niedziela, 6 grudnia 2015

Co sprawia, że jesteśmy piękni bez względu na wiek?

Dawno, dawno temu, znajoma wyjaśniła mi, kiedy związek kobiety i mężczyzny zaczyna się starzeć i – jej zdaniem – rozpadać.

Stwierdziła, że jest to chwila, gdy mężczyzna, patrząc na twarz swojej ukochanej, sugeruje jej, by odrobinę się podmalowała, choć przez lata zapewniał, że woli ją naturalną, bez makijażu.

Znajoma twierdziła, że właśnie wtedy mężczyzna przestaje widzieć w partnerce ukochaną dziewczynę, a zaczyna dostrzegać starzejącą się kobietę.

Czy taka jest prawda? Nie wiem. Być może po prostu dostrzega w jej oczach zmęczenie, odrobinę smutku, pewien dystans, i sam odczuwa niepokój. Niekoniecznie musi myśleć o zmarszczkach. W końcu i jemu czas odcisnął piętno na twarzy.


Ta rozmowa przypomniała mi się, gdy natrafiłem w sieci na tekst Emily Morrison „7 rzeczy, które czynią kobietę piękną, a czego make-up uczynić nie zdoła”.

Twierdzenie mojej znajomej trudno dziś zweryfikować, bo nawet nastolatki nie wyobrażają sobie dziś wyjścia do szkoły bez makijażu.
Emily Morrison zauważa w nim, że większość kobiet tkwi w przekonaniu, iż klucz do ich urody spoczywa na dnie kosmetyczki.
Milion i jeden powodów sprawia, że kobiety chcą w to wierzyć.
Kobiety – to nie tylko feministyczny pogląd - oceniane są głównie na podstawie wyglądu.
Ale czy aby tylko kobiety?
Popkultura i media propagują i promują ten sposób patrzenia na siebie i innych.
Uroda, wizerunek są tym, co zastąpiło osobowość. Niby każdy chce ukazać światu siebie, ale tak naprawdę równamy do miary wyznaczanej przez media.
A korzysta na tym przemysł kosmetyczny, bezwstydnie wykorzystując reklamy, pokazujące jak wyglądamy przed i po zastosowaniu jakiegoś cudownego, niemal magicznego, specyfiku, który choć naturalnego pochodzenia i bez konserwantów kosztuje bajońskie sumy.

Emily Morrison sprzeciwia się temu. Twierdzi, że prawdziwe piękno nie pochodzi od szminki, tuszu do rzęs, kredki do oczu, czy pudru, czy nawet jakiegokolwiek kremu.
Jej zdaniem siedem elementów sprawia, że kobieta jest, a nie tylko wydaje się być, piękną.
I to w bardziej trwały sposób niż oferuje makijaż.
A przede wszystkim, bez względu na wiek.

Co zatem czyni kobietę piękną?

Po pierwsze: pasja.
Kobieta bez pasji jest po prostu nudna i brzydka.
Przez całe życie jesteśmy zabiegani. Gonimy z kąta w kąt, aby z czymś zdążyć, albo by złapać okazję. Poganiani obowiązkami, które zdają się nie mieć końca. Zwłaszcza kobietom trudno, choć na chwilę, zwolnić, znaleźć czas, by zrobić coś dla czystej radości.
Łatwo się w tym biegu zatracić i zaniedbać. Porzucić to, co rozpala i rozbudza. Zamienić życie w beznamiętną rutynę i banalną egzystencję. To powszechne, naturalne, a liczne i codzienne obowiązki tłumaczą wszystko. Makijaż pomaga ukryć zmęczenie i starość, zachować dawną urodę.
A kobieta, która poświęca czas swojej pasji (cokolwiek to jest), rozumie, że życie jest zbyt cenne, by wędrować przez świat bez radości z podróży.
Kobieta, która lubi wszystko, co życie ma jej do zaoferowania, a nie tylko związek, partnera, rodzinę, pracę, jest tą, którą świat podziwia. Dlaczego? Bo pasja jest światłem, błyskiem w oku, jest ożywcza, a co ważniejsze zaraźliwa.
Patrzenie na kogoś, kto realizuje swoje marzenia, kto cieszy się życiem, a nie tylko wegetuje, skłania do uśmiechu, budzi nadzieję, opromienia. To także najpiękniejsze doświadczenie, jakie człowiek może mieć.

Po drugie: współczucie.
Kobiety o zimnym sercu mogą kochać siebie, ale kto je pokocha?
Jeśli kobieta nie jest w stanie obdarzyć uczuciem innych, kto obdarzy ją uczuciem?
Czy się jest matką, kochanką, koleżanką, nauczycielką, czy przyjaciółką, współczucie jest spoiwem, które scala związek.
Celebryci o pięknych twarzach, spoglądający na nas z okładek kolorowych magazynów, podziwiani i pożądani, pełni narcyzmu, postrzegani są jako osoby samolubne.
Prawdziwe piękno kryje się głęboko pod skórą. Nie da się go wyretuszować z pomocą photoshopu.
Kobieta, która wie, jak dawać i otrzymywać miłość, jest bardziej pożądana niż kobieta, która nie ma nic do stracenia i która obawia się, że głębokie emocje mogą popsuć jej urodę, albo rozmazać makijaż.

Po trzecie: intelekt.
Żyjemy w kulturze, która z pokolenia w pokolenie przekazuje mit, że piękna kobieta nie jest inteligentna.
To zresztą nie tylko mit, to stereotyp, który działa także w drugą stronę. Z założenia inteligenta kobieta nie może być piękna.
Z tego powodu kobieta urodziwa nie może osiągnąć szczytów kariery. A ta, która postawiła na umysł i wykształcenie nie może być podziwiana za urodę. Co najwyżej mówi się o niej: „dobrze zrobiona”.
Emily Morrison twierdzi, że kobieta, która nie znajduje czasu, by rozwijać swój umysł jest jak pisarz, który nigdy nie czyta książek.
Zaniedbywanie własnego intelektu jest podobne do krzyku: „Nie muszę rozumieć świata - świat musi rozumieć mnie!"
A przecież świat nie tylko nie może, on nawet nie spróbuje nas zrozumieć.
Dążenie do wiedzy, do prawdy jest nie tylko atrakcyjne, ale niezbędne dla naszego istnienia.
Wiedza czyni równouprawnienie, a upodmiotowienie jest niezwykle sexy.

Po czwarte: umiłowanie życia.
Czy kiedykolwiek próbowałeś spędzić dłuższą chwilę z ponurakiem, zrzędą, malkontentem?
Czy choć raz spróbowałeś się bawić z kimś, kto jest do świata negatywnie nastawiony, kto ma wyłącznie do innych pretensje?
To niemożliwe, prawda?
Z kimś negatywnym trudno dzielić jedną przestrzeń. Bo nikt nie kocha i nawet nie lubi chandry.
Nawet ci ponurzy na co dzień.
To nie znaczy, że trzeba być wiecznie radosnym. Trzeba umieć smakować zarówno przyjemności, jak rozczarowania. To znaczy mieć w sobie ciekawość tego, co niesie życie. Cieszyć się tym, co niesie chwila. Owszem, chwila minie, ale póki trwa… jest przygoda, zabawa, radość.
Kobiety, które kochają życie, doceniają wszystko, co życie ma do zaoferowania i są bardziej atrakcyjne od tych, które dostrzegają jedynie ograniczenia, brak możliwości, przeszkody, i zastępują życie rutyną.
Jeśli kobieta nie może się zrelaksować na tyle, by spontanicznie wybrać się na spacer z dzieckiem lub głośno zaśpiewać swoją ulubioną piosenkę, po cóż do niej dołączać?

Piąte: wytrwałość.
Nie ma piękniejszej kobiety od tej, która się nie poddaje.
Wytrwałość, czy chodzi o karierę zawodową, małżeństwo, czy o kondycję fizyczną, jest inspirująca i pobudzająca.
Świat kocha wojowników.
Co nie oznacza kogoś, kto stale z kimś wojuje. Upiera się, zmaga, wymusza. Nie chodzi o prosty i banalny feminizm. Nie trzeba chwytać za broń i stawać przeciwko światu w obronie swoich pozycji.
Nie chodzi o to, by kobieta zawsze stawiała na swoim, by miała rację. Nie chodzi o sprawowanie kontroli. O podporządkowywanie sobie otoczenia – albo jesteś ze mną, albo przeciwko mnie. Nie. To formy przemocy – nieważne biernej, czy czynnej.
Elastyczność jest równie ważna. Jest elementem wytrwałości. Wytrwałość potrafi ustąpić. Zrobić krok w tył. Zobaczyć szerszą perspektywę. Znaleźć obejście przeszkody.
Chodzi o wiarę, że życie nigdy nie może ciebie pokonać, chyba że pozwolisz sobie zostać pokonanym. Piękno tkwi w akceptacji po równi najgorszego i najlepszego, działając tak, jakby to była twoja decyzja.

Szóste: pewność siebie, zaufanie do siebie.
Mówiąc o pięknie, o urodzie, należy wspomnieć o pewności siebie.
O zaufaniu do siebie, które ma się nijak do chełpliwości.
Między pewnością siebie a przechwalaniem się jest tylko cienka, czerwona linia.
Przechwalanie się to opisywanie siebie z oczekiwaniem dla siebie podziwu. Oczekiwanie, że jej siłę, wdzięk, urodę każdy powinien dostrzec i tylko jej gratulować. To poszukiwanie pochwały dla własnego ego jest nie tylko egoizmem - to brzydota.
Zaufanie do siebie nie wymaga, by inni to dostrzegali i potwierdzali, jak dobrze wyglądamy, mówimy, myślimy, działamy. Pewność siebie to uczucie dumy z tego, jak się wygląda, mówi, myśli, czy też działa, bez zwracania czyjejkolwiek uwagi na siebie.
Kobieta, która nie potrzebuje zapewnień innych ludzi, by poczuć tę dumę w sobie jest nieskończenie bardziej atrakcyjna niż kobieta, która nieustannie dopomina się pochwał i uznania, a tym bardziej podziwu.

I wreszcie siódme: energia, siła życia.
Na koniec najważniejszy element piękna, wisienka na torcie, zwieńczenie wszystkiego – żywotność.
Energia, witalność, którą nie sposób przecenić.
Kobieta pełna witalności godna jest pomnika. Kamienia, marmuru, brązu, nieważne, byle czegoś, co jest ponadczasowe.
Kiedy kobieta żyje z pasją, okazując współczucie, pielęgnując swój intelekt, kroczy przez życie z ciekawością i radością, jakby to była przygoda, nie poddaje się, ma do siebie zaufanie i szacunek, nie szukając i nie okazując przewagi nad innymi, jej energia jest iskrą, która zapali wszystkich i wszystko wokół niej.
Jest po prostu piękna.
I nie musi się kryć za maską makijażu.
Czy stylizacji wymyślonej, wykreowanej, sztucznej.

Nieważne, przez Boga czy naturę, jest wielce prawdopodobne, że zostaliśmy stworzeni w pięknej i doskonałej postaci ducha. Trzeba go tylko uwolnić i za nim podążać.

Nie żebym był zbyt wielkim fanem teorii gender, feminizmu, ale mam przeczucie, że wyżej wymienione elementy czynią piękno nie tylko kobiety. Także mężczyzny. Po prostu, człowieka.
I mam też przeczucie, że elementy te nie tracą z wiekiem, lecz nawet mogą zyskać.
Lecz mogę się też mylić.

czwartek, 3 grudnia 2015

Depresję może być niezauważona...

Powszechnie uważa się, że depresję łatwo jest rozpoznać i zdiagnozować.

Co znaczy, że gdyby ktoś z naszych bliskich popadł w depresję, dostrzeglibyśmy to i udzielilibyśmy stosownej pomocy bez zwłoki.

Myślimy także, że gdybyśmy sami doznali depresji, nie mielibyśmy kłopotu z rozpoznaniem tego stanu, a zatem i ze zwróceniem się do bliskich o pomoc.

Niestety, te poglądy są dalekie od prawdy.


Depresja często pojawia się i mija niezauważona, nierozpoznana, i niezdiagnozowana.

Nie zawsze przechodzi w fazę kliniczną.

Głęboko skrywana przez osobę cierpiącą, może być niewidoczna nawet dla najbliższych.

Choć bolesna, groźna i utrudniająca życie, bo osoby, które mogłyby pomóc, odwracają się od chorego, zmęczone, znudzone, zniecierpliwione tym, czego nie rozumieją.


Depresję można ukryć i ukrywać przez długi czas.
Można ją okiełznać, można sobie z nią radzić, choć to nie usuwa problemu i nie daje szczęścia.
Wszystko zależy od osobowości i treningu odebranego w dzieciństwie.
Niektóre osoby zostały tak uwarunkowane, by samemu radzić sobie z wewnętrznymi demonami w taki sposób, by świat owych demonów nie zauważał.
Czynią tak, bo się wstydzą słabości. Bo boją się odrzucenia przez bliskich.
Bo mają wrażenie, że w ten sposób okazują siłę (choć tak naprawdę marnują swoją energię na złudzenia).

Żyjemy w kulturze herosów. Wychowujemy dzieci w przekonaniu, że rany odniesione w walce, blizny są przedmiotem dumy. Człowiek musi być silny, musi walczyć o coś, zdobywać coś, bo na tym polega życie. Człowiek musi zawsze dokądś zmierzać, musi osiągnąć cel, tylko w sukcesie kryje się jego wartość. Człowiek musi się zmagać z losem, dźwigać swoje przeznaczenie, musi być lepszy od innych, musi nad innymi dominować, nie może ustępować, bo wtedy jest słaby, a słabość jest śmieszna.
Człowiek musi być piękny, zdrowy, szczęśliwy.
Uczymy dzieci, że jeśli nie jesteś silny, piękny, szczęśliwy, to przynajmniej udawaj takiego.

Musimy zmagać się z wewnętrznymi demonami, o ile zdołamy je rozpoznać, ale nie powinniśmy ujawniać ich nawet bliskim.
Jeśli rozpoznamy demony, możemy stawić im czoło. A nawet je pokonać.
Ale, aby nie były widoczne dla najbliższych, musimy zepchnąć je w mrok i stanąć na straży ciemności, chroniąc siebie i świat przed nimi. I to będzie nasze bohaterstwo.
Naszą bronią w walce z demonami są nawyki.

Z pomocą nawykowych zachowań, osoby żyjące z depresją potrafią świetnie ją ukrywać.
Szczególnie, gdy nasz nawyk będzie mniej lub bardziej akceptowany, choćby tolerowany przez otoczenie. Będzie dla otoczenia wygodny.

Błędem jest sądzić, że osoby z depresją pogrążone są w głębokim i niezmiennym smutku.
Osoby z depresją nie są również ponurakami.
Depresja to coś więcej niż tylko nastrój.
Osoby żyjące z depresją, o ile nie jest to jeszcze postać kliniczna, uczą się panować nad swoim nastrojem i stwarzać pozory dobrego humoru, czy pozytywnego nastawienia.
Potrafią ukrywać swoje problemy i to tak dobrze, że nawet najbliżsi sądzą, że wszystko jest w porządku. Osoby te mogą nawet wydawać się wesołe i szczęśliwe.
Czynią tak, by nie sprawiać innym przykrości, by nie „dołować” ludzi wokół, obawiając się, że zostaną uznane za słabe i zostaną odrzucone.
Jednak osoby z depresją swoich pozytywnych zachowań trzymają się nazbyt kurczowo. Nie ujawniają publicznie tego, co przeżywają w środku, ale ich zachowanie może wydawać się nienaturalne i uciążliwe. Obserwator może nie dostrzegać przyczyn tego szczęścia i czuć się skrępowanym nieuzasadnioną radością. Obserwator może czuć się oszukiwany (i w rzeczywistości jest oszukiwany).

Nawykowym lekarstwem dla osób skrywających depresję są zachowania, które pozwalają uciec od własnych myśli (a w zasadzie, dzięki którym możemy wprowadzić się w stan transu).
Może to być muzyka, gimnastyka, długie spacery, albo jazda samochodem bez celu.
Cokolwiek, co pozwala wprowadzić umysł w stan niemyślenia. Co pozwoli uciec od własnych emocji. Nada myślom jednostajny rytm.
Rutyna staje się formą autoterapii.
Pozorny i w rzeczywistości kruchy ład pozwala trzymać wewnętrzne demony na dystans.
Zachowania te nie zawsze nie są wykonywane z myślą o przyszłości, nie rozwiązują problemów teraźniejszości. Bywa, że bliscy postrzegają je jako marnowanie czasu. Podczas gdy każde z nich jest bitwą z depresją i kosztuje naprawdę sporo energii.

Każdy, kto doświadczył depresji wie, jakim jest ona obciążeniem. Nie tylko dla osoby cierpiącej, ale także dla jej bliskich.
Czasami, gdy pozwolisz komuś podejść zbyt blisko i przyjrzeć się temu, z czym się zmagasz, on odchodzi z bardzo różnych powodów. Obawia się zarazić smutkiem, lub nie ma ochoty na smutek. Lęka się trudności. Nie czuje się wygodnie w kłopotliwej sytuacji. Nie chce lub nie może pomóc, bo myśli o sobie.
Choć trudno go za to winić, to u osoby z depresją pojawia się silne uczucie porzucenia.
Niekiedy ów ktoś zamiast odejść – zapewne w dobrej wierze – usiłuje podnieść chorego na duchu.
„Uśmiechnij się”, „no powiedz coś wesołego”, „mnie też jest smutno…” – mówi – a chory czuje się zlekceważony i odrzucony.
To sprawia, że chory trzyma swoje emocje w tajemnicy, w obawie przed odrzuceniem przez tych, których kocha. Nie ma bowiem nic bardziej bolesnego niż odkrycie, że to, co uważasz za swoją najgorszą stronę, jest odrażające dla kogoś, kogo kochasz i potrzebujesz.
Osoby z depresją izolują się emocjonalnie. Wciskają się w emocjonalny kąt. Przekonują się, że są stworzone do samotności. „Że tak będzie lepiej dla wszystkich”, albo „dlaczego innym też ma być źle”. Są w tym tak dobre, że otoczenie toleruje tę izolację, a nawet uznaje ten stan za pożądany, bo przecież ona czy on są tak szczęśliwi w swej samotności.

Osoby ukrywające depresję potrafią stworzyć dla siebie legendę. W swoim mniemaniu prowadzą życie „pod przykrywką”. Wytwarzają wokół siebie mgłę tajemniczości, niedostępności,
Legenda musi tłumaczyć wszystko – od blizn po cięciach na ramionach po liczne powody uniemożliwiające przyjęcie zaproszenia na kolację. Musi tłumaczyć każde życiowe niepowodzenie.
Osoby skrywające depresję napotykają wiele problemów, które utrudniają normalne codzienne funkcjonowanie. Legenda musi to tłumaczyć i usprawiedliwiać. Dlatego, gdy spada nastrój lub pojawia się silny lęk, wiedzą, co powiedzieć i jak odwrócić uwagę innych od swego bólu.
Osoby skrywające depresję potrzebują legendy także dla samych siebie. Często nie chcą sobie uświadomić, że cierpią z powodu depresji. Legenda pomaga im wyprzeć depresję ze świadomości. Boją się przejąć kontrolę, bo depresja zdejmuje z nich odpowiedzialność.

Osoby skrywające depresję nabierają nieprawidłowych nawyków związanych ze snem lub odżywianiem.
Te problemy mogą wydawać się mało znaczące, ale mają ogromny wpływ na stan chorego.
Osoby, które skrywają depresję, mogą nie ujawniać swoich emocji, ale zaburzenia snu lub odżywiania powinny zwracać uwagę bliskich.
Albo śpią zbyt wiele, albo zbyt mało. Objadają się, albo twierdzą, że nie mają apetytu.
Sen i odżywianie to fundament naszego zdrowia. Ale to także dwa elementy, które ludzki umysł może kontrolować. Depresja powoduje utratę tej kontroli, co w efekcie może prowadzić do utraty kontroli nad tym, kim i jacy jesteśmy w ogóle.

Osoby w depresji wiele uwagi poświęcają temu, co dzieje się w ich ciele. I próbują sterować swoją świadomością, wpływając na procesy fizjologiczne.
Osoba w depresji szybko uczy się, że alkohol napędza depresję, ale pozwala także wyłączyć świadomość. Szybko uczy się, że kofeina i cukier są stosunkowo tanimi i łatwo dostępnymi polepszaczami nastroju. Poznaje leki, dzięki którym trzyma nastrój na wodzy.
Zatem próbuje i często miesza te substancje. Próbuje to robić, by kontrolować swój stan, albo by tę kontrolę stracić, ale przede wszystkim dlatego, że w tym odmienionym stanie wydaje się sobie bardziej znośna dla innych.

Osoba skrywająca depresję często rozmyśla o życiu i śmierci. Co dla bliskich może być uciążliwe.
„Czy nie możesz po prostu żyć?” – pytają – „Zamiast rozmyślać o śmierci?”
Nie każda osoba z depresją ma myśli samobójcze. Jednak depresja skłania do nieustannego myślenia o życiu i spoglądaniu w twarz śmiertelności.
Codziennym towarzyszem depresji jest lęk, lęk przed życiem i tym, co życie niesie, a nie lęk o życie.
Częste zmiany nastroju, których osoba skrywająca depresję nie może kontrolować, sprawiają, że takie myśli są bardziej intensywne.
Niekiedy przychodzi chwila desperacji. Szczególnie, gdy pragniemy jednej odpowiedzi na wszystkie życiowe pytania. I wydaje się nam, że to my jesteśmy przyczyną wszystkich problemów, ale w sobie nie odnajdujemy choćby jednego rozwiązania. Wtedy pojawia się myśli o zdecydowanym cięciu i rozwiązaniu wszystkich problemów za jednym zamachem.
To nawykowe myślenie o życiu i śmierci pozwala jednak cierpiącemu balansować na krawędzi woli życia.

Wiele z najbardziej inspirujących i mających wpływ na nasze życie osób - artystów, filozofów, ale i polityków – miewało problemy psychiczne. Prawdziwa „wielkość” wymaga niekiedy zejścia na dno emocji.
Osoby skrywające depresję mogą wydawać się nieco dziwaczne. Formułują dziwne, ale zarazem ciekawe, wręcz fascynujące myśli, które niekoniecznie zasmucają, czasami bawią. Dzięki temu osoby te wydają się otoczeniu interesujące, ale też kierują uwagę otoczenia w bezpieczne dla nich miejsce.
Dla niewprawnego oka, dla kogoś, kto nie szuka, osoba ta nie będzie cierpiała, będzie po prostu inna.
Może wydawać się, że lepiej niż inni potrafi słuchać; że można jej powierzyć swoje problemy, bo nikomu ich nie zdradzi; że potrafi spojrzeć na życie z innej perspektywy. To prawda. Osoba w depresji ma dostęp zarówno do jasnej, jak i do ciemnej strony swej duszy. Ale jej zainteresowania są tylko nawykiem, który ma hamować depresję.

Osoby skrywające depresję często nie mogą odnaleźć w życiu celu.
A przecież każdy pragnie mieć w życiu cel. Żyjemy w kulturze, gdzie życie bez celu nie ma wartości. I choć dziesiątki filozofów uczy czegoś innego, w naszym świecie nie liczy się droga, wysiłek, zmaganie. Liczy się to, czy osiągnąłeś cel.
Każdy z nas chce mieć pewność, że to, co robi, jest coś warte. Jeśli mamy coś zrobić, chcemy wiedzieć, że zdążamy w dobrym kierunku.
Dla osoby w depresji taka pewność jest poza zasięgiem. Dlatego pragnie jej bardziej niż inni i to w sposób, który ma być oczywisty tak dla niej, jak i jej otoczenia. Dlatego osoba w depresji nie odczuwa sytości, pewności, adekwatności. Zawsze czuje niedosyt.
Ponieważ nie może mieć pewności, rekompensuje swoją słabość ciągłym poszukiwaniem. Sterowana depresją, osoba często zmienia kierunek. Choć wydaje się niezwykle angażować w poszukiwanie szczęścia, jednocześnie nie poświęca wystarczającej uwagi temu, co robi i co zdobywa tu i teraz, ciągle chcąc więcej i więcej.

Nawet osoba, która okiełznała swoje demony i która wie, jak żyć z obciążeniem swego umysłu, potrzebuje czasami pomocy.
Niestety jej wołanie o pomoc na ogół pozostaje bez echa. Łatwo przeoczyć prośbę kogoś, kto na co dzień twierdzi, że świetnie radzi sobie sam.
Jednak tylko czasami może sama sobie z depresją poradzić. Czasami musi sięgnąć po wsparcie i jeśli zdoła się otworzyć, ujawnić swoje cierpienie, i co ważniejsze spotka osobę, które zechce ją wysłuchać, depresja jej nie zmoże. Niestety, aby ukryć depresję, kurczowo trzyma się swojej samodzielności.

Osoba w depresji - jak każdy, a może bardziej niż inni - potrzebuje akceptacji i miłości, a nie tylko tolerancji. Potrzebuje i pragnie uwagi, jednocześnie starając się być przez innych niezauważona.
Osoby w depresji nie ukrywają mroku swej duszy, swoich demonów, aby ochronić siebie. W swoim mniemaniu chronią świat przed demonami i dźwigają ciężar ponad swoją miarę.
Nieujawnianie depresji nie służy ani realizacji marzeń, ani dążeniu do sukcesu, ani do budowania nieprawdziwego wizerunku. Ma ochronić najbliższych cierpiącego przed napaścią demonów.
To powoduje, że cierpiący pragnąc miłości i bliskości, utrzymuje wobec najbliższych dystans.
Ten dystans może być irytujący dla otoczenia, a nawet bolesny.

Żyjemy w świecie, który zachęca nas, czasami wymusza na nas, ukrywanie naszych słabości.
Nakazuje ukrywać łzy i smutek, aby nie przenosić na innych, nie obciążać innych swoją słabością.
A przede wszystkim, by nie zostać wykorzystanym, by nie stać się ofiarą.
Żyjemy w świecie, w którym sukces stał się idolem. Sukces za wszelką cenę i bez względu na zastosowane metody.
Nie ważne jak to zdobyłeś, ważne, że zdobyłeś więcej niż inni.
Ale każdy z nas nie tylko pragnie miłości, bliskości i wsparcia, lecz potrzebuje ich.
Dlatego powinniśmy mieć prawo do depresji bez poczucia obowiązku jej skrywania.
Depresja nie jest słabością, a jej skrywanie nie jest siłą.
Każdy ma prawo do łez, jeśli ich potrzebuje.
A bezradność nie jest wieczna i nie musi trwać, o ile nie zamkniemy się w niej.

O depresji wiele się mówi. Przestrzega się przed nią. Objaśnia. Ale ciągle lekceważy się depresję osób starszych.

To właśnie osoby starsze najczęściej – ze wstydu – skrywają swoją depresję.

Bo w ich wieku, z ich doświadczeniem, w ich sytuacji, depresja to zwykłe lenistwo.

To bardzo groźny i niczym nie uzasadniony pogląd.

Jeśli zatem ktoś z bliskich przejawia nawyki wyżej opisane, a przy tym nie czuje się szczęśliwy, kto ma problemy ze skupieniem uwagi, zatrzymajmy się.

Wyciągnijmy do niego pomocną dłoń.

Depresja działa wolno, długo i wyniszczająco. Ale można ją pokonać.


Inspirowany tekstem Lexi Herrick zamieszczonym w serwisie www.huffingtonpost.com


środa, 25 listopada 2015

O depresji - powiedz to sobie, jeśli nikt tego tobie nie mówi

Depresja nie dopada nas znienacka.

I nie czyha na nas za rogiem.

Pojawia się jak mrok, powoli. Otacza nas, wnika w nas i wypełnia.


Na początku to coś na kształt zachmurzenia.
Po którym następuje zmierzch.
Czarna noc przychodzi na koniec. W fazie klinicznej.

Depresja nie zawsze jest - nie od razu jest – nie tylko jest – dojmującym i obezwładniającym nas smutkiem.
Najczęściej to lęk, który ma niejasny kształt, kryjący się gdzieś, w mroku, albo w oślepiającym świetle.
Wyczuwamy coś, ale nie umiemy tego ująć w słowa.
To, co mówimy, wydaje się takie banalne.
Szczególnie, jeśli nie wydarzyło się w naszym życiu nic, co usprawiedliwiałoby nasz niepokój, zagubienie, idące ich śladem przygnębienie.

Być może dlatego, depresja często bywa lekceważona.

Lekceważona przez bliskich, znajomych, przyjaciół, którzy nie dostrzegają u nas powodu do niej.
Co nie powinno dziwić, wszak mają swoje życie, skupieni są na własnych problemach, które wydają się większe i wyraźniejsze, bo są bliżej, bo są ich problemami.
No i nie można odczuć emocji innego człowieka. Można tylko zawierzyć słowom, o ile się ich wysłucha.
A o depresji mówi i pisze się ostatnio tak wiele (co bardzo dobrze), że niektórym może się wydawać, że „mieć depresję” jest w modzie.
Dlatego można usłyszeć: „nie przesadzaj”, albo „to tylko…”.
To sposób myślenia tych, którzy depresji nie mają i jej nie mieli.

Ci, którzy depresji doznali, znają ból pojawiający się znikąd, chłód przenikający ciało, który pojawia się wraz z lękiem, poczucie paniki, uczucie, że nie ma jak i dokąd uciec, zamieranie w sobie, uczucie marazmu i obsesyjne myśli o tym, że jest się nic nie wartym, czego potwierdzeniem jest właśnie to, że mamy depresję.

Oczywiście, nie każde przygnębienie, smutek, lęk – nawet najbardziej nasilone i długotrwałe – oznaczają depresję.
Niekiedy to „tylko” wypalenie zawodowe, albo nuda, spleen.
Niekiedy objawy zaburzenia funkcjonowania mózgu.

Najważniejsze, by nie lekceważyć tych odczuć.

Bo póki to tylko zmierzch, to także cierpiący lekceważą swoje odczucia, dopatrując się w nich przegranej, porażki, dowodu swojej niskiej wartości.
Próbują uciekać od nich. Nie zauważać ich, nie nazywać ich (bo przecież to słabość, a wstyd być słabym, nieporadnym, bezradnym w świecie, który chwali wyłącznie tych ambitnych, zaradnych, silnych, aktywnych).
Usiłują uciec obsesyjnie i w strachu.
Na ogół uciekając od życia, bo życie zdaje się być li tylko bezdrożem i zagubieniem.
Uciekając od ludzi, bo każde usłyszane: „nie przejmuj się tak”, „uśmiechnij się, pomyśl o czymś innym”, „nie wiem, jak ci pomóc”, „nie wiem co na to powiedzieć”, „powiedz coś wesołego, miłego, dobrego” jest tylko jątrzeniem otwartej rany.

Jeśli depresja jeszcze nie rozgorzała, a zaledwie się w nas tli, możemy popracować ze swoją świadomością i ją okiełznać.
Depresja jest jak wielka, oceaniczna fala. Ma ogromną niszczącą siłę, ale niektórzy dosiadają jej i surfują na niej.
Świadomość i praca ze swoimi odczuciami może nam pozwolić rozproszyć ciemność.
Nauczyć się jej nie bać. A nawet żyć z nią, znaleźć na nią spokój.

To trudne, wymaga wsparcia, wymaga uświadomienia sobie paru faktów.

  • Jesteś kimś więcej niż tylko swoimi niepowodzeniami. Nawet, jeśli wydaje ci się, że nie odniosłeś żadnego sukcesu.
  • Jesteś ważną częścią tego świata, właśnie taki, jaki jesteś. Pielęgnuj swoją odmienność, nawet dziwaczność, to twoje wewnętrzne piękno, odbicie tego, co piękne w świecie.
  • Twoje marzenia są ważne i chcą być zrealizowane, zatem pozwól sobie marzyć.
  • To, jak odczuwasz swoje życie jest ważniejsze od tego, jak ono wygląda w oczach innych ludzi. Zaufaj sobie bardziej. Zaufaj swoim odczuciom.
  • Kiedy przestaniesz poszukiwać światła w oddali, dostrzeżesz, że to ty sam jesteś światłem.
  • Jesteś silniejszy, niż sobie wyobrażasz, ale przede wszystkim bardziej niż sobie pozwalasz.
  • Nie możesz zobaczyć pełnego obrazu. Nikt nie może. To fizycznie niemożliwe. Wystarczy robić jeden krok na raz. Codzienne działania - niezależnie od ich wagi – pozwalają sobie zaufać i porządkują świat. Wielkie sprawy mogą się stawać wyłącznie przez nieważne codzienne czynności.
  • Wszystkie twoje problemy są do pokonania. Bywa, że rozwiązanie jest zaskakująco proste, że aż trudno zgodzić się na niesprawiedliwość, taki problem, a takie proste rozwiązanie. Czasami rozwiązanie nie jest tym, czego oczekujesz.
  • Zasługujesz, by uwierzyć osobie, którą chcesz się stać.
  • To, czego szukasz nie znajduje się na zewnątrz ciebie. To jest w tobie.

Rzadko kiedy ktoś nam to mówi, dlatego warto mówić to sobie samemu.
Ale kiedy słowa te padają, słuchajmy ich uważnie.
Nie od razu znajdziemy dowody na to, że są prawdziwe.
Może trudno nam w nie wierzyć.
Pozwólmy im być z nami.
Pozwólmy im pojawiać się w naszej świadomości.

Kiedy jesteśmy przygnębieni, czujemy się przytłoczeni, kiedy nie mamy wizji, albo boimy się wizji tego, co nadchodzi, trudno jest przyjąć perspektywę zmiany.
Aby zdobyć się na zmianę, zdobyć się na działanie, nie wystarczy jej chcieć.
Nie wystarczy mieć możliwość jej dokonania.
Nie można się jej obawiać.

Jeśli przyjaciele ci tego nie mówią, powiedz to sam sobie.

wtorek, 10 listopada 2015

Proces starzenia się a depresja

Starzenie się to nie tylko proces naturalnych zmian zachodzących w naszym ciele, a co za tym idzie zmian zachodzących w naszej psychice.

To nie tylko problemy związane z procesami poznawczymi: uwagą, myśleniem, pamięcią.

To także – a może przede wszystkim – szereg zmian w otoczeniu starzejącej się osoby.

Obok problemów zdrowotnych (które wcale nie muszą wiązać z wiekiem, mogą być jedynie konsekwencją naszego stylu życia lub zaniedbań w młodości) spotykają nas okoliczności, które wiążą się z umiejscowieniem osoby starszej w społeczeństwie.

Na przykład, zmieniamy pracą z uwagi wymagania formalne, potrzeby pracodawcy, lub przechodzimy na emeryturę, przez co zmniejszają się nasze dochody.

Coraz częściej dotyka nas śmierć bliskiej osoby, lub partnera, a jednocześnie coraz trudniej nam wejść w nowe, bliskie relacje z ludźmi. Nasze dzieci dorastają, przeprowadzają się do odległego miejsca, przez zmniejsza się częstotliwość kontaktów.

Nikogo zatem nie dziwi, że starsi ludzie często bywają smutni, przygnębieni, skarżą się na depresję.

Amerykańscy specjaliści zwracają uwagę, że depresja u osób starszych nawet przez lekarzy traktowana jest jako zjawisko naturalne, wynikające ze zmian fizjologicznych związanych z wiekiem, a przez to jest lekceważona.

Zwracają uwagę, że choć liczba osób starszych dotkniętych depresją rośnie, to w większości depresja nie jest leczona.


Także jako społeczeństwo wierzymy, że depresja jest niejako objawem towarzyszącym przewlekłej chorobie, wdowieństwa, czy problemów ekonomicznych, że nie wymaga leczenia sama przez się. Jesteśmy gotowi wierzyć, że minie sama, jeśli zmieni się sytuacja seniora, albo jeśli uda się go zaktywizować, rozweselić, czy dowartościować.
Z badań wynika, że gdy 38% osób powyżej 65 roku życia jest w stanie uwierzyć, że depresja u seniora jest chorobą wymagającą leczenia, to aż 58% w tej grupie ma przekonanie, że to normalne zjawisko, na które nic nie można poradzić, z którym nic nie trzeba robić.
Wydaje się nam, że depresja jest tak samo wpisana w starzenie się, jak utrata słuchu, osłabienie wzroku, czy problemy z pamięcią.
W rezultacie, większość starszych osób z depresją nie otrzymuje żadnej profesjonalnej pomocy. Czasami lekarze przepisują im środki nasenne lub przeciwlękowe, albo poprawiające nastrój. Co w oczywisty sposób tylko maskuje problem.

Nieleczona depresja nie tylko zwiększa ryzyko wystąpienia innych chorób, ale wpływa na jakość życia i zwiększa ryzyko samobójstwa w późnym wieku.
Wskaźnik samobójstw w grupie osób powyżej 75 lat znacznie wzrasta w porównaniu z ogólnym wskaźnikiem samobójstw w całej populacji.

Naturalnie, wiele elementów procesu starzenia się to czynniki ryzyka zachorowania na depresję.
Wdowieństwo częściej spotyka seniorów. Jedna trzecia wdów lub wdowców ma objawy kliniczne depresji w ciągu miesiąca od utraty partnera, połowa z nich cierpi z powodu depresji nawet rok po zgonie najbliższej osoby.
Podobnie wiele chorób – zapalenie stawów, nowotwory, choroby serca – i zaburzenia poznawcze zwiększają ryzyko depresji w późnym wieku.
Z wiekiem spadają nasze możliwości adaptacyjne, a niekorzystne zmiany zachodzą niemal z dnia na dzień. Dotyczy to szczególnie społecznego funkcjonowania osób starszych. Nawet drobny uraz może utrudniać, wręcz uniemożliwiać kontakty towarzyskie. Nie wspominając o problemach finansowych, częstych u osób na emeryturze. Szczególnie u osób, które nie mają oparcia w rodzinie, lub które po prostu są samotne.
Czynnikiem ryzyka są także stereotypy społeczne, albo uprzedzenia związane z wiekiem.
Przekonanie, że starość bezwzględnie wiąże się z jakąś formą niepełnosprawności, bezradności, mogą prowadzić do przekonania, że „stary człowiek” pozbawiony jest wartości, godności, że jest ciężarem dla społeczeństwa.
To z powodu stereotypów i uprzedzeń wobec własnej starości, osoby starsze nie planują swojej przyszłości, nie tworzą pozytywnej wizji swego życia, uciekają od zmartwień w pozorne zajmowanie się codziennością.
Żyją z dnia na dzień, ale nie potrafią cieszyć się swoją codziennością.
Bywa, że popadają w swoisty letarg.
Popadają w rutynę i nie są zdolni do jakiejkolwiek spontaniczności.
Obawiają się najdrobniejszej zmiany.

Brak kontaktów społecznych jest głównym czynnikiem ryzyka depresji wśród seniorów.
Journal of the American Geriatrics Society opublikowało wyniki badań, które pokazują, że ryzyko depresji u osób starszych, które rzadko widują swoje rodziny lub przyjaciół, niemal podwaja się.
To ryzyko jest niezależne od częstotliwości telefonicznego bądź listowego kontaktu osób starszych z bliskimi.

Dodatkowym czynnikiem ryzyka są leki, które zażywają seniorzy, szczególnie podawane w leczeniu nadciśnienia tętniczego i układu hormonalnego.

U osób starszych depresja często pozostaje nierozpoznana. Wydaje się nawet, że unika się jej rozpoznania, po manowcach szukając przyczyn złego samopoczucia seniora.
Objawy depresji są lekceważone i traktowane jako „normalne” dla wieku i to zarówno przez osobę chorą, jak i pracowników systemu ochrony zdrowia.
Być może depresja jest lekceważona, gdyż coraz częściej, coraz szerzej, w coraz bardziej otwarty sposób się o niej mówi. Zatem pojęcie – zdaniem lekarzy, ale i pacjentów – jest nadużywane.
To tylko chandra.
Lub to tylko „jesienna, wiosenna” depresja, minie z czasem
Niestety, pojęcie trafiło do mowy potocznej, do języka mediów, i jest używane jako synonim obniżenia nastroju, smutku, żałoby. Zjawisk, które się nam przytrafiają i muszą wybrzmieć.

Depresja jest jednak jak najbardziej realną chorobą, wymagającą leczenia, i nie jest naturalnym elementem procesu starzenia się.
Objawy depresji u seniorów są podobne do objawów u osób młodszych:
  • bieżące i długotrwałe uczucie smutku, uczucie beznadziejności, pesymizm;
  • poczucie braku wartości i bezradności;
  • nadmierna senność, albo bezsenność, którym towarzyszy poczucie nieustającego zmęczenia;
  • utrata zainteresowania otoczeniem, kontaktami z ludźmi, lub niemożność doznawania przyjemności i radości z aktywności;
  • wycofanie społeczne, izolacja;
  • brak apetytu lub nadmierny apetyt, z jednoczesnym brakiem satysfakcji z jedzenia, brak smaku;
  • bóle mięśni, które nie ustępują w leczeniu i nie mają związku z aktywnością;
  • brak koncentracji, słaba pamięć i niezdolność do podejmowania decyzji;
  • drażliwość i niepokój, lęk;
  • myśli o śmierci i samobójstwie.
Objawem depresji jest także prokrastynacja – odsuwanie w czasie podjęcia jakiegokolwiek działania. Niemożność wstania z łóżka po przebudzeniu, pomimo odczuwanej niewygody, niepokoju, i braku potrzeby snu. Brak poczucia sensu jakiejkolwiek aktywności i życia w ogóle.

Objawy te – przynajmniej niektóre – mogą towarzyszyć innym schorzeniom, a także być wywołane przez inne zaburzenie, ale jeśli występują łącznie i utrzymują się powyżej dwóch tygodni, najprawdopodobniej mamy do czynienia z depresją.

Specjaliści podkreślają, że im szybciej depresja zostanie prawidłowo rozpoznana, im szybciej wdrożone zostanie leczenie, tym większa szansa na zmniejszenie ryzyka wystąpienia dodatkowych powikłań, a przede wszystkim samobójstwa.

To tym ważniejsze, że wiele zależy od otoczenia seniora.
Choremu – z powodu choroby – bardzo trudno zmobilizować się i zwrócić o pomoc.
Potrzebna jest wrażliwość bliskich i uważność lekarzy pierwszego kontaktu.

Starsze osoby niechętnie poddają się terapii. Zresztą, o ile mamy już niewielką grupkę geriatrów, to psychoterapeutów osób w podeszłym wieku jak na lekarstwo.

Dlatego w przypadku depresji osób w podeszłym wieku konieczne wydaje leczenie farmakologiczne. Leki przeciwdepresyjne mogą poprawić koncentrację, sen, nastrój i apetyt seniora.
Jednak niektóre leki dadzą efekt już po kilku tygodniach, na skutki innych trzeba czekać 2 do 3 miesięcy. Dlatego nawet w farmakoterapii ważne jest wsparcie otoczenia.

Dodatkowym wspomaganiem leczenia jest wzbogacona dieta i nawet najprostsza forma codziennej aktywności fizycznej.

Utrudnieniem mogą być problemy w poruszaniu się. Osoby w podeszłym wieku często mają problemy z dotarciem do gabinetu lekarza, czy psychoterapeuty.
Dlatego na świecie sięga się po nowe technologie. Aplikacje na smartfony, a także rozmowy przez telefon.

Z uwagi na utrudnienia w leczeniu, najważniejsza wydaje się zatem profilaktyka depresji.
Codzienna, regularna aktywność fizyczna, na przykład codzienny spacer na świeżym powietrzu, zmniejsza ryzyko zachorowania o 19%, donoszą badania.
Wzbogacona dieta, jak najczęstsze kontakty z rodziną i bliskimi, angażowanie się w życie społeczne to dodatkowe zabezpieczenia.
Ważne jednak, by pamiętać – nie chodzi o sam kontakt z innymi ludźmi, ale o autentyczne zaangażowanie się w kontakty z ludźmi. Osoby podatne na depresję wymagają uwagi, ale też same powinny zadbać o bycie uważnym.
Kiedy po przejściu na emeryturę obniża się nasz aktywność społeczna, dobrze jest wyznaczać sobie zadania i uczyć się zupełnie nowych rzeczy. Jednak nie w odosobnieniu i skupieniu, ale poprzez uczestniczenie w grupie.

Starzenie się jest częścią życia. Starzenie się jest naturalne i związane jest z potrzebami organizmu.
Ale depresja nie jest elementem procesu starzenia się.
Jest jego zaburzeniem.
Wczesne rozpoznanie, wdrożenie prawidłowego leczenia, pomogą seniorowi uniknąć emocjonalnych i fizycznych skutków depresji.

Jeśli dostrzegasz u siebie lub u kogoś ci bliskiego objawy depresji, jak najszybciej skontaktuj się z lekarzem w celu rozpoznania. Po wdrożeniu leczenia, większość ludzi odczuwa znaczną poprawę nastroju. Leczenie jest powolne i wymaga czasu. Ale może być w pełni efektywne.

sobota, 7 listopada 2015

Czego uczymy się od życia o życiu?...

Jakiś czas temu czekałem na spotkanie z pewną „dojrzałą panią”, nazwijmy ją G.
Mieliśmy uzgodnić wykonanie pilnego zlecenia.
Pani G. pracowała na uniwersytecie i zajmowała się tłumaczeniem.
Mojego gościa, w przedsionku firmy, przywitała moja współpracownica, która właśnie kończyła studia. Zaproponowała gościowi kawę, a przy kawie panie zaczęły ze sobą rozmawiać, trochę z uprzejmości, trochę dla zabicia czasu, trochę z ciekawości – miały ze sobą współpracować.
I jak to często bywa, tematem tej rozmowy stało się po prostu życie.
Pani G. postanowiła wyjaśnić, dlaczego nie ma czasu na pilne zlecenia, a przy okazji opowiadała o sytuacji w domu, o pracy ze studentami, a relacjach damsko-męskich. Zapewne z uwagi na temat tekstu, który miała tłumaczyć.
Kiedy wszedłem do pokoju, panie żywo dyskutowały o naturze ludzkiej.
Łatwo było zrozumieć, że pani G. skarży się i opowiada o nieporozumieniach, które zdarzyły się jej niedawno z życiowym partnerem.
Usłyszałem, jak moja współpracownica mówi: „Z mojego doświadczenia życiowego wynika, że w takich sytuacjach najlepiej…”.
Uśmiechnąłem się. Panie różniło raczej więcej niż trzydzieści lat.
Jakież doświadczenie życiowe może zaoferować młoda kobieta, w zasadzie jeszcze dziewczyna, kobiecie dojrzałej?
Szczególnie, gdy rzecz dotyka związków, relacji z partnerem, uczuć?
Nie mogłem się niestety przekonać, bo wraz z panią G. przeszliśmy do obowiązków, czyli omawiania pracy.

Pytanie jednak mnie nurtowało.
Bawiła mnie moja wewnętrzna konfuzja, szczególnie, gdy sięgnąłem do wspomnień o sobie z czasów, gdy byłem świeżo po studiach i wydawało mi się, że życie nie ma przede mną tajemnic.

To pytanie o to, czym jest „życiowe doświadczenie” powraca do mnie co jakiś czas.

Czym jest „doświadczenie życiowe”?

Wiedzą o tym, czym jest życie, jakie może być? Znajomością wszystkich dróg i kierunków?

Posiadaniem odpowiedzi na każde pytanie? A może wręcz przeciwnie, świadomością swojej niewiedzy, swojej ułomności, niemożności bycia doskonałym?

A może po prostu świadomością, że życie jest zbyt bogate, by można było je zaplanować?

Czy „życiowe doświadczenie” chroni cię przed upadkami, czy jedynie pozwala je przewidzieć?

Czy może uczy, jak szybko podnosić się po upadku?

Czy „życiowe doświadczenie” chroni od cierpienia, czy zaledwie pomaga je cierpliwie znosić?

Czy „życiowe doświadczenie” oznacza, że ktoś doznał wszystkiego, co dobre, czy wszystkiego, co złe?

No i kiedy możemy mówić, że ktoś posiada „życiowe doświadczenie”?

Czy jest to domena starców i mędrców, czy może zbiorowa mądrość, w którą na co dzień trudno nam uwierzyć.

Prowadząc te rozważania, uświadomiłem sobie, że niemal w każdym wieku mówimy, że mamy „życiowe doświadczenie”.
Kiedy jesteśmy dziećmi, zdarza nam się pouczać młodsze rodzeństwo właśnie z perspektywy bardziej doświadczonej osoby.
Kiedy jesteśmy nastolatkami i usiłujemy utrzymać się na burzliwej fali hormonów, często wydaje nam się, że doświadczamy czegoś więcej (lub bardziej, głębiej) niż nasi rodzice, czy dziadkowie. Wydaje nam się, że oni zmarnowali szanse, okazje. Przecież nie byliśmy świadkami ich życia.
Kiedy jesteśmy dojrzali, doświadczenia dziecka lub nastolatka wydają nam się banalne, bo życie jeszcze przed nimi.
A gdy, będąc już mocno w latach zaawansowani, spotykamy kogoś, kto z naszej perspektywy dopiero co zaczął się starzeć, nie jesteśmy gotowi zawierzyć jego „życiowemu doświadczeniu”. Bo cóż może wiedzieć – ten młody pięćdziesięciolatek – o bólu, cierpieniu, samotności?

Czy, aby mieć życiowe doświadczenie, trzeba doświadczyć absolutnie wszystkiego? Czy wystarczy żyć?
Czy ktoś, kto nigdy nie upadł, nie ma prawa do życiowego doświadczenia?
Czy to, że ktoś nigdy nie wędrował po nieznanym, oznacza, iż nie zna świata, nie zna życia?

Sprawa wydaje się niejednoznaczna, niejasna, albo zbyt oczywista, by ją zrozumieć.
Bo być może pod tym hasłem kryje się to, co po prostu wiemy o życiu.
To, czego uczymy się w życiu o nas samych, o sobie nawzajem, o świecie.
Czego dowiadujemy się o życiu od życia, po prostu.

W ostatnim czasie znalazłem w sieci tekst napisany przez Carmelene Siani: „Everything Is Foreplay”.
Opowiada o spotkaniu z dawno niewidzianym przyjacielem.
A zarazem o intelektualnej grze.
Autorka po 40 latach spotyka się z mężczyzną, który zadaje jej pytanie: „Czego nauczyłaś się w życiu o życiu w czasie, kiedy się nie widzieliśmy?”
Carmelene Siani ma 73 lata, zatem z pewnością wie o życiu niejedno. Trudno to nawet wyrazić.
73 lata… Człowiek powinien wiedzieć o życiu wszystko, czyż nie?
Ale jak to wyrazić?
Cz w ogóle da się wiedzę o życiu ująć w kilku słowach. Zamknąć w jakiejś zgrabnej sentencji.
„Sporządź listę, nie spiesz się” – zaproponował Carmelene przyjaciel – „Będzie o czym rozmawiać przy następnym spotkaniu.”
I Siani sporządziła listę tego, czego o życiu nauczyło ją jej życie.

  • Nic w tym świecie nie jest czarno-białe. Wszystko jest szarością. (Chyba, że jesteś politykiem.)
  • Bałagan na biurku rzeczywiście jest oznaką zaśmiecenia umysłu. Podobnie zagracone mieszkanie, zaśmiecony samochód, bałagan w szafie i w szufladzie, a nawet zaśmiecona skrzynka e-mail.
  • Jesteśmy naszym środowiskiem – zarówno tym mikro (dom, samochód), jak i makro (miasto, świat). Czasami należy po prostu zaprosić panią, która posprząta twój dom.
  • Zawsze mamy zielone, albo czerwone światło, w zależności od tego, w jakim kierunku zmierzamy w naszym życiu. To takie proste. Ale nikt nie chce uwierzyć, że to takie proste.
  • Jeśli mieliśmy zły sen, albo źle spaliśmy, albo jesteśmy w depresji, ma to coś wspólnego z tym, co jedliśmy, zwłaszcza jeśli to była pizza.
  • Cierpienie zawsze będzie nam towarzyszyć i nie ma znaczenia ile memów zaprzeczających temu znajdziemy na Facebooku.
  • Tylko sztuka i muzyka mają jakikolwiek sens w tym świecie – z pewnością nie piłka nożna.
  • Bez względu na to, co twierdzą w wiadomościach, jedyną rzeczą, której musimy się bać jest sam strach.
  • Nic nie pomoże ci zachować młodości bardziej niż otwarty umysł, być może z wyjątkiem wspaniałego seksu. (Do diabła, nawet mierny seks może dodać ci kilka lat życia.)
  • Wszystko jest grą wstępną, o której na ogół zapominamy. Ta gra wstępna jest nam niezbędna.
  • Ustawianie budzika 20 minut przed czasem pobudki, może dać ci czas na przytulanie się i jest świetnym sposobem na grę wstępną do codzienności, nie wspominając o najlepszym sposobie na rozpoczęcie dnia.
  • Wbrew temu, co mówi piosenka, osiągnięcie dojrzałości jest nadzwyczaj trudnym zadaniem, dlatego nie łam się.
  • Francuzi mają rację. Niech żyje różnica.
  • Mężczyźni potrzebują przynależeć do jakieś grupy (na przykład ćwiczenia wojskowe uczą jak wykorzystać swoją energię - a nie jak prowadzić wojnę). Kobiety? Cóż, mają wystarczająco dużo innych spraw na głowie.
  • Wojna jest bezowocna w każdym przypadku.
  • Jeśli ktoś ma złe stosunki z swoim byłym, a ty starasz się zbudować z nim nowy związek, prawdopodobnie to nie będzie dobry związek.
  • Jeśli ktoś mówi nam, co jest z nami nie tak, albo czego w nas nie lubi, prawdopodobnie, przynajmniej do pewnego stopnia, ma rację, przyznanie się do błędu od razu pozwoli przerwać mnożenie argumentów.
  • Nasze nastawienie naprawdę jest najważniejsze.
  • Kto ratuje innych zawsze w końcu staje się ofiarą.
  • Bóg nie ma brody – ale też nie ma waginy - o ile to ma jakieś znaczenie.
  • Tequila jest dobra na wszystko..

Carmelene Siani zaznacza, że lista ta nie została sporządzona według hierarchii wartości. Raczej rządzi nią chaos, jak całym naszym życiem.

No cóż.
Z wieloma punktami mogę się zgodzić.
Życie w istocie jest gamą szarości, choć niekiedy na chwilę wychodzi słońce i pojawiają się kolory.
Bałagan i nadmiar rzeczy wokół mogą przesłaniać nam możliwości i okazje.
Konflikty często oczyszczają atmosferę, ale na ogół są zwykłym marnowaniem energii.
Tequilę odrzucam. Ale to kwestia smaku.

czwartek, 5 listopada 2015

Jeśli twój lekarz leczy twój wiek, a nie ciebie - zwolnij go...

Po kraju krąży widmo rewolucji i zapowiada nadchodzącą zmianę.

„Dobrą zmianę” - jak to zostało nazwane.

Nie do końca wiadomo, czy znaczy to, że będzie to zmiana na lepsze, czy jedynie urzeczywistnić dobro, ale wiemy, że nastąpi.

Pozostaje pytanie, jak wielu dziedzin życia zmiana owa dotknie.


Na przykład, czy będzie dotyczyć jakości opieki zdrowotnej, którą otoczony jest polski senior?

A jeśli tak, na co może liczyć starszy człowiek w gabinecie lekarza?

Czy będzie leczony bardziej całościowo? Czy będzie bardziej szanowany?

Czy poczuje się podmiotem relacji terapeutycznej?

Czy może te oczekiwania nadal pozostaną w sferze mrzonek, bo „lekarze mają ciężko, ale wiedzą więcej, zatem do nich należy decyzja zdrowiu i życiu pacjenta”?

Rolą pacjent jest podporządkować się?

Stanąć w kolejce, cierpliwie poczekać, sprawnie (pokrótce) wymienić dolegliwości, wykonać zalecenia?

Najważniejsze – nie marnować czasu lekarza, nie zamęczać go, nie zawracać mu głowy drobiazgami?

A jeśli lekarz uzna, że nie można, albo nie warto, to przyjąć do wiadomości swoją starość.


Nie wiemy.

Zanim się dowiemy, przyjrzyjmy się dylematom amerykańskich seniorów.


Amerykańscy specjaliści uważają, że stereotypy i uprzedzenia dotyczące wieku łatwo dostrzec także w środowisku lekarzy.
Nie trzeba się temu dziwić, bo przecież lekarz to też człowiek, jego wiedza nie jest wiedzą tajemną, a jedynie – miejmy nadzieję – pogłębioną.
Jednak często usłyszeć można opowieści i skargi pacjentów, którzy mają wrażenie, że nie są prawidłowo leczeni, bo są zwyczajnie i po prostu starzy.
Mają swoje lata, zatem musi trochę boleć. Naturalne, że zapominają. Oczywiste, że ogólny stan się pogarsza. To naturalny proces - starzenie się. Ot, życie przeminęło. I już.
Ze starości nie można wyleczyć.
Coraz częściej amerykańscy pacjenci – emeryci, seniorzy – mają wrażenie, że lekarze zachowują się tak, jakby senior nie miał przyszłości. Nie miał marzeń, planów, celu przed sobą…
Jakby starzenie się oznaczało „wygasanie” – czasami szybsze, czasami wolniejsze, ale ostateczne.

Kiedy pacjent zaawansowany w latach skarży się i oczekuje poprawy, lekarz uśmiecha się pobłażliwie, poklepie po ramieniu, uściśnie dłoń, i przepisze kolorowe tabletki, które może pomogą, ale wiele nie należy oczekiwać, przecież to starość, nic nie można na nią poradzić.

Amerykański gerontolog, Robert Butler, opowiada anegdotę: przychodzi do lekarza staruszek. Siada, patrzy na lekarza z nadzieją i skarży się na ból w kolanie.
Lekarz stwierdza: „No przecież ma pan 101 lat. Ból jest naturalny. Musi boleć. Takie jest życie.”
Staruszek niby rozumie, przyjmuje do wiadomości, nawet gotów jest się z tym zgodzić, ale zastanawia się: „Tak, doktorze, jestem stary. Moje kolano ma już 101 lat. Ale to drugie także ma tyle lat, a nie boli… Dlaczego?”

Ta opowieść ma wiele wersji i można ją usłyszeć z ust wielu seniorów.
„Jestem stary, ale czy to wszystko tłumaczy? Czy moja choroba nie ma przyczyny? Czy nie trzeba jej leczyć, bo starość oznacza, że nie warto?”

Jak my wszyscy, lekarze także ulegają stereotypom i mają uprzedzenia dotyczących wieku.
Mark Lachs napisał książkę „Lecz mnie, a nie mój wiek”, w której zwraca uwagę, że ageizm może być sprawą życia i śmierci. Może być równie niebezpieczny, jak każdy niewłaściwie przepisany lek, czy poślizg skalpela w czasie operacji.
Stereotypy i uprzedzenia lekarza mogą w istotny sposób wpływać na sposób komunikowania się z pacjentem, poradę, której lekarz udziela, i zalecenia odnośnie terapii - od leków począwszy, przez ćwiczenia po operacji, po życie seksualne, czy jakość życia w ogóle.

Być może tak bardzo przyzwyczailiśmy się do złych praktyk lekarskich, że już nie dostrzegamy ageizmu w służbie zdrowia, ale powinniśmy na to zwracać uwagę.
Eksperci zadają pytania i podpowiadają znaki ostrzegawcze.
Jak traktuje cię twój lekarz?
Jeśli od dłuższego czasu korzystasz z pomocy tego samego lekarza, zapewne przyzwyczaiłeś się już do niej lub do niego. Ale wróć myślami do ostatnich wizyt i rozmów w czasie badania.
Czy któreś z poniższych zdań brzmi znajomo?
„Mówisz, że jesteś zmęczony, ale większość moich pacjentów skończyło 60 lat i wszyscy skarżą się na zmęczenie.”
„Badania pokazują, że każdy powyżej 65 roku życia powinien...”
Uśmiechając się pobłażliwie i nie patrząc na ciebie: „Tak, wiem, to normalne, poradzimy sobie z tym…”.
Albo, gdy mówisz do niego i dzielisz się wątpliwościami, on wpatruje się w dokumentację, albo w ekran komputera i niejako równolegle mówi: „W zasadzie, byłoby dobrze…”.
Na twoje pytanie, jak działa lek, albo jak będzie przebiegać zabieg, lekarz mówi: „Proszę się tym nie przejmować, to już mój problem…”.
„Czy twoja matka...?” – przy czym „ty” oznacza, że lekarz mówi o tobie, pacjencie, do twojej córki lub twego syna, towarzyszących ci w czasie wizyty jako „drugie” ucho.
„Wystarczy wziąć dwie z tych czerwonych...”
„O, ma pani wnuki?”
„Był pan w podróży?”
Jeśli rozpoznajesz te sytuacje, to być może masz dobrego lekarza, bo przepisywane leki są prawidłowe i skutkują, ale być może, że lekarz ten przepisuje je według zgłaszanych objawów, nie szukając przyczyn dolegliwości, tak naprawdę nie lecząc.
Myśli sobie: „Cóż, oczywiście, że odczuwa ból - przecież jest stary (lub stara)”.

Amerykańscy specjaliści uważają, że lekarz, który od dłuższego czasu opiekuje się tobą, nie powinien się dziwić, że masz wnuki, powinien to po prostu wiedzieć.
Bycie babcią lub dziadkiem może mieć dla kogoś ogromne znaczenie i właśnie do pełnienia tej funkcji senior może potrzebować dobrej kondycji i zdrowia.
Przytoczone wyżej cytaty są przejawami ageizmu. Oznakami tego, że lekarz traktuje pacjenta jako starca, a nie jako osobę.

Amerykańscy specjaliści od opieki medycznej stawiają śmiałą tezę: lekarz ma leczyć człowieka, osobę, a nie chorobę, czy wiek.
Lekarze często skarżą się na brak czasu jako przyczynę niemożności traktowania pacjentów indywidualnie. Ale to nie jest i być nie może usprawiedliwieniem.
To nie nadmiar obowiązków, ale brak umiejętności komunikacyjnych i uwagi.
Jeśli lekarze nie poświęcają czasu na poznanie swoich pacjentów, nie może być mowy o prawidłowym leczeniu.
Prawidłowe leczenie wymaga indywidualnego podejścia do pacjenta.
„Ważne jest, aby wiedzieć, jak pacjent funkcjonuje na co dzień, jakie są jego cele, priorytety, do których należy dostosować plan leczenia.” – twierdzi doktor Quratulain Syed, MD, wykładowca w Emory University i członek Amerykańskiego Towarzystwa Geriatrów.
Normy ciśnienia krwi, cholesterolu, sprawności fizycznej, czy innych wskaźników zdrowia, zostały opracowane na ogólnej populacji seniorów. Lekarz powinien dostosowywać je do indywidualnych warunków i potrzeb pacjenta.
Jeden 75-latek może być ledwie się poruszać, ale też nie chcieć prowadzić zbyt aktywnego życia, podczas gdy inny może być niezwykle energiczny i samodzielny, pełen wigoru i oczekiwań wobec życia.
Senior, który często jada posiłki poza domem wymaga innych zaleceń odnośnie ograniczenia poziomu cholesterolu lub słonych potraw, niż ktoś, kto sam sobie gotuje.
W czasie badania, lekarz powinien pytać nie tylko o historię medyczną, ale także o historię życia. - mówi Ronald D. Adelman, MD, szef wydziału medycyny paliatywnej i geriatrycznej Weill Cornell Medical.
Lekarze powinni poznać osobowość pacjenta, zainteresować się jakie są jego potrzeby, zamierzenia, plany na przyszłość.
Lekarz, który zna twoje cele, uwierzy w twoją przyszłość - co oznacza, że nie skoncentruje się tylko na leczeniu dolegliwości, ale także na zapobieganiu chorobom i pomoże wzmocnić i utrzymać dobrą kondycję. – twierdzą eksperci.

W przeciwnym razie, być może nadszedł czas, by wręczyć lekarzowi wypowiedzenie.

Co robić, jeśli lekarz nie traktuje cię jako osobę, lub postrzega ciebie jako kogoś, kto ma przed sobą przyszłość?
Spróbuj poprawić komunikację z lekarzem – radzą amerykańscy eksperci.
To możliwe.
Zaplanuj swoją wizytę, przygotuj się do niej, wykorzystaj przeznaczony dla ciebie czas.
Wyjaśnij lekarzowi, czego pragniesz od życia, czego potrzebujesz, by zrealizować swoje cele.
Przejmij kontrolę.
Bądź precyzyjny:
„Chcę żyć dłużej i chcę mieć swobodę ruchu.”
„Chcę być w stanie dotrzymać kroku grupie.”
„Chcę móc pracować jeszcze kilka lat.”
„Chcę poprawić swoje życie seksualne.”
„Chcę być jak najdłużej samodzielny.”
Lekarz powinien to wiedzieć i powinien o to pytać.
A pacjent powinien czuć się swobodnie, by móc zadać każde pytanie, które dotyczy jego zdrowia i metod terapeutycznych.
Lekarz nie powinien się uchylać od dokładnego wyjaśnienia pacjentowi, jak tryb leczenia realizuje, wspomaga zamierzenia i plany pacjenta.
Większość pacjentów w obecnych czasach ma dostęp do Internetu i może znaleźć odpowiedzi na swoje wątpliwości, ale nie wszystko musi zrozumieć.
Dostęp pacjenta do Internetu wywiera pozytywną presję na lekarza. Pacjenci nie powinni dać się zastraszyć i nie mogą rezygnować z zadawania pytań.
Jeśli dzielisz się z lekarzem swoimi obawami, a on nie zwraca na nie uwagi lub wręcz je lekceważy, rozsądne jest zmienić lekarza. – doradzają amerykańscy specjaliści.

Kathleen Doheny, autorka artykułu „Is It Time to Fire Your Doctor?”, tak właśnie zrobiła, gdy udała się do podiatry z bolesną dolegliwością zwaną nerwiak Mortona. Owo pogrubienie tkanki wokół nerwów sprawiło, że drętwiały jej palce stopy. Kiedy powiedziała lekarzowi, że chcę by ulżył jej w bólu, bo chciałaby poświęcić się swojej pasji długodystansowych biegów, ten zaproponował zastrzyk z kortyzonu i porzucenie biegów.
Nie słuchał, zatem Kathleen Dohany porzuciła lekarza. Pasja to przecież życie.

Lekarz nie tylko ma zaradzić na to, co teraz jest problemem.
Ma stworzyć, a przynajmniej wskazać pacjentowi możliwości życia pełną piersią.
Jeśli senior mówi lekarzowi, że seks jest dla niego ważny, ale stał się bolesny, ma prawo oczekiwać czegoś więcej niż tylko broszury informacyjnej, czy sugestii zachowania wstrzemięźliwości (bo przecież młodość już minęła, nic na to nie poradzimy, wyszumiałeś się, a teraz czas na abstynencję). Lekarz powinien zapytać o szczegóły i zaproponować środki zaradcze, lub skierowanie do specjalisty, tak jak zrobiłby wobec każdego 30-latka.

Z polskiej perspektywy rady i obawy amerykańskich ekspertów wydają się nierealne i nieco zabawne, choć częściej wzbudzają smutek i odrobinę zazdrości (rozkapryszeni ci amerykańscy seniorzy).
Nasze zatłoczone przychodnie, niejasne przepisy i niezrozumiałe zwyczaje, wiecznie zmęczeni i zdenerwowani, bo „przepracowani i źle opłacani” lekarze, pielęgniarki, które nie są już „służbą zdrowia”…
Pacjent, szczególnie starszy pacjent powinien być szczęśliwy, że w ogóle dostał się do lekarza.
Że lekarz zechciał mu poświęcić te 15 minut, że w tym czasie spojrzał na niego, że się uśmiechnął.
A kiedy jesteś w szpitalu – że zechciał się przedstawić.
W przychodni – że jest krzesło lub ławka, na której możesz usiąść, czekając na umówioną wizytę.
Wysłuchać, zrozumieć, wyjaśnić… porozmawiać, to pojęcia nie z naszej bajki.
Jednak są wyjątki. Pośród pracowników systemu opieki zdrowotnej zdarzają się też ludzie.
No i seniorzy żyją coraz dłużej – może dzięki medycynie, ale zdaję się, że wbrew i na przekór systemowi opieki zdrowotnej.
To dowodzi, że nie w systemie jest słabość, ale w pacjencie.

Stanley Milgram, psycholog społeczny, autor słynnego eksperymentu o skłonności do przemocy i uległości wobec autorytetu, stworzył teorię zjawiska, które nazwał „agentic state”.
To stan pośredniczenia, w którym wchodząc w narzuconą nam rolę, poddajemy się autorytetowi i odrzucamy (rezygnujemy z) odpowiedzialność za to, co robimy.
Mam wrażenie, że polski pacjent, szczególnie senior, przekraczając próg przychodni, szpitala, lub gabinetu lekarskiego, zostaje wtłoczony w taki właśnie stan.
Przestajemy być ludźmi, stajemy się pacjentami. I ulegamy autorytetowi lekarza i pielęgniarki. Poddajemy się im, okazując wdzięczność za każdy przejaw łaskawości.
Zapominając, że ani lekarz, ani pielęgniarka nie dysponują wiedzą tajemną, a jedynie specjalistyczną, rozległą, ale tylko specjalistyczną. Co nie oznacza, że są od pacjenta mądrzejsi, czy że wiedzą więcej na temat jego dolegliwości.
Są w tym właśnie miejscu, aby pomóc pacjentowi poradzić sobie z cierpieniem lub uniknąć cierpienia, aby pacjent mógł dalej żyć, realizować swoje pasje, spełniać marzenia, cieszyć się zdrowiem.
Ale to do pacjenta należy decyzja.
To pacjent zatrudnia lekarza, a nie jest przedmiotem wykonywania przez niego sztuki medycznej.

Dlatego warto poszukać lekarza, który będzie w nas widział człowieka, a nie chorobę, niepełnosprawność, czy wiek.
Lekarza bez uprzedzeń.

Zalecenia amerykańskich specjalistów nie zawsze dają się zastosować w polskich realiach.
Ale być może kiedyś…
Na przykład: Czy wybrać się do internisty czy geriatry? Oczywiście, geriatra nie gwarantuje zrozumienia, ale zwiększa szansę na zrozumienie, dlatego amerykańscy specjaliści doradzają geriatrę.
Tylko, że u nas geriatrów jak na lekarstwo.

Możemy jednak przeprowadzić szeroko zakrojony wywiad i pójść do lekarza, o którym pacjenci nie mówią: już nie cierpię, ale mówią: dzięki niemu mogę cieszyć się tym, co robię.
Warto też sprawdzać opinie on line. Nie tylko te negatywne, przede wszystkim te pozytywne.
Warto też swoimi opiniami się dzielić.

Warto słuchać swoich trzewi.
Jeśli znalazłeś lekarza, który, kiedy z tobą rozmawia czuje się swobodnie, patrzy ci w oczy, mówi zrozumiale, stara się wszystko dokładnie objaśnić i nie spogląda co dwie minuty na zegarek, jesteś we właściwym miejscu.
Technologia medyczna jest wspaniała, ale jeśli lekarz patrzy na ekran komputera, albo na kartkę z wynikami badań, albo na inne informacje, zamiast na ciebie, to zły znak.
Oznacza on, że choć dostaniesz receptę, to nadal będziesz sam borykać się ze swoimi dolegliwościami.
A przecież poszedłeś do lekarza, żeby żyć – żyć w zdrowiu – a nie po receptę…

A zatem, czy lekarz, do którego zwracacie się o pomoc, ma uprzedzenia dotyczące wieku?
Jeśli tak, to może należy go zwolnić?

piątek, 30 października 2015

Nastawienie do starości może utrudniać nam życie...

Badanie naukowe przynoszą interesujące informacje na temat procesu starzenia się.

Okazuje się, że to, co myślimy o starości, jakie jest nasze nastawienie do starzenia się i do starości, w istotny sposób może wpływać na jakość naszego codziennego życia w tym okresie.

Badanie po badaniu, naukowcy przekonują się, że jeśli myślimy o starości jako procesie degeneracji, utracie kondycji fizycznej i psychicznej, albo swoistej niepełnosprawności, nasze zdrowie prawdopodobnie na tym cierpi.

Z drugiej strony, jeśli spojrzymy na starzenie się jako na kolejny etap rozwoju i będziemy poszukiwać pojawiających się z wiekiem nowych możliwości, nasze ciało w naturalny sposób do tego się przystosuje.


Badania pokazują, że zmieniając jedynie swoje nastawienie do starości, zmieniając postawę wobec procesu starzenia się, możemy w wyraźny sposób poprawić jakość swego życia na co dzień, starzejąc się w dobrym zdrowiu i przy zachowaniu dobrego samopoczucia.

Pokazują także, że negatywne stereotypy na temat starzenia się, wszechobecne w naszym świecie, są wielką przeszkodą i prawdziwą przyczyną wielu dolegliwości.

Zatem seniorzy, którzy uważają, że starzenie się jest czymś złym, na co nie zasłużyli, albo przed czym należy się chronić - potencjalnie – nieświadomie – sobie szkodzą.

Na szczęście możemy zmienić nasze samopoczucie i poprawić nasze szanse na zdrowe starzenie się, zmieniając swoje nastawienie do starości jako takiej.


Badanie, przeprowadzone w Yale School of Public Health, wykazały, że seniorzy, którym podprogowo aplikowano pozytywne informacje na temat starzenia, uzyskiwali długoterminową poprawę obrazu siebie, wzrost siły fizycznej i poczucia równowagi. Stawali się bardziej sprawni poznawczo i bardziej efektywni w pracy.

Becca Levy, profesor epidemiologii i psychologii w Yale School of Public Health, twierdzi, że negatywne stereotypy na temat starości powinny być traktowane jako kwestia zdrowia publicznego.
Ludzie nie są świadomi, że mają zdolność do przezwyciężenia negatywnych stereotypów, a co za tym idzie własnych oporów i problemów, nie ulegania negatywnemu wpływowi ageizmu.

Eksperci twierdzą, że pierwszym krokiem do przełamania wpływu negatywnych stereotypów dotyczących starości to po prostu zrozumieć, jak one działają i jak wyniszczające mogą być ich skutki.
Należy uświadomić sobie, że pewne opinie nie są pochodną doświadczeń, a jedynie stereotypem.
A zatem, należy nauczyć się odróżniać mity od faktów.

Stereotypy - zarówno te negatywne, jak i te pozytywne – zakorzeniają się w nas, ponieważ pozwalają nam chodzić na poznawcze skróty.
Zwalniają nas z obowiązku myślenia, ale i odpowiedzialności za swoje działania.
Pozwalają na automatyczne klasyfikowania ludzi, zjawisk, zdarzeń, przez co z jednej strony uwalniają energię psychiczną, z drugiej pozwalają nam tę energię oszczędzać i radzić sobie z codziennością.
Gdybyśmy spróbowali zrozumieć wszystko i wszystkich napotykanych ludzi, nie mielibyśmy energii na pozostałe funkcje organizmu, a przede wszystkim na planowanie i realizację własnych celów.

W zasadzie nie ma stereotypów pozytywnych, które nie miałyby swego negatywnego odbicia. Podobnie nie ma stereotypu negatywnego, który nie miałby swego pozytywnego przeciwieństwa.
Stereotypy to coś na kształt chińskiego yin i yang.
Bywa, że negatywny stereotyp tworzony jest wokół całkiem pozytywnej cechy, a stereotyp pozytywny w równej mierze może prowadzić do dyskryminacji, choć pełnej życzliwości.
Jest to szczególnie wyraźne w odniesieniu do seniorów.

Na temat starości i osób starszych krążą zarówno stereotypy pozytywne, jak negatywne.
Bezwarunkowo kochający dziadkowie; życzliwy starzec; ciepła lub żwawa staruszka; pogodny staruszek; mądry, wiekowy człowiek– to te pozytywne.
Jednak w kulturze zachodu, w większości zachodnich społeczeństw, starość, starzenie się, starsza osoba postrzegane są głównie negatywnie.
Starość to słabość, upośledzenie poznawcze, niepełnosprawność. Starzenie się to postępujący proces degeneracji. Osoba starsza to ktoś, kto wymaga pomocy, obciąża budżet państwa, jest nieproduktywny, żyje swoimi chorobami, żyje na garnuszku rodziny, to ktoś marudny, wiecznie niezadowolony, infantylny.
Starość to osłabienie, zwiotczenie mięśni, zmarszczki, utrata urody, roztargnienie, splątanie, zagubienie.
Starszy człowiek wymaga opieki i troski, bo sam sobie nie radzi, bo zapomina, bo nie jest w stanie udźwignąć codzienności. Jest emocjonalnie infantylny, łatwo go oszukać. Choć ma ogromne życiowe doświadczenie, nie jest w stanie zrozumieć prostej informacji.
Jest powolny, otyły, chorowity.

Toczy się ostatnio w naszym kraju debata na temat wieku emerytalnego.
Wiele jest oburzonych głosów, że rząd każe nam pracować do śmierci, że nie dba o zdrowie seniorów, że odbiera seniorom świadczenia społeczne.
Przy okazji tworzone są programy, które mają seniorom dostarczyć rozrywki, aktywizować ich poprzez zajęcia rekreacyjne, otoczyć seniorów opieką i wsparciem.
W tej dyskusji można obserwować z łatwością dostrzec, że polskie seniorki to albo kobiety wykształcone, zorganizowane, światowe, niezależne finansowo, fizycznie i intelektualnie sprawne – w przeszłości wykładowcy na uczelniach lub kobiety interesu – albo kasjerki z Biedronki – kobiety otyłe, zmęczone, schorowane, narażone na wiele chorób i nie poddające się terapii.
Dlatego pomoc dla seniorów to albo uniwersytety trzeciego wieku, albo „przedszkola” i „żłobki”.

Naukowcy nie potrafią wyjaśnić precyzyjnie, w jaki sposób negatywne stereotypy wpływają na nasze zdrowie, ale nie mają wątpliwości, że związek między stereotypami a zdrowiem to już nie relacja, ale całkiem prosta zależność.
Kolejne badania potwierdzają tę tezę.
W ciągu ostatnich dwóch dekad, dziesiątki badań psychologów, lekarzy i neurologów, wykazało, że osoby starsze z negatywnym nastawieniem do swego starzenia się i starości jako takiej, gorzej funkcjonują na co dzień, częściej zapadają na różnego rodzaju schorzenia, nie poddają się terapii nawet banalnych schorzeń. Jednocześnie osoby, które nie boją się starości, akceptują zachodzące z wiekiem zmiany, otwarte i poszukujące możliwości w zmieniającej się rzeczywistości, są bardziej zadowolone z życia, bardziej szczęśliwe, bardziej aktywne od ludzi młodych i w pełni sprawnych.

Profesor Becca Levy w swoich badaniach wykazała, że nawet gdy seniorzy są jednakowo zdrowi, mają ten sam poziom wykształcenia i status społeczno-ekonomiczny, negatywne poglądy na temat starzenia powodują znaczne pogorszenie w różnych obszarach ich codziennego funkcjonowania.
Osoby, którymi rządzą negatywne stereotypy, mają kłopoty z pamięcią, podwyższone tętno, wyższe ryzyko choroby serca, gorzej radzą sobie z urazami i niepełnosprawnością, nie poddają się terapii. Nie pomaga im ani zrównoważona dieta, ani ćwiczenia, ani nawet dokładne stosowanie się do instrukcji zażywania leków na receptę, w ich wieku. Ich pismo jest rozedrgane, wskazując na emocjonalną niestabilność.
Osoby te umierają o 7,5 roku szybciej niż wynosi średnia wieku.

Nic z tego, co myślimy o negatywnych skutkach starzenia się nie jest do końca prawdziwe.
Z pewnością z wiekiem mogą wystąpić spadki siły fizycznej, a nasze zmysły wydają się słabnąć. Ale ważne jest, by uświadomić sobie, że wiele rzeczy, które powszechnie przypisujemy wiekowi, nie ma uzasadnienia.
Na przykład, osoby starsze nie są bardziej przygnębione i samotne niż osoby młodsze.
Osoby starsze potrafią lepiej budować swoje relacje z bliskimi i o wiele częściej wyrażają satysfakcję z tych relacji.
Badania wykazują także, że w pracy, starsi pracownicy popełniają mniej błędów niż ich młodsi koledzy.
A niektóre badania pokazują, że pamięć z wiekiem nie musi się pogarszać, może być nawet lepsza w podeszłym wieku, trzeba tylko w nieco odmienny sposób się nią posłużyć.

Tym samym można zaryzykować tezę, że starzenie się to nie tylko „proces fizjologiczny”, to także „proces kulturowy”, w którym społeczne przekonania na temat starzenia są odzwierciedlane w postawie i zachowaniu osoby.

Kiedy uświadomimy sobie, jak powszechne są stereotypy i jaką mają moc, możemy wyzwolić się spod ich wpływu.
Najważniejsze jest, by zrozumieć, że to nie społeczeństwo kieruje się stereotypami, ale my sami.
I to my sami, świadomie lub nieświadomie, poddajemy się ich władzy.

Badania pokazują, że negatywne stereotypy na temat starzenia się są coraz bardziej powszechne (na przykład, że starsi ludzie w nieuchronny sposób stają się mniej wydajni i bardziej niezadowoleni), ponieważ są niejasne, a wszechobecne.
W programach telewizyjnych osoby starsze są albo nieobecne, albo przedstawiane w sposób komiczny, lub jako fizycznie lub psychicznie ułomne.
W 2005 roku przebadano grupę 76 widzów różnych telewizji. Okazało się, że ci, którzy spędzali więcej czasu przed telewizorem, mieli bardziej negatywny obraz starzenia się niż ci, którzy więcej czasu spędzali poza domem. Wszyscy badani byli w podobnym stopniu zdrowi i sprawni, nie byli też społecznie izolowani.
Obserwowano również 84 grupy Facebooka, które skupiały osoby w wieku 60 lat i starsze. Na wszystkich, poza jednym, dominowały negatywne stereotypy. 27% grup traktowało osoby starsze jako infantylne, a 37% wykluczało osoby starsze z aktywności publicznej.

Ponieważ nie obowiązuje polityczna poprawność w odniesieniu do osób starszych, ageizm nie jest traktowany jako uprzedzenie.
Ale bez wątpienia, stereotypy na temat starości – zarówno te pozytywne, jak negatywne – mają wszelkie cechy uprzedzenia.

Bez względu na to, ile mamy lat, warto zastanowić się, czy odnosząc się do innych, czy do siebie samego, nie kierujemy się uprzedzeniami wobec wieku.
Własne uprzedzenia możemy rozpoznać wykonując test on line.

Następnym krokiem jest uświadomienie sobie swoich przemyśleń na temat osób starszych i starzenia się jest wyłapanie wszystkich automatycznych i odruchowych opinii na temat wieku.
Wiele osób starszych automatycznie przypisuje swoje problemy fizyczne i zdrowotne starzeniu się, nie szukając konkretnych przyczyn, które można usunąć. Na przykład cukrzyca typu 2 nie jest spowodowana wiekiem, ale ubogą dietą i brakiem aktywności fizycznej oraz paroma czynnikami, które bez problemu można leczyć.
Sporadyczne zaniki pamięci przypisywane są "momentom starości", a o wiele częściej są skutkiem dezorganizacji lub stresu. 20-latek, który ciągle coś gubi, spóźnia się lub o czymś zapomina, nie tłumaczy tego wiekiem, ale rozkojarzeniem – na przykład z powodu bycia zakochanym lub przemęczonym.
Obwinianie za wszystko, co nieprzyjemne lub złe, wieku może wzmacniać negatywne stereotypy wobec samego siebie. Może zwalniać nas z odpowiedzialności, ale utrudnia, wręcz uniemożliwia radzenie sobie z problemem.

Świadomość obecności w naszym życiu negatywnych stereotypów nie wystarczy.
Badania pokazują, że negatywne stereotypy na temat starzenia się mają znacznie silniejszy wpływ na seniorów niż pozytywne, dlatego tak ważne jest, aby nauczyć się podkreślać dobre strony starzenia,
zastępować negatywne stereotypy pozytywnymi.
W celu przerwania negatywnych myśli w przypadku uprzedzeń i zastępowania ich pozytywnymi terapeuci stosują technikę identyfikacji.
W 2012 r. naukowcy z University of Wisconsin sprawdzili, czy mogą zmniejszyć intensywność uprzedzeń 91 studentów.
Po przeprowadzeniu testu ukrytych skojarzeń, 90% badanych, którzy stereotypowo bardziej negatywni oceniało czarnych ludzi niż z białych, zostało podzielonych na dwie grupy.
Jedną grupę poddano 45 minutowemu treningowi, drugą pozostawiono bez konkretnych wskazówek.
Osoby trenowane uczono o stronniczości i jej konsekwencjach, poddano kilku technikom mającym na celu zastąpić negatywne skojarzenia pozytywnymi. Na przykład, naukowcy prosili uczestników o wyszukanie w grupach stereotypowych ludzi, którzy nie pasują do stereotypów. Uczestnicy byli też proszeni o wczucie się w sposób myślenia grupy stereotypowych.
Zaproponowano im także trening redukcji uprzedzeń.
Osiem tygodni później badani powtórzyli test.
Ci, którzy przeszli trening, wykazali większy wzrost obaw przed dyskryminacją i uprzedzeniami.

Zaakceptuj proces starzenia
Ale nie przesadź.
Nie oczekuj wyłącznie pozytywnego doświadczenia starzenia się.
Aby zarządzać procesem, należy utrzymywać równowagę.

Przeciętnie, osoby w wieku 40 i starsze czują się o 20% młodsze niż to wskazuje ich metryka.
David Weiss, profesor nauk socjalno-medycznych na Columbia University Mailman School of Public Health w Nowym Jorku, twierdzi, że dystansując się do swojego wieku, dystansujemy się także do negatywnych stereotypów wiekowych.
Ale zaprzeczanie swojemu wiekowi jest przejawem braku akceptacji dla siebie i czyni nas bardziej wrażliwymi, bardziej narażonymi na szkodliwy wpływ negatywnych stereotypów wiekowych.
Na przykład, gdy cierpimy niepełnosprawność lub stajemy w obliczu dowodów, że inni postrzegają nas jako starych, łatwiej popadamy w przygnębienie lub depresję, jesteśmy bardziej podatni na stres.
Zaprzeczanie własnemu wiekowi może być psychologicznie szkodliwe, gdyż dystansuje nas od różnych ważnych zadań rozwojowych, które powinny mieć miejsce w późniejszym życiu.

Starzenie powinniśmy przyjąć takim, jakie jest – w naszym przypadku - na dobre i na złe.
Zmiany zachodzące z wiekiem powodują dolegliwości, ale te dolegliwości pojawiają się w każdym wieku, a nie tylko w okresie starości.
Z wiekiem także zyskujemy. Badania naukowe wykazały że z wiekiem wzrastają nasze umiejętności interpersonalne, pogłębiają się relacje interpersonalne, bogatsze są doświadczenie i wiedza. Musimy tylko to dostrzec i wykorzystać.
Może nie będziemy już szybko biegać, ale stajemy się bardziej wytrwali.
Może nie potrafimy już szybko reagować na bodźce, ale łatwiej nam uniknąć błędu, czy mniej przejmujemy się porażką.
Starość nie oznacza, że jesteśmy gorsi w jakiejś grze. Musimy tylko przystosować się do nowych reguł tej gry. I dostosować swoją strategię do nowych możliwości.

Stosując techniki identyfikacji możemy stać się bardziej zadowolonymi z życia lub przynajmniej mniej niezadowolonymi, co oznacza redukcję stresu i wydłuża życie.
David Weiss udowodnił, że starsi ludzie, którzy myślą dobrze o swoim pokoleniu, deklarują lepsze samopoczucie na co dzień i zachowują lepszą kondycję fizyczną.

Inne rozwiązaniem są ćwiczenia.
Korzyści zdrowotne płynące z aktywności fizycznej są powszechnie znane.
Ale ćwiczenia fizyczne mogą również sprawić, że łatwiej nam zaakceptować swój wiek.
Być może warto zaznaczyć, że prowadzimy do tego samego celu, nie każda aktywność fizyczna seniora musi się wiązać (lub nie tylko musi się wiązać) z rehabilitacją.
Naukowcy z centrum medycznego Charité Campus Benjamin Franklin badali 247 kobiet, w wieku od 70 do 93, które w sposób losowy podzielono na trzy grupy.
Podczas trzech, 90-cio minutowych, sesji tygodniowo, jedna grupa uczestniczyła w zajęciach komputerowych, druga w zajęciach gimnastycznych, a trzecia robiła to, co zwykle robiła w domu.
Po sześciu miesiącach grupa „gimnastyczna” prezentowała najwyższy poziom akceptacji własnego wieku i znacznie wyższy niż na początku (we wstępnym badaniu ustalono, że wszystkie uczestniczki akceptują swój wiek na tym samym poziomie).
Kobiety ćwiczące były bardziej sprawne fizycznie, bardziej uważne, lepiej funkcjonowały na poziomie wykonawczym, miały lepsze samopoczucie i wyższą samoocenę, ich nastawienie do starzenia się było wyraźnie mniej negatywne.

Reasumując, jeśli uwolnimy się od negatywnych stereotypów społecznych na temat starości i starzenia się, zastąpimy je pozytywnymi, dostrzeżemy możliwości i będziemy w stanie wykorzystać okazje.
Jeśli do tego wyzbędziemy się własnych uprzedzeń wobec swojego wieku, będziemy mogli czerpać satysfakcję z codzienności i będziemy cieszyć się lepszym zdrowiem (a nawet unikniemy niektórych schorzeń).
A gdy dopadnie nas choroba, łatwiej nam będzie radzić sobie z dolegliwościami i łatwiej poddamy się terapii.

środa, 21 października 2015

Przed Zaduszkami...

Zbliżają się Zaduszki.
Dzień, kiedy to pośród nekropolii rozbłyska światło naszej szczególnej pamięci.
Będziemy wspominać nieobecnych pośród nas.
I będziemy sobie współczuć z powodu ich utraty.
Niektórzy - po raz kolejny - odczują żal, że czegoś nie powiedzieli, nie zrobili, gdy była po temu okazja.
Że zapomnieli, albo za bardzo pamiętali…
I po raz kolejny poszukają dla swego bólu usprawiedliwienia w okolicznościach, które im nie sprzyjały.

Na cmentarzach spotkamy bliskich i znajomych, czasami dawno niewidzianych, ciągle żywych.
Wymienimy pozdrowienia i uściski, poskarżymy się na nawał pracy, westchniemy nad minionymi – straconymi – chwilami, których nie da się odzyskać.
I obiecamy sobie odnowić zaniedbane więzi.

* * *

Czym jest pamięć o zmarłych?
Być może znajdziemy chwilę, by pomyśleć jakie było ich życie.
Chwilę, by odpowiedzieć sobie na pytanie, co mogło ich cieszyć tuż przed śmiercią?
Czego żałowali?

Być może znajdziemy też chwilę, by pomyśleć o sobie samych…

Na ogół (o ile nie cierpimy z powodu przewlekłej choroby) unikamy myśli o śmierci.
O końcu życia.
O ostatnim tchnieniu.
Spodziewamy się, że ten moment jest odległy. Że jeszcze mamy czas.
Nikt nie zna dnia, ani godziny; po co zatem o tym myśleć?
To nieuniknione, ale trzeba mieć nadzieję…
I cieszyć się życiem, które trwa.

Póki żyjemy, póty nie zastanawiamy się, co jest istotą, co jest wartością naszego życia.
Bierzemy to, co życie nam przynosi.
Na wszelki wypadek nie sporządzamy bilansu szczęścia, jakby podsumowanie oznaczało naszą zgodę na opuszczenie kurtyny.
Na wszelki wypadek nie myślimy o tym, czego w naszym życiu żałujemy. To mogłoby prowadzić do wniosku, że jesteśmy odpowiedzialni za swoje błędy.

A przecież to, że dostrzegamy horyzont, nie ogranicza naszych możliwości.
To, że pomyślimy o końcu, paradoksalnie, może polepszyć nasze życie tu i teraz.
Bo ostatnie tchnienie jest chwilą życia i to być może chwilą najważniejszą.

* * *

W obliczu śmierci, gdy już jesteśmy świadomi, że koniec jest bliski, a wyrok nie podlega apelacji, spoglądamy wstecz na swoje życie i zdarza się nam żałować…

Czego żałujemy na łożu śmierci?
Najczęściej mówimy tak:

•    Żałuję, że nie postarałem się tak naprawdę spełnić swoich marzeń i aspiracji.
To najczęściej przywoływany na łożu śmierci żal.
Żałujemy, że nigdy nie odważyliśmy się na realizację swoich marzeń i pragnień.
Czasami nawet nie spróbowaliśmy, czasami zrezygnowaliśmy w trakcie.
Staraliśmy się natomiast dopasować do otoczenia, spełnić oczekiwania innych.
W ostatnich chwilach życia mamy skłonność do przypominania sobie swoich aspiracji, pomysłów, które gubiliśmy w codzienności. Lub goniąc sukces, czy karierę.
Rezygnowaliśmy z nich w imię bardziej ważkich i słusznych spraw.
Choć niekiedy spełnienie marzeń było w zasięgu ręki.
W takiej chwili mamy wrażenie, że decyzja o rezygnacji z marzeń spowodowała, że nasze życie skończyło się o wiele wcześniej.

Jeśli masz przed sobą jeszcze kilka lat życia, aby uniknąć goryczy u końca, znajdź czas na marzenia i pragnienia. I zacznij je spełniać już teraz.
Nie obawiaj się marzyć i nie odkładaj marzeń na przyszłość, aż będzie za późno.

•    Żałuję, że za dużo pracowałem za i nie miałem wystarczająco dużo czasu dla rodziny.
Nadmierne poświęcenie się pracy powoduje, że spędzamy mniej czasu z najbliższymi.
Rodzice skupieni na karierze, gromadzeniu dóbr materialnych, mogą przegapić ważne chwile swoich dzieci.
Czasami wydaje się, że rodzina jest tylko tłem. Narzędziem. Zakładamy rodzinę, bo tak trzeba, bo wszyscy tak robią. Albo, by na starość ktoś podał nam szklankę wody.
Bez wątpienia kochamy swoich bliskich, ale oni nie towarzyszą nam w drodze, nie uczestniczą w naszym życiu, a my nie uczestniczymy w ich życiu. Po prostu są obok.
I niekiedy przychodzi chwila, że choć nie jesteśmy samotni, to czujemy się osamotnieni.
Choć obok nas ktoś siedzi, śpi, idzie, to nie mamy z kim porozmawiać, podzielić myśli, wrażeń.
Jest tak bliski i tak daleki zarazem. I czujemy się obco w rodzinnym gronie, bo nie mieliśmy czasu zbudować lub pogłębić relacji.

Jeśli chcesz uniknąć goryczy, spróbuj zmierzyć się z myślą, co tak naprawdę jest dla ciebie ważne. Pozbądź się zbędnych wydatków i rzeczy, które tylko wypełniają przestrzeń w twoim życiu.
Może nawet warto odpuścić niektóre znajomości, bo to tylko tłum, a skupić się na tym, co tuż obok.
Zrób miejsce dla kogoś, kto będzie naprawdę bliski. I postaraj się poprawić i wzmocnić relacje z rodziną.

•    Żałuję, że nie poświęcałem więcej czasu moim przyjaciołom.
W chwilach kryzysu - gdy dotyka nas choroba, gdy słabną siły, albo tracimy pracę - uświadamiamy sobie, co jest naprawdę cenne w naszym życiu.
Na co dzień, gdy wszystko się układa, płyniemy na fali i mamy poczucie siły i mocy, mamy skłonność do pokładania nadziei jedynie w sobie.  Jednak w tych ostatnich kilku chwilach, uświadamiamy sobie, że wszystkie zyski i osiągnięcia nie są wiele warte, o ile nie ma przy nas ludzi, z którymi można je podzielić. U końca życia pojawia się tęsknota za przyjaciółmi, tymi utraconymi, odtrąconymi, a szczególnie zgubionymi.

Łatwo jest się zagubić w codziennej pracy i zabieganiu. Jest tyle ważnych spraw, że łatwo zapomnieć o kimś, kto nie jest elementem tej układanki. Łatwo jest powiedzieć sobie, że o relacje z przyjaciółmi zadbamy w bardziej stosownym czasie. Kiedy będziemy mieli mniej obowiązków.
A przecież, aby pozostawać w przyjaźni, nie trzeba poświęcać nazbyt wiele czasu. Przyjaźń nie jest kolejnym zadaniem do wykonania, nie wymaga planu i strategii. Wymaga przede wszystkim uważności i obecności.
W przyjaźni nie musimy kontaktować się na co dzień. Wystarczy pamięć, a przede wszystkim gotowość poświęcenia swojej uwagi komuś, kogo nazywamy przyjacielem.

W ostatniej chwili życia odczuwamy nie tylko tęsknotę za nieobecnym przyjacielem, ale przede wszystkim żal, że to my nie okazaliśmy przyjaźni komuś, kto tego potrzebował.

•    Żałuję, że tak rzadko mówiłem „kocham cię”.
Pod koniec życia wartość miłości jest dla nas bardziej widoczna.
W owej chwili, bardziej bolesne jest wspomnienie wszystkich odrzuconych uczuć.

Kiedy lękamy się odrzucenia, kiedy nie mamy poczucia własnej wartości, bardzo trudno powiedzieć komuś, że go kochasz. Szczególnie trudno, gdy samemu słyszało się te słowa rzadko, gdy czujemy się niekochani i niechciani.
Ale sposobów na wyrażenie miłości jest wiele.  Przede wszystkim nie wolno się bronić przed odczuwaniem miłości i utrzymywaniem tego uczucia w świadomości.
Jeśli boisz się zranienia, pamiętaj, lepiej ujawnić swoją miłość znany niż spędzić resztę życia pośród domysłów, co by było gdyby.
Miłość jest siłą naszego serca. Nawet ta nieodwzajemniona.

•    Żałuję, że nie powiedziałem tego, co myślałem i czułem, a zamiast tego chowałem w sobie urazy i negatywne emocje.
Wiele osób nie decyduje się stawić czoła tym, którzy ich obrażają, myśląc, że przez to będą lepiej postrzegani, bardziej akceptowani.
A tłumiony gniew rodzi gorycz, która może prowadzić do różnych chorób.
Ukrywanie goryczy jest przyczyną nieuświadomionego niepokoju, emocjonalnego okaleczenia i uniemożliwia uwolnienie naszego prawdziwego potencjału.

Jeśli chcesz mieć zdrowe relacje z ludźmi, uczciwość i konfrontacje bywają konieczne.
Nieprawdą jest, że konfrontacja prowadzi do podziału, złości i nieprzyjaźni.
W rzeczywistości, jeśli pragniemy porozumienia, konfrontacja może być uprzejma i konstruktywna, a wtedy pogłębia wzajemny szacunek i zrozumienie.

•    Żałuję, że nie byłem lepszą osobą i nie potrafiłem rozwiązać konfliktów.
W obliczu śmierci i pogrzebów bardzo często jesteśmy nieszczęśliwy z powodu zerwanych relacji, które nigdy nie spróbowaliśmy naprawić.
Zrywamy kontakty szczególnie wtedy, gdy nieporozumienia i konflikty nie są rozwiązywane natychmiast.
Relacje często są zrywane z powodu błahostki, tak że już po chwili żałujemy swojej decyzji, ale wstydzimy się przyznać do błędu.
Kłopot w tym, że choć fizycznie zrywamy kontakt, to psychiczna relacja trwa i żyje własnym życiem poza naszą świadomością.
Może to wzbudzać w nas uczucie wrogości i nienawiści (niekoniecznie do osoby, która jest bezpośrednią przyczyną tych uczuć), najbardziej wyniszczających nas emocji, podłoża nieuświadomionego stresu, źródła wielu chorób.

Konflikty są częścią życia; nie można ich uniknąć. Ale nigdy nie należy pozwolić, by gniew trwał dłużej niż jeden dzień. Wybierz wybaczenie.
Odrzuć zarówno poczucie winy, jak krzywdy, póki możesz.

•    Żałuję, że nie miałam / nie miałem dzieci.
Nieprawdą jest, że z wiekiem nabywamy tolerancji dla samotności.
Przeciwnie, im dłużej żyjemy, tym silniejsze jest odczucie osamotnienia.
Gdy przestajemy być niezbędni bliskim, czy światu, nie odczuwamy ulgi.
Z wiekiem samotność odczuwana jest jako emocjonalna pustka i choć towarzystwo obcych może nas męczyć, to głód bliskości, intymności jest bardzo dokuczliwy.
Ci, którzy nigdy nie chcieli mieć dzieci – lub tak im się wydawało – na starość często mają żal do świata, że nie ma nikogo, kto by ich pocieszył, objął po nich spuściznę, lub o kogo można by się pomartwić.
Współczesny świat sprawia, że coraz rzadziej żyjemy w rodzinie, grupie, społeczeństwie, coraz częściej jesteśmy jednostką w tłumie. Bliscy są tylko narzędziem do określenia, oznakowania naszej pozycji w tym tłumie.

Według „nowoczesnego sposobu myślenia” dzieci mogą być postrzegane jako niedogodność, przeszkoda na drodze do realizacji celów, czy na drodze do kariery. Jako wyrzeczenie.
Jednak należy pamiętać, że dzieci będą mogły przypomnieć ci miłość, kiedy będziesz stary. Będą również kimś, komu można powierzyć dorobek życia.

•    Żałuję, że nie oszczędziłem więcej pieniędzy na emeryturę.
Kiedy jesteśmy młodzi i szczęśliwi, świat wydaje się istnieć tylko po to, by zaspokajać nasze zachcianki. Jesteśmy gotowi żyć chwilą i nie martwić się o przyszłość, szczególnie tak odległą jak starość. Starość, w którą nie wierzymy, i która nam się nie przydarzy.
Jesteśmy piękni, zdrowi, radośni i wydaje się nam, że nigdy nie będziemy starzy, że zawsze będziemy w stanie o siebie zadbać.
Nie planujemy emerytury.
Nie myślimy o starości.
Myślenie o starości wydaje się dziwactwem.
Niestety, kiedy czas emerytury nadchodzi, okazuje się, że wiele osób pozostaje bez środków do życia. Kiedy tak się stanie, ich ostatnie chwile na ziemi mogą być bardzo trudne i nieszczęśliwe.
Dlatego tak ważne jest, by stworzyć wizję swojej emerytury, gdy jesteśmy młodzi.  Gdy mamy pełnię sił i moc elastyczności, możliwość tworzenia, ale i modyfikowania swoich planów na życie u schyłku. Należy uważać, aby nie wydawać zbyt dużo na rzeczy, które wydają ci się potrzebne teraz, ale okażą się zbędne (lub wręcz będą obciążeniem) w przyszłości.
Należy gromadzić kapitał i lokować go nie tylko w banku.

•    Żałuję, że nie miałem odwagi żyć pełną piersią.
Bywa, że przez całe nasze życie, aby sprawić komuś przyjemność, albo uciekając od siebie samych, udajemy kogoś, kim nie jesteśmy.
Czasami nawet wierzymy, że to dla nas dobre, właściwe. Wszystko po to, by być społecznie akceptowanym.
Niekiedy jesteśmy tego świadomi, ale dźwigamy głęboko skrywaną tajemnicę.
Niekiedy wypieramy prawdę ze swojej świadomości i tylko od czasu do czasu czujemy się niespełnieni, obarczając odpowiedzialnością za to świat.
Patrząc wstecz, ludzie zastanawiają się, czy nie byłoby lepiej, gdyby byli wobec siebie naprawdę szczerzy, gdyby pozwolili sobie być, kim naprawdę są.
Myślą o tym, co zyskali, ale przede wszystkim o tym, co stracili udając kogoś innego, niż są w rzeczywistości.
Każdy z nas chce być akceptowany. Każdy z nas lęka się odrzucenia. I to nie tylko w społeczeństwie, przede wszystkim w gronie rodzinnym.
Każdy chce być lubiany i kochany.
Ale przede wszystkim rodzimy się po to - i mamy do tego prawo – by być sobą.
Wyrzeczenie się siebie jest najbardziej bolesną decyzją w naszym życiu.
Dlatego, o ile to możliwe, o ile jest jeszcze na to czas, warto zacząć żyć prawdziwe dla siebie.

•    Żałuję, że nie wiedziałem, że szczęście jest zawsze wyborem.
Ludzie rzadko sobie sprawę, że mogą wybrać bycie szczęśliwym.
Szczęście to nie jest coś, co nas spotyka, albo coś, co można zdobyć, stworzyć, wypracować.
Szczęście to nasze nastawienie wobec świata, to nasza reakcja na to, co się nam przydarza.
Szczęście jest aktem woli.
Musimy chcieć być szczęśliwi, a nie odgrywać rolę ofiary okoliczności.
Musimy chcieć zapobiegać negatywnym przejściom w naszym życiu.
Musimy chcieć wybierać szczęście i radość, akceptując, że mają swoją cenę.
Niestety, na ogół mamy tendencję do decydowania się na bycie przeciętnym, bo boimy się krytyki i boimy się odkrywać samych siebie.
Jeśli masz jeszcze czas, dokonaj wyboru, by mieć szczęśliwe życie.
Nie obawiaj się zmian, zmiany to rozwój, a nie strata. Zmiany wpisane są w naturę, która nas otacza. Dorastania, dojrzewanie, to zmiany.
Życie to nic innego, jak nieustająca przemiana.
Nie martw się o to, co inni myślą o tobie.
Naucz się relaksować, doceniaj dobre rzeczy.
I nie czyniąc nikomu krzywdy, po prostu bądź szczęśliwym.
Szczęście to nie coś, co nas spotyka, ale to, jak reagujemy na świat.
Buddyzm naucza, że jeśli nie mamy oczekiwań, nigdy nie odczuwamy zawodu, ale za to zawsze możemy się czymś zachwycić.

A gdyby to właśnie dziś, to właśnie teraz była ostatnia chwila naszego życia?

Czy odchodzilibyśmy z poczuciem satysfakcji i radości?

Czy czegoś byśmy żałowali?

Na szczęście mamy jeszcze trochę czasu.

Na szczęście jeszcze są w nas siły.

Mamy szansę uniknąć żalu, mamy możliwość sięgnięcia po spełnienie.


Życie jest tym, czego od życia chcemy.
Jest takie, jakim je uczynimy.
Nie pozwólmy, by zostało przytłoczone przez żal, złość, czy wrogość.
Dobre życie można zacząć nawet dziś.

A jeśli nie mamy czego żałować, może warto rozejrzeć się wokół I pomóc komuś, kto nie jest w tak komfortowej sytuacji?

środa, 30 września 2015

Stymulacja multisensoryczna... podpowiedź.



Czym jest stymulacja wielozmysłowa?


Stymulacja multisensoryczna to jednoczesne pobudzenie wszystkich zmysłów.

Poruszanie się w przestrzenie pełnej zmieniających się barw, zapachów, dźwięków, kształtów i form, które mają różną fakturę.

Wszystko musi być harmonijne, kojące, relaksujące.


Wzrok pobudzamy z pomocą światła, kolorów, różnych właściwości optycznych (np. materiały błyszczące, odbijające, przezroczyste), dużych fotografii, przedstawiających głębiny oceanu, las, rozległe łąki, otwartą przestrzeń, kwiaty.
Dotyk angażujemy z pomocą tkanin i przedmiotów różnych kształtów, form, powierzchni, tekstur, ale także o różnej temperaturze, przy pomocy wibracji.
Smak rozbudzamy przy pomocy gorących i zimnych napojów o silnym aromacie, drobnymi i kolorowymi przekąskami o różnej konsystencji (ziarno, orzechy, pestki, owoce, żelki, galaretki, sorbety), owocami świeżymi i suszonymi.
Węch uruchamiamy z pomocą aromatycznych olejków i kadzidełek, torebek i pojemników do rozpraszania zapachów, kwitnących roślin, toreb z lawendą, miętą, owocami, przedmiotami codziennego użytku z różnych materiałów: drewna, skóry, futra.
Słuch aktywizujemy harmonijną stonowaną muzyką o różnym natężeniu, dźwiękami natury odtwarzanymi z taśmy: śpiew ptaków, morskie fale, szum wiatru; z pomocą ludowych, prymitywnych instrumentów, a także przedmiotów codziennego użytku (sztućce, tkaniny, papier).
Zmysł ruch aktywizujemy poprzez zmienianie pozycji z siedzącej na leżącą, siedzenie w fotelu, na krześle, położenie się na worku fasoli, poduszkach z gorczycą, poruszanie głową, ramionami, stopami; poruszanie się w przestrzeni, taniec.

Tu dygresja:
W profesjonalnym gabinecie terapeutycznym, w idealnej przestrzeni, byłoby dobrze stworzyć strefę neutralną. „Białą”. Przestrzeń bezwonną, przestrzeń bezbarwną, przestrzeń ciszy, która byłaby jednocześnie barem tlenowym.

W przestrzeni multisensorycznej można sobie pozwolić na uruchomienie wyobraźni.
Albo pozwolić sobie na masaż. Poddać się masażowi, albo wykonać go na sobie z pomocą kolorowych piłeczek-jeżyków, albo leżąc na piłce lekarskiej lub dużej piłce plażowej.
Jeśli podłoga wyłożona jest dywanem o różnej fakturze, można się turlać.
Doskonałym ćwiczeniem jest brodzenie w basenie z kolorowymi piłeczkami, które znamy z kącików dla dzieci w galeriach handlowych.

Owszem, te zabawy i ćwiczenia mogą wydawać się nieodpowiednie dla dorosłych.
Dlatego ćwiczymy w dobranym towarzystwie, pozostawiając ocenę swojej dorosłości za drzwiami terapeutycznego gabinetu.

Przestrzeń multisensoryczna to dobre miejsce do ćwiczenia uważności.
Nie trzeba ani przyjmować specjalnej pozycji, ani wyginać nadmiernie swego ciała. Nie trzeba wysiłku.
Wystarczy wygodnie usiąść, albo się położyć, i bawić swoją uwagą.
Skupiać ją na pojedynczych zmysłach, a nawet pojedynczych doznaniach.
Możemy spróbować zobaczyć światło, wyodrębnić zapachy, smaki, albo doznania dotykowe.
Możemy zakładać przy tym różne rękawiczki – ze skóry, z wełny, z gumy, z papieru – i przez nie dotykać różnych przedmiotów, aby uświadomić sobie, jak różnie doświadczamy tego, co nas otacza.

Taka stymulująca sesja nie powinna trwać zbyt długo.
Maksymalnie 30 minut.

Na ogół stymulację multisensoryczną wykorzystuje się w terapii dzieci z upośledzeniem.
Ale w opinii wielu specjalistów sprawdza się w terapii demencji i depresji.
Jest doskonała dla rozwijania możliwości osób zdrowych. Wzmacniania lub rozwijania plastyczności i elastyczności poznawczej osób dorosłych.
Zatem to doskonałe ćwiczenie mózgu – bez wysiłki – w stanie relaksu – które usprawnia, pobudza mózg. I wydłuża jego żywotność.

* * *

A teraz podpowiedź dla grup towarzyskich, klubów, czy stowarzyszeń seniorów.
Sesja multisensoryczna: „Kolorowa kąpiel”.
To może być ciekawe doświadczenie, naukowy eksperyment, lub miłe towarzyskie spotkanie.
Już same przygotowania sprawią przyjemność.
Po pierwsze należy - z odpadów lub skrawków materiałów – uszyć możliwie duże (szerokie) kolorowe szale. Ważne, by były to szale jednolite w barwie – zielone, niebieskie, czerwone, żółte.
Szale muszą być z różnych tkanin – kaszmiru, wełny, płótna, jedwabiu, polaru.
Potrzebne też będą kolorowe żarówki – zielone, niebieskie, czerwone, żółte – aby uzyskać kolorowe światło.
Do kolorów należy dobrać olejki zapachowe – na przykład sosnowy, świerkowy, miętowy to zielony; pomarańczowy, cytrynowy to żółty… I tak dalej, skojarzenia i inwencja mogą otworzyć nam barwny świat zapachów. Z jakim kolorem kojarzy się zapach goździków? Cynamonu? Kawy?...
No i koniecznie stymulująca muzyka - relaksacyjna oraz lekko pobudzająca – i odgłosy natury.
Oczywiście dźwiękom również nadajemy barwę.
Szum fal, lub odgłos morskich głębin to niebieski. Śpiew ptaków to zieleń. Latynoskie rytmy to gorące lato, czyli kolor żółty.
Do tego wszystkiego na stole ustawiamy kolorowe galaretki z odpowiednimi owocami.

W pełnej wersji, ćwiczenie polegałoby na tasowaniu kolorów. Przechodzeniu od jednego do drugiego.
Ale w wersji towarzyskiej wystarczy jak wybierzemy na czas spotkania jeden kolor.
I tak na przykład, w różnych miejscach pokoju, włączamy zielone światło.
Włączamy nagranie ze śpiewem ptaków. Przestrzeń wypełniamy zapachem świerku, sosny, mięty.
Okryci zielonymi szalami, poruszamy się wokół stołu z zielonymi galaretkami z kiwi, zielonych jabłek, zielonej papryki, itp. – oczywiście próbując ich.
Przy okazji, dobrze jest wymieniać się szalami, aby w czasie spotkania każdy z uczestników poczuł fakturę każdej tkaniny.
Można też tylko posiedzieć.
Zamknąć oczy i poszukać w pamięci, ale przede wszystkim w wyobraźni, wszystkich skojarzeń z „kolorem dnia”.