piątek, 30 maja 2014

Dobra rada ... z głębi choroby

Bez komentarza, bo czyż rada ta wymaga takiego komentarza?

Znaleziony wiersz Joy A. Glenner, który pozwoliłem sobie spolszczyć.
Autorka była opiekunką i straciła bliską osobę, która pochłonęła demencja, napisała książkę, która jest poradnikiem dla opiekunów i rodzin osób dotkniętych chorobą Alzheimera.
Według amerykańskich statystyk, aż 80% pacjentów z demencją mieszka z rodzinami, a najbliżsi chorych borykają się z chorobą, są przygnieceni niepokojem i niepewnością, ale także smutkiem, tęsknotą.
Wraz ze swoim mężem, dr Georgem Glennerem, utworzyła Alzheimer's Family Center (obecnie pięć osrodków), w którym wspiera się i szkoli rodziny i opiekunów.
Dr George Glenner jako jeden z pierwszych badał przyczyny choroby Alzheimera, był twórcą banku tkanek, by po latach stać się ofiarą choroby.

Droga rodzino, drogi przyjacielu;
Spróbuj zrozumieć, czym jestem teraz,
Nie myśl o tym, kim byłem.
Jestem sam, zamknięty z moimi lękami.
Mój gniew, moje zapomnienie,
Wybacz mi, jeśli cię uderzę.
Dlaczego mam to robić?
Co się ze mną stało?
Nie mogę poradzić sobie w tym obcym świecie.
Czuję się zagrożony, jestem przerażony.
Mów cicho, zbliżaj się powoli.
Powtarzaj, jeszcze raz i jeszcze, czego chcesz ode mnie.
Poskręcały się sploty w moim mózgu.
Mój świat znika w chaosie.
Bądź cierpliwy, bo cię kocham,
I potrzebuję twojej pomocy i miłości.
Potrzebuję jej bardzo, bardzo wiele.

środa, 28 maja 2014

Kres starości ...


I nadchodzi kres starości.
Kres wszystkiego.
Coraz rzadziej - jak się pokazują statystyki - umieramy nagle i bez bólu, bez agonii.
Coraz częściej, ostatnie chwile wypełniają nam zgiełk i zamieszanie szpitalnych oddziałów ratunkowych, miotający się wokół ludzie w białych kitlach, szum medycznej maszynerii.
Jeśli masz szczęście, trafiasz do hospicjum.
Tu, co prawda, także panuje szpitalna atmosfera. Ale czas biegnie wolniej. I cisza, która łagodzi ból...

Coraz rzadziej odchodzimy wspierani przez kogoś, kto trzyma nas za rękę.
Coraz rzadziej możemy - zanim opadną powieki - spojrzeć w oczy komuś, kogo kochaliśmy.
Coraz rzadziej, wydajemy ostatnie tchnienie bez bólu, z nadzieją na ulgę, pogodzeni z losem.
Pomimo, że żyjemy dłużej i umieramy starsi.

Anioł śmierci przychodzi do nas szalony, pośród chaosu, w pośpiechu. Łapią umykającą im świadomość i zatrzymują ból, bo nie chcą się poddać w akcji "ratowania życia". Czy życie można uratować?

Bywa, że wymusza się na ciele wolę życia. Traktują nas prądem. A gdy nie podejmujemy wyzwania, świat wypełnia uczucie porażki.

Nie ma już ceremonii pożegnania. Nie ma nocnych czuwań.
A przecież anioł śmierci jest bratem anioła życia. Przychodzi tylko po to, co nam było powierzone na czas krótki. Nie było naszą własnością.
Przychodzi odebrać dług, którym jest życie.

Śmierć nadchodzi - to wiersz Christiny Beeler, który znalazłem w sieci i pozwoliłem sobie spolszczyć.

Sza, nie jestem przerażona
Nie wylewaj łez trwogi
Wiem, że śmierć jest blisko
Widzę to w twoich oczach
Słyszę to w twoim głosie
Strach rysuje się na twej twarzy
Bądź szczęśliwa, jak ja jestem
Mój czas niemal się dopełnił
Mój zegar stanął
Wyczerpała się jego bateria
Dotarłam do celu
Zostaw mnie teraz, ciesz się nadchodzącymi laty
Nie lękaj się,  powstrzymaj obawy
Takie po prostu jest życie
Mój czas się skończył
Tak wiem, że śmierć jest blisko,
nie jestem ani smutna, ani zła
Nie kryję żalu czy urazy
Prosiłam o wybaczenie
Możesz zrobić to samo
Nie bój się żniwiarza
Anioła śmierci wypatruję w spokoju
Pożegnaj się teraz
Muszę już iść

wtorek, 27 maja 2014

Samotny wiersz ...

Znalazłem w sieci wiersz napisany przez opiekuna osoby z demencją.

Zapis wierszem pewnej szczególnej sytuacji.
Mnie wiersz ten wydał się uniwersalny.
Gdyby była taka możliwość, można by napisać go bez odniesienia do płci, czy wieku.
Ale mógłby go także napisać ktoś, kto się starzeje i doświadcza demencji.
"Idealny przyjaciel" - ktoś, kto rozumie, czuje i jest tuż obok. Nie usiłuje zmieniać, naprawiać, osądzać.
I nie nadużywa słów, na wypadek gdyby miał ich nie dotrzymać...

Spotkałam dzisiaj przyjaciela,
Znajome mu były moje uczucia.
Ona dostrzegła wszystkie moje słabości,
Czuła, jak byłam traktowana.
Rozumiała moje wątpliwości.
Słuchała moich marzeń.
Snów o życiu, o miłości.
Akceptowała, cokolwiek to znaczy.
Ani razu mi nie przerwała.
Nie powiedziała, że się mylę.
Wiedziała, przez co przechodzę.
Obiecała, że zostanie przy mnie.
Podeszłam bliżej,
Aby pokazać, że mi zależy.
Jak bardzo jej potrzebuję.
Wyciągnęłam rękę, by chwycić jej dłoń,
Przyciągnąć ku sobie.
Uświadomiłam sobie, że to idealny przyjaciel,

Choć to nic, tylko lustro.

Wiersz spolszczyłem, oryginał napisała Shannen Wrass,


 

poniedziałek, 26 maja 2014

Dywagacje II ...


Czy są w rodzinie tajemnice, które dziadkowie wstydzą się wyjawić wnukom?
Oczywiście, że są. Ale nie myślę o grzechach młodości, do których przed samymi sobą trudno się przyznać… Tu mgła niepamięci jest zbawienna.
Myślę o rzeczach prostych i banalnych, które mogą postarzać nas w oczach młodzieży.

Trudno się przyznać, że urodziliśmy się w epoce przed Internetem.
Że kończyliśmy szkoły bez pomocy Wikipedii i Google.
Że musieliśmy pisać wypracowania ręcznie.
Że obliczeń – często – dokonywać trzeba było w pamięci
Że nie mieliśmy telefonu, nie tylko tego komórkowego, ale nawet tego stacjonarnego.
Że telewizję mieliśmy czarno-białą.
Że nie grywaliśmy w gry komputerowe.
Że nie jeździliśmy na wakacje zagranicą.
Że jeansy kupowaliśmy w eksporcie wewnętrznym i byliśmy szczęśliwi, gdy miały kolor indygo….

Bo czyż bogaty zrozumie ubogiego, a głodny przekona sytego? Nie, głody i biedny musi się wstydzić swych słabości, choćby bogaty i syty swoje przymioty zawdzięczał temu pierwszemu.

W kolorowym świecie, szara rzeczywistość to jedynie kultowy film, albo science fiction.

I choć wszystko, co dziś ubarwia i wypełnia życie małolatom, wymyśliło „nasze pokolenie”, a cały ten postęp, rewolucja informatyczno-technologiczna zdarzyła się w „naszych czasach”, to bywa, iż za nią nie nadążamy. Nie zdążyliśmy na autobus dziejów, a dziś trudno już pewne zaległości nadrobić. Wstyd prosić o pomoc tych, których sami powinniśmy uczyć.

Są na szczęście wyjątki. Wnuki wpatrzone i wsłuchane w dziadków, które gotowe są czerpać z tej krynicy wiedzy o świecie… Ale mam wrażenie, że dotyczy to małych dzieci, które nie zostały podłączone on line tuż po wyjściu z pieluch i bardzo młodych dziadków, którzy sami czerpią radość z gry „na komputerze”…

Średnie pokolenie w istocie radzi sobie lepiej. Jeszcze zajęte, ciągle planuje, organizuje, załatwia. Aktywność zawodowa niekiedy wymusza, niekiedy podtrzymuje ciekawość. Pokolenie to ćwiczy, biega, podróżuje, podejmuje wyzwania i pokonuje przeszkody. Pożera życie, ucieka przed starością i goni młodość. Nie tylko „wyposaża” następujące pokolenia w gadżety, ale uczy je partnerstwa pokoleń…
Czy to dobrze, okaże się za lat kilkanaście, gdy dzisiejsza młodzież wyjdzie z dorosłości i zaopiekuje się rodzicami zdalnie.
Obawiam się jednak, że partnerstwo jest tylko pozorne. Średnie pokolenie daje, bo chce, albo uważa, że musi; a młode bierze, bo „mu się należy”… Czy jest świadome zobowiązania do odpłaty? Nie sądzę.

Ważne jest, by uświadomić sobie, że obowiązek uczenia młodości szacunku dla starości spoczywa na dziadkach.
Szacunku nie da się nakazać. Trzeba go nauczyć. A nauczyć można jedynie przez przykład.
Po pierwsze, trzeba szanować młodość, co nie znaczy ją hołubić, nagradzać, przekupywać. Trzeba ją szanować, bo w każdym młodym człowieku tkwi przyszły niedołężny starzec, oby mądry.
Po drugie, należy szanować własną starość, czyli nie gonić minionego czasu i nie uciekać przed nadchodzącym. Trzeba ją szanować, bo każdym starcy drzemie młodzieniec pełen marzeń i nadziei.

Starzenie się jest drogą, którą idziemy do celu. Tym celem wcale nie jest śmierć.

Trudno się starzeć, bo robimy to bez praktyki i rutyny. Nie przeszliśmy treningu, często zostajemy rzuceni na głęboką wodę. A wszystko dlatego, że po drodze – dorastając i dojrzewając – nie przyglądaliśmy się starości innych. Nie zbieraliśmy danych, które można przeanalizować, i z których można wyciągać wnioski.
Starzejemy się zatem zawsze od nowa i zawsze na własny rachunek.

Przy okazji nie przekazując młodości daru wiedzy.

Młodość wyposażana jest w wiedzę o świecie, ale nie wtajemniczana w wiedzę o życiu.
A szkoda. W ten sposób starość nie ma nic do zaoferowania młodości. Staje się balastem dla młodego pokolenia.
Dawno, dawno temu, w biednych czy bogatych rodzinach, człowiek dorastał pośród śladów przeszłości i uczył się linii życia.
Genealogia nie tylko potwierdzała naszą wartość, budowała naszą siłę. Utwierdzała nas w przekonaniu, że wewnątrz nie jesteśmy sami. Że w sobie niosę energię dziadów, doświadczenie przeszłych pokoleń.
Jesteśmy indywidualnością, ale też inkarnacją większego ducha.

Dziś, wydaje się, że młodość ma więcej zabawek, jest bardziej sprawna, bardziej aktywna, bardziej agresywna (dążąca do realizacji celów, nastawiona zadaniowo), ale też bardziej samotna.
Pozbawiona jest wspomnień dziadków.

A wspomnienie dziadków i poczucie ich bliskości może okazać się (jeśli nie jest po prostu) bezcenne.

Jak spleść taką linię życia? Aby wykorzystać nowoczesne technologie, nie zanudzić wnuków i nie zadręczyć dziadków?

Idealny pomysł znalazłem w sieci. Kilka generacji na jednym zdjęciu.

To doskonały prezent, ale też doskonały bezpłatny kurs obsługi komputera i korzystania z programów graficznych dla seniora (instruktorem jest wnuk), a historii dla wnuka (wykładowcą jest dziadek).
W świecie, wykonuje się to jako usługę… „Portret rodzinny we wnętrzu”.
Wystarczy zrobić zdjęcie kilku pokoleń rodziny, każdego z osobna, a następnie zmontować je w jedno.

Oto pradziadek trzyma zdjęcie dziadka, dziadek syna, syn wnuka. Podobnie prababcia trzyma na portrecie zdjęcie babci, babcia córki, córka wnuczki…

Jeśli podejdziemy do zadania twórczo, dobierzemy scenerię, kostium, barwę, wspólna zabawa i efekt będą nie tylko piękną pamiątką, ale też dowodem, że nasza linia życia jest długa i mocna.


A gdy niemowlę ze zdjęcia, samo będzie starcem, rzut oka na rodzinny portret może dać więcej energii niż jakikolwiek suplement diety…



Źrodło: www.aplaceformom.com

Dywagacje I ...



Starość jest kobietą.

Starzenie się dotyka kobiety bardziej i bardziej ją przeraża. Może dlatego, że kobiety żyją dłużej?

Atrakcyjność dla kobiety jest wartością. Dla mężczyzny również, ale mężczyznom łatwiej uwierzyć, że dojrzewają jak wino. I zyskują na wartości, jak antyki.

Starość jest tym atrybutem naszego wyglądu, którego wypatrujemy w lustrze z nadzieją, że go nie zobaczymy.

Czy dlatego, że w naszej społecznej podświadomości, starość to dziwaczność, pomarszczone ciało, kruchość... Jeśli nawet piękna, to jednak odmienność?

Patrząc na fotografie - z różnych stron świata, z różnych kultur - właśnie tę odmienność starości  dostrzegamy na pierwszym planie. 

Kobiety w chuście, pokornie dźwigające ciężar losu, zniszczone przez czas twarze, dziwne i niepokojące maski.

Jakbyśmy chcieli uwierzyć w słowa:

"Piękni, młodzi ludzie to dzieło natury, starość to dzieło sztuki..."

Czy starość jest tylko maską? Dramatyczną i odrobinę straszną? 

Czy nie ma w niej nic naturalnego? Bez bólu, bez tęsknoty, bez pustki?






piątek, 23 maja 2014

Kiedy nadejdzie dzień ... odpuść


Kiedy opiekujesz się swoim bliskim, chorym, z demencją, niedołężnym lub starym - mężem lub żoną - a - sam lub sama - czujesz, że pomoc przydałaby się tobie, nadchodzi moment, w którym rozważać, czy masz prawo odpuścić...


"Odpuścić" w języku polskim nie jest pojęciem pozytywnym.
Odpuszcza leniwy, bezradny, niedbały.
Odpuszczamy z barku zainteresowania lub sił.
Odpuszczamy, bo się poddajemy, rezygnujemy...
W języku angielskim jest pojęcie "let go" - "pozwól odejść", "uwolnij", "odpuść".
Nie ma w nim nic negatywnego. "Let it go" nie znaczy, że przestajesz się troszczyć o kogoś, lub o coś.
Że nic więcej cię już nie interesuje.
To znaczy, że zdałeś sobie sprawę, że możesz kontrolować tylko swoje uczucia, tu i teraz, że wiele rzeczy po prostu od ciebie nie zależy. Że pewne sprawy nie zmienią już biegu, cokolwiek nie zrobisz.
Że, aby odzyskać kontrolę, musisz "odpuścić" kurczowe trzymanie się problemu.
Let it go - uwolnij umysł, uwolnij serce, nie stawiaj oporu...

Kiedy opiekujesz się kimś bliskim i obserwujesz, jak znika, jak z dnia na dzień słabnie, jak narasta ból i lęk, zwątpienie i zmęczenie, nadchodzi dzień, gdy zastanawiasz się, czy opieki nie powinien przejąć ktoś inny...

Wiersz Nadszedł czas Dorothy Hessell jest poezją słodką i łatwą, nie ma w sobie romantyzmu. Spolszczyłem go, bo jest ważnym tekstem.


Kiedy powinnam powierzyć ukochanego opiece innych?

Gdy w łazience nie mam już prywatności.
Gdy siada naprzeciw mnie, kiedy rozmawiam przez telefon, i odpowiada mi.
Gdy jestem zbyt zmęczona, by umyć włosy lub się wykąpać.
Gdy nie radzi sobie w kąpieli.
Gdy wstaje z łóżka i biegnie w noc.
Gdy myśli, że ludzie go śledzą.
Gdy lek działa przeciw wskazaniom i on nie może spać.
Gdy chce "iść do domu” i złości się, bo go nie zabieram.
Gdy ucieka, a ja cieszę się, że mam kilka minut dla siebie.
Gdy ja zasypiam i jestem zbyt zmęczona, by reagować na jego potrzeby.
Gdy czuję, że mogę umrzeć pierwsza.

Tak? Nadszedł już czas!
A jeśli nadszedł ten czas, ten dzień, należy odpuścić...



„Odpuścić” nie znaczy zaprzestać opieki, to znaczy pozwolić, by zrobił to ktoś inny.
„Odpuścić” nie znaczy odsunąć się, to znaczy uświadomić sobie, że mogę mieć kontrolę w inny sposób.
„Odpuścić” nie znaczy „niedostępny”, to znaczy uczyć się naturalnych skutków swoich działań.
„Odpuścić” to uznać swoją bezsilność, co znaczy, że efekt nie zależy ode mnie.
„Odpuścić” nie znaczy szukać zmiany lub obwiniać kogoś, to znaczy, że zrobiłeś już, co mogłeś.
„Odpuścić” jest nie znaczy „zależy mi na…”, ale oznacza „troszczę się o…”.
„Odpuścić” nie znaczy „naprawiać”, ale znaczy „wspierać”.
„Odpuścić” nie znaczy osądzać, znaczy pozwolić drugiemu człowiekowi być po prostu sobą.
„Odpuścić” nie znaczy „zmieniać kogoś”, to znaczy pozwolić żyć człowiekowi we własnym świecie.
„Odpuścić” nie znaczy ochraniać, to znaczy pozwolić, by ktoś zmierzył się z rzeczywistością.
„Odpuścić” nie znaczy zaprzeczania, lecz akceptację.
„Odpuścić” nie znaczy zrzędzenia, karcenia lub kłótni, to znaczy dostrzec swoje błędy i naprawienie ich.
„Odpuścić” nie znaczy dostosować wszystko do swoich pragnień, to znaczy przyjąć, co niesie dzień i pokochać to.
„Odpuścić” nie znaczy krytykować i poprawiać każdego, ale próbowanie bycie tym, kim mogę być.
„Odpuścić” nie znaczy żałować przeszłości, ale znaczy życie dla przyszłości i rozwój.


„Odpuścić” oznacza bać się mniej i kochać bardziej.



czwartek, 22 maja 2014

Starość ...


Jakże odmienny od tej radosnej sentencji jest wiersz dr Mayi Angelou "On Aging" -  który znalazłem w sieci.
Maya Angelou była już przywoływana. Jej życie było trudne i brutalne, poświęciła je walce o prawa człowieka. A nie miała łatwej drogi. Czy zatem może dziwić, że starość widziana oczami Mayi Angelou jest może bezsilna, ale dumna; gorzka, ale spokojna?

Kiedy Maya Angelou skończyła 70 lat, wystąpiła u Oprah Winfrey. Z jej opowieści o bogatym i naprawdę trudnym życiu, można wyciągnąć kilka dobrych rad:

  • zawsze mamy jeszcze wiele do nauczenia się;
  • codziennie należy dotknąć kogoś serdecznie, bo ludzie kochają serdeczny uścisk, przyjacielskie poklepanie po ramieniu;
  • nawet jeśli ja mam utrapienia, to sam nie muszę być utrapieniem innych;
  • ludzie zapomną ci co o nich powiedziałeś, co im zrobiłeś, ale nigdy nie zapomną ci, jakie w nich wzbudziłeś uczucia. 
  • niezależnie jak układają się twoje stosunki z rodzicami, będzie ci ich brakować, kiedy znikną z twojego życia.
Starość nie wymaga współczucia, starość wymaga zrozumienia.
Kiedy widzisz mnie siedzącą w bezruchu, 
jak porzuconą w kącie rzecz,
Nie myśl, że potrzebuję twojej czułości.
Słucham siebie.
Zatrzymaj się! Stop! Nie żałuj mnie!
Zatrzymaj się! Powstrzymaj swoje współczucie!
Ofiaruj zrozumienie, jeśli możesz,
jeśli nie, poradzę sobie bez niego!
Kiedy moje kości są sztywne i obolałe,
a moje stopy nie chcą wspinać się po schodach,
mam tylko jedną prośbę:
nie podsuwaj mi bujanego fotela.
Kiedy zobaczysz mnie idącą i potykającą się,
nie sądź, że jest ze mną źle.
Bo zmęczony nie znaczy leniwy
i nie każde „do widzenia” jest pożegnaniem.
Jestem tą samą osobą, którą byłam wtedy,
trochę mniej mam włosów,
trochę mniejszy podbródek,
dużo słabsze płuca i znacznie mniej sił.
Ale czyż nie jestem szczęściarą,
że wciąż oddycham.


Wiersz jak zawsze spolszczony, mam nadzieję, że oddałem klimat, co nie oznacza dosłownego tłumaczenia.

Opiekun ...



Znalazłem wiersz pod tytułem "Opiekun" - napisał go Lee McCurley - spolszczyłem, choć nie przetłumaczyłem.

Podoba mi się, bo pokazuje zupełnie inną perspektywę opieki.
Opieka to nie tylko troska i poświęcenie. To nie obowiązek do spełnienia.
Być opiekunem to iść przez życie - ciemnym korytarzem (szczególnie w demencji) - z chorym u boku.
Iść przez życie chorego, ale także przez własne.
Czyja droga jest ważniejsza?
Czyj jest cel?
Czyje będzie spełnienie?

Kiedy jestem starym człowiekiem, nie chorym, ale niedołężnym; nie w pełni sprawnym z powodu wieku, chcę iść długo, powoli i chcę zajść jak najdalej. Cieszę się, jeśli mogę się wesprzeć na czyimś ramieniu, ale wolałbym mieć po prostu towarzysza w drodze...

Kiedy jestem zmuszony się kimś opiekować, chcę jak najlepiej dla bliskiej mi osoby. Ale chcę też żyć własnym życiem. Spełnić swój obowiązek i wrócić do siebie. Ale co to znaczy, to moje "ja" u boku starego człowieka?
Jeśli czas opieki trwa długo, nie idę już własną drogą. Idę jego drogą.
Cel starości jest znany, a jaki jest mój cel?
Dokąd zmierzam idąc drogą starości, która nie jest moja?


Jestem opiekunem, strażnikiem, przewodnikiem,
z tobą u mego boku idę korytarzem,
uśmiech, śmiech, dłonie nasze się splatają,
patrzę jak z twarzy twojej lęki umykają.

Jestem opiekunem, strażnikiem, przewodnikiem,
z tobą u mego boku idę korytarzem,
jestem twoją busolą, gwiazdą świecącą na niebie,
staram się, byś także jutro pamiętała siebie.

Jestem opiekunem, strażnikiem, przewodnikiem,
z tobą u mego boku idę korytarzem,
zdjęcia, listy, muzyka przeszłości,
ożywiają twój umysł, by zaznał radości.

Jestem opiekunem, strażnikiem, przewodnikiem,
z tobą u mego boku idę korytarzem,
układu naszych nocy nie skróci
światło poranka, które wkrótce powróci.

środa, 21 maja 2014

Starość to stan umysłu i serca ...



Wojskowi, zazwyczaj, rodzą się po to, by umrzeć młodo.
Są sprawni, odważni, dumni...
No chyba, że zostają generałami i jest akurat czas pokoju.
Generałowie żyją dłużej i niechętnie ustępują pola, jeśli tylko dane jest im zwyciężać.
Przyzwyczajają się do wydawania rozkazów i sądzą, że życie także się podporządkuje.
Nie zawsze się to udaje.
Ludzie pokoju nie spodziewają się po generałach głębokich przemyśleń, może w czasie wojny, gdy podnoszą na duchu tych, którzy idą na śmierć.
Ale generał Douglas George MacArthur zaskoczył mnie głębią swoich słów.
Dożył 84 lat, pod koniec życia nie cieszył się sympatią otoczenia, pomimo zasług...
Może, gdyby nie był człowiekiem walki, odnalazłby spokój?

"Młodość nie jest tylko okresem naszego życia - to stan umysłu.
To nie kwestia pełnych policzków, karminowych ust i sprawnych stawów.
To temperament i wola, rodzaj wyobraźni, siła emocji.
Nikt nie starzeje się tylko dlatego, że żyje wiele lat.
Ludzie starzeją się tylko rezygnując ze swoich ideałów.
Jesteś młody tak długo, dopóki wierzysz, i tak stary jak twoje wątpliwości;
tak młody, jak silna jest twoja pewność siebie i tak stary, jak twój silny jest twój strach;
tak młody, jak twoja nadzieja i tak stary jak twoja rozpacz.
W każdym sercu, w środku, znajduje się rejestrator; tak długo, jak odbiera wiadomości piękna, nadziei, otuchy i odwagi, tak długo jesteś młody. Gdy zostaje wyłączony i twoje serce opanują śniegi pesymizmu i lody cynizmu, wtedy i tylko wtedy, starzejesz się."

Dla przyjaciół starości ...


Rosalyn Carter powiedziała kiedyś, że:
„Istnieją cztery kategorie ludzi na świecie:
ci, którzy byli opiekunami;
ci, którzy obecnie są opiekunami;
ci, którzy będą opiekunów;
i ci, którzy potrzebują opiekunów."
Mam przeczucie, że to może być prawda. Szczególnie, gdy społeczeństwo się starzeje, a coraz więcej osób ma szansę na dlugowieczność.
Niestety obietnica długiego życia nie jest równoznaczna z obietnicą radosnego życia w pełnej sprawności.
Być może pewnego dnia będziemy potrzebować nie tylko wsparcia, ale prawdziwej pomocy.
Prawdziwego opiekuna, który pomoże nam żyć, ale nie ujmie godności.

Poniższy wiersz usłyszałem w wykonaniu Mary Maxwell (przez wiele lat zajmowała się interesami, ale przede wszystkim była mówcą inspirującym), która jest panią w zaawansowanym wieku  i korzysta z usług instytucji opiekuna domowego.
Opiekun domowy to funkcja powszechna już w zachodniej części świata.
Nie świadczą usług medycznych, nie są to także usługi pielęgniarskie.
Ot asystują w codziennym życiu osobie, która z racji wieku ma ograniczoną sprawność.
Od jakiegoś czasu staram się namówić organizacje społeczne do inicjowania spółdzielni socjalnych, które mogłby świadczyć takie usługi w naszym kraju. Niestety, nie we wszystkim udaje nam się naśladować Zachód...

Wiersz Beatitudes for Friends of the Aged  napisała Esther Mary Walker. Opiekowała się swoim ojcem i obowiązki opiekuna znała świetnie. Po latach - w wieku 94 lat - sama musiała korzystać z pomocy synów.
Spolszczyłem go, bo uważam, że warto pamiętać o przyjaciołach starości...

    Błogosławieni ci, którym nie sprawiają mąk
    mój chwiejny krok i drżenie mych rąk.

    Błogosławieni ci, co słuch mój znając,
    nadstawiania ucha wiecznie ode mnie nie żądają.

    Błogosławieni ci, co wiedzieć się zdają,
    że mój wzrok i myśli moje za nimi nie nadążają...

    Błogosławieni ci, co wzrok odwrócą dyskretnie,
    gdy po męczącym dniu obrus sokiem ozdobię szpetnie.

    Błogosławieni ci, co z uśmiechem się zmiłują
    i chwilę ciszy w rozmowie z serca mi darują,

    Błogosławieni ci, którzy sposób znają,
    że moje dziś i jutro moje wczoraj pamiętają.

    Błogosławieni ci, którzy mi nie wypominają,
    że tę historię słyszeli i na pamięć już ją znają.

    Błogosławieni ci, którzy przekonują mnie od rana,
    że jestem kochana, szanowana i nie sama.

    I błogosławieni ci, co me dni ułatwiają,
    moją drogę do domu mi umilając.



wtorek, 20 maja 2014

Karta praw opiekuna


Kiedy dowiadujemy się o chorobie bliskiej osoby, szczególnie osoby w starszym wieku, rzadko myślimy o sobie. A jeśli, to raczej w kategorii obowiązków niż praw.
Po prostu oceniamy sytuację, swoje możliwości i skaczemy na głęboką wodę, sądząc, że czynimy to, co do nas należy.
Jeśli opiekujemy się osobą starszą i to z demencją, kryzys nadchodzi, ale go wypieramy.
Jeśli napotykamy kłopoty, szczególnie opór chorego, próbujemy je dzielnie znosić.
A potem choroba pochłania i nas.
Nikt przecież nie zawiera umowy o opiekę z najbliższą sobie osobą. A może powinien?
Państwo, społeczeństwo traktuje opiekę rodzinną jako oczywistość, efekt tradycji, obowiązek prawny, nie uważa, że powinno szczególnie wtrącać się w sprawy rodzinne. A może powinno?
Chory jest oczywiście najważniejszy, ale opiekun ma swoje prawa.
Pomoc chorej i starzejącej się osobie nie powinna spoczywać wyłącznie na barkach rodzinnego opiekuna.

Poniższy tekst znalazłem w publikacji amerykańskich emerytów. Czy polscy opiekunowie są świadomi swoich praw? Jeśli nie, to...


  • Mam prawo...
... zadbać o siebie. To nie jest akt egoizmu. To daje mi możliwość roztoczenia lepszej opieki nad moim krewnym.
  • Mam prawo...
... prosić o pomoc innych, mimo że mój krewny sprzeciwia się temu. Znam granice własnej wytrzymałości i siły.
  • Mam prawo...
... prowadzić własne życie, które nie dotyczy osoby, którą się opiekuję, tak jakby on lub ona byli zdrowi. Wiem, że odpowiedzialnie zrobię wszystko, co można dla podopiecznego, ale mam też prawo robić pewne rzeczy tylko dla siebie.
  • Mam prawo...
... do złości, depresji i wyrażenia sporadycznie trudnych uczuć.
  • Mam prawo...
... do odrzucenia wszelkich prób (świadomych czy nieświadomych) manipulowania mną, moim poczuciem winy i/lub depresją, przez mojego podopiecznego.
  • Mam prawo...
... do wynagrodzenia mojego trudu, do miłości, przebaczenia i akceptacji ze strony mojego podopiecznego za to, co robię, tak długo, jak oferuję to samo w zamian.
  • Mam prawo...
... do dumy z tego, co robię i pochwały za odwagę, która jest potrzebna do zaspokojenia potrzeb mojego podopiecznego.
  • Mam prawo...
... do ochrony swojej indywidualności i mojego prawa do życia dla siebie, których będę potrzebował w momencie, gdy mój podopieczny nie będzie już potrzebował mojej pomocy.
  • Mam prawo...
... oczekiwać i żądać, by państwo podejmowało czynności, związane z poszukiwaniem nowych metod i środków pomagających osobom z upośledzeniem fizycznym i umysłowym, oraz wspierało w tym zakresie opiekunów.

Zaczerpnięte i spolszczone z książki Jo Horne,: Opieka - pomaganie starzejącej się bliskiej osobie;  opublikowanej w 1985 r. przez Amerykańskie Stowarzyszenie Emerytów.

poniedziałek, 19 maja 2014

Opiekunowie małżonków mają gorzej...

Z badań organizacji amerykańskich wynika, że osoby, które podejmują się opieki nad starzejącym się lub chorym małżonkiem, mają gorzej.

Prawie 65 procent opiekunów, opiekujących się swoim mężem lub żoną, podejmuje się zadań, które zwykle wykonywane są przez pracowników służby zdrowia, takich jak leczenie ran czy monitorowania leków. 

W grupie opiekunów jedynie spokrewnionych tylko 42 procent wykonuje takie zadania. 

Jednak, nawet przy tych dodatkowych obowiązkach, opiekujący się swoim partnerem otrzymują mniejsze wsparcie od pracowników służby zdrowia, rodziny czy przyjaciół. 

 Dlaczego małżonkowie otrzymują mniej pomocy, nie ma pewności. Być może to osobisty wybór opiekuna, być może lęk przed odmową lub negatywną opinią znajomych czy krewnych. 

A być może z przekonania, że troska o chorego wzmocnia więź partnerską.

Najbardziej prawdopodobne, że opiekunowie traktują chorobę męża lub żony jako osobiste wyzwanie od losu, niekiedy nawet karę. Dlatego też o wiele rzadziej proszą o pomoc profesjonalistów.

Opiekunowie małżonków są zatem podwójnie obciążeni stresem - dodatkowe obowiązki i mniejsza gotowość do przyjęcia pomocy.

Warto jednak pamiętać, że budowanie więzi towarzyskich może być nie tylko wsparciem, ale przede wszystkim jest lekarstwem. Po pierwsze może hamować postęp choroby, po drugie może przed nią chronić.

 

 

 

sobota, 17 maja 2014

Senior moments - każdy nosi w sobie chorobę Alzheimera...

W języku angielskim używane jest pojęcie „senior moments” – „przebłyski starości”. Oznacza ono epizody zaćmienia, najczęściej pamięci, zabawne potknięcia, błędy, pomyłki.

Zdarzają się każdemu z nas, „w pewnym wieku”, powiedzmy po przekroczeniu 50-tki, a stereotyp przypisuje je starości.

Oto nagle zapominamy numeru własnego telefonu, nazwiska, a nawet imienia osoby bliskiej lub znajomej.
Nie możemy znaleźć kluczyków do samochodu, albo okularów.
Udajemy się po coś do pokoju, albo do sklepu, a po dotarciu na miejsce, nie wiemy po co tu przyszliśmy.
Jesteśmy przekonani, że coś się wydarzyło, coś zrobiliśmy, choć nic takiego nie miało miejsca.

Takie chwile, traktowane z przymrużeniem oka, kwitowane „ot, starzeję się, chyba”, zdarzają się każdemu. Mogą jednak niepokoić, o ile ich częstość staje się zauważalna dla otoczenia lub nas samych.

Pewna 70-latka zauważyła, że z zakupów wraca zawsze z wieloma rzeczami, których wcale nie potrzebuje, ale zapomniała kupić to, co zamierzała. Choć to irytujące, zapewne zlekceważyłaby to, gdyby nie drobiazg. U męża zdiagnozowano początki choroby Alzheimera.
Zrodził się niepokój – „czy mnie spotkało to samo?”. „Co będzie z nami, z mężem, gdy ja zachoruję?” „Kto zostanie sam i jak sobie będzie radzić?”
Poddała się zatem – profilaktycznie – testom i uzyskała wynik w normie.
Postanowiła jednak, że badania będzie wykonywać co pół roku, aby sprawdzić, czy stan się nie pogarsza.
Tymczasem, dr Kirk Daffner specjalista z centrum Mind-Brain w bostońskim szpitalu, twierdzi, że te kłopoty z pamięcią wiążą się raczej z problemami w sferze uwagi.
Na naszą pamięć składa się z wiele różnych informacji, zapisanych w różnych częściach mózgu.
Kiedy, na przykład, zamykam drzwi, mózg rejestruje wrażenia naciskania na klamkę i pchnięcia drzwi, w innym miejscu dźwięk zamykania drzwi, a jeszcze w innym obraz wnętrza, do którego wszedłem. Jeśli skupię uwagę na każdym z tych zdarzeń, nawet na poziomie podprogowym, to pomiędzy poszczególnymi informacjami powstanie ślad pamięciowy i zapamiętam całe zdarzenie „zamykania drzwi”. Jeśli uwaga nie odnotuje poszczególnych elementów zdarzenia, albo któregoś z nich, w pamięci nie pozostanie po nim wspomnienie.

Z wiekiem nasz mózg działa wolniej. U większości z nas, z wiekiem, spowalnia zarówno proces zapisywania informacji w mózgu, jak i dostępu do nich po czasie. Połączenia nie są tak sprawne, jak w okresie dzieciństwa, czy młodości, gdy potrzebne informacje pojawiały się w świadomości natychmiast.
Jest wiele powodów, dla których mózg funkcjonalnie słabnie.
Wysokie ciśnienie krwi uszkadza neurony, które łączą różne części mózgu. A także naczynia krwionośne, przez co mózg jest źle odżywiony. Zły sen lub nadmiar alkoholu są wrogami sprawności mózgu. Wiele leków, które zażywamy – na zgagę, astmę, depresję, przeciwbólowe - może spowolniać pracę mózgu.
Dodatkowo nasz styl życia powoduje, że bardzo trudno nam utrzymać choćby minimum uwagi na tym, co „tu i teraz”. Nasz myśli krążą wokół zdarzeń przeszłych i przyszłych. Otoczenie nieustannie dostarcza nam niepoliczalną ilość bodźców. Przez większą część dnia wykonujemy czynności automatycznie. Zatem celowo mózg usuwa z pamięci to, co uważa za nieistotne.

Niezwykle interesujących informacji dostarczyły badania dra Davida A. Bennetta z Centrum Badań Choroby Alzheimera w Rush University Medical Center w Chicago.
Jego zespół obserwował i badał przez 16 lat funkcjonowanie poznawcze ponad 2600 osób starszych, u których nie diagnozowano demencji. Ponieważ osoby te, po śmierci, udostępniło swoje mózgi nauce, poddano je autopsji.
Okazuje się, że 40% osób – u których nie stwierdzono zaburzeń poznawczych czy demencji – autopsja wykazała zmiany w mózgu, charakterystyczne dla choroby Alzheimera.
„Jeśli zajrzeć do mózgów osób starszych, trudno nie zauważyć przynajmniej odrobiny patologicznych zmian wywołanych chorobą Alzheimera.” - mówi Bennett – „To chyba dużo większy problem, niż się obecnie sądzi.”
Świadomość, że wiele pozornie zdrowych ludzi spaceruje z chorobą Alzheimera, która czyni szkody w ich mózgu, może przerażać. Ale też może być źródłem informacji pozytywnych. Jest w nas coś, co powoduje, że choroba nie musi się ujawniać, lub że możemy sobie radzić z procesem chorobowym.

Dr David Bennett sądzi, że sekret kryje się w czymś, co można by nazwać „rezerwą poznawczą”.
Niejako dodatkową pojemnością mózgu, która rekompensuje powstające ubytki.
Przy czym nie jest to zapasowy mózg. Mamy dwie nerki i dwa płuca, możemy usunąć nerkę lub płuco i żyć dalej spokojnie. Z rezerwą poznawczą tak nie jest. Nie ma postaci anatomicznej.
To raczej system bocznych uliczek w centrum wielkiego miasta. Kiedy dochodzi do wypadku i korek zamyka główne ulice, trzeba wysiąść i aby dojść do celu, pójść zaułkami. Trwa to dłużej - ale pozwala dotrzeć do celu.
Niektórzy z nas mają wiele szczęścia i dziedziczą więcej rezerwy poznawczej. Najprawdopodobniej 50% rezerwy poznawczej jest uwarunkowana genetycznie.
Edukacja – ta formalna, ale i płynąca życiowego doświadczenia – może rozszerzyć rezerwę.
Ale niektórzy ludzie mają pecha. Ich rezerwa poznawcza i tak skromna genetycznie, jest uszczuplana przez samotność, lęk lub depresję.
Dr Bennett twierdzi, że ludzie, którzy tolerują chorobę Alzheimera i naturalne uszkodzenia w mózgu, mają pewne cechy wspólne. Mają wyraźny cel w życiu, są pracowici i sumienni, utrzymują więzi towarzyskie, prowadzą stymulującą mózg aktywność. To wszystko wydaje się albo chronić mózg przed rozwijającą się patologią, albo łagodzić jej postęp.
Zespół dra Bennetta utrzymuje, że posiadanie wielu przyjaciół ma wyraźny związek z zachowaniem dobrej kondycji poznawczej, nawet po uwzględnieniu depresji lub innych chorób.

Innymi słowy, w kontaktach społecznych jest coś dobrego dla mózgu.
Nie trzeba martwić się o zaniki pamięci, o ile będziemy inwestować swoją energię w stymulującą działalność i utrzymanie aktywności społecznej.

A oto rady Davida Bennetta, jak zapobiegać chorobie Alzheimera:
  • kontrolować poziom cukru we krwi i ciśnienie krwi,
  • zażywać relaksu i być szczęśliwym,
  • wychodzić poza rutynę i robić nowe rzeczy, uczyć się
  • angażować się – regularnie – w aktywność poznawczą, społeczną i fizyczną
  • podtrzymywać więzi społeczne
  • angażować się w coś, co ma sens i cel
  • być pracowitym i sumiennym
  • i zacząć jak najwcześniej….
Jeśli się do nich zastosujemy, możliwe, że potwierdzimy słowa Ingmara Bergmana.



Wykorzystano artykuł Richarda Knox; Senior Moments: A Sign Of Worse To Come?; www.npr.org

piątek, 16 maja 2014

Nudzisz się? Rób "nic".



Samuel Johnson napisał: „Studiując małe rzeczy, tworzymy wielką sztukę, mając tak mało nędzy i tak wiele szczęścia, jak to tylko możliwe.”

Czasami jednak, drobiazgi irytują, wyprowadzają z równowagi i czynią nas bardzo nieszczęśliwymi. Szczególnie, gdy te drobiazgi pochłaniają nasz czas, którego nie na się okiełznać, bo nie wiadomo jak długo ów drobiazg potrwa. A nie możemy uciec, zejść z drogi, porzucić celu,

Dodatkowo trudno ów czas wypełnić jakąś czynnością, która naszym zdaniem miałaby sens i popychałaby nas do przodu.

Tkwimy jak w pułapce, irytujemy się, bo się nudzimy.


Czekając w korku.
Czekając na spóźniający się pociąg czy autobus.
Czekając na wydanie dania w barze szybkiej obsługi.
Siedząc w pociągu i z przymusu, słuchając nastolatki, opowiadającej koleżance o tym, co zamierza na siebie włożyć na imprezę („szept” – pojęcie, które zmieniło ostatnimi czasy znaczenie, szczególnie szept nastolatków w miejscu publicznym).

Z życia wzięte: Para seniorów – w okresie tuż po zmianie kontraktów NFZ – umówiła się na wizytę u lekarza okulisty. Wyznaczono im dzień i godzinę, poproszono o potwierdzenie i punktualne przybycie. Senior to senior, ma dużo czasu, lepiej poczekać niż się spóźnić. Szczególnie do lekarza. Przybyli dwadzieścia minut przed czasem, zarejestrowali się, usiedli w małej, ciasnej poczekalni. Bez niepokoju, bo przecież wizytę umówiono na konkretną godzinę.
Po 90 minutach czekania zaczęli odczuwać zmęczenie. Gdy zaproszono ich gabinetu, byli już tylko głęboko znudzeni i poirytowani.

Nuda czekania wydaje się najbardziej dotkliwa.
Jak sobie z nią poradzić?

  • Zamień słowo „nuda”, które towarzyszy aktywności, z pojęciem „medytacja”.
Jeśli jesteś niecierpliwy, nie tylko odnajdziesz sens, ale i spokój.
Czekając na autobus, powiedz sobie, że to „medytacja czekanie na autobus”.
Stojąc w długiej kolejce w aptece, nazwij to „medytacją czekania w kolejce”.
Medytacja zamienia męczącą i irytującą w duchowe, szlachetne i mądre przeżycie.

  • Odkryj drugie dno nudy.

Jak to mówią, jeśli nie możesz kogoś pokonać, przyłącz się do niego. Jeśli nie możesz się wyłączyć, zaangażuj się. Jeśli nie znajdujesz niczego na powierzchni, kop głębiej.
Chińczycy uważają, że „przez nudę prowadzi droga do fascynacji”.
Jeśli coś wydaje się nudne, a zabiera ci dwie minuty, poświęć temu cztery minuty. Jeśli nadal czujesz znudzenie, rób to przez osiem minut, potem szesnaście, i tak dalej. Aż nudne okaże się pasjonującym.
Kiedy przewracam strony książki, która mnie nie porywa, pytam siebie: „właściwie, dlaczego nie?”. Jeśli to z powodu tematu książki, sięgam po inną na ten sam temat. Wnikam głębiej. Szukam spisku, aż książka, która mnie nudzi staje się ciekawa.
Gdy mam wykonać nudną pracę domową, uruchamiam wyobraźnię i robię coś wyjątkowego, dla kogoś niesłychanie ważnego lub z niezwykłego powodu. A niekiedy, wyobrażam sobie, że biorę udział w szczególnym programie telewizyjnym.
Gotując, można gotować dla króla, albo podając przepis milionom widzów przed telewizorem.
Czy nie tak właśnie bawią się dzieci?
Nie znają nudy, bo nie boją się korzystać z wyobraźni. Tworzą codzienność.

  • Zmień perspektywę na nudę.
Nudzisz się, sytuacja cię męczy, problem jest zbyt banalny? Spójrz na niego z perspektywy reportera lub naukowca. Włącz inną optykę, rozejrzyj się, wniknij, poszukaj bohaterów. I głośno, albo w myślach pisz, opisuj, opowiadaj. Pamiętaj, liczy się wartka narracja i jak najwięcej szczegółów.
Czego dotyczy sprawa? Jacy są wokół ciebie ludzie? Jak wyglądają budynki, wnętrza, urządzenia – w jakim miejscu toczy się akcja twojego reportażu. Poszukaj elementów w otoczeniu, które nie pasują, są zabawne lub zaskakujące. Przyjrzyj się ludziom. Wyobraź sobie sprawy, z którymi przyszli, zawody, jakie wykonują.
Każda nudna sytuacja może być okazją do nauki analitycznego postrzegania rzeczywistości, albo doskonalenia warsztatu twórczego. Spójrz na świat jak na obraz abstrakcjonisty. Co autor chciał przez to powiedzieć?
Jeśli uruchomisz analityczne myślenie, paradoksalnie, nudne stanie w kolejce pozwoli ci stać się ciekawym, tolerancyjnym i twórczym.

  • Poszukaj oazy dla ducha, niech schroni się w niej przed nudą
Człowiek jest nie tylko ciałem. Nie tylko kłębkiem nerwów. Skrywamy w sobie wielkiego i niezależnego ducha. Gdy wpadamy w nudę, poszukajmy oazy dla ducha. Poszukajmy psychicznej drogi wyjścia dla ducha.
Zbuduj dla niego – w umyśle – ostoję, oazę spokoju. Pomyśl o czymś pięknym i wzniosłym (z pewnością nie twórz listy rzeczy, które masz do zrobienia, ale których nie zrobisz, bo właśnie tracisz czas…).
Przejrzyj zdjęcia swoich dzieci na telefonie (badania wykazują, że oglądanie zdjęć dzieci poprawia nastrój). Posłuchaj ulubionej muzyki lub śpiewaj ułożone przez siebie mantry.

  • Bądź wdzięczny mimo wszystko, mimo nudy, która jest cierpieniem
Pamiętaj, dużo lepiej się nudzić, czekając w gabinecie lekarskim, niż tkwić w niepewności co do wyników badań. Bardziej zabawne jest siedzieć przy śniadaniu i nawet rozmawiać o niczym, w czasie dalekiej podróży, gdy poznajesz bardzo ważnych i bardzo interesujących nieznajomych. Tobie dane jest wieść interesujące życie, bądź za nie wdzięczny.


  • Czy jestem nudny i dlatego się nudzę?
La Rochefoucauld zauważył: „Nudzą nas ci, którzy nas za nudziarzy uważają.”
Czy jestem nudziarzem? Czy to, co mówię jest nudne? Czy nudzę się, bo nudzę sam siebie?
A gdy nudzimy się w trakcie rozmowy, zapytajmy się: „Czy rozmówca też się nudzi?”…

  • Przygotuj zestaw ratunkowy, by nie utonąć w nudzie
Nuda czyha na nas w różnych miejscach i w różnych sytuacjach. Noś przy sobie książkę – papierową lub cyfrową, nieważne, ważne by była bardzo pasjonująca. Przygotuj sobie audiobook do słuchania.
Słówka obcego języka, których chcesz się nauczyć. Robótkę, na którą nigdy nie masz czasu.
Nuda? Nie to właśnie wolna chwila, na którą czekasz i której często nie zauważasz.

* * *

Wiemy jednak, że nuda nie jest li tylko elementem sytuacji. Wynikiem okoliczności.
To także cecha naszego charakteru – element osobowości – jesteśmy mniej lub bardziej podatni na nudę.
Dlatego, możemy narzekać na nudę nie tylko z braku interesującego zajęcia, ale także, gdy prowadzimy bardzo aktywne życie i wydaje nam się, ze nie ma w nim czasu na nudę.
Nuda nie manifestuje się chwilową irytacją, ale przewlekłym doznaniem pustki i braku sensu wszystkich działań, jakie podejmujemy.

Nudzącym się z nadmiaru, doradzałbym: „Zwolnij. Zatrzymaj się. Bądź uważny.”.

  • Zwolniej.
Jesteś w ciągłym pośpiechu. Masz wiele rzeczy do zrobienia, a twój grafik kipi? Zwolnij.
Każdą z zaplanowanych rzeczy rób w dwa razy dłuższym czasie, niż zaplanowałeś. Jeśli tylko nie wiąże się to z kosztem osoby trzeciej.
Gotujesz obiad, rób to powoli.
Sprzątasz – rób to z wyobrażeniem planu mieszkania, małą szczoteczką, przenoś się z miejsca na miejsce, punkt po punkcie.
Uprawiasz sport – nie patrz na metę, patrz na drogę, którą pokonujesz.

  • Zatrzymaj się.
Lista rzeczy do zrobienia jest długa i każda z tych rzeczy jest atrakcyjna, w zasięgu ręki i możliwości.
Zanim którąkolwiek rozpoczniesz, zatrzymaj się. Usiądź. Zapytaj siebie, czy naprawdę chcesz to robić. Dlaczego chcesz to zrobić? Jakie korzyści wyciągniesz? Zrób bilans, uświadom sobie wszystkie radości, które przyniesie ci działania. Spisz je na kolorowych karteczkach i odkładaj do słoja, jako oszczędności.
Zanim cokolwiek zaczniesz robić, spójrz na słój, czy jest pełen? Czy chcesz go bardziej zapełnić.
Od czasu do czasu, powiedz sobie nie.
Nie zrobię tego dziś. Ale w uzyskanym czasie nie rób nic innego. Po prostu usiądź i bądź. Bądź ze sobą.


  • Bądź uważny.
Zakładam, że każda z rzeczy na twojej liście jest atrakcyjna i podnosi twoją samooceną. Dzięki niej stajesz się lepszym przyjacielem, bardziej interesującym człowiekiem, i chce ci się żyć.
Ale jeśli tak jest, to nie warto robić tego szybko.
Warto skupić uwagę na działaniu.
Bądź uważny. Podziel działanie na wiele, setki, miliony drobiazgów i chwil. Każdy drobiazg oczami wyobraźni obejrzyj ze wszystkich stron. A jednocześnie, jeśli pijesz, tylko pij. Jeśli jesz, jedz. Jeśli ćwiczysz, ćwicz.
Nie rób nigdy dwóch rzeczy na raz.
Liczy się każdy krok. Liczy się jedne krok. Stawiaj go z niezwykle skupioną uwagą.
Nie biegnij, krocz.
Działaj dla samego działania, a nie dla celu, który chcesz osiągnąć.
Nie wspinaj się na szczyt, wspinaj się.
Nie pokonuj drogi, poznaj drogę.

Rób „nic” i rób to z uwagą.


Wykorzystano artykuł: 7 Tips to Fight the Deadly Feeling of Boredom; Gretchen Rubin; www.positivelypositive.com.





Zdjęcie z Life Time Magazine

czwartek, 15 maja 2014

Jak sobie radzić z nudą?


Tracisz zainteresowanie tym, co robisz lub powinieneś zrobić?
Masz skłonność do częstej zmiany zajęcia, miejsca pracy, przyjaciół?
Trudno ci rozpocząć pracę, a gdy podejmiesz czynności, masz wrażenie, że są monotonne i często się irytujesz?
Gdy coś robisz, błądzisz myślami lub planujesz inne czynności?
Śpisz więcej niż zwykle i robisz się senny, gdy jesteś w trakcie ważnej pracy?
Masz skłonność do nieustannego przeskakiwania z kanału na kanał w trakcie oglądania telewizji i nic nie przyciąga twojej uwagi?
Nie oglądasz niczego, ale też nie go wyłączasz telewizora?
Każda wypowiedź, której się przysłuchujesz, wydaje ci się zbyt długa?
Trudno ci skupić uwagę na długim tekście i często tracisz wątek?
Patrzysz w książkę i przewracasz strony, ale nie wiesz, o czym czytasz?
Nie możesz ani przestać czegoś robić, ale też nie możesz się w nic zaangażować?
Czy jesteś znudzony monotonią w swoim codziennym życiu lub w pracy?
Czy jesteś zainteresowany tym, co robisz i angażujesz się w to całym sercem?
Czy masz poczucie, że w większości robisz rzeczy, których nie lubisz lub których nie robiłbyś, gdybyś nie musiał?
Czy zdarza ci się myśleć, utknąłeś w koleinie lub w klatce i jesteś zmuszony do robienia czegoś, czego nienawidzisz?
Czy uważasz, że twoja praca nie stanowi wyzwania, jest nieciekawa, bo jest zbyt prosta?
Czy czujesz się, jakbyś nie miał nic do zrobienia w życiu?

Być może nie masz odwagi się do tego przyznać, ale odczuwasz pustkę, czujesz, że to, co robisz nie ma sensu? Nie odczuwasz zadowolenia z tego, co robisz?
W twoim życiu i życiu twoich przyjaciół nie dzieje się nic nowego?
Jesteś ciągle zajęty, ale twej pracy nie ubywa i nie odczuwasz satysfakcji z tego, co robisz?

Jeśli odpowiedziałeś „tak” na więcej niż połowa powyższych pytań, nudzisz się.

Jesteś znudzony.


W nudzie najgorsze jest to, że może zmienić bardzo interesującą, utalentowaną i kreatywną osobę w kompletnego obiboka, uczynić cię bezwładnym lub kazać biec w kółko…

Jest tym bardziej niebezpieczna, że zawsze prowadzi to do utraty wydajności, utraty zdrowia i rozkojarzonego umysłu. Napełnia cię negatywnymi emocjami i czyni nadwrażliwym na wszelkie trudności.


Z drugiej strony, to nuda pozwala nam odkrywać nowe światy, poszukiwać nowych rozwiązań i może skłaniać do pogłębienia swych relacji z sobą i innymi.


Nudą trzeba się zająć, jak tylko poczujesz jej pierwszy objaw.


Nuda to sygnał, że twoje „JA” traci homeostazę. Przywrócić ją możesz na przykład korzystając z tej recepty…

  • Zidentyfikuj przyczynę swojej nudy.
Jesteś jedyną osobą, która cierpi nudę i jedyną osobą, która może ustalić źródło bólu – znudzenia – dlatego musisz zadać sobie parę pytań i szczerze na nie odpowiedzieć.
Głośno zadaj sobie pytanie „Dlaczego się nudzę?”, a jeśli możesz, odpowiedzi zapisuj na kartce w formie zdań twierdzących.
Dowiedz się więcej na temat swoich słabości i frustracji.
Znajdź chwilę tylko dla siebie i niech to będzie długa chwila. Cały ten czas poświęć tylko swojej nudzie. Niech nic ci nie przeszkadza. Odłóż na bok wszystkie obowiązki.
Całą uwagę skup tylko na tym, dlaczego to, co robisz nie sprawia ci satysfakcji.
Kiedy znajdziesz przyczynę, zapisz ją na kartce. A potem zapisz ją większymi i jeszcze większymi literami. Zapisz ją różnymi kolorami, aż stworzysz obraz.
Kiedy odkryjesz, co wywołuje uczucie znudzenia, twój umysł odczuje ulgę, nie będzie odczuwać frustracji, a zacznie szukać rozwiązania problemu.
Wywołaj w sobie pozytywne nastawienie, radosne oczekiwanie na niespodziankę, na miłą zabawę w poszukiwanie skarbu.
Czeka na ciebie wiele atrakcyjnych rzeczy do zrobienia. Nie wszystko musi się zdarzyć. Ale tylko ty wiesz, co jest naprawdę warte zrobienia.
Pozytywne nastawienie jest energią. Jeśli wkroczysz na drogę rozwiązania, nic cię nie zatrzyma. Zatem, po pierwsze, znajdź przyczynę nudy, odkryj rozwiązanie i wprowadź je w życie z pozytywnym nastawieniem.

  • Napełnij swoją szklankę świeżą wodą!
Kiedy jesteśmy dziećmi, cały świat wydaje się być zabawny i interesujący. Każdego dnia spotyka nas coś nowego i czego nowego się uczymy. Wszystko jest zabawą, wszystko grą. Nigdy się nie nudzimy, bo zawsze jesteśmy zajęci poznawaniem i odkrywaniem czegoś nowego. Każda informacja prowadzi do skarbu.
Gdy dorastamy, nic nas już nie zadziwia. Wszystko staje się zwyczajne i nieciekawe. Każdy dzień staje się monotonny i wypełniony rutynowym czynnościami i prowadzi do rozdrażnienia. Nawet jeśli ciężko pracujemy i korzystamy z wielu rozrywek, zapach, smak, atrakcyjność wszystkiego ujednolica się.
Właśnie wtedy, powoli, po cichu nuda wkrada się do naszego życia.
Zatem, zrób coś, czego dotychczas nie próbowałeś, nie miałeś odwagi lub ochoty, naucz się nowych umiejętności. Im bardziej wydaje się to odległe od ciebie, od twojego doświadczenia lub potrzeb, tym lepiej.
Pozwól wewnętrznemu dziecku na nowo odkryć świat.
Uczenie się czegoś nowego odmładza komórki mózgowe i czyni go świeżym i pełnym energii. W mózgu tworzą się nowe drogi nerwowe, sięgamy do zasobów pamięci, ale też tworzymy nowe skojarzenia. Odkrywamy nie tylko nowy świat, przede wszystkim odkrywamy nowego siebie.
Możemy uczyć się gotować, malować, tańczyć, śpiewać lub języka obcego. Jeśli nie boimy się ryzyka i jesteśmy w dobrej kondycji, możemy spróbować sportów, których nie uprawialiśmy w młodości. Ważne, by cokolwiek robimy, pobudzało nas do śmiechu.
To nie ma być zadanie do wykonania, szczyt do zdobycia. To ma być skarb do odkrycia.
Twoje życie jest pełne zabawy i radości, musisz tylko znaleźć do niej mapę.

  • „Lepiej zapobiegać niż leczyć!”
Jeśli otaczają cię nudni ludzie lub tkwisz w nudnej sytuacji, jest oczywiste, że się nudzisz.
Czasami nie możesz pomóc innym, ale możesz pomóc sobie. Najważniejsze, by uświadomić sobie, kto i dlaczego wydaje się cię nudzić. A przy ty skonfrontuj się z nimi.
Nie chodzi o rozczulanie się nad sobą, lub rozmyślanie o żałosnym stanie, w jakim znaleźli, nie ma potrzeby krzywdzić nikogo.
To oczywiste, że oglądanie zbyt wielu zdjęć z ekscytującej wycieczki, w której nie brałeś udziału, jest nużące. To oczywiste, że słuchanie na temat pasji, która w żaden sposób cię nie porywa, jest męczące.
Przyczyną nudy nie zawsze jesteśmy my. Często przyczyna nudy tkwi w źle opowiadanej historii.
Jeśli tak właśnie się dzieje, spróbuj przejąć ster i pożeglować w innym kierunku.
Nie musisz spędzać czas z nudnymi ludźmi na nudnej imprezie. Ale, jeśli to spotkanie z przyjaciółmi, można znaleźć sposób by zrobić coś, co rozwieje widmo nudy. Skoro ty się nudzisz, jest szansa, że także inni się nudzą. Nie chodzi o to, by uciec, ale by zaproponować wspólne działanie, wspólną zabawę, w której będziesz mógł uczestniczyć, a nie być li tylko widzem, biernym odbiorcą.

  • Nie odwlekaj, nie odkładaj, działaj!
Zwlekanie jest okazją do ospałości i nudy. Zadania, które cię czekają wydają się trudne, męczące, nieciekawe? A może czegoś się obawiasz? Odkładanie ich nie zmniejsza poziomu negatywnych emocji. Spróbuj zrobić to z marszu, bez rozmyślania o tym, co jest do zrobienia i dlaczego nie chcesz tego robić.
Jeśli już zacząłeś, zapewne od pierwszej chwili czujesz niechęć do tego, co robisz. Jednak nigdy nie przestawaj, przynajmniej do półmetka. Jeśli się zatrzymasz i odłożysz, wrócić będzie jeszcze trudniej. Twój umysł nawykowo będzie szukał ciekawszych zajęć. Uwaga się rozproszy i …
Odwlekanie pozwala działać nudzie, usypia cię, pożera twój czas i odbiera okazję do zrobienia czegoś naprawdę interesującego.
Jednak, jeśli praca jest naprawdę trudna i wymaga skupienia, podziel ją na etapy. Na odcinki. Gdy dojdziesz do końca odcinka, zrób przerwę. Przejdź się, napij się kawy lub herbaty (daj sobie nagrodę). Rozprosz uwagę na krótką chwilę. Przerwa w myśleniu, ale i działaniu. Nie angażuj się w żadną inną czynność. Nie sięgaj po nic atrakcyjnego. Rób „nic”.
A potem wróć do czynności, którą masz do wykonania. Uwolnienie się od presji samo w sobie jest nagrodą.

  • Ignoruj zakłócenia
Pierwszą rzeczą, która zaburza koncentrację w pracy jest „odwracanie uwagi”. Im bardziej twoja uwaga jest rozproszona, tym większe szanse, że praca cię znudzi.
Rozpraszać mogą dzwoniący do ciebie lub współpracowników telefon, hałas w otoczeniu. Rozpraszać mogą zakłócenia wewnętrzne, myśli niezwiązane z pracą lub ciężar niedokończonych zadań, niedyspozycja fizyczna. Wszystko to powoduje, że czujesz się zmęczony i tracisz zainteresowanie czymkolwiek.
Upewnij się, że twój umysł jest w stanie nienaruszonym i bezpiecznym, że nic nie odciąga twojej uwagi, że możesz sterować swoją koncentracją.
Niekiedy, gdy mamy problemy z uwagą, sięgamy po „pobudzacze” – kawę, herbatę, napoje energetyczne. Ich działanie jest złudne. Owszem, na krótko pobudzają, ale po pewnym czasie odczucie znużenia jest coraz bardziej dojmujące i coraz głębsze. Ponadto, sięganie po kubek z kawą samo w sobie rozprasza. Dlatego im bardziej monotonna czynność, tym bardziej skupmy na niej uwagę. Przyjrzyjmy się jej w najdrobniejszych detalach, jak przez szkło powiększające. A przede wszystkim nie oceniajmy jej, patrzmy na wszystko, jakbyśmy robili to po raz pierwszy.

  • Zrób listę życzeń
Nigdy nie jest za późno, aby zrobić listę życzeń. Stworzyć listę wszystkich ciekawych rzeczy, które chcesz zrobić, albo zawsze chciałeś zrobić, gdybyś tylko miał po temu okazję. To nie muszą być rzeczy realne, możliwe, nawet prawdopodobne. Może być to lista najbardziej szalonych i dziwnych rzeczy, których pragnąłeś. Jeśli spiszesz je na kartce, będziesz mógł zobaczyć, jak wiele jest spraw, z którymi tęsknisz i ile masz niespełnionych nadziei. Uwolni to twoją podświadomość i przestanie cię męczyć.
Nie martw się. Nie myśl, że zmarnowałeś życie na nudne sprawy.
Popracuj ze swoją listą. Nadaj im kategorie ważności – co chcesz zrobić, co chciałbyś zrobić, co byłbyś gotów zrobić, co mógłbyś… Oceń stopień trudności ich realizacji i rozróżnij kolorami. Sięgnij po kategorię – bezwzględnie chcę to zrobić i jestem w stanie to zrobić. Nanieś ją na kalendarz – kiedy chciałbym, chcę to zrobić. Oznacz co do dnia i godziny. Ustal plan, a potem harmonogram realizacji. Na czerwono oznacz te, które sprawią największą frajdę i radość.
Pracuj z tym harmonogramem i codziennie rób jedną, choćby drobną rzecz, która służy spełnieniu marzenia.

  • Przełam monotonię
Przebudzenie, śniadanie, może spacer z psem, droga do pracy, praca, powrót, kolacja, wieczór przed telewizorem, sen. To zwyczajowy plan dnia. Gdy jesteśmy na emeryturze, znika praca, pojawia się spacer, zakupy, wizyta u lekarza, spotkanie ze znajomymi. Wydłuża się czas spędzony przed telewizorem.
Twój umysł każdego dnia angażowany jest jeśli nie w te same, to w podobne czynności. Spotykasz mniej więcej tych samych ludzi, zatem rozmawiasz na bardzo podobne do siebie tematy.
Życie to codzienna rutyna, monotonia. Słońce wstaje i słońce zachodzi. Każdego dnia wydeptujemy tę samą ścieżkę.
Być może nawet nie uświadamiasz sobie, że twoje życie jest monotonie. Robisz wiele rzeczy, jesteś zajęty, ale wszystko odbywa się w tym samym rytmie. Albo w pośpiechu, albo powoli. Albo nie masz na nic czasu, albo nie masz po co się spieszyć.
Poczucie braku satysfakcji z codzienności jest manifestacją tej monotonii.
Trzeba ją przełamać, zrobić coś nowego, albo w inny sposób. Zacząć można od zmiany codziennej trasy – drogi do pracy, sklepu, spaceru. Zbadaj pustkowia, odkryj nieznane. Przebywając codziennie tę samą drogę, po krótkim czasie dostrzegamy już tylko „drogowskazy”. Sama droga staje się tłem. Można, zatem, zacząć się drodze przyglądać. Jej szczególnym aspektom. Na przykład, wypatrywać wyłącznie czerwonych elementów po drodze. Albo wsłuchiwać się w charakterystyczne dźwięki i sprawdzać, czy pojawiają się codziennie. Podróżować do tych samych miejsc w nowy sposób, albo nową drogą, albo w nowy sposób nową drogą, to uaktywni twoje szare komórki, pozwoli im wziąć głęboki oddech, odświeżyć się. Możesz poznać nowych ludzi, dostrzec nowe sprawy.
Jeśli lubisz czytać, sięgnij po książkę, o której nawet byś nie pomyślał. Słuchasz muzyki, posłuchaj tej, która wydawała się nieinteresująca. Złam rutynę. Zmień kanał telewizyjny.
Jeśli posługujesz się nowymi mediami, utwórz nową sieć społeczną. To nie znaczy zaprosić nowych znajomych do profilu na Facebooku. Utwórz zupełnie nową stronę i poszukaj jej przyjaciół.
Uprawiasz ogród? Stwórz serwis wymiany porad ogrodniczych lub społeczność wielbicieli nieznanych roślin. Interesujesz się zdrowie? Zbuduj sieć zielarzy. Ważne, by nowa sieć w żaden sposób nie łączyła się z twoją codzienną działalnością. Nie musisz być ekspertem w przedmiocie, poszukaj ekspertów i ucz się od nich.
Możesz też zainicjować „kooperatywę szczęścia”. Szczególnie, gdy jesteś emerytem i masz trochę wolnego czasu, a niezbyt dobrze rozumiesz wirtualny świat.

  • Bądź pszczółką
Pracowitą pszczółką. Nieustannie poszukującą kwiatka do zapylenia.
Masz sporo wolnego czasu, mało obowiązków? Bezczynność jest twoją codzienną rutyna? Wyjdź z fotela, zejdź z kanapy. Strząśnij z siebie bezwład lenistwa. Rób coś, niekoniecznie coś konstruktywnego. Obejdź okolicę i ustal swój rewir. Wybierz miejsca i punkty, które będą dla ciebie znacznikami rewiru. Weź psa na spacer, pobiegaj, zrób kilka ćwiczeń fizycznych i postaraj się ożywić ciało. Nie masz kondycji, spróbuj ćwiczyć oddech siedząc, leżąc. Możesz to robić w domu lub w parku, siedząc na ławce. Możesz ćwiczyć jogę, niekoniecznie zapisywać się do klubu. Możesz poćwiczyć w domu, siedząc w fotelu i słuchając muzyki z radia.
Jeśli twój plan dnia jest przeciążony obowiązkami, zrestartuj swój komputer. Zrób sobie przerwę od nudnych zadań. Po pierwsze, zwolnij. Po drugie, rób tylko jedną czynność na raz.
Kiedy jesteś znudzony i robisz sobie przerwę, nie siedzieć bezczynnie. Zrób coś innego. Coś, co dodaje energii. Bądź w ruchu, śpiewaj, tańcz, śmiej się. Nie chodzi o efektywność, chodzi o to, by twój mózg nie zastygał w bezruchu.
Ważne by być aktywny jak pszczółka, ale i czujnym. Każdą czynność wykonuj z uwagą i dokładnie.

  • Bądź ciekawski
Ciekawość jest siostrą nudy i matką wynalazków i odkryć. Co wiesz o okolicy, w której mieszkasz? O jej historii? O ludziach, którzy żyli lub żyją obok ciebie? Nic? Uważasz, że to nudne? Zacznij być dociekliwy. W każdym miejscu kryje się jakaś tajemnica. Odkryj ją. Spójrz na rzeczy z nowego wymiaru.
Wyobraź sobie, że budzisz się w obcym miejscu. Jesteś tu po raz pierwszy. Nikogo nie znasz. Zobacz nowe w starym.
Spraw niespodziankę znajomemu lub przyjacielowi. Przygotuj coś, co go bardzo interesuje, ale musi być dla niego nowością. Nie pytaj, czego by chciał. Odkryj to.
A może spróbujesz nauczyć się posługiwać nowym gadżetem? Nie ważne, czy go potrzebujesz, ważna jest zagadka i jej rozwiązanie.
Kiedy coś robisz, pomyśl o tym jak dziecko. A dlaczego tak? A dlaczego to? Dzieci potrafią zamęczyć pytaniami. Jeśli nie ma wokół ciebie takiego dziecka, jesteś bezpieczny, spróbuj sam.
Dlaczego słońce świeci? Dlaczego sól jest słona?...
Wiesz już wszystko, bo masz profesurę i przeczytałeś wszystkie książki w bibliotece? A dlaczego wszystko jest wszystko? No i co to znaczy „wiedzieć”?

  • Poznaj siebie
„Poznaj samego siebie” – mantra starożytności, która pozwalała rozwiązać zagadkę losu.
Każdy przynajmniej chciałby być interesującym człowiekiem.
Kiedy czujemy się samotni i nie mamy z kim pogadać, marzymy o tym, by do kogoś mówić, a nie kogoś słuchać. Wydaje nam się, że tyle mamy do powiedzenia, tylko nie ma komu.
Ale naprawdę wiesz, co kochasz i co cię inspiruje. Marzysz, ale czy naprawdę wiesz, czego pragniesz?
Jeśli jesteś osobą twórczą i masz duszę artysty, praca recepcjonisty, operatora wprowadzania danych, urzędnika oczywisty sposób cię znudzi i doprowadzi do rozgoryczenia. To nie twoja bajka.
Ale okoliczności życia nie zawsze uwalniają z nas to, co w nas najlepsze we właściwym czasie. „Nie ułożyło się” – często sobie powtarzamy. „Musiałem, muszę, tak po prostu było trzeba…”
„Wszystko jest interesująca, jeśli jest robione z radością.”
Możemy nauczyć się czerpać radość z tego, co robimy i naprawdę cieszyć z tego, jeśli zobaczymy swoje życie, swoją pracę z innej perspektywy. Zobaczymy, że nasze życie czemuś służy.
Znajdź wolną chwilę, a najlepiej wiele wolnych chwil przez wiele dni, i napisz bajkę, której jesteś bohaterem…
„Dawno, dawno temu, w pewnym mieście, żył….”




Wykorzystano: Top 10 Tips to Escape Boredom; Priyadharshini, September 1, 2013, listdose.com

środa, 14 maja 2014

Apocomia - choroba współczesności?


Zdjęcie: Salvatore Falcone flickr.com

Nuda w szczególny sposób przypisana jest starości.

Mam wrażenie, że podświadomie utożsamiamy starość z nudą.

Dlatego setki instytucji, organizacji tworzy programy „aktywizacji seniorów”. Aktywny senior to ktoś, kto się nie nudzi. Śpiewa, tańczy, rysuje, a najlepiej - dalej zarabia na swoje utrzymanie i jest społecznie użyteczny.

Gdy się nie nudzisz, masz wypełniony ten tak zwany „czas wolny”, nie chorujesz, żyjesz dłużej, jesteś szczęśliwy… i „młody”.


Kiedy pojawiają się pierwsze oznaki starzenia, to nadchodzącej nudy boimy się najbardziej.
Nuda zabija, zanudzić można się na śmierć, a przecież nikt nie chce umierać.
Kiedy nasza praca nie jest nazbyt twórcza, nazbyt satysfakcjonująca – ot, wstajemy rano, śniadanie, gazeta, podróż do biura, biurowa karuzela, powrót do domu, kolacja, telewizja, spanie – o emeryturze zdajemy się marzyć, bo dopiero wtedy zaczniemy żyć pełnią życia. Ale, gdy nadchodzi czas przejścia na emeryturę, wpadamy w panikę. „Co będę robił? Przecież praca to moje życie…”.
Starzenie jest początkiem końca, a starość jest końcem wszystkiego, co w życiu interesujące…
To wtedy pojawia się „kryzys wieku średniego” lub „kryzys połowy życia”.
Dokonujemy bilansu, robimy remanent, sporządzamy listę tego, co nas w życiu ominęło, czego nam brakuje, czego jeszcze możemy spróbować.
I skaczemy na głęboką wodę, bo może uda się naładować akumulatory na starość – „Będę miał co wspominać!”
Zmieniamy partnera – „Póki jeszcze mogę. Póki jeszcze ktoś mnie chce”
Podejmujemy ryzyko – „Za chwilę będę już niedołężny. Każdy powinien spróbować skoku ze spadochronu…”
Robimy „coś” ze sobą – „Chcę spróbować odmiany, przecież nie jestem jeszcze stary/stara…”

Wszystko tylko po to, by ustrzec się nudy w przyszłości.

Ale spora część z nas reaguje na starzenie rezygnacją, zaprzeczenie – „Kiedy to się stało? Nie zauważyłem/zauważyłam, że się starzeję… Człowiek nigdy na nic nie miał czasu…”
Pojawia się rozgoryczenie.
Wszystkie aktywa wyparowały. „Może i są, ale co one są warte?..”
Czujemy się bezradni wobec zbliżającej się przyszłości, już teraz.
Gdzieś w głębi nas coś pęka. Sami nie wiemy co. Pęka i już.
Wyraźniej widzimy swoje porażki, potknięcia, braki i niemożność. Zagrożenia są większe od szans. „Nadzieja… Fajnie byłoby, tylko mnie akurat dobre rzeczy się nie zdarzają…”

Każdy ma swój własny break point (punkt pęknięcia). Nie da się go przewidzieć, wyznaczyć, ma on indywidualny wymiar i w znacznej mierze jest przypadkowy.

„Weź przestań. Nawet tak nie mów. Pomyśl, tyle okazji wokół. Masz czas. Pieniędzy tak wiele nie potrzeba. Zrób coś z sobą…”

„A po co mi…to?”
„Po co walczyć, przecież i tak umrę? Po co łudzić się nadzieją, nie udało się wcześniej, to czemu teraz? Przecież nie jestem już młody. Nigdy już nie będę młody… Czas pogodzić się z faktami.".

„Apocomia" to choroba współczesności, jej objawami są zgorzknienie, rozczarowanie, zniechęcenie, zagubienie i osamotnienie.

Jej manifestacją jest brak zgody na świat. Człowiek jest zmęczony rzeczywistością. Bywa, że stan niezadowolenia sprawia mu swoistą przyjemność. Pod wpływem rozczarowań, częstych porażek, zraniony przez życie zamyka się w sobie. Ale też tęskni za „byciem w środku”, „wewnątrz”, „byciem kimś ważnym”. Choć nie podejmuje działań, które prowadziłyby do zmiany rzeczywistości, wszystko krytykuje, widzi w ostrych barwach, „nie ma czasu na filozofowanie”, „białe albo czarne, trzeciej możliwości nie ma”. Gdy spotyka się z opinią choćby o cień odmienną, jest wzburzony i obrażony, bo świat sprzysiągł się przeciwko niemu. Dlatego nie słucha, nie usiłuje zrozumieć, musi się bronić, bo jeśli nawet nie atakują teraz, zaatakują w przyszłości.

Źle znosimy negatywne wydarzenia, które nas dotykają. Przeżywamy szok, doznajemy traumy. Rzadko uświadamiamy sobie, że porażki są niezbędnym elementem życia, są elementem rozwojowym, twórczym.
Wkraczając w okres starzenia, stajemy się bardziej wrażliwi na porażki i łatwiej doznajemy traumy.
Za traumatyczne doświadczenie możemy uznać coś, co nie spotkało nas samych, w ogóle nas nie dotyczy. Wszystko dlatego, że kurczowo trzymamy się myśli, iż jesteśmy ważni dla świata i rzeczywistości. Lękamy się wykluczenia.

Jednak, gdy spotykamy okazję do wprowadzenia zmiany w swoim życiu, w swoim otoczeniu, w swojej rzeczywistości, zadajemy pytanie „A po co?”. Bo lękamy się zmiany, lękamy się utracenia tego, co już mamy, choćby w naszej opinii owo coś nie było nic warte.
A przed tym lękiem uciekamy w depresję, osamotnienie, bezradność, wręcz niedołężność.


Pytanie „A po co?" pojawia się w naszym życiu spontanicznie i w różnych okresach. Już w młodości jesteśmy doświadczeni trudem (nauka, wysiłek myślenia, praca), konfliktem (rodzina, praca, rówieśnicy, szkoła), lękiem przed przyszłością.
Po co się angażować w życie, które przyniesie rozczarowanie? Po co brać ślub, skoro wkrótce małżeństwo i tak się rozpadnie? Po co mieć dzieci, jeśli będzie je trzeba wychowywać w takim okrutnym świecie: w świecie, w którym będzie trzeba zmagać się z bezrobociem, narkotykami, AIDS, rakiem itd.? Po co budować swoją starość, skoro tak czy tak umrę.

Jeśli naszemu wejściu w starzenie towarzyszy prawdziwie negatywne wydarzenie (utrata pracy, rodzica, małżonka, choroba), apocomia ma szczególny grunt do rozwoju. Człowiek czuje się niepotrzebny, często ma problemy materialne, zadaje sobie pytanie: „Po co mi to wszystko?" , i odsuwa się, by nie być ciężarem. I jeśli nie otrzyma pomocy, zapada się w przepaść osamotnienia, i zgorzknienia, zatraca się w rozczarowaniu.

Apocomia rodzi postawę zamknięcia się w sobie, co może prowadzić do samozniszczenia. Człowiek staje się nieczuły, oschły, zamknięty, skłonny do nerwowych reakcji, do biernej, ale i czynnej agresji. Ucieka w głąb siebie, w głąb swojej niechęci do świata, w odrzucenie drugiego człowieka, pomocy, możliwości rozwoju, twórczego bycia dla siebie i dla innych.
Choroba, wizja zbliżającej się śmierci, utrata najbliższych dodatkowo zdejmuje z nas odpowiedzialność za to, co robimy.
Apocomia uniemożliwia pozytywne zmiany we własnym życiu, ale nie utrudnia szkodzenia innym.

Czy apocomia jest samodzielną chorobą czy tylko wstępem do nerwicy noogennej?

Nieważne. Gdy tylko dostrzeżemy pierwsze objawy, warto szybko reagować.

Apocomia dla psychiki jest jak nowotwór dla ciała.

Szybkie wykrycie i szybkie podjęcie leczenia ustrzeże nas przed osunięciem się w pustkę i poczucie bezsensu życia.

Termin "apocomia" stosuję za Dariuszem Buksikiem i jego artykułem Nuda, apocomia, pustka – choroby dotykające współczesnego człowieka czy nerwica noogenna w ujęciu V.E. Frankla? w Studia Psychologica, 10/2010.
Autorem pojęcia jest Jean Sulivan, francuski pisarz i ksiądz (1913-1980).