kiedy odchodzi ukochana osoba. Skorzystaj z rady tych wszystkich, którzy doświadczyli tego przed tobą - nawet nie myśl, by przejść przez to samemu.

Kiedy zaczyna się starość...? Opinie - cz. II

* * *
Myślę, że starość to indywidualna sprawa. Człowiek zaczyna czuć się stary, kiedy zaczyna tak o sobie myśleć. Mam 66 lat. Nie czuję się staro. 8 godzin aerobiku robi swoje. Jestem chyba najstarszą osobą na tych zajęciach, ale mam więcej energii niż młodsi. Mam młodzieńcze spojrzenie na życie i mam nadzieję, że nie zacznę się czuć staro jeszcze co najmniej 20 lat.
* * *

Jak długo potrafisz odnaleźć humor w życiu codziennym, nie jesteś stary.

* * *
Starość zaczyna się...w wieku lat 56, bo tyle mam teraz lat i czasem czuję się staro!
* * *
Myślę, że starość dopadła mnie w wieku 84 lat, kiedy złamałam biodro. Nadal jestem w stanie żyć samodzielnie i wykonywać większość mojej pracy, ale czuję się jak stary człowiek. Aż do teraz nie byłam od nikogo, ani niczego zależna. Szczerze mówiąc, zaczynamy się starzeć w momencie urodzenia, a potem proces ten tylko postępuje…
* * *
Obecnie bardzo trudno jest określić, kto należy do grupy seniorów. Mam 59 lat. Ale z dnia na dzień jestem silniejsza, czytając, dyskutując i pisząc na wiele spraw poruszanych światowej klasy kanałach informacyjnych i serwisach społecznościowych. Oczywiście, czasem ulegam emocjom, wycofuję się psychicznie. Ale zawsze bardzo poważnie podchodzę do swych obowiązków i do swojej pracy, jestem wegetarianką, angażuję się w pomoc osobom potrzebującym. To wszystko pomaga mi czuć się młodszą i silniejszą.
* * *
W przeciwieństwie do większości ludzi, naprawdę zaakceptowałam fakt, że się zestarzałam. To nie znaczy jednak, że się poddałam lub zapadłam w tej świadomości. Myślę, że najlepiej jest zaakceptować fakt, że ciało i umysł muszą robić pewne rzeczy w inny sposób i przystosować się do tego. A nawet odkrywać i cieszyć się z tych zmian. Starość to czas refleksji i ponownego porządkowania, i chyba najlepszy czas na naukę naprawdę ważnych rzeczy. To jest czas by żyć świadomie.
* * *
Zawsze mówiłam, że mam 30 lat, nawet gdy moje córki prześcignęły mnie w liczbie lat. Mówiłam im: to wasz problem, nie mój! Ale jednak się starzeję, bo bardziej niż kiedyś dokuczają mi niewygody podróży, czy banalne, codzienne problemy. Więc cieszę się najlepszym ze światów – przeskakując z 30 wprost do 65 lat!
* * *
Kiedy pozwolisz lub nie pozwolisz przemawiać swojemu wiekowi. Po przekroczeniu 65-tki może być wspaniale, pomimo stękań i narzekań wieku.
* * *
Dla mnie to zależy od tego, której części ciała to dotyczy. Czuję się świetnie, ale czasami moje stopy sądzą, że mają 102 lata, a moje plecy około 89. Wiek chronologiczny nie jest tu wyznacznikiem.
* * *
Nie ma czegoś takiego jak starość. Kalendarz dla mnie to nic ponad 365/366 dni powtarzających się na okrągło, znowu i znowu... uczucia wewnątrz pozostają takie same.... tylko na zewnątrz zachodzą powolne zmiany - to tylko sposób klasyfikowania ludzi na grupy... reguły... itp... to metoda kontrolowania nas, ludzi w ogóle, dostosowania do prawa i wymagań, dopasowywania do różnych kategorii nam narzucanych! To sposób na kontrolowanie nas przez system, w którym żyjemy. To wiąże się z dyskryminacją na wiele sposobów. Chcą, aby ludzie, którzy osiągnęli określony wiek, żyli w określony sposób. Nikt nie jest obowiązany uważać się za „starego” tylko dlatego, że pasuje do statystyk. Utrzymuj pozytywny nastrój, otwórz umysł, bo ten świat jest dla wszystkich i każdy może się nim cieszyć na swój sposób. I nie pozwól się kategoryzować do jakiejś grupy! Żyj i pozwól żyć jest moją odpowiedzią!

środa, 12 lutego 2014

Do T. - Kiedy zaczyna się starość..? Opinie - cz. I

Kiedy zaczyna się starość?

Na czym polega starość?

Czym jest starość?

Pytania, które nas nurtują, ale odpowiadamy na nie różnie w różnym wieku. Inaczej odpowiadają kobiety, inaczej mężczyźni.
Specjalnie dla T. zebrałem opinie internautów, czasami zmieniając podmiot, aby odpowiedź nie była taka prosta...

* * *
Wcale się nie starzeję Jestem bardzo dumną, młodą babcią w wieku 63 lat i wiek nigdy mnie nie stresował. Moich synów urodziłam, gdy byłam młoda, teraz cieszę się wnukami. Mimo, że tu i tam coś pobolewa, nadal jestem zadowolona z życia i mam nadzieję, że wszyscy cieszą się z mojego towarzystwa.
* * *
Człowiek jest stary, jeśli nie jest w stanie zadbać o siebie. Może mieć tylko 20 lat, ale jeśli ktoś musi go karmić, myć go, ubierać, to jest stary. Jeśli osoba jest w stanie dbać o siebie mając 80 lat, to jeszcze nie starzeje.
* * *
Jestem inny, nie stary. W wieku 74 lat natura dała mi nową twarz i to ode mnie zależy, jak będę ją nosić. Nie mam żadnych romantycznych uniesień na temat mojego wieku, po prostu czuję i myślę, że codziennie jestem odrobinę inny. Kiedy umrę w wieku 90 lat, w oczach stwórcy będę zupełnie nowy. On zasługuje na mój nowy wygląd.
* * *
Myślę, że większość ludzi zaczyna myśleć, że się starzeje, gdy zaczynają gubić swoje klucze. Grupa 55 + ludzi zebrała się dziś po południu i brakowało kilku zaledwie minut, by uwaga o zgubionych okularach, zamieniła zgromadzenie w kółko różańcowe.
* * *
Starość? Wiek jest sprawą umysłu, jeśli nie zwracasz na to uwagi, nie ma większego znaczenia.
* * *
Starość to zmiana percepcji. Mój ojciec zawsze czuł się młodo, a ludzie mówili mu, że jest przystojny. Nie przypominam sobie, kiedy zmieniło się to w „wyglądasz całkiem dobrze…”.
* * *
35 i już stary! Mam prawie 35 lat i czuję się staro, bo jestem wielkim fanem sportu, a w tym wieku w sporcie jesteś już stary! Być młodym to mieć 25 lat lub mniej. Słucham muzyki i nie są to majnowsze przeboje.
* * *
Kiedy przestajesz cieszyć się „magią” młodości. 72-letni magik, który uczy młodych „magicznych sztuczek”, oskarżany jest o molestowanie nieletnich...
* * *
Jesteś stary, kiedy pomyślisz „jestem stary”. Mam 73 lata, ale czuję się tak, jakbym miał dopiero 60. Teraz robię więcej rzeczy niż, kiedy miałem 60 lat.
* * *
Starość tkwi w postawie. Mam 70 lat i chroniczny ból w plecach, który męczy mnie 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu. Jednak 3 razy w tygodniu chodzę na masaż, a 2 razy na wodny aerobik. Utrzymuję kontakty z przyjaciółmi, co najmniej raz w tygodniu jemy razem kolację. Zapisałem się do klubu książki i codziennie uczę się hiszpańskiego. Jeśli chodzi o mój wygląd, wstyd się przyznać, ale wiele zmarszczek pojawiło się w ostatnim roku, pewnie dlatego, że uwielbiam plażę. Nie podobają mi się te zmarszczki, ale do cholery, są lepsze niż alternatywa.
* * *
Starość - aż tak źle nie jest! Kalendarzowo jestem w zaawansowanym wieku, ale jeszcze nie zdecydowałem się być starym.

Od T. - Nie mam nic przeciwko starości...

Senesco,


nie mam nic przeciwko starości, bo jakżebym mogła?

Staję w obronie młodości, ponieważ blog ten wydaje mi się ostatnio tendencyjny.
Wychwalasz starość jakby był to „jedyny słuszny” okres w naszym życiu.
Cóż, nikt z nas go nie uniknie. Jednak, jeśli odwrócimy się od młodości, zaczniemy nią gardzić, to chyba i nasza starość będzie jakaś zafałszowana. Piszesz, że dopiero na starość, z wiekiem nasze życie nabiera smaku. Może to i prawda, ale czemu nie wspominać młodości? Piszesz o słodyczach na wystawie, ale ta metafora nie jest dobra. Przecież młodość nas otacza, jest wśród nas – w naszych dzieciach, wnukach, w ich przyjaciołach.  Trzeba wspominać młodość, choćby po to, by nie stracić kontaktu ze światem, nie zgorzknieć, rozumieć współczesność. Czy tego chcemy czy nie, to nie my piszemy przyszłość. Więc polubmy młodość, jej szaleństwa i niedojrzałość. Bo to co dojrzałe szybko gnije…

Ah, młodość jest ważna i piękna, a starość może być mądra, ciekawa i pożyteczna. Pod warunkiem, że nie zamknie się w swoim przeszłym świecie. Piszesz o ćwiczeniach umysłu. No właśnie. O to chodzi! Żeby rozumieć świat wokół i lubić go, po prostu.


Droga T.,

Twoja obrona młodości jest odrobinę niespójna.
Młodość jest ważna i piękna, choć minęła. Ale by tak było, starość musi być wrażliwa i skłonna do refleksji.
Nie gloryfikuję starości - jakżebym mógł... - ja tylko namawiam, by być ciekawym swej starości, by starzejąc się patrzeć wokół i przed siebie, a nie zerkać z tęsknotą wstecz i rozczulać się tym, co minione.
Starość jest wyprawą w nieznane, do bardzo bogatej i zróżnicowanej krainy. Chwała tym, którzy dotarli w jej głąb, przeżyli i odnaleźli jej bogactwo.
50, 60, 70, 80, 90, a jak naukowcy się pospieszą także 100 - każdy z etapów różni się od pozostałych.
Ci, którzy znaleźli sposób na 50-tkę, nie muszą radzić sobie z 70-tką.
W jednym się z Tobą zgadzam - młodość w naszym plecaku może być skrzynką z narzędziami umożliwiającymi przeżycie, albo balastem, spowalniającym nas ciężarem.
Dobrze jest dokonać przeglądu bagażu - to co zbędna, usunąć - to co przydatne, trzymać pod ręką...




poniedziałek, 10 lutego 2014

Od T. - Ty po prostu nie lubisz młodości ...

Senesco,

kiedy czytam Twoją pochwałę starości, wciąż odnoszę nieodparte wrażenie, że Ty po prostu nie lubisz młodości.

Wszystko co młode wydaje Ci się podejrzanie płytkie, puste i nieeleganckie. Jasne, że młodość nie jest niczyją zasługą, jednak jest piękna. Może być głupia, okrutna i bezmyślna, ale może też być cudownie naiwna, niewinna, ufna i pełna wiary w dobro.  Starość często, oh, jak często, bywa zgorzkniała, okrutna, skupiona na sobie, słowem brzydka po prostu. Nie tylko fizycznie.  Kiedy piszesz, że „być może trzeba lat i przyćmionych oczu, by dostrzec piękno pomarszczonej twarzy”, przypomina mi się zabawna sytuacja. Mojej babci, która miała wtedy ponad osiemdziesiąt lat, usunięto z obu oczu kataraktę. Babcia w domu przejrzała się w lustrze i westchnęła: jak ja się nagle postarzałam…

Co do elegancji, nie wiem. To słowo według mnie należy już do przeszłej epoki. Wolę słowa: rozumny, zaangażowany, solidarny. Mniejsza o to, czy modny.

T.

Droga T.,

jeśli lubisz starość nie znaczy, że nie lubisz młodości.
Po co wielbić młodość, gdy samemu jest się "dorosłym"?
Nie warto oglądać słodyczy na wystawie cukierniczej. A gdy raz posmakujesz dojrzałego wina, młode zawsze wyda się nazbyt kwaśnym.
Młodość ma swój urok i dobrze było być młodym, ale dziś czas radować się pełnią wieku.
Mówi się, że by być mądrym na starość, trzeba być głupim za młodu...

Owszem, miewamy kataraktę na oczach i żyjemy energią ducha, ale bywa, że to ducha spowijamy mrokiem tęsknoty za czasem, który nie odwróci biegu.
Ponieważ wzrok już słabszy, nie ma co wypatrywać dali, ani oglądać się za siebie. Nie ma po co w pośpiechu zapisywać tego, co mija.
Kroczyć spokojnie i cieszyć się tym, co wokół - czy to od razu niechęć do młodości?

Zgadzam się, nie ważne modny czy nie, bo elegancja to harmonia.

Senesco

Śmiejmy się, a nie będziemy płakać

Życie jest trudne. Naprawdę jest trudne. Jeśli pośród swoich ludzkich umiejętności nie odnajdziemy poczucia humoru nawet w trudnych sytuacjach, życie może stać się bardzo ponure dla każdego z nas.
Droga mniej wędrowana - Morgan Scott Peck

Kiedy zaczynamy się starzeć, zaczynamy myśleć, co na starość przydałoby się nam najbardziej.

Odpowiedzi wydają się oczywiste – bogactwo i zdrowie, a może zdrowie i bogactwo.

Zdrowie, aby łatwiej znosić przeciwności losu i nie widywać lekarzy, a bogactwo … - cóż tu wyjaśniać, aby nas w razie konieczności na lekarzy było stać.

Ale im bardziej jesteśmy zdrowi i bogatsi, tym bardziej się martwimy, że może nam się coś stać, że ktoś nas wykorzysta, że coś utracimy.

Co zatem jest najbardziej przydatne na starość?

Odpowiedź prosta – poczucie humoru. Dzięki niemu możemy żyć dłużej i z tego życia mieć satysfakcję.

Poczucie humoru przydaje się, gdy musimy skorzystać z pomocy drugiego człowieka, ale też gdy komuś bezradnemu pomagamy.

Badania psychologiczne wykazały, że jeśli będziemy śmiać się, nawet w przygnębiających okolicznościach, nasz organizm sygnalizuje mózgowi odczuwanie radości i relaks, przez co stres ulega redukcji, a my zachowujemy zdolność do bardziej twórczego rozwiązywania własnych problemów. Poprawiają się także nasze parametry życiowe, czyli że lepiej funkcjonuje nasza fizjologia.
Śmiech nie zawsze sygnalizuje niewrażliwość, czy lekceważenie problemu. Czyni rzeczy łatwiejszymi do zniesienia.
Należy się tylko upewnić, że to dobry śmiech, że śmiejemy się do ludzi, a nie z nich. Szukanie humoru w każdej chwili dnia, w każdej okoliczności, jest zdrowe dla ciała i ducha.

Humor, szczególnie dzielony z innymi ludźmi, może mieć moc terapeutyczną.
Szczególnie, gdy opiekujemy się starzejącą się i bliską nam osobą.

Carol Bradley Bursack – ekspert i konsultant serwisu www.agingcare.com – opowiada, że gdy z przyjaciółką złożyła wizytę jej matce (która miała średniozaawansowaną chorobę Alzheimera), matka wstała nagle, wyciągnęła rękę i wskazując na nią palcem powiedziała: „Możesz już iść!”. Przyjaciółka uprzedziła Carol, że tak się może zdarzyć, zatem nie poczuła się obrażona, a powstrzymując się od śmiechu, zgodziłam się z mamą i powiedziała: „Rzeczywiście, na mnie już czas, nie mam wiele do zrobienia.”. Podziękowała starszej pani za rozmowę i wyszła. Potem wiele razy śmiały się z przyjaciółką z tej sytuacji, ale nigdy nie śmiały się z chorej. Śmiały się z okoliczności, które raczej skłaniałyby do łez. Choroba Alzheimera dotyka nie tylko pamięci. Wpływa na zdolność do oceny sytuacji, na wszelkie filtry społeczne naszej osobowości. Osoby z chorobą Alzheimera bardzo często mówią bez ogródek to, co czują w danej chwili, nie oglądając się na to, co wypada. Wydają się obcesowe i napastliwe, wręcz agresywne, choć tak naprawdę nie kontrolują, ani nie rozumieją swoich działań. Co utrudnia pracę i życie opiekunom.
Opiekunowie muszą radzić sobie z trudnymi decyzjami i ogromnym stresem, jakim jest świadomość, że ich bliski (często ukochany) ma druzgocącą, a w przypadku demencji, nieodwracalną chorobę. Stres opiekowania się chorym nie zmniejsza się, nie można się do niego przyzwyczaić. Zatem narasta i staje się nie do zniesienia.
Opiekunowie mogą być rozbici emocjonalnie przez fizyczne i psychiczne zmiany w stanie swoich bliskich, a jednak są żołnierzami na polu walki, każdego dnia próbują utrzymać minimalny poziom jakości życia chorego. Wybuchy emocji ze strony podopiecznego są jak ostrzał artyleryjski. To odbiera energię i pożera czas, który mogliby swoim poświęcić przyjaciołom, którzy nie rozumiejąc wyzwań stojących przed opiekunami często odsuwają się.
Specjalnego znaczenia nabiera możliwość dzielenia się humorem z innymi opiekunami.
Inni opiekunowie rozumieją przyczynę stresu i nasze reakcje na stres. Ktoś, kto nigdy nie zetknął się z chorobą, ani też nie opiekował się chorym, może myśleć, że Carol i jej przyjaciółka śmiały się ze starszej pani, ale opiekun instynktownie wie, że to miłość i ból kryją się za tym śmiechem.
Carol Bradley Bursack pisze, że gdy przez lata odwiedzała ojca, mieszkającego w domu opieki, często wychodziłem z innymi opiekunami i wzajemnie zadawali sobie pytanie: „Jak się czujesz? Jak się czuje twój ojciec? Coś się ciekawego wydarzyło?”. Choć życie w domu opieki jest w sposób oczywisty monotonne.
Od czasu do czasu, krótkim rozmowom towarzyszył smutek i łzy, ale prawie zawsze był także śmiech z jakiejś pozornie niemającej znaczenia okoliczności. Śmiech może odrobinę wymuszony i zabarwiony bólem, ale oczyszczający. Pomagał jej znieść okrucieństwo choroby, powoli wyniszczającej jej ojca. Ten empatyczny i wspólny śmiech osuszał łzy.

Niektórzy ludzie mogą dziwić się, że opiekunowie chorych z demencją nie oczekują, nawet nie chcą współczucia. O wiele bardziej potrzebna jest im empatia. Empatia wyrażana drobnym gestem, przytuleniem, ale też uśmiechem. Aby bez poczucia winy i konieczności dodatkowych wyjaśnień (usprawiedliwień) mogli opowiedzieć pełną humoru anegdotę, bo choć zostali zmuszeni do sprawowania szczególnej opieki, to w ich życiu także może zdarzyć się coś radosnego.

Dzielnie się anegdotami z życia starzejących się bliskich, którzy nie są sprawni intelektualnie, może być oczyszczające dla obu stron. Są etapy w opiece nad pacjentem z demencją, kiedy to humor może być sposobem porozumiewania się z podopiecznym. Warunkiem jest, by chory czuł, że żartujemy i rozumiał sytuację, aby rozumiał, że się uśmiechamy z sympatią, a nie śmiejemy, by zranić jego uczucia.

Carol Bradley Bursack wspomina niesamowitą pielęgniarkę, która zajmowała się jej ojcem w domu opieki. Pielęgniarka miała fantastyczne i niezwykle zaraźliwe poczucie humoru. Jej głośny śmiech roznosił się po całym korytarzu, a rezydenci domu opieki śmiali się razem z nią.
Gdy tylko ojciec Carol był w stanie się śmiać, Sandy (tak miała na imię pielęgniarka) zawsze go rozśmieszała. Robiła to w sposób, na który jego córka nigdy bym się nie odważyła. Dzięki czemu ojciec Carol cały czas czuł się dorosłym, silnym mężczyzną.

(Wykorzystano: www.agingcare.com/articles/humor-shared-among-caregivers-therapeutic-157394.htm)

sobota, 8 lutego 2014

Niektóre prawdy przychodzą za późno...


Szkoda, że niektóre prawdy przychodzą za późno.
Choć lat mamy wystarczająco, by je zrozumieć, nic już z nimi nie można uczynić.
A gdyby zrobić sobie - na własny użytek - księgę pamięci ze słów niewypowiedzianych?
Schować w niej portrety osób, które były blisko, których brak, które warto zapamiętać?
Kto w księdze tej znalazłby swoją kartę?

Ten tekst - w oryginale angielski - nieznanego autora, spolszczyłem, by nie zapomnieć, że prawda najczęściej wydaje się banałem...

Twoja matka jest zawsze przy tobie.
Jest szelestem liści, gdy idziesz wzdłuż drogi; jest zapachem potraw, które pamiętasz; 

kwiatem, który zrywasz; wonią samego życia. 
Jest chłodną dłonią, która dotyka twego czoła, gdy niezbyt dobrze się czujesz; 
jest w twoim oddechu w mroźny, zimowy dzień. 
Jest dźwiękiem deszczu, który kołysze do snu; świątecznym porankiem.
Twoja matka żyje w twoim uśmiechu.
Jest miejscem, z którego przychodzisz, twoim pierwszym domem 

i drogą, którą pokonujesz w każdym swoim kroku.
Jest pierwszą miłością, pierwszym przyjacielem, nawet pierwszym wrogiem.
I nic na świecie nie może was rozdzielić.
Ani czas, ani przestrzeń… ani śmierć.

Aż dziwne, że tych prostych spraw mądrzy starcy - w swym uporze - nie potrafią przekazać swoim wnukom. Za każdym razem - każde pokolenie - każdy człowiek musi odkryć je na nowo.

Jeśli czujesz się samotny w starości, to być może dlatego, że odrzuciłeś po drodze banalne prawdy...


piątek, 7 lutego 2014

Jesteś piękny ... bo stary

 Mówi się, że człowiek z wiekiem mądrzeje, ale być może to nie kwestia rozumu, tylko braku okazji do szalonych zachowań…

Starzenie się może być przyjemnością, o ile robisz to z właściwymi ludźmi.

Droga T.,

owszem piękni ludzie zachowują swoją urodę także na starość, o ile starość jest im dana. Ale że wybrańcy bogów umierają młodo, często zatem nie widzimy ich zmarszczek, a może utraty urody.

Że niewielu tak eleganckich i pięknych jak Carmen Dell Orefice po ulicach krąży? A czy elegancja w ogóle jest cechą powszechną?

Często przeciwstawia się ją chamstwu, ale od wielu lat modne jest powiedzenie „wrzuć na luz”. Staramy się dzieci chować bezstresowo, potem podchodzimy na luzie do problemów, wreszcie swobodnie traktujemy starość. Moda pozwoliła nosić niemal wszystko i wszędzie, i o każdej porze. Nikt nie krępuje się wyjść na ulicę w krótkich majtkach (bo to już nie spodnie) i podkoszulku. Nie szata zdobi przecież człowieka. Niektórzy zatem wrzucą na siebie cokolwiek, a i tak w magiczny sposób będą eleganccy,

Rozluźniły się reguły elegancji, czy to znaczy, że zanikła. Że jest przeciwieństwem luzu? A sama przez się jest czymś niezdrowym i obciążającym?
Zgadzam się, że osoby w podeszłym wieku zasługują na głęboki oddech i swobodę. Ale elegancja to nie tylko strój odświętny lub wieczorowy. To nie gorset i krochmalone kołnierzyki.
Elegancja ma swój wyraz o poranku i w palącym słońcu południa.
Mam wrażenie, że jest elegancja pałacowego ogrodu i łąki, drzewa parkowego i drzewa w lesie.
Ja elegancją nazywam harmonię…

A coraz częściej umacniam się w przekonaniu, że są osoby, które urodziły się, by się zestarzeć. Nie chodzi o twarz pooraną zmarszczkami, ale o światło, które bije z ich wnętrza.
Obejrzałem film „Sierpień w hrabstwie Osage”- przerażający, gorzki, smutny, po prostu opowieść o rodzinnym tyglu.
Ale Meryl Streep jest w nim piękna. Jej postać jest okrutna, odstręczająca, budzi gniew, ale dzięki Meryl Streep rozumiem ją, współczuję, a nawet lubię w pewnym sensie.
Nie lubiłem aktorki z czasów Kramer vs. Kramer – nie tylko przez irytującą postać z filmu. Nie lubiłem pustki bijącej z jej oczu. Dziś widzę głębię doświadczeń i zrozumienie dla słabości ludzi. I piękno.


Meryl Streep©Reuters

Podobnie czuję, patrząc w oczy Julii Roberts. Ona także dojrzewa i nabiera treści.
A Anthony Hopkins?

Być może trzeba lat i przyćmionych oczu, by ujrzeć piękno pomarszczonej twarzy. Ale elegancją seniorów nazywam równowagę i spokój, a nie sztywny gorset.

Nie chodzi, by wstydzić się swego ciała – choć z wiekiem zapewne więcej jest do zakrycia – ale też nie ma co obnażać swej zwiotczałej skóry.
A gdyby jakiś kreator mody pomyślał, że starość ma swoją urodę i czar, zaprojektowałby butki elegancki i wygodne, w których dobrze prezentowałaby się i stopa i hallux…
Nie rezygnujmy z elegancji, wykorzystajmy tylko inne narzędzia. Nie wiem dlaczego elegancję utożsamiono z brakiem wygody i radości…
Być może, by być eleganckim na starość wystarczy nie udawać młodości?

 
To zdjęcie wykonał Ari Cohen, który prowadzi blog poświęcony dojrzałemu stylowi - mam nadzieję, że wybaczy mi wykorzystanie fotografii - advancedstyle.blogspot.com/

Zestarzej się ze mną, moja ukochana…

Nie do końca dokładne spolszczenie wiersza Michaela Rew:

Zestarzej się ze mną, moja ukochana.
Nasz dom już dawno zbudowany,
i starość przybywa z wizytą,
by dać nam srebrne włosy
i złote lata,
miecz mój już złamany i bez rękojeści,
więdnie też kwiat twojej woli i pragnień,
lecz miłość młodzieńcza
wciąż szepcze do uszu,
pomaga śmiać się
i łzy ściera z twarzy.
Ciągle kochamy się wzajem,
bez poczucia winy.
Jakże szczęśliwi będziemy,
gdy wypełnimy przestrzeń,
choć pisklęta dawno gniazdo opuściły,
na razie żyjemy pośród tych ścian,
ciągle masz moją rękę, a ja, twoje piersi,
a gdzieś daleko od naszego domu, kiedy Jezus wzywa,
dwa osobne pokoje
przygotowane czekają
na nasz wieczny spoczynek.

czwartek, 6 lutego 2014

Od T. - Jesteś piękny, albo ... stary ...

Przeczytałam tekst o elegancji na starość, w starości, jak to sformułować?

Pięknie się starzał Gregory Peck, Allan Dellon, ale oni po prostu byli piękni, ach jacy! i nikt mi nie wmówi, że wyładnieli na starość.  Mój drogi, nie wmawiajmy nikomu, że z wiekiem piękniejemy.  Prawda, że starość nie musi być brzydka i odpychająca, ale to nie współczesna moda wykreowała pragnienie wiecznej młodości. Ludzie młodzi po prostu są ładniejsi od starych, podobnie jak zwierzęta; widziałeś kiedyś, jak ogier zmienia się w szkapę? Przestańmy się oszukiwać. Carmen Dell Orefice, ile takich kobiet znasz? Dlaczego wciąż jest modelką? Bo ciągle jest piękną kobietą (nie pytam, czy bez pomocy chirurgów i całego przemysłu, o którym piszesz z taka pogardą). Ależ ona właśnie jest przykładem dyktatu młodości. Pokaż mi modelkę, która wygląda jak nasze mamy, sąsiadki! Nie znajdziesz, prawda?

Więc co z tą elegancją? Ile ona, według Ciebie, kosztuje? Eleganckie buty dla mojej mamy, która ma okropne haluxy? Dajmy ludziom pożyć na luzie! Starość jest i bez tego trudna i męcząca. Niech sobie staruszki drepczą w wygodnych butkach, uśmiechnięci, bo na to zasłużyli. Przecież chodzili kiedyś do pracy, może nie tak eleganccy, jak (nie wiem, czemu tak skrytykowani przez Ciebie) celebryci, a teraz już nie muszą. Można się ubrać elegancko, ale klasę się po prostu ma. Nawet w wygodnych butkach na starych zmęczonych nogach. Precz z dyktatem młodości!

W starości nie ma żadnej magii, całe to bredzenie o dotknięciu Boga i błogosławionych zmarszczkach… To proces biologiczny – smutny, bo nieunikniony.

Pogódźmy się z nim, po prostu

środa, 5 lutego 2014

Młodość i starość...


Czy „starość”, „starzenie się” to temat dla młodego człowieka?


Oczywiście, że nie. Przecież nawet 50-cioletnia kobieta lub 50-cioletni mężczyzna nie uważają „starzenia się” za problem, który ich dotyczy. Chyba, że zamartwiają się stanem zdrowia swoich rodziców.

A młody człowiek – w wieku nastu, nawet dwudziestu lat – po cóż miałby się tym przejmować. Wszystko jeszcze przed nim. Jeszcze tak wielu rzeczy nie zaznał, jeszcze tak wiele rzeczy musi odkryć.
Najpierw musi dorosnąć, dojrzeć, stać się rodzicem, wejść na swój szczyt, by zacząć myśleć o końcu. O ile „starość” traktować jako koniec życia…

Starość dla młodego człowieka – tak się nam wydaje – to dziadkowie, a dziadkowie to czułość, spokój, cisza, bezpieczeństwo, coś smacznego, prezenty, dużo miłości i wsparcia… Czasami tylko nuda – bo ciągle opowiadają o tym, co było i już minęło, więc się nie liczy; albo ciągle pouczają i trują, nie nadążając za nowoczesnością i współczesnymi trendami… Ale wydaje się, że skoro byli i są, to i będą zawsze i wszędzie, gdy będziemy ich potrzebować…

Ale nawet, gdy nas to nie interesuje, bo jesteśmy młodzi i dopiero rozpoczynamy życie, to patrząc na dziadków, widzimy problemy, choroby, potknięcia, obserwujemy „starość” i w pewnym sensie się jej uczymy.
Pytanie, czy nabywamy kompetencji?..

Mnie spodobały się słowa pewnej młodej Amerykanki – Sara Anna - która kilka lat temu prowadziła blog - sociologyaging.wordpress.com  -poświęcony socjologii starzenia się:

Jestem osobiście zainteresowana problematyką starości i starzenia się. Z powodu mojej babci, która ma siedemdziesiąt kilka lat, i doznała wielu negatywnych aspektów starzenia. Całe życie paliła, ma cukrzycę, problemy z oczami, chore serce, miała epizod demencji i kłopoty z pamięcią.
Studiuję socjogerontologię, skupiam się na biologicznych, psychologicznych i społecznych aspektach starzenia. Chcę nauczyć się i zrozumieć, co dzieje się z moją babcią.

Mój pogląd na starzenie opisuje cytat z Betty Friedan:

"Starość to nie utracona młodość, to nowy etap rozwoju możliwości i sił".


Nie boję się starości lub starzenia się. W wieku 22 lat sporo się nauczyłem i mam wiele wspaniałych doświadczeń edukacyjnych. Śmiało patrzę w przyszłość, na moje życie, czekam na nowe doświadczenia. I jest mi dobrze z tym, kim jestem, ale też czekam na siebie, którą mam się stać. Czas starzenia się (zwłaszcza oznaki fizycznego starzenia się) jest postrzegany jako coś negatywnego. Nigdy nie będę wstydzić się starzenia, wstydzić się wyglądać staro, ani starości. Moja babcia nie chciała przyjąć, że jest coraz starsza, lub że jej problemy zdrowotne mają wpływ na jej ciało i umysł. Chcę rozumieć, to, co się dzieje w starzejącym się ciele i umyśle, by żyć”.

Eleganckim można być w każdym wieku...


Odkryła, że „starzenie” to tylko jeszcze jedno określenie dla „dojrzewania” i nareszcie (w końcu) dojrzała do bycia osobą, którą zawsze chciała być…


Moda zawsze kojarzyła się wyłącznie z młodością. To przez modelki – wysokie, smukłe, w zasadzie chude, o bladej i gładkiej skórze, bez piersi, bez ciała – i modeli – lśniących, gładkich, nadmuchanych.
Piękne, ale tylko stojaki, przedmioty, które kreatorzy mody mogli w dowolnej chwili przebrać, pokolorować, przyozdobić – jak choinkę w Boże Narodzenie.

Niestety, widz widzi całość. Strój i ciało weń przyobleczone. Toteż wydawało się (wydaje się), że modnym i eleganckim może być tylko ktoś młody, kształtny, jak wyrzeźbiony. Ciekawe, że sami projektanci urodą nie grzeszą.

To moda wywołała wielkie ciśnienie, by zdrowy i szczęśliwy człowiek pozostał wiecznie młodym.

A przecież świat nie stoi w miejscu, czas się nie zatrzymał. Pory roku się zmieniają i wiosna zmienia się w jesień dla każdego.
Jak pisał Charles Dickens:
„Ojciec Czas nie zawsze jest srogim rodzice, i choć nie spóźnia się do żadnego ze swych dzieci, niektórym z nich, tym, co dobrze go traktowali, kładzie delikatnie dłoń na głowie i czyni z nich stare kobiety i starych mężczyzn, lecz serca ich pozostawia młode i pełne wigoru. U takich osób siwy włos jest tylko śladem błogosławieństwa Ojca Czasu, a każda zmarszczka jedynie kreską w kalendarzu dobrze spędzonego życia…”.

Te przyprószone srebrem młode duchy nie szukają szarości i cienia. Pragną koloru i formy, są odważne i kreują własny styl.

O dziwo, producenci odzieży wstydzą się zwracać do nich. Nie traktują ich poważnie. Co najwyżej w opisie produktów zaznaczają: „dostępne w większych rozmiarach”. W sklepach półki dla seniorów są, jeśli są, w głębi, w kącie, w zakamarku.

Producenci kosmetyków sugerują wygładzanie zmarszczek, nawilżanie skóry, koloryzowanie włosów, jak dary Ojca Czasu były czymś wstydliwym. A przecież zmarszczki to tylko zapisane na twarzy chwile pełne uśmiechu i radości.

Wszyscy zapewne uważają, że na starość nie ma się co stroić, należy osłonić i ukryć to, co jest tylko naszym życiem.

Na szczęście nie wszędzie tak jest i w odległym od nas świecie uznano, że siwizna jest szykowna, że jest trendy. Że ciało jest dziełem natury, a strój ma ozdobić każde ciało, i młode i stare.

"Nasza kultura bardzo boi się starzenia, szczególnie starzenia się kobiet. Przestań przepraszać za to, że się starzejemy, za starość. Przyjmij ją. Chcę, by młody kobiety ujrzały piękno dojrzałej twarzy, i nie ma potrzeby, by czuć, że starzenie się jest czymś, co musi być leczone, by przestały myśleć o operacjach i mieć obsesję na punkcie młodości." – pisała Caryn Franklin.

A Chris Patten, prezes BBC Trust, publicznie stwierdził, że chciałby widzieć więcej dojrzałych kobiet, prowadzących programy telewizyjne.
„Przede wszystkim jestem 67-latkiem, na litość boską, jestem żonaty i zauroczony piękną 66-letnią kobietą, i byłbym zachwycony, gdyby była twarzą czegokolwiek w telewizji."
Nie należy sądzić, że były przewodniczący Partii Konserwatywnej, przy swojej pozycji w BBC, ma problem ze znalezieniem pracy dla żony. Po prostu wie, że w Wielkiej Brytanii żyje ponad 20 milionów ludzi powyżej 50tki. I wszyscy są spragnieni twarzy, do której można mieć zaufanie.

A która przy okazji ma styl i klasę, i elegancję – dziś już nieco zapomniane, rzadko używane pojęcie.
Politycy, celebryci ubierają się w dopasowane, dobrze skrojone stroje z najlepszych materiałów, z których wręcz zwisają metki światowych marek, ale elegancji w nich za grosz.

Styl, klasa, wrażliwość, jak bukiet wina, przychodzi z wiekiem. A prawdziwie elegancka dusza nie ma lat…


Carmen Dell Orefice – modelka, 82 lata, do dziś dnia na wybiegu, pracuje tylko z najlepszymi…






(Cytaty za: http://thatsnotmyage.blogspot.com/2011/09/style-at-any-age.html)