środa, 25 listopada 2015

O depresji - powiedz to sobie, jeśli nikt tego tobie nie mówi

Depresja nie dopada nas znienacka.

I nie czyha na nas za rogiem.

Pojawia się jak mrok, powoli. Otacza nas, wnika w nas i wypełnia.


Na początku to coś na kształt zachmurzenia.
Po którym następuje zmierzch.
Czarna noc przychodzi na koniec. W fazie klinicznej.

Depresja nie zawsze jest - nie od razu jest – nie tylko jest – dojmującym i obezwładniającym nas smutkiem.
Najczęściej to lęk, który ma niejasny kształt, kryjący się gdzieś, w mroku, albo w oślepiającym świetle.
Wyczuwamy coś, ale nie umiemy tego ująć w słowa.
To, co mówimy, wydaje się takie banalne.
Szczególnie, jeśli nie wydarzyło się w naszym życiu nic, co usprawiedliwiałoby nasz niepokój, zagubienie, idące ich śladem przygnębienie.

Być może dlatego, depresja często bywa lekceważona.

Lekceważona przez bliskich, znajomych, przyjaciół, którzy nie dostrzegają u nas powodu do niej.
Co nie powinno dziwić, wszak mają swoje życie, skupieni są na własnych problemach, które wydają się większe i wyraźniejsze, bo są bliżej, bo są ich problemami.
No i nie można odczuć emocji innego człowieka. Można tylko zawierzyć słowom, o ile się ich wysłucha.
A o depresji mówi i pisze się ostatnio tak wiele (co bardzo dobrze), że niektórym może się wydawać, że „mieć depresję” jest w modzie.
Dlatego można usłyszeć: „nie przesadzaj”, albo „to tylko…”.
To sposób myślenia tych, którzy depresji nie mają i jej nie mieli.

Ci, którzy depresji doznali, znają ból pojawiający się znikąd, chłód przenikający ciało, który pojawia się wraz z lękiem, poczucie paniki, uczucie, że nie ma jak i dokąd uciec, zamieranie w sobie, uczucie marazmu i obsesyjne myśli o tym, że jest się nic nie wartym, czego potwierdzeniem jest właśnie to, że mamy depresję.

Oczywiście, nie każde przygnębienie, smutek, lęk – nawet najbardziej nasilone i długotrwałe – oznaczają depresję.
Niekiedy to „tylko” wypalenie zawodowe, albo nuda, spleen.
Niekiedy objawy zaburzenia funkcjonowania mózgu.

Najważniejsze, by nie lekceważyć tych odczuć.

Bo póki to tylko zmierzch, to także cierpiący lekceważą swoje odczucia, dopatrując się w nich przegranej, porażki, dowodu swojej niskiej wartości.
Próbują uciekać od nich. Nie zauważać ich, nie nazywać ich (bo przecież to słabość, a wstyd być słabym, nieporadnym, bezradnym w świecie, który chwali wyłącznie tych ambitnych, zaradnych, silnych, aktywnych).
Usiłują uciec obsesyjnie i w strachu.
Na ogół uciekając od życia, bo życie zdaje się być li tylko bezdrożem i zagubieniem.
Uciekając od ludzi, bo każde usłyszane: „nie przejmuj się tak”, „uśmiechnij się, pomyśl o czymś innym”, „nie wiem, jak ci pomóc”, „nie wiem co na to powiedzieć”, „powiedz coś wesołego, miłego, dobrego” jest tylko jątrzeniem otwartej rany.

Jeśli depresja jeszcze nie rozgorzała, a zaledwie się w nas tli, możemy popracować ze swoją świadomością i ją okiełznać.
Depresja jest jak wielka, oceaniczna fala. Ma ogromną niszczącą siłę, ale niektórzy dosiadają jej i surfują na niej.
Świadomość i praca ze swoimi odczuciami może nam pozwolić rozproszyć ciemność.
Nauczyć się jej nie bać. A nawet żyć z nią, znaleźć na nią spokój.

To trudne, wymaga wsparcia, wymaga uświadomienia sobie paru faktów.

  • Jesteś kimś więcej niż tylko swoimi niepowodzeniami. Nawet, jeśli wydaje ci się, że nie odniosłeś żadnego sukcesu.
  • Jesteś ważną częścią tego świata, właśnie taki, jaki jesteś. Pielęgnuj swoją odmienność, nawet dziwaczność, to twoje wewnętrzne piękno, odbicie tego, co piękne w świecie.
  • Twoje marzenia są ważne i chcą być zrealizowane, zatem pozwól sobie marzyć.
  • To, jak odczuwasz swoje życie jest ważniejsze od tego, jak ono wygląda w oczach innych ludzi. Zaufaj sobie bardziej. Zaufaj swoim odczuciom.
  • Kiedy przestaniesz poszukiwać światła w oddali, dostrzeżesz, że to ty sam jesteś światłem.
  • Jesteś silniejszy, niż sobie wyobrażasz, ale przede wszystkim bardziej niż sobie pozwalasz.
  • Nie możesz zobaczyć pełnego obrazu. Nikt nie może. To fizycznie niemożliwe. Wystarczy robić jeden krok na raz. Codzienne działania - niezależnie od ich wagi – pozwalają sobie zaufać i porządkują świat. Wielkie sprawy mogą się stawać wyłącznie przez nieważne codzienne czynności.
  • Wszystkie twoje problemy są do pokonania. Bywa, że rozwiązanie jest zaskakująco proste, że aż trudno zgodzić się na niesprawiedliwość, taki problem, a takie proste rozwiązanie. Czasami rozwiązanie nie jest tym, czego oczekujesz.
  • Zasługujesz, by uwierzyć osobie, którą chcesz się stać.
  • To, czego szukasz nie znajduje się na zewnątrz ciebie. To jest w tobie.

Rzadko kiedy ktoś nam to mówi, dlatego warto mówić to sobie samemu.
Ale kiedy słowa te padają, słuchajmy ich uważnie.
Nie od razu znajdziemy dowody na to, że są prawdziwe.
Może trudno nam w nie wierzyć.
Pozwólmy im być z nami.
Pozwólmy im pojawiać się w naszej świadomości.

Kiedy jesteśmy przygnębieni, czujemy się przytłoczeni, kiedy nie mamy wizji, albo boimy się wizji tego, co nadchodzi, trudno jest przyjąć perspektywę zmiany.
Aby zdobyć się na zmianę, zdobyć się na działanie, nie wystarczy jej chcieć.
Nie wystarczy mieć możliwość jej dokonania.
Nie można się jej obawiać.

Jeśli przyjaciele ci tego nie mówią, powiedz to sam sobie.

wtorek, 10 listopada 2015

Proces starzenia się a depresja

Starzenie się to nie tylko proces naturalnych zmian zachodzących w naszym ciele, a co za tym idzie zmian zachodzących w naszej psychice.

To nie tylko problemy związane z procesami poznawczymi: uwagą, myśleniem, pamięcią.

To także – a może przede wszystkim – szereg zmian w otoczeniu starzejącej się osoby.

Obok problemów zdrowotnych (które wcale nie muszą wiązać z wiekiem, mogą być jedynie konsekwencją naszego stylu życia lub zaniedbań w młodości) spotykają nas okoliczności, które wiążą się z umiejscowieniem osoby starszej w społeczeństwie.

Na przykład, zmieniamy pracą z uwagi wymagania formalne, potrzeby pracodawcy, lub przechodzimy na emeryturę, przez co zmniejszają się nasze dochody.

Coraz częściej dotyka nas śmierć bliskiej osoby, lub partnera, a jednocześnie coraz trudniej nam wejść w nowe, bliskie relacje z ludźmi. Nasze dzieci dorastają, przeprowadzają się do odległego miejsca, przez zmniejsza się częstotliwość kontaktów.

Nikogo zatem nie dziwi, że starsi ludzie często bywają smutni, przygnębieni, skarżą się na depresję.

Amerykańscy specjaliści zwracają uwagę, że depresja u osób starszych nawet przez lekarzy traktowana jest jako zjawisko naturalne, wynikające ze zmian fizjologicznych związanych z wiekiem, a przez to jest lekceważona.

Zwracają uwagę, że choć liczba osób starszych dotkniętych depresją rośnie, to w większości depresja nie jest leczona.


Także jako społeczeństwo wierzymy, że depresja jest niejako objawem towarzyszącym przewlekłej chorobie, wdowieństwa, czy problemów ekonomicznych, że nie wymaga leczenia sama przez się. Jesteśmy gotowi wierzyć, że minie sama, jeśli zmieni się sytuacja seniora, albo jeśli uda się go zaktywizować, rozweselić, czy dowartościować.
Z badań wynika, że gdy 38% osób powyżej 65 roku życia jest w stanie uwierzyć, że depresja u seniora jest chorobą wymagającą leczenia, to aż 58% w tej grupie ma przekonanie, że to normalne zjawisko, na które nic nie można poradzić, z którym nic nie trzeba robić.
Wydaje się nam, że depresja jest tak samo wpisana w starzenie się, jak utrata słuchu, osłabienie wzroku, czy problemy z pamięcią.
W rezultacie, większość starszych osób z depresją nie otrzymuje żadnej profesjonalnej pomocy. Czasami lekarze przepisują im środki nasenne lub przeciwlękowe, albo poprawiające nastrój. Co w oczywisty sposób tylko maskuje problem.

Nieleczona depresja nie tylko zwiększa ryzyko wystąpienia innych chorób, ale wpływa na jakość życia i zwiększa ryzyko samobójstwa w późnym wieku.
Wskaźnik samobójstw w grupie osób powyżej 75 lat znacznie wzrasta w porównaniu z ogólnym wskaźnikiem samobójstw w całej populacji.

Naturalnie, wiele elementów procesu starzenia się to czynniki ryzyka zachorowania na depresję.
Wdowieństwo częściej spotyka seniorów. Jedna trzecia wdów lub wdowców ma objawy kliniczne depresji w ciągu miesiąca od utraty partnera, połowa z nich cierpi z powodu depresji nawet rok po zgonie najbliższej osoby.
Podobnie wiele chorób – zapalenie stawów, nowotwory, choroby serca – i zaburzenia poznawcze zwiększają ryzyko depresji w późnym wieku.
Z wiekiem spadają nasze możliwości adaptacyjne, a niekorzystne zmiany zachodzą niemal z dnia na dzień. Dotyczy to szczególnie społecznego funkcjonowania osób starszych. Nawet drobny uraz może utrudniać, wręcz uniemożliwiać kontakty towarzyskie. Nie wspominając o problemach finansowych, częstych u osób na emeryturze. Szczególnie u osób, które nie mają oparcia w rodzinie, lub które po prostu są samotne.
Czynnikiem ryzyka są także stereotypy społeczne, albo uprzedzenia związane z wiekiem.
Przekonanie, że starość bezwzględnie wiąże się z jakąś formą niepełnosprawności, bezradności, mogą prowadzić do przekonania, że „stary człowiek” pozbawiony jest wartości, godności, że jest ciężarem dla społeczeństwa.
To z powodu stereotypów i uprzedzeń wobec własnej starości, osoby starsze nie planują swojej przyszłości, nie tworzą pozytywnej wizji swego życia, uciekają od zmartwień w pozorne zajmowanie się codziennością.
Żyją z dnia na dzień, ale nie potrafią cieszyć się swoją codziennością.
Bywa, że popadają w swoisty letarg.
Popadają w rutynę i nie są zdolni do jakiejkolwiek spontaniczności.
Obawiają się najdrobniejszej zmiany.

Brak kontaktów społecznych jest głównym czynnikiem ryzyka depresji wśród seniorów.
Journal of the American Geriatrics Society opublikowało wyniki badań, które pokazują, że ryzyko depresji u osób starszych, które rzadko widują swoje rodziny lub przyjaciół, niemal podwaja się.
To ryzyko jest niezależne od częstotliwości telefonicznego bądź listowego kontaktu osób starszych z bliskimi.

Dodatkowym czynnikiem ryzyka są leki, które zażywają seniorzy, szczególnie podawane w leczeniu nadciśnienia tętniczego i układu hormonalnego.

U osób starszych depresja często pozostaje nierozpoznana. Wydaje się nawet, że unika się jej rozpoznania, po manowcach szukając przyczyn złego samopoczucia seniora.
Objawy depresji są lekceważone i traktowane jako „normalne” dla wieku i to zarówno przez osobę chorą, jak i pracowników systemu ochrony zdrowia.
Być może depresja jest lekceważona, gdyż coraz częściej, coraz szerzej, w coraz bardziej otwarty sposób się o niej mówi. Zatem pojęcie – zdaniem lekarzy, ale i pacjentów – jest nadużywane.
To tylko chandra.
Lub to tylko „jesienna, wiosenna” depresja, minie z czasem
Niestety, pojęcie trafiło do mowy potocznej, do języka mediów, i jest używane jako synonim obniżenia nastroju, smutku, żałoby. Zjawisk, które się nam przytrafiają i muszą wybrzmieć.

Depresja jest jednak jak najbardziej realną chorobą, wymagającą leczenia, i nie jest naturalnym elementem procesu starzenia się.
Objawy depresji u seniorów są podobne do objawów u osób młodszych:
  • bieżące i długotrwałe uczucie smutku, uczucie beznadziejności, pesymizm;
  • poczucie braku wartości i bezradności;
  • nadmierna senność, albo bezsenność, którym towarzyszy poczucie nieustającego zmęczenia;
  • utrata zainteresowania otoczeniem, kontaktami z ludźmi, lub niemożność doznawania przyjemności i radości z aktywności;
  • wycofanie społeczne, izolacja;
  • brak apetytu lub nadmierny apetyt, z jednoczesnym brakiem satysfakcji z jedzenia, brak smaku;
  • bóle mięśni, które nie ustępują w leczeniu i nie mają związku z aktywnością;
  • brak koncentracji, słaba pamięć i niezdolność do podejmowania decyzji;
  • drażliwość i niepokój, lęk;
  • myśli o śmierci i samobójstwie.
Objawem depresji jest także prokrastynacja – odsuwanie w czasie podjęcia jakiegokolwiek działania. Niemożność wstania z łóżka po przebudzeniu, pomimo odczuwanej niewygody, niepokoju, i braku potrzeby snu. Brak poczucia sensu jakiejkolwiek aktywności i życia w ogóle.

Objawy te – przynajmniej niektóre – mogą towarzyszyć innym schorzeniom, a także być wywołane przez inne zaburzenie, ale jeśli występują łącznie i utrzymują się powyżej dwóch tygodni, najprawdopodobniej mamy do czynienia z depresją.

Specjaliści podkreślają, że im szybciej depresja zostanie prawidłowo rozpoznana, im szybciej wdrożone zostanie leczenie, tym większa szansa na zmniejszenie ryzyka wystąpienia dodatkowych powikłań, a przede wszystkim samobójstwa.

To tym ważniejsze, że wiele zależy od otoczenia seniora.
Choremu – z powodu choroby – bardzo trudno zmobilizować się i zwrócić o pomoc.
Potrzebna jest wrażliwość bliskich i uważność lekarzy pierwszego kontaktu.

Starsze osoby niechętnie poddają się terapii. Zresztą, o ile mamy już niewielką grupkę geriatrów, to psychoterapeutów osób w podeszłym wieku jak na lekarstwo.

Dlatego w przypadku depresji osób w podeszłym wieku konieczne wydaje leczenie farmakologiczne. Leki przeciwdepresyjne mogą poprawić koncentrację, sen, nastrój i apetyt seniora.
Jednak niektóre leki dadzą efekt już po kilku tygodniach, na skutki innych trzeba czekać 2 do 3 miesięcy. Dlatego nawet w farmakoterapii ważne jest wsparcie otoczenia.

Dodatkowym wspomaganiem leczenia jest wzbogacona dieta i nawet najprostsza forma codziennej aktywności fizycznej.

Utrudnieniem mogą być problemy w poruszaniu się. Osoby w podeszłym wieku często mają problemy z dotarciem do gabinetu lekarza, czy psychoterapeuty.
Dlatego na świecie sięga się po nowe technologie. Aplikacje na smartfony, a także rozmowy przez telefon.

Z uwagi na utrudnienia w leczeniu, najważniejsza wydaje się zatem profilaktyka depresji.
Codzienna, regularna aktywność fizyczna, na przykład codzienny spacer na świeżym powietrzu, zmniejsza ryzyko zachorowania o 19%, donoszą badania.
Wzbogacona dieta, jak najczęstsze kontakty z rodziną i bliskimi, angażowanie się w życie społeczne to dodatkowe zabezpieczenia.
Ważne jednak, by pamiętać – nie chodzi o sam kontakt z innymi ludźmi, ale o autentyczne zaangażowanie się w kontakty z ludźmi. Osoby podatne na depresję wymagają uwagi, ale też same powinny zadbać o bycie uważnym.
Kiedy po przejściu na emeryturę obniża się nasz aktywność społeczna, dobrze jest wyznaczać sobie zadania i uczyć się zupełnie nowych rzeczy. Jednak nie w odosobnieniu i skupieniu, ale poprzez uczestniczenie w grupie.

Starzenie się jest częścią życia. Starzenie się jest naturalne i związane jest z potrzebami organizmu.
Ale depresja nie jest elementem procesu starzenia się.
Jest jego zaburzeniem.
Wczesne rozpoznanie, wdrożenie prawidłowego leczenia, pomogą seniorowi uniknąć emocjonalnych i fizycznych skutków depresji.

Jeśli dostrzegasz u siebie lub u kogoś ci bliskiego objawy depresji, jak najszybciej skontaktuj się z lekarzem w celu rozpoznania. Po wdrożeniu leczenia, większość ludzi odczuwa znaczną poprawę nastroju. Leczenie jest powolne i wymaga czasu. Ale może być w pełni efektywne.

sobota, 7 listopada 2015

Czego uczymy się od życia o życiu?...

Jakiś czas temu czekałem na spotkanie z pewną „dojrzałą panią”, nazwijmy ją G.
Mieliśmy uzgodnić wykonanie pilnego zlecenia.
Pani G. pracowała na uniwersytecie i zajmowała się tłumaczeniem.
Mojego gościa, w przedsionku firmy, przywitała moja współpracownica, która właśnie kończyła studia. Zaproponowała gościowi kawę, a przy kawie panie zaczęły ze sobą rozmawiać, trochę z uprzejmości, trochę dla zabicia czasu, trochę z ciekawości – miały ze sobą współpracować.
I jak to często bywa, tematem tej rozmowy stało się po prostu życie.
Pani G. postanowiła wyjaśnić, dlaczego nie ma czasu na pilne zlecenia, a przy okazji opowiadała o sytuacji w domu, o pracy ze studentami, a relacjach damsko-męskich. Zapewne z uwagi na temat tekstu, który miała tłumaczyć.
Kiedy wszedłem do pokoju, panie żywo dyskutowały o naturze ludzkiej.
Łatwo było zrozumieć, że pani G. skarży się i opowiada o nieporozumieniach, które zdarzyły się jej niedawno z życiowym partnerem.
Usłyszałem, jak moja współpracownica mówi: „Z mojego doświadczenia życiowego wynika, że w takich sytuacjach najlepiej…”.
Uśmiechnąłem się. Panie różniło raczej więcej niż trzydzieści lat.
Jakież doświadczenie życiowe może zaoferować młoda kobieta, w zasadzie jeszcze dziewczyna, kobiecie dojrzałej?
Szczególnie, gdy rzecz dotyka związków, relacji z partnerem, uczuć?
Nie mogłem się niestety przekonać, bo wraz z panią G. przeszliśmy do obowiązków, czyli omawiania pracy.

Pytanie jednak mnie nurtowało.
Bawiła mnie moja wewnętrzna konfuzja, szczególnie, gdy sięgnąłem do wspomnień o sobie z czasów, gdy byłem świeżo po studiach i wydawało mi się, że życie nie ma przede mną tajemnic.

To pytanie o to, czym jest „życiowe doświadczenie” powraca do mnie co jakiś czas.

Czym jest „doświadczenie życiowe”?

Wiedzą o tym, czym jest życie, jakie może być? Znajomością wszystkich dróg i kierunków?

Posiadaniem odpowiedzi na każde pytanie? A może wręcz przeciwnie, świadomością swojej niewiedzy, swojej ułomności, niemożności bycia doskonałym?

A może po prostu świadomością, że życie jest zbyt bogate, by można było je zaplanować?

Czy „życiowe doświadczenie” chroni cię przed upadkami, czy jedynie pozwala je przewidzieć?

Czy może uczy, jak szybko podnosić się po upadku?

Czy „życiowe doświadczenie” chroni od cierpienia, czy zaledwie pomaga je cierpliwie znosić?

Czy „życiowe doświadczenie” oznacza, że ktoś doznał wszystkiego, co dobre, czy wszystkiego, co złe?

No i kiedy możemy mówić, że ktoś posiada „życiowe doświadczenie”?

Czy jest to domena starców i mędrców, czy może zbiorowa mądrość, w którą na co dzień trudno nam uwierzyć.

Prowadząc te rozważania, uświadomiłem sobie, że niemal w każdym wieku mówimy, że mamy „życiowe doświadczenie”.
Kiedy jesteśmy dziećmi, zdarza nam się pouczać młodsze rodzeństwo właśnie z perspektywy bardziej doświadczonej osoby.
Kiedy jesteśmy nastolatkami i usiłujemy utrzymać się na burzliwej fali hormonów, często wydaje nam się, że doświadczamy czegoś więcej (lub bardziej, głębiej) niż nasi rodzice, czy dziadkowie. Wydaje nam się, że oni zmarnowali szanse, okazje. Przecież nie byliśmy świadkami ich życia.
Kiedy jesteśmy dojrzali, doświadczenia dziecka lub nastolatka wydają nam się banalne, bo życie jeszcze przed nimi.
A gdy, będąc już mocno w latach zaawansowani, spotykamy kogoś, kto z naszej perspektywy dopiero co zaczął się starzeć, nie jesteśmy gotowi zawierzyć jego „życiowemu doświadczeniu”. Bo cóż może wiedzieć – ten młody pięćdziesięciolatek – o bólu, cierpieniu, samotności?

Czy, aby mieć życiowe doświadczenie, trzeba doświadczyć absolutnie wszystkiego? Czy wystarczy żyć?
Czy ktoś, kto nigdy nie upadł, nie ma prawa do życiowego doświadczenia?
Czy to, że ktoś nigdy nie wędrował po nieznanym, oznacza, iż nie zna świata, nie zna życia?

Sprawa wydaje się niejednoznaczna, niejasna, albo zbyt oczywista, by ją zrozumieć.
Bo być może pod tym hasłem kryje się to, co po prostu wiemy o życiu.
To, czego uczymy się w życiu o nas samych, o sobie nawzajem, o świecie.
Czego dowiadujemy się o życiu od życia, po prostu.

W ostatnim czasie znalazłem w sieci tekst napisany przez Carmelene Siani: „Everything Is Foreplay”.
Opowiada o spotkaniu z dawno niewidzianym przyjacielem.
A zarazem o intelektualnej grze.
Autorka po 40 latach spotyka się z mężczyzną, który zadaje jej pytanie: „Czego nauczyłaś się w życiu o życiu w czasie, kiedy się nie widzieliśmy?”
Carmelene Siani ma 73 lata, zatem z pewnością wie o życiu niejedno. Trudno to nawet wyrazić.
73 lata… Człowiek powinien wiedzieć o życiu wszystko, czyż nie?
Ale jak to wyrazić?
Cz w ogóle da się wiedzę o życiu ująć w kilku słowach. Zamknąć w jakiejś zgrabnej sentencji.
„Sporządź listę, nie spiesz się” – zaproponował Carmelene przyjaciel – „Będzie o czym rozmawiać przy następnym spotkaniu.”
I Siani sporządziła listę tego, czego o życiu nauczyło ją jej życie.

  • Nic w tym świecie nie jest czarno-białe. Wszystko jest szarością. (Chyba, że jesteś politykiem.)
  • Bałagan na biurku rzeczywiście jest oznaką zaśmiecenia umysłu. Podobnie zagracone mieszkanie, zaśmiecony samochód, bałagan w szafie i w szufladzie, a nawet zaśmiecona skrzynka e-mail.
  • Jesteśmy naszym środowiskiem – zarówno tym mikro (dom, samochód), jak i makro (miasto, świat). Czasami należy po prostu zaprosić panią, która posprząta twój dom.
  • Zawsze mamy zielone, albo czerwone światło, w zależności od tego, w jakim kierunku zmierzamy w naszym życiu. To takie proste. Ale nikt nie chce uwierzyć, że to takie proste.
  • Jeśli mieliśmy zły sen, albo źle spaliśmy, albo jesteśmy w depresji, ma to coś wspólnego z tym, co jedliśmy, zwłaszcza jeśli to była pizza.
  • Cierpienie zawsze będzie nam towarzyszyć i nie ma znaczenia ile memów zaprzeczających temu znajdziemy na Facebooku.
  • Tylko sztuka i muzyka mają jakikolwiek sens w tym świecie – z pewnością nie piłka nożna.
  • Bez względu na to, co twierdzą w wiadomościach, jedyną rzeczą, której musimy się bać jest sam strach.
  • Nic nie pomoże ci zachować młodości bardziej niż otwarty umysł, być może z wyjątkiem wspaniałego seksu. (Do diabła, nawet mierny seks może dodać ci kilka lat życia.)
  • Wszystko jest grą wstępną, o której na ogół zapominamy. Ta gra wstępna jest nam niezbędna.
  • Ustawianie budzika 20 minut przed czasem pobudki, może dać ci czas na przytulanie się i jest świetnym sposobem na grę wstępną do codzienności, nie wspominając o najlepszym sposobie na rozpoczęcie dnia.
  • Wbrew temu, co mówi piosenka, osiągnięcie dojrzałości jest nadzwyczaj trudnym zadaniem, dlatego nie łam się.
  • Francuzi mają rację. Niech żyje różnica.
  • Mężczyźni potrzebują przynależeć do jakieś grupy (na przykład ćwiczenia wojskowe uczą jak wykorzystać swoją energię - a nie jak prowadzić wojnę). Kobiety? Cóż, mają wystarczająco dużo innych spraw na głowie.
  • Wojna jest bezowocna w każdym przypadku.
  • Jeśli ktoś ma złe stosunki z swoim byłym, a ty starasz się zbudować z nim nowy związek, prawdopodobnie to nie będzie dobry związek.
  • Jeśli ktoś mówi nam, co jest z nami nie tak, albo czego w nas nie lubi, prawdopodobnie, przynajmniej do pewnego stopnia, ma rację, przyznanie się do błędu od razu pozwoli przerwać mnożenie argumentów.
  • Nasze nastawienie naprawdę jest najważniejsze.
  • Kto ratuje innych zawsze w końcu staje się ofiarą.
  • Bóg nie ma brody – ale też nie ma waginy - o ile to ma jakieś znaczenie.
  • Tequila jest dobra na wszystko..

Carmelene Siani zaznacza, że lista ta nie została sporządzona według hierarchii wartości. Raczej rządzi nią chaos, jak całym naszym życiem.

No cóż.
Z wieloma punktami mogę się zgodzić.
Życie w istocie jest gamą szarości, choć niekiedy na chwilę wychodzi słońce i pojawiają się kolory.
Bałagan i nadmiar rzeczy wokół mogą przesłaniać nam możliwości i okazje.
Konflikty często oczyszczają atmosferę, ale na ogół są zwykłym marnowaniem energii.
Tequilę odrzucam. Ale to kwestia smaku.

czwartek, 5 listopada 2015

Jeśli twój lekarz leczy twój wiek, a nie ciebie - zwolnij go...

Po kraju krąży widmo rewolucji i zapowiada nadchodzącą zmianę.

„Dobrą zmianę” - jak to zostało nazwane.

Nie do końca wiadomo, czy znaczy to, że będzie to zmiana na lepsze, czy jedynie urzeczywistnić dobro, ale wiemy, że nastąpi.

Pozostaje pytanie, jak wielu dziedzin życia zmiana owa dotknie.


Na przykład, czy będzie dotyczyć jakości opieki zdrowotnej, którą otoczony jest polski senior?

A jeśli tak, na co może liczyć starszy człowiek w gabinecie lekarza?

Czy będzie leczony bardziej całościowo? Czy będzie bardziej szanowany?

Czy poczuje się podmiotem relacji terapeutycznej?

Czy może te oczekiwania nadal pozostaną w sferze mrzonek, bo „lekarze mają ciężko, ale wiedzą więcej, zatem do nich należy decyzja zdrowiu i życiu pacjenta”?

Rolą pacjent jest podporządkować się?

Stanąć w kolejce, cierpliwie poczekać, sprawnie (pokrótce) wymienić dolegliwości, wykonać zalecenia?

Najważniejsze – nie marnować czasu lekarza, nie zamęczać go, nie zawracać mu głowy drobiazgami?

A jeśli lekarz uzna, że nie można, albo nie warto, to przyjąć do wiadomości swoją starość.


Nie wiemy.

Zanim się dowiemy, przyjrzyjmy się dylematom amerykańskich seniorów.


Amerykańscy specjaliści uważają, że stereotypy i uprzedzenia dotyczące wieku łatwo dostrzec także w środowisku lekarzy.
Nie trzeba się temu dziwić, bo przecież lekarz to też człowiek, jego wiedza nie jest wiedzą tajemną, a jedynie – miejmy nadzieję – pogłębioną.
Jednak często usłyszeć można opowieści i skargi pacjentów, którzy mają wrażenie, że nie są prawidłowo leczeni, bo są zwyczajnie i po prostu starzy.
Mają swoje lata, zatem musi trochę boleć. Naturalne, że zapominają. Oczywiste, że ogólny stan się pogarsza. To naturalny proces - starzenie się. Ot, życie przeminęło. I już.
Ze starości nie można wyleczyć.
Coraz częściej amerykańscy pacjenci – emeryci, seniorzy – mają wrażenie, że lekarze zachowują się tak, jakby senior nie miał przyszłości. Nie miał marzeń, planów, celu przed sobą…
Jakby starzenie się oznaczało „wygasanie” – czasami szybsze, czasami wolniejsze, ale ostateczne.

Kiedy pacjent zaawansowany w latach skarży się i oczekuje poprawy, lekarz uśmiecha się pobłażliwie, poklepie po ramieniu, uściśnie dłoń, i przepisze kolorowe tabletki, które może pomogą, ale wiele nie należy oczekiwać, przecież to starość, nic nie można na nią poradzić.

Amerykański gerontolog, Robert Butler, opowiada anegdotę: przychodzi do lekarza staruszek. Siada, patrzy na lekarza z nadzieją i skarży się na ból w kolanie.
Lekarz stwierdza: „No przecież ma pan 101 lat. Ból jest naturalny. Musi boleć. Takie jest życie.”
Staruszek niby rozumie, przyjmuje do wiadomości, nawet gotów jest się z tym zgodzić, ale zastanawia się: „Tak, doktorze, jestem stary. Moje kolano ma już 101 lat. Ale to drugie także ma tyle lat, a nie boli… Dlaczego?”

Ta opowieść ma wiele wersji i można ją usłyszeć z ust wielu seniorów.
„Jestem stary, ale czy to wszystko tłumaczy? Czy moja choroba nie ma przyczyny? Czy nie trzeba jej leczyć, bo starość oznacza, że nie warto?”

Jak my wszyscy, lekarze także ulegają stereotypom i mają uprzedzenia dotyczących wieku.
Mark Lachs napisał książkę „Lecz mnie, a nie mój wiek”, w której zwraca uwagę, że ageizm może być sprawą życia i śmierci. Może być równie niebezpieczny, jak każdy niewłaściwie przepisany lek, czy poślizg skalpela w czasie operacji.
Stereotypy i uprzedzenia lekarza mogą w istotny sposób wpływać na sposób komunikowania się z pacjentem, poradę, której lekarz udziela, i zalecenia odnośnie terapii - od leków począwszy, przez ćwiczenia po operacji, po życie seksualne, czy jakość życia w ogóle.

Być może tak bardzo przyzwyczailiśmy się do złych praktyk lekarskich, że już nie dostrzegamy ageizmu w służbie zdrowia, ale powinniśmy na to zwracać uwagę.
Eksperci zadają pytania i podpowiadają znaki ostrzegawcze.
Jak traktuje cię twój lekarz?
Jeśli od dłuższego czasu korzystasz z pomocy tego samego lekarza, zapewne przyzwyczaiłeś się już do niej lub do niego. Ale wróć myślami do ostatnich wizyt i rozmów w czasie badania.
Czy któreś z poniższych zdań brzmi znajomo?
„Mówisz, że jesteś zmęczony, ale większość moich pacjentów skończyło 60 lat i wszyscy skarżą się na zmęczenie.”
„Badania pokazują, że każdy powyżej 65 roku życia powinien...”
Uśmiechając się pobłażliwie i nie patrząc na ciebie: „Tak, wiem, to normalne, poradzimy sobie z tym…”.
Albo, gdy mówisz do niego i dzielisz się wątpliwościami, on wpatruje się w dokumentację, albo w ekran komputera i niejako równolegle mówi: „W zasadzie, byłoby dobrze…”.
Na twoje pytanie, jak działa lek, albo jak będzie przebiegać zabieg, lekarz mówi: „Proszę się tym nie przejmować, to już mój problem…”.
„Czy twoja matka...?” – przy czym „ty” oznacza, że lekarz mówi o tobie, pacjencie, do twojej córki lub twego syna, towarzyszących ci w czasie wizyty jako „drugie” ucho.
„Wystarczy wziąć dwie z tych czerwonych...”
„O, ma pani wnuki?”
„Był pan w podróży?”
Jeśli rozpoznajesz te sytuacje, to być może masz dobrego lekarza, bo przepisywane leki są prawidłowe i skutkują, ale być może, że lekarz ten przepisuje je według zgłaszanych objawów, nie szukając przyczyn dolegliwości, tak naprawdę nie lecząc.
Myśli sobie: „Cóż, oczywiście, że odczuwa ból - przecież jest stary (lub stara)”.

Amerykańscy specjaliści uważają, że lekarz, który od dłuższego czasu opiekuje się tobą, nie powinien się dziwić, że masz wnuki, powinien to po prostu wiedzieć.
Bycie babcią lub dziadkiem może mieć dla kogoś ogromne znaczenie i właśnie do pełnienia tej funkcji senior może potrzebować dobrej kondycji i zdrowia.
Przytoczone wyżej cytaty są przejawami ageizmu. Oznakami tego, że lekarz traktuje pacjenta jako starca, a nie jako osobę.

Amerykańscy specjaliści od opieki medycznej stawiają śmiałą tezę: lekarz ma leczyć człowieka, osobę, a nie chorobę, czy wiek.
Lekarze często skarżą się na brak czasu jako przyczynę niemożności traktowania pacjentów indywidualnie. Ale to nie jest i być nie może usprawiedliwieniem.
To nie nadmiar obowiązków, ale brak umiejętności komunikacyjnych i uwagi.
Jeśli lekarze nie poświęcają czasu na poznanie swoich pacjentów, nie może być mowy o prawidłowym leczeniu.
Prawidłowe leczenie wymaga indywidualnego podejścia do pacjenta.
„Ważne jest, aby wiedzieć, jak pacjent funkcjonuje na co dzień, jakie są jego cele, priorytety, do których należy dostosować plan leczenia.” – twierdzi doktor Quratulain Syed, MD, wykładowca w Emory University i członek Amerykańskiego Towarzystwa Geriatrów.
Normy ciśnienia krwi, cholesterolu, sprawności fizycznej, czy innych wskaźników zdrowia, zostały opracowane na ogólnej populacji seniorów. Lekarz powinien dostosowywać je do indywidualnych warunków i potrzeb pacjenta.
Jeden 75-latek może być ledwie się poruszać, ale też nie chcieć prowadzić zbyt aktywnego życia, podczas gdy inny może być niezwykle energiczny i samodzielny, pełen wigoru i oczekiwań wobec życia.
Senior, który często jada posiłki poza domem wymaga innych zaleceń odnośnie ograniczenia poziomu cholesterolu lub słonych potraw, niż ktoś, kto sam sobie gotuje.
W czasie badania, lekarz powinien pytać nie tylko o historię medyczną, ale także o historię życia. - mówi Ronald D. Adelman, MD, szef wydziału medycyny paliatywnej i geriatrycznej Weill Cornell Medical.
Lekarze powinni poznać osobowość pacjenta, zainteresować się jakie są jego potrzeby, zamierzenia, plany na przyszłość.
Lekarz, który zna twoje cele, uwierzy w twoją przyszłość - co oznacza, że nie skoncentruje się tylko na leczeniu dolegliwości, ale także na zapobieganiu chorobom i pomoże wzmocnić i utrzymać dobrą kondycję. – twierdzą eksperci.

W przeciwnym razie, być może nadszedł czas, by wręczyć lekarzowi wypowiedzenie.

Co robić, jeśli lekarz nie traktuje cię jako osobę, lub postrzega ciebie jako kogoś, kto ma przed sobą przyszłość?
Spróbuj poprawić komunikację z lekarzem – radzą amerykańscy eksperci.
To możliwe.
Zaplanuj swoją wizytę, przygotuj się do niej, wykorzystaj przeznaczony dla ciebie czas.
Wyjaśnij lekarzowi, czego pragniesz od życia, czego potrzebujesz, by zrealizować swoje cele.
Przejmij kontrolę.
Bądź precyzyjny:
„Chcę żyć dłużej i chcę mieć swobodę ruchu.”
„Chcę być w stanie dotrzymać kroku grupie.”
„Chcę móc pracować jeszcze kilka lat.”
„Chcę poprawić swoje życie seksualne.”
„Chcę być jak najdłużej samodzielny.”
Lekarz powinien to wiedzieć i powinien o to pytać.
A pacjent powinien czuć się swobodnie, by móc zadać każde pytanie, które dotyczy jego zdrowia i metod terapeutycznych.
Lekarz nie powinien się uchylać od dokładnego wyjaśnienia pacjentowi, jak tryb leczenia realizuje, wspomaga zamierzenia i plany pacjenta.
Większość pacjentów w obecnych czasach ma dostęp do Internetu i może znaleźć odpowiedzi na swoje wątpliwości, ale nie wszystko musi zrozumieć.
Dostęp pacjenta do Internetu wywiera pozytywną presję na lekarza. Pacjenci nie powinni dać się zastraszyć i nie mogą rezygnować z zadawania pytań.
Jeśli dzielisz się z lekarzem swoimi obawami, a on nie zwraca na nie uwagi lub wręcz je lekceważy, rozsądne jest zmienić lekarza. – doradzają amerykańscy specjaliści.

Kathleen Doheny, autorka artykułu „Is It Time to Fire Your Doctor?”, tak właśnie zrobiła, gdy udała się do podiatry z bolesną dolegliwością zwaną nerwiak Mortona. Owo pogrubienie tkanki wokół nerwów sprawiło, że drętwiały jej palce stopy. Kiedy powiedziała lekarzowi, że chcę by ulżył jej w bólu, bo chciałaby poświęcić się swojej pasji długodystansowych biegów, ten zaproponował zastrzyk z kortyzonu i porzucenie biegów.
Nie słuchał, zatem Kathleen Dohany porzuciła lekarza. Pasja to przecież życie.

Lekarz nie tylko ma zaradzić na to, co teraz jest problemem.
Ma stworzyć, a przynajmniej wskazać pacjentowi możliwości życia pełną piersią.
Jeśli senior mówi lekarzowi, że seks jest dla niego ważny, ale stał się bolesny, ma prawo oczekiwać czegoś więcej niż tylko broszury informacyjnej, czy sugestii zachowania wstrzemięźliwości (bo przecież młodość już minęła, nic na to nie poradzimy, wyszumiałeś się, a teraz czas na abstynencję). Lekarz powinien zapytać o szczegóły i zaproponować środki zaradcze, lub skierowanie do specjalisty, tak jak zrobiłby wobec każdego 30-latka.

Z polskiej perspektywy rady i obawy amerykańskich ekspertów wydają się nierealne i nieco zabawne, choć częściej wzbudzają smutek i odrobinę zazdrości (rozkapryszeni ci amerykańscy seniorzy).
Nasze zatłoczone przychodnie, niejasne przepisy i niezrozumiałe zwyczaje, wiecznie zmęczeni i zdenerwowani, bo „przepracowani i źle opłacani” lekarze, pielęgniarki, które nie są już „służbą zdrowia”…
Pacjent, szczególnie starszy pacjent powinien być szczęśliwy, że w ogóle dostał się do lekarza.
Że lekarz zechciał mu poświęcić te 15 minut, że w tym czasie spojrzał na niego, że się uśmiechnął.
A kiedy jesteś w szpitalu – że zechciał się przedstawić.
W przychodni – że jest krzesło lub ławka, na której możesz usiąść, czekając na umówioną wizytę.
Wysłuchać, zrozumieć, wyjaśnić… porozmawiać, to pojęcia nie z naszej bajki.
Jednak są wyjątki. Pośród pracowników systemu opieki zdrowotnej zdarzają się też ludzie.
No i seniorzy żyją coraz dłużej – może dzięki medycynie, ale zdaję się, że wbrew i na przekór systemowi opieki zdrowotnej.
To dowodzi, że nie w systemie jest słabość, ale w pacjencie.

Stanley Milgram, psycholog społeczny, autor słynnego eksperymentu o skłonności do przemocy i uległości wobec autorytetu, stworzył teorię zjawiska, które nazwał „agentic state”.
To stan pośredniczenia, w którym wchodząc w narzuconą nam rolę, poddajemy się autorytetowi i odrzucamy (rezygnujemy z) odpowiedzialność za to, co robimy.
Mam wrażenie, że polski pacjent, szczególnie senior, przekraczając próg przychodni, szpitala, lub gabinetu lekarskiego, zostaje wtłoczony w taki właśnie stan.
Przestajemy być ludźmi, stajemy się pacjentami. I ulegamy autorytetowi lekarza i pielęgniarki. Poddajemy się im, okazując wdzięczność za każdy przejaw łaskawości.
Zapominając, że ani lekarz, ani pielęgniarka nie dysponują wiedzą tajemną, a jedynie specjalistyczną, rozległą, ale tylko specjalistyczną. Co nie oznacza, że są od pacjenta mądrzejsi, czy że wiedzą więcej na temat jego dolegliwości.
Są w tym właśnie miejscu, aby pomóc pacjentowi poradzić sobie z cierpieniem lub uniknąć cierpienia, aby pacjent mógł dalej żyć, realizować swoje pasje, spełniać marzenia, cieszyć się zdrowiem.
Ale to do pacjenta należy decyzja.
To pacjent zatrudnia lekarza, a nie jest przedmiotem wykonywania przez niego sztuki medycznej.

Dlatego warto poszukać lekarza, który będzie w nas widział człowieka, a nie chorobę, niepełnosprawność, czy wiek.
Lekarza bez uprzedzeń.

Zalecenia amerykańskich specjalistów nie zawsze dają się zastosować w polskich realiach.
Ale być może kiedyś…
Na przykład: Czy wybrać się do internisty czy geriatry? Oczywiście, geriatra nie gwarantuje zrozumienia, ale zwiększa szansę na zrozumienie, dlatego amerykańscy specjaliści doradzają geriatrę.
Tylko, że u nas geriatrów jak na lekarstwo.

Możemy jednak przeprowadzić szeroko zakrojony wywiad i pójść do lekarza, o którym pacjenci nie mówią: już nie cierpię, ale mówią: dzięki niemu mogę cieszyć się tym, co robię.
Warto też sprawdzać opinie on line. Nie tylko te negatywne, przede wszystkim te pozytywne.
Warto też swoimi opiniami się dzielić.

Warto słuchać swoich trzewi.
Jeśli znalazłeś lekarza, który, kiedy z tobą rozmawia czuje się swobodnie, patrzy ci w oczy, mówi zrozumiale, stara się wszystko dokładnie objaśnić i nie spogląda co dwie minuty na zegarek, jesteś we właściwym miejscu.
Technologia medyczna jest wspaniała, ale jeśli lekarz patrzy na ekran komputera, albo na kartkę z wynikami badań, albo na inne informacje, zamiast na ciebie, to zły znak.
Oznacza on, że choć dostaniesz receptę, to nadal będziesz sam borykać się ze swoimi dolegliwościami.
A przecież poszedłeś do lekarza, żeby żyć – żyć w zdrowiu – a nie po receptę…

A zatem, czy lekarz, do którego zwracacie się o pomoc, ma uprzedzenia dotyczące wieku?
Jeśli tak, to może należy go zwolnić?