środa, 6 września 2017

Psychozabawa - spójrz na siebie - uwolnij umysł

Kto z nas – z nudów, z ciekawości, dla rozrywki – nie sięgnął, choćby raz, po psychozabawę.

Z ciekawości rozwiązalibyśmy nawet prawdziwy test psychologiczny, choć gdzieś w głębi obawiamy się, co taki test mógłby ujawnić.

Uzasadnienie jest proste. Czyż starożytna mądrość nie mówiła: „poznaj samego siebie”?


Czasami – w ramach takiego psychotestu – rozmawiamy z obcymi ludźmi. Z ludźmi, z którymi nie łączą nas żadne relacje, którzy nie mieli okazji wyrobić sobie o nas opinii, którym możemy przedstawić właściwy – czyli nasz – ogląd sprawy… Traktujemy ich jak lustro, ale takie, z którego osądem nie musimy się liczyć.


A wszystko przez stres i gonitwę myśli, niepokój odczuwany wewnątrz, ale i ten, który towarzyszy nam wszystkim na co dzień. Trudno jest dziś pewnym siebie, pewnym czegokolwiek.

Z jednej strony mówią nam: „zaufaj sobie, zaufaj intuicji”, z drugiej: „uwierz mi, podążaj za moimi wskazówkami, powinieneś być”.

Trudno wybrać, trudno się zdecydować, w którą stronę pójść.

I na ogół pozostajemy w miejscu. Bo choć może i nie jest nam tu wygodnie, ale przynajmniej już znamy wszystkie zagrożenia, jesteśmy na nie przygotowani…


Lecz kiedy rozmawiamy z ludźmi, choćby obcymi, staramy się zaprezentować siebie lepiej – chcemy być lubiani, cenieni, chcemy by się z nami zgadzano, by nas potwierdzono.

Kiedy rozwiązujemy psychotest, chcemy uzyskać jak najlepszy wynik. Albo sprawdzić, czy wynik zgadza się z naszą oceną.


Zatem ani przez psychotest, ani przez rozmowę nie poznamy siebie.

Do poznania siebie potrzebna jest szczerość i akceptacja siebie takim, jakim jestem. No i może uwolniony umysł.

Umysł, który nie osądza, nie opisuje, nie ocenia, a jedynie obserwuje, poznaje, stara się zrozumieć, a jeśli nie rozumie to po prostu przyjmuje do wiadomości fakty.

Czy istnieje psychotest, który uwalnia umysł?

Ponoć poniższe pytania mają taką moc.

Nie ma na nie dobrej albo złej odpowiedzi, nie ma odpowiedzi właściwej albo niewłaściwej. Nie ma do niego klucza. Po udzieleniu odpowiedzi nie otrzymamy ani noty, ani opisu swego charakteru.

To lustro, które ukaże nam naszą twarz bez makijażu.

Nic ponad, albo aż tyle.

Spróbujmy – warto – ryzykujemy tylko tym, że nasz umysł otworzy się na nas samych…

Weź kartkę papieru i notuj odpowiedzi – jakkolwiek – niekoniecznie pełnymi zdaniami, możesz rysować skojarzenia. Ale też nie zastanawiaj się zbyt długo. Nie ulegaj pokusie zagłębiania się, rozdzielania włosa na czworo, analizowania emocji…

Pytaj i odpowiadaj – nikt nie będzie cię oceniać.


  • Wyobraź sobie, że znalazłeś się w sytuacji, gdy – nie wiadomo dlaczego – nic o sobie nie wiesz. Nie wiesz nawet, ile masz lat. Na ile lat twoim zdaniem wyglądasz właśnie teraz, kiedy czytasz te słowa?
  • Co twoim zdaniem jest gorsze: ponieść druzgoczącą porażkę, czy też nigdy nie spróbować?
  • Skoro życie jest tak cenne i takie krótkie, to dlaczego robisz tyle rzeczy, których szczerze nie lubisz, i tak mało tych, które naprawdę sprawiają ci radość?
  • Jeśli twoja praca zostałaby w pełni ukończona - wszystko zostało powiedziane i zrobione - czy miałbyś coś jeszcze do powiedzenia lub do zrobienia?
  • Jeśli mógłbyś zmienić jedną rzecz na świecie, i to natychmiast, co by to było?
  • Jeśli można by wycenić szczęście w jakiejś walucie, co pozwoliłoby ci zostać milionerem?
  • Czy robisz coś, w co wierzysz, lub próbujesz uwierzyć w to, co robisz?
  • Jeśli twoje życie trwałoby jeszcze tylko rok, co chciałbyś w nim zmienić, aby móc resztę życia przeżyć pełną piersią?
  • Pada deszcz, wracasz do domu bez parasola, nie ma się gdzie schronić, idziesz zupełnie pustą ulicą. Nagle, tuż przed tobą zatrzymuje się samochód, kogo spodziewasz się zobaczyć za kierownicą?
  • Kiedy coś robisz, o co starasz się bardziej – by zrobić coś tak, by było dobre dla innych, czy też by zrobić to prawidłowo, ale według własnego uznania?
  • Wybierasz się na kolację z trzema przyjaciółmi, których cenisz i szanujesz. W pewnej chwili zaczynają krytykować kogoś, z kim również się przyjaźnisz, choć obecni o tym nie wiedzą. Ich krytyka jest w pełni niesprawiedliwa i niezasłużona. Jak w takiej sytuacji zareagujesz?
  • Jeśli mógłbyś dać małemu dziecku tylko jedną radę, jaka by ona była?
  • Czy złamiesz prawo, aby ocalić kogoś, kogo kochasz?
  • Czy widziałeś już kiedyś szaleństwo, w którym później ujrzałeś prawdziwy geniusz?
  • Co w swoim życiu robisz inaczej od innych?
  • Jak to możliwe, że to, co sprawia, że jesteś szczęśliwy, nie czyni innych szczęśliwymi?
  • Co naprawdę chcesz zrobić, ale jeszcze nigdy tego nie zrobiłeś? Co Cię przed tym powstrzymuje?
  • Czy trzymasz się kurczowo czegoś, co już dawno powinieneś zostawić za sobą?
  • Gdybyś miał możliwość przenieść się na zawsze do innego kraju, dokąd pojedziesz i dlaczego?
  • Czy przyzywając windę naciskasz przycisk więcej niż raz, mając nadzieję , że sprawi to, iż przyjedzie szybciej?
  • Kim wolałbyś być: neurotycznym geniuszem czy szczęśliwym prostakiem?
  • Dlaczego jesteś właśnie sobą?
  • Jeśli mógłbyś być swoim przyjacielem, czy ceniłbyś tę przyjaźń?
  • Przybywasz do domu, gdzie czeka na ciebie najmniej oczekiwany gość, kto nim będzie?
  • Wobec kogo i czego czujesz największą wdzięczność w swoim życiu?
  • Co wolisz: stracić wszystkie swoje wspomnienia, czy nie móc tworzyć nowych?
  • Czy można poznać prawdę bez wkładania w to wysiłku?
  • Jak sądzisz, czy twoja najgorsza obawa się spełni?
  • Czy pamiętasz, co sprawiło, że czułeś źle, gdy miałeś 5, 20, 35 lat? Czy wciąż to ma dla ciebie takie samo znaczenie?
  • Jakie wspomnienie z twojego dzieciństwa jest najbardziej szczęśliwe? Czy to najbardziej szczęśliwe wspomnienie twojego życia?
  • Jakie doświadczenia z przeszłości sprawiły, że czujesz się naprawdę sobą?
  • Jeśli nie teraz to kiedy?
  • Jeśli nie osiągnąłeś jeszcze tego, o czym marzysz, co cię powstrzymuje, by po to sięgnąć?
  • Czy kiedykolwiek spędziłeś czas z kimś bez słowa, a później uważałeś, że to najlepsza rozmowa, jaką kiedykolwiek z nim lub z nią prowadziłeś?
  • Czy można wiedzieć, co jest dobre, a co złe bez cienia wątpliwości wobec tego, czy masz rację, czy też może się mylisz?
  • Jeśli wygrałbyś dzisiaj milion euro, czy poszedłbyś jutro do pracy? Z kim podzieliłbyś się tą wiadomością?
  • Co wolisz: mieć dużo pracy, ale robić ją z poczucia obowiązku, czy też mieć niewiele do zrobienia, ale robić to, co kochasz?
  • Czy masz wrażenie, że dzisiejszy dzień powtórzył się już milion razy wcześniej?
  • Gdyby jutro wszyscy wokół mieli umrzeć, kogo byś dziś odwiedził? Czy jest ktoś, kogo w takiej sytuacji byś oczekiwał?
  • Jaka jest różnica między życiem a egzystencją?
  • Kiedy przyjdzie dzień, który uznasz wreszcie za odpowiedni, by wykorzystać okazję i zrobić to, co uważasz za słuszne?
  • Jeśli uczysz się na swoich błędach, dlaczego tak bardzo się boisz je popełniać?
  • Co zrobiłbyś inaczej, gdybyś był pewny, że nikt cię za to nie osądzi i nie odtrąci?

poniedziałek, 3 lipca 2017

Życie może zacząć się po 60-tce - wszystko w twoich rękach!

W większości, ludzie po 60-tce czują się nieszczęśliwi, chorzy i bardziej zagrożeni, a przynajmniej mniej bezpieczni, a z biegiem dni nieporadni. A to dlatego, że - w swoich oczach - tracą znaczenie w społeczeństwie, i że w ich mniemaniu społeczeństwo nie liczy się z ich opinią. Czują się zepchnięci, a przynajmniej spychani, na margines.

Po 60-tce zaczynamy wyraźniej słyszeć to, na co byliśmy dotąd głusi – że emeryt żyje na koszt społeczeństwa, dlatego powinien żyć skromnie i oszczędnie, raczej w zaciszu domowym, pomagając rodzinie.

Coraz łatwiej przychodzi im wypowiadać słowa, że oni już swoje przeżyli, że świat jest dla młodych.


A przecież tak być nie musi, bo ten margines, na który wiek nas spycha, wcale nie jest wąską granią nad przepaścią. To całkiem spora przestrzeń, niekiedy bardzo odległy horyzont, a także ogromny ląd do odkrycia.

Jeśli tylko zrozumiemy kilka podstawowych zasad życia i będziemy skrupulatnie ich przestrzegać.


Oto dziesięć zaleceń, które poprawią nam samopoczucie w podeszłym wieku i sprawią, że czas po 60-tce będzie dla nas czasem zyskanym i przyjemnym, bo w końcu po 60-tce można być bardzo, bardzo długo.

  • Nigdy nie mów „Jestem na to za stary”:
Są trzy rodzaje wieku: chronologiczny, biologiczny i psychologiczny. Pierwszy obliczany jest zgodnie z kalendarzem w oparciu o naszą datę urodzenia; Drugi określają warunki zdrowotne, a trzeci jest taki, jak czujemy, że jest. Chociaż w zasadzie nie mamy kontroli nad pierwszym, to możemy korygować ten drugi, możemy zadbać o swoje zdrowie przy pomocy diety, ćwiczeń i pozytywnego nastawienia do świata, a także relacji z bliskimi. Jeśli się postaramy,  to zarówno nasze ciało, jak umysł, i duch mogą długo być młode. Otwarty umysł, który nie gubi z doświadczeniem życiowym ciekawości, potrafi się dziwić i zadawać pytania; otwarte serce, które potrafi odczuwać radość w miejsce zgorzknienia, podniecenie w miejsce lęku; duch, który nie osądza, ale zdolny jest do akceptowania odmienności i poszukuje nowych, głębszych doświadczeń - pozytywna postawa i optymistyczne myślenie mogą sprawić, że trzeci wiek nie będzie wcale wiekiem podeszłym.
Kiedy przekraczamy próg 60-tki świat nie staje się mniej interesujący, a my nie wiemy już wszystkiego, jeszcze wszystkiego nie przeżyliśmy. Życie może nas jeszcze wiele razy zaskoczyć, o ile nie nałożymy maski nudy.
Po 60-tce możemy być na coś za słabi, zbyt zmęczeni – to naturalne – ale to stan który można zmienić. Możemy nauczyć się odpoczywać, możemy nauczyć się iść zamiast biec, możemy nauczyć się żyć mądrze.
Możemy dostrzec, że nie stoimy na szczycie schodów, z których teraz zmuszeni jesteśmy zejść, albo zostaniemy zepchnięci. Ale przed nami jeszcze wiele, wiele stopni, i tylko od nas zależy, na którym postanowimy się zatrzymać.

  • Zdrowie to twój majątek:
Jeśli naprawdę kochasz swoich bliskich, dbałość o  zdrowie powinna być twoim priorytetem. W ten sposób nie będziesz dla nich ciężarem, ale przede wszystkim nie będziesz ciężarem dla siebie. Zdrowie ciała, umysłu, ducha to majątek o wiele więcej wart niż wszystkie rzeczy, które zdołasz w życiu zgromadzić. To ono pozwala ci nie tylko cieszyć się chwilą, każdym dniem, ale to ono pozwala ci być niezależnym na co dzień. Nie chcesz, by ktoś ci coś dyktował, narzucał swoje zdanie, swoją opinię? Dbaj o kondycję. Słabość fizyczna w niezrozumiały sposób jest dla ludzi usprawiedliwieniem dla narzucania nam swojej woli, daje im poczucie władzy i siły, której nie chcesz ulec.
Zatem raz do roku pełen przegląd lekarski i regularne przyjmowanie przepisanych leków. Zdrowa dieta – urozmaicona, niekoniecznie obfita, bez odmawiania sobie smaków, ale zrównoważona z potrzebami.
No i zadbaj o ubezpieczenie zdrowotne. Zdrowie to majątek, który zabierają nam lekarze…

  • Pieniądze są ważne:
Pieniądze są niezbędne do zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych, do utrzymania dobrego zdrowia i poczucia bezpieczeństwa, a także cieszenia się szacunkiem rodziny i społeczeństwa. Nie wydawaj swoich pieniędzy na sprawianie przyjemności innym. Całe życie żyłeś i pracowałeś tylko dla innych, teraz nadszedł czas, by cieszyć się harmonijnym życiem z małżonkiem, albo spokojnym życiem w samotności. Jeśli twoje dzieci są wdzięczne za to, co od ciebie dostały, jeśli zostały dobrze wychowane i są w stanie o ciebie zadbać, jesteś błogosławiony. Ale nigdy nie traktuj tego, jako coś oczywistego, jako ich obowiązek. Unikniesz gorzkiego i bolesnego rozczarowania.
Choć z drugiej strony – zawsze warto pamiętać buddyjskie zalecenie, że naprawdę wolny jest ktoś, kto niczego nie potrzebuje. Pieniądze są ważne, ale nie najważniejsze. Najważniejsze jest, byśmy nie pragnęli tego, co jest poza granicami naszych możliwości. Byśmy nauczyli się żyć na miarę środków, które posiadamy, i nauczyli się cieszyć z tego, co mamy. Przekleństwem jest życie straconymi złudzeniami, albo pragnieniami, których nie jesteśmy w stanie zaspokoić.
Oszczędzanie na grobowiec lub pochówek także nie pomoże nam żyć.

  • Relaks i rekreacja:
Najbardziej relaksujące i regenerujące siły są pozytywne doświadczenia, nieważne jak ważne - religijne, dobry sen, muzyka i taniec, śmiech. Miej wiarę w Boga i naucz się dostrzegać zabawną stronę życia, naucz się dostrzegać barwy, a nie szarość świata. Zadbaj o dobry – niekoniecznie długi - sen, pokochaj dobrą muzykę i tańcz na wietrze. A przede wszystkim nie trać żadnej okazji, by się uśmiechać do świata, do życia, do innych, do siebie. Śmiej się nie z czegoś, lub z kogoś, ale dlatego że możesz.

  • Twój czas jest cenny.
Z czasem w naszym życiu jest tak, jakbyśmy trzymali galopującego konia. Kiedy trzymasz mocno lejce, możesz go kontrolować, przynajmniej tak się wydaje. Ale nie można ściągnąć ich za mocno, bo koń może nas zrzucić. Czasami lepiej poluzować i zaufać, że koń wie dokąd zmierza. Wyobraź sobie, że każdego dnia rodzisz się ponownie. Wczoraj to anulowany rachunek. Jutro jest jak weksel in blanco. Dzisiaj to żywa gotówka - korzystaj z niej, rozsądnie, ale nie odkładaj zbyt wiele na potem. Żyj chwilę.
Jeśli nie wykorzystać tej chwili dzisiaj, jutro jej nie odzyskasz. Ta chwila się nie powtórzy i do ciebie nie wróci.
Ale też nie pozwól, by inni twój czas marnowali. Kontakty z ludźmi są ważne, ale nie marnuj swojej energii na spory, waśnie, tłumaczenie komuś czegoś, czego on nie chce słuchać. Nie marnuj czasu na bycie - nawet z bliskimi - którzy nie dostrzegają twojej obecności, czy nieobecności.
Życie to czas nam ofiarowany, musimy nauczyć się nim gospodarować, używać go, a nie zabijać go.

Przy okazji, warto w tym miejscu wspomnieć słowa Wisławy Szybmborskiej:
„Czemuż ty się zła godzino
z niepotrzebnym mieszasz lękiem,
jesteś, a więc musisz minąć,
miniesz, a więc to jest piękne…”
Tylko, że dobre i złe godziny mijają jednako.

  • Zmiana jest jedyną rzeczą stałą:
Musimy nauczyć się akceptować zmianę -  zmiana jest nieunikniona. I to w każdym wymiarze. Kiedyś oczekiwaliśmy jej z podniecenie – dziecko zawsze chce być dorosłe – albo z nadzieją. Po 60-tce zaczynamy się jej bać i sądzimy, że jeśli się uprzemy, to zmiany nas ominą, nie dotkną, albo nie będą nas dotyczyć.
Jedynym sposobem, by nadać zmianie sens, jest dołączyć do tańca. Dać się ponieść rytmowi, przejąć kontrolę i wykorzystać jej energię do własnych celów. Zmiana przynosi, a przynajmniej może przynieść, wiele przyjemnych rzeczy. I to każda zmiana, ta – teoretycznie - na gorsze także. Możemy czuć się szczęśliwi w każdej niemal sytuacji, to zależy tylko od tego, czy będziemy dostrzegać ser, czy dziury w serze; to, co mamy, czy to, czego nam brakuje; to, co zyskujemy, czy to, co zostaje nam zabrane. Filozofowie mawiali, że prawdziwą wolnością jest uwewnętrzniona konieczność.
Zmiana wpisana jest w naszą naturę. Rodzimy się, dorastamy, dojrzewamy, rozkwitamy, przekwitamy, owocujemy. Wszystko wokół się zmienia. Trwamy dzięki zmianom.
Opieranie się zmianom nic nam nie daje, ale płynąc świadomie na fali zmian możemy dotrzeć daleko.

  • Oświecony egoizm:
W zasadzie, każdy człowiek jest samolubny. Czy tego chce, czy nie. Czy jest tego świadomy, czy nie. Cokolwiek robimy, spodziewamy się, że otrzymamy coś w zamian. Powinniśmy być wdzięczni tym, którzy stoją i trwają u naszego boku. Ale oni nie czynią tego bezinteresownie. Zawsze coś na tym zyskują.
Naszym celem powinno być wewnętrzna satysfakcja i szczęście, jakie osiągamy, czyniąc dobro innym, nie oczekując niczego w zamian.
Przy okazji, nie rozgrzeszajmy swojego samolubstwa egoizmem innych. Oświecony egoizm to zrozumienie, że nie mogę sam zaspokoić wszystkich potrzeb. By trwać i podążać, potrzebuję innych.
Jeśli czegoś od kogoś oczekuję, muszę być świadomy, że ten ktoś oczekuje czegoś ode mnie, ma do tego prawo, i ja to akceptuję.

  • Zapominaj i wybaczaj:
Zapominanie jest grzechem, ale i cnotą starości. Jej przekleństwem, ale i błogosławieństwem.
Nie troszcz się zbytnio o to, że inni popełniają błędy, a w przeszłości cię skrzywdzili. Nie jesteśmy wystarczająco uduchowieni, by nadstawiać drugi policzek, kiedy ktoś nas uderzy, ale dla własnego zdrowia i szczęścia, odpuśćmy im i zapomnijmy dawne krzywdy.
W przeciwnym razie, narażamy swoją wątrobę. Złe wspomnienia, szczególnie te pielęgnowane i podkolorowane, są jak przewlekła niestrawność. Nie tylko zalegają w żołądku i jelitach, ale na duszy. I toczą nasze wnętrze, jak rak.

  • Wszystko w życiu ma sens:
Choć czasami nie sposób tego dostrzec, ani wszystkiego zrozumieć.
Żyj tym, co życie ci przynosi. Zaufaj życiu, ono ma swój własny immanentny cel i sens. Akceptuj siebie takim, jakim jesteś, ale także akceptuj innych takimi, jakimi są. Każdy jest wyjątkowy i na swój sposób ma rację. A skoro pojawił się w twoim życiu, to nie przypadkiem.

  • Nie lękaj się śmierci:
Każdy wie, że pewnego dnia musi ten świat opuścić, lecz nadal boi się śmierci.
Śmierć nie jest karą, jest naturalną konsekwencją życia. Rodzimy się, zatem umieramy.
Życie to tylko krótka chwila pomiędzy tymi datami. To myślnik pomiędzy datami urodzenia i śmierci na nagrobku.
Jak narodziny, śmierć jest warunkiem koniecznym, choć nie wystarczającym, życia.
Martwimy się, że bliscy nie będą w stanie udźwignąć straty, albo bez nas sobie nie poradzą. Ale prawda jest też taka, że nikt za ciebie nie umrze. Może czuć przygnębienie przez pewien czas, ale czas leczy wszystko i życie i świat będą trwały pomimo braku twojej osoby. Słońce nadal będzie wschodzić i zachodzić, a ludzie będą odczuwać smutek i radość.
Jedyne, co warto zrobić, to pozostawić po sobie w pamięci ludzi jasne wspomnienia.


* * *


Po 60-tce warto usiąść i o życiu pomyśleć.

Życie to nie tylko dorabianie się, to nie tylko walka o sukces, czy pozycję, to nie "sprzątanie, pranie i gotowanie".

Może to nie tylko przygoda i przyjemność, ale też nie wyłącznie obowiązek.

Życie po 60-tce nie musi być wcale krótkie. I nawet jeśli czeka nas jeszcze tylko połowa, trzecia część tego dystansu, to i tak wystarczająco dużo lat, by żyć naprawdę. A także, by sięgnąć po swoje marzenia.

A jeśli, mając 60-tkę na karku, nie czujemy głębokiej satysfakcji z życia, to nie znaczy, że życie się skończyło. Ono może dopiero się zacząć, jeśli naprawdę tego chcemy.


wtorek, 21 lutego 2017

Pomilcz ze sobą... by odnaleźć radość życia.



Na co dzień żyjemy w ogromnym pośpiechu.

Przyklejeni do telefonu, komputera, w rytmie mediów.

Biegamy z kąta w kąt, chwytając minuty, wykonując jakiś ponoć zamierzony przez siebie plan, narzucone sobie zadania, dążąc do wyznaczonych sobie celów, pokonując przeszkody, które sami często sobie pod nogi rzucamy.

Nie potrafimy się czegokolwiek nauczyć, jeśli nie zostaniemy na jakimś etapie poddani testom, sprawdzianom, ocenie.

Nawet nasz czas wolny musi być dziś zaprogramowany, a relaks jest zadaniem do wykonania, celem do osiągnięcia i nie może być w nim nic przypadkowego.

Jeśli tylko pozwolimy sobie na nicnierobienie, to boimy się, że otoczenie przypnie nam łatkę lenistwa, braku wartości, ofiary losu, darmozjada.

Dlatego uwielbiamy telewizję z jej grą pozorów i ułudą. Możemy udawać, że leżąc lub siedząc, gapiąc się w ekran, przysłuchując dywagacjom celebrytów, oglądając filmy przyrodnicze, spędzamy produktywnie czas, bo przecież przyswajamy nowe informacje i wiedzę o świecie…



O tym, czy jesteśmy szczęśliwymi ludźmi, nie świadczy dziś nasze samopoczucie, ale to, na co nas stać, co posiadamy (nieważne, że na kredyt, ale mamy, znamy, wiemy, wygłaszamy…).
I tylko czasami, niemal przypadkiem, kiedy potykamy się o chorobę, uświadamiamy sobie, że ta nasza nadaktywność jest tylko inną formą psychicznego odrętwienia.
Odrętwienia, któremu towarzyszy, lub które wynika z niegasnącej paplaniny, słowotoku naszego umysłu, który uczenie nazywamy wewnętrznym monologiem, albo rozmową z samym sobą.
Paplaniny, od której uciekamy w sen, lub przez którą cierpimy na bezsenność, a która nie pozwala nam się cieszyć życiem.

We współczesnym świecie autorefleksja nie jest już koniecznością, uważana jest nawet za marnotrawienie czasu. Dlatego owo odrętwienie mózgu płynące z nadaktywności sprawia, że niektórzy z nas boją się emerytury, boją się starości, postrzegając ją jako swoisty letarg, stan niemocy, bezwoli, wykluczenia, wyrzucenia poza nawias, zepchnięcia na margines, trwania przy życiu bez celu…
A to nie pozwala nam cieszyć się życiem, wzmaga stres, pogłębia ból, i nakręca wewnętrzny słowotok…

A emerytura i czas starzenia się to okazja, by wyzwolić się z odrętwienia aktywności.
To okazja do świętowania, do celebrowania życia. Zamiast brodzić w mętnej wodzie, możemy całą uwagę skupić na każdym kroku, każdej chwili życia… Po prostu, możemy być szczęśliwi.
Aby to było możliwe, najpierw musimy zwolnić (w czym cudownie pomaga nam natura) i wyciszyć ową bezmyślną, wcale nie racjonalną, paplaninę umysłu. Musimy dokonać autorefleksji.

A jak? W sieci można znaleźć wiele recept, ta wydaje się efektywna i tania - każdego dnia na 10 minut przerwij nieustanną rozmowy z samym sobą. Nie jest prawdą, że rozmawiasz z najlepszym przyjacielem w twojej głowie. To jesteś tylko ty.
A jesteś jedyną osobą, która może sprawić, że twoje życie będzie radosne i barwne.

Zamień rozmowę z sobą na milczenie z sobą. Usiądź, spójrz sobie w oczy, uśmiechnij się do siebie, i po prostu siedź, bez celu, nic nie robiąc, nad niczym się nie zastanawiając…
Nie pij kawy czy herbaty, ani wina czy piwa. Nie słuchaj radia, ani muzyki. Nie wyglądaj przez okno. Nie oglądaj telewizji. Po prostu milcz.
Ale też nie walcz ze sobą. Jeśli pojawiają się myśli, ignoruj je, uśmiechaj się do nich. Nie podejmuj dyskusji, nie sprzeciwiaj się, nie opieraj się, nie podążaj za nimi. Niech sobie będą.
Siedź w milczeniu – bądź ze sobą bez oczekiwania na cud, na cokolwiek, bo nic się nie zdarzy. Nie doznasz olśnienia, nie wpadniesz na żaden genialny pomysł. Nie staniesz się kimś innym. Nie zmienisz się. Będziesz nadal sobą. Będziesz żyć swoim życiem.
Tylko poznasz jego smak i będziesz mógł się nim cieszyć.

Czy potrzebujemy wewnętrznego pomilczenia?
Oto prosty test – kilka pytań, które należy sobie zadać.


1. Czy na ogół komplikujesz swoje życie bardziej niż to wydaje się konieczne?
2. Czy potrafisz powiedzieć innym, ale i sobie „nie”?
3. Czy każdego dnia starasz się być sobą i tylko sobą?
4. Czy codziennie rozwijasz swój umysł, uczysz się, próbujesz czegoś nowego bez lęku?
5. Czy świadomie wybierasz w życiu to, co dobre?
6. Czy każdy dzień zaczynasz myślą o sobie i cieszysz się sobą?
7. Czy doświadczasz radości ze swych osiągnięć
8. Czy zaczynasz dzień z myślą, że wszystko ci się uda, że ten dzień przyniesie ci przyjemność?
9. Czy masz pasję w swoim życiu?
10. Czy potrafisz cały dzień przeżyć z otwartym sercem, otwartymi oczyma, uważnie słuchając?


To pytania umożliwiające autorefleksję.
Odpowiedzi nie muszą być wcale zawiłe. Na ogół są proste. I każda jest właściwa. Jest jak jest. Przecież zawsze możesz coś zmienić. Jesteś panem siebie.
One tylko pozwolą zrozumieć sens i potrzebę milczenia.
A ponieważ milczenie umysłu przez 10 minut może być wyzwaniem zbyt trudnym, warto zacząć od 5 minut w ciszy.

środa, 15 lutego 2017

Własny nekrolog - ćwiczenie z wdzięczności

Strach przed śmiercią towarzyszy każdemu z nas.

Został wdrukowany w nasz genotyp i jest konstytutywną cechą samoświadomości.

Świadomości tego, że „jestem” i że pewnego dnia „przestanę być”.

Że teraz żyję, ale nadejdzie chwila, kiedy umrę.

Co znaczy „żyję”, wydaje się wiemy. Ale co to znaczy „umrę” – już niekoniecznie.

Albowiem - jak mawiał poeta – „światło nie jest względnym cieniu brakiem”.

Potrafimy opisać fakt, że ktoś jest martwy, ale nie umiemy wczuć się w stan, kiedy to my będziemy martwi.

I choć nie chcemy o tym myśleć, martwimy się tym, że umrzemy, i martwimy się tym, jak przyjdzie nam umrzeć.
Zastanawiamy się, co będziemy czuć w chwili umierania, i boimy się tego uczucia.
Zastanawiamy się także, czy będziemy coś czuć po śmierci, i obawiamy się tego uczucia jeszcze bardziej.

Czy jest coś po śmierci? Jakiś świat, do którego pójdziemy? W którym będziemy – nomen omen – żyć.
Czy jest po śmierci jakiś stan, którego będziemy nadal świadomi? Czy zachowamy swoją tożsamość? Czy będziemy nadal cierpieć? Czy wręcz przeciwnie, zostaniemy uwolnieni od bólu i niepewności?

Jest tak wiele pytań bez odpowiedzi, że rozmyślając o śmierci odczuwamy głęboką frustrację, która tylko wzmaga strach przed śmiercią. Strach przed samym myśleniem o śmierci, przed rozmawianiem o umieraniu.

Zatem uciekamy od tych myśli (a właściwie od tego lęku, od frustracji, od niepewności). Odpędzamy je. Wyśmiewamy je, gdy ktoś z nami chce o śmierci i umieraniu porozmawiać. Zainteresowanie śmiercią traktujemy jako objaw choroby.

A tymczasem próba zrozumienia zjawiska umierania, końca swojej egzystencji, jest drogą do zrozumienia sensu swojego życia.
Nie można zrozumieć naszego istnienia, naszego miejsca we wszechświecie, naszego znaczenia dla świata, bez zrozumienia sensu śmierci.
Nie można naprawdę żyć, jeśli nie czujemy, że jesteśmy tu po coś, z jakiegoś powodu, w jakimś celu, że jesteśmy koniecznym warunkiem trwania świata. Że bez nas nie byłoby tak samo…

Na szczęście – większość z nas zapewne powie– można żyć bez wnikania w sens życia i bez rozmawiania o śmierci. Można po prostu żyć – z dnia na dzień – i cieszyć się życiem ot tak. Nie każdy jest filozofem. „Martwić się” o sens życia zbyt blisko jest pojęcia „martwy”…

Ale są ludzie, którzy nie mają takiego luksusu.  Mówimy o nich „śmiertelnie chorzy”, albo „terminalni”.
Każdy mniej więcej jest świadom tego, że umrze, ale oni wiedzą to na pewno. Może nie znają – jak wszyscy dnia, ani godziny, ale patrzą śmierci w oczy.
Żyją, ale i – nierzadko – wypatrują śmierci, która jawi się jak wybawienie, bo jest nadzieją na wyzwolenie od bólu.
I oni nie tylko myślą o śmierci, ale potrzebują o niej rozmawiać. Bo w ich przypadku to także rozmowa o życiu, o sensie ich życia, o tym, co po nich pozostanie.

Wielu z nas uważa, że są zbyt młodzi, zbyt zdrowi, zbyt szczęśliwi, zbyt silni, by umrzeć; że mają jeszcze czas, bardzo dużo czasu. I w tej myśli szukają pocieszenia.
Dla nich rozmowa z terminalnie chorym o śmierci jest przykrością. Wolą już nawet krępującą ciszę.
Lecz ludzie, którzy mają świadomość, że ich dni są policzone, widzą śmierć z innej perspektywy.
Poprzez umieranie i śmierć opowiadają o swoim życiu. I warto wsłuchać się w ich słowa.

Zazwyczaj propozycję napisania własnego nekrologu uznalibyśmy za szaleństwo, za niesmaczny pomysł, nietakt.
Dla terminalnie chorego może to być forma terapii, odnalezienie spokoju w tych ostatnich chwilach życia.
Dla nas – jeszcze żywych – mogłoby to być ćwiczenie z wdzięczności.

Sonia Todd nie miała szczęścia dożyć starości. Miała 38 lat, kiedy dowiedziała się, że jest chora i że wkrótce umrze.
Kiedy zrozumiała, że śmierć nadejdzie prędzej niż później, spojrzała na swoje życie inaczej. Na życie w odległej perspektywie, ale i owo terminalne życie.
Uznała, że świadomość śmierci pozwala jej na pozostawienie po sobie swojego portretu, który sama stworzy i który ją samą zadowoli. Który będzie – jej zdaniem – prawdą o niej.
Zatem napisała swój nekrolog.

„Nazywam się Sonia Todd i w wieku 38 lat umarłam na raka. Postanowiłam napisać własny nekrolog, ponieważ zazwyczaj pisze się je na kilka sposobów, z których żaden mi nie odpowiada. Albo rodzina lub przyjaciele zbierają się i razem odnotowują na linii czasu - od kołyski po grób - wszelkie drobne osiągnięcie, albo próbują napisać w poetyckiej formie ostatnią zwrotkę czyjegoś życia, tak pochlebną, że można by  pomyśleć, że zmarły był żywym wcieleniem jakiegoś bóstwa.
Prawda, a raczej moja wersja prawdy, jest następująca: Ja tylko starałam się żyć najlepiej, jak potrafiłam. Niekiedy mi się udawało, choć przez większość czasu ponosiłam porażki, to jednak próbowałam. Moje wszystkie szalone komentarze, żarty, skargi, były wyrazem tego, że naprawdę kochałam ludzi. Jedynym, co odróżnia mnie od innych, jest ten rodzaj grzechu, który każdy z nas popełnia. Nie zawsze wszystko, co robiłam, było dobre, nie zawsze to, co mówiłam, było dobre; a kiedy docierasz do kresu życia, odnajdujesz rzeczy, których naprawdę żałujesz, małe proste rzeczy, które ranią innych ludzi.
Niektórzy ludzie mówili mi, że to chore pisać swój własny nekrolog, ale ja myślę, że to wspaniałe, ponieważ mam okazję podziękować tym wszystkim, którzy pomogli mi po drodze. Którzy mnie kochali, towarzyszyli mi, troszczyli się o mnie, śmiali się ze mną i nauczyli mnie rzeczy, dzięki którym miałam wspaniałe, szczęśliwe życie. Byłam błogosławiona ponad miarę, znając was wszystkich. To bycie z wami czyniło moje życie wartościowym.
Jeśli myślisz o mnie i chciałbyś zrobić coś, aby uczcić moją pamięć, to:
- zostań wolontariuszem w szkole, w kościele lub w bibliotece;
- napisz do kogoś list i powiedz mu, jak pozytywny wpływ wywarł na twoje życie;
- jeśli palisz - rzucić palenie;
- jeśli prowadzisz samochód po wypiciu alkoholu – nie rób tego;
- wyłącz elektronikę i zabierz dziecko na lody i porozmawiaj z nim o jego nadziejach i marzeniach;
- wybacz komuś, kto na to nie zasługuje;
- w czasie spaceru zatrzymaj się przy każdym dziecięcym stoisku z lemoniadą i pochwal jakość napoju;- spraw, jeśli jesteś tylko w stanie to zrobić, by ktoś dzisiaj się uśmiechnął...”*



Zachęcam każdego do napisania własnego nekrologu – jako ćwiczenie świadomości i wdzięczności.
Im więcej nam życia pozostało, tym lepiej, mamy bowiem czas na dokonanie korekty.



* Na podstawie tekstu z serwisu www.collective-evolution.com