środa, 15 lutego 2017

Własny nekrolog - ćwiczenie z wdzięczności

Strach przed śmiercią towarzyszy każdemu z nas.

Został wdrukowany w nasz genotyp i jest konstytutywną cechą samoświadomości.

Świadomości tego, że „jestem” i że pewnego dnia „przestanę być”.

Że teraz żyję, ale nadejdzie chwila, kiedy umrę.

Co znaczy „żyję”, wydaje się wiemy. Ale co to znaczy „umrę” – już niekoniecznie.

Albowiem - jak mawiał poeta – „światło nie jest względnym cieniu brakiem”.

Potrafimy opisać fakt, że ktoś jest martwy, ale nie umiemy wczuć się w stan, kiedy to my będziemy martwi.

I choć nie chcemy o tym myśleć, martwimy się tym, że umrzemy, i martwimy się tym, jak przyjdzie nam umrzeć.
Zastanawiamy się, co będziemy czuć w chwili umierania, i boimy się tego uczucia.
Zastanawiamy się także, czy będziemy coś czuć po śmierci, i obawiamy się tego uczucia jeszcze bardziej.

Czy jest coś po śmierci? Jakiś świat, do którego pójdziemy? W którym będziemy – nomen omen – żyć.
Czy jest po śmierci jakiś stan, którego będziemy nadal świadomi? Czy zachowamy swoją tożsamość? Czy będziemy nadal cierpieć? Czy wręcz przeciwnie, zostaniemy uwolnieni od bólu i niepewności?

Jest tak wiele pytań bez odpowiedzi, że rozmyślając o śmierci odczuwamy głęboką frustrację, która tylko wzmaga strach przed śmiercią. Strach przed samym myśleniem o śmierci, przed rozmawianiem o umieraniu.

Zatem uciekamy od tych myśli (a właściwie od tego lęku, od frustracji, od niepewności). Odpędzamy je. Wyśmiewamy je, gdy ktoś z nami chce o śmierci i umieraniu porozmawiać. Zainteresowanie śmiercią traktujemy jako objaw choroby.

A tymczasem próba zrozumienia zjawiska umierania, końca swojej egzystencji, jest drogą do zrozumienia sensu swojego życia.
Nie można zrozumieć naszego istnienia, naszego miejsca we wszechświecie, naszego znaczenia dla świata, bez zrozumienia sensu śmierci.
Nie można naprawdę żyć, jeśli nie czujemy, że jesteśmy tu po coś, z jakiegoś powodu, w jakimś celu, że jesteśmy koniecznym warunkiem trwania świata. Że bez nas nie byłoby tak samo…

Na szczęście – większość z nas zapewne powie– można żyć bez wnikania w sens życia i bez rozmawiania o śmierci. Można po prostu żyć – z dnia na dzień – i cieszyć się życiem ot tak. Nie każdy jest filozofem. „Martwić się” o sens życia zbyt blisko jest pojęcia „martwy”…

Ale są ludzie, którzy nie mają takiego luksusu.  Mówimy o nich „śmiertelnie chorzy”, albo „terminalni”.
Każdy mniej więcej jest świadom tego, że umrze, ale oni wiedzą to na pewno. Może nie znają – jak wszyscy dnia, ani godziny, ale patrzą śmierci w oczy.
Żyją, ale i – nierzadko – wypatrują śmierci, która jawi się jak wybawienie, bo jest nadzieją na wyzwolenie od bólu.
I oni nie tylko myślą o śmierci, ale potrzebują o niej rozmawiać. Bo w ich przypadku to także rozmowa o życiu, o sensie ich życia, o tym, co po nich pozostanie.

Wielu z nas uważa, że są zbyt młodzi, zbyt zdrowi, zbyt szczęśliwi, zbyt silni, by umrzeć; że mają jeszcze czas, bardzo dużo czasu. I w tej myśli szukają pocieszenia.
Dla nich rozmowa z terminalnie chorym o śmierci jest przykrością. Wolą już nawet krępującą ciszę.
Lecz ludzie, którzy mają świadomość, że ich dni są policzone, widzą śmierć z innej perspektywy.
Poprzez umieranie i śmierć opowiadają o swoim życiu. I warto wsłuchać się w ich słowa.

Zazwyczaj propozycję napisania własnego nekrologu uznalibyśmy za szaleństwo, za niesmaczny pomysł, nietakt.
Dla terminalnie chorego może to być forma terapii, odnalezienie spokoju w tych ostatnich chwilach życia.
Dla nas – jeszcze żywych – mogłoby to być ćwiczenie z wdzięczności.

Sonia Todd nie miała szczęścia dożyć starości. Miała 38 lat, kiedy dowiedziała się, że jest chora i że wkrótce umrze.
Kiedy zrozumiała, że śmierć nadejdzie prędzej niż później, spojrzała na swoje życie inaczej. Na życie w odległej perspektywie, ale i owo terminalne życie.
Uznała, że świadomość śmierci pozwala jej na pozostawienie po sobie swojego portretu, który sama stworzy i który ją samą zadowoli. Który będzie – jej zdaniem – prawdą o niej.
Zatem napisała swój nekrolog.

„Nazywam się Sonia Todd i w wieku 38 lat umarłam na raka. Postanowiłam napisać własny nekrolog, ponieważ zazwyczaj pisze się je na kilka sposobów, z których żaden mi nie odpowiada. Albo rodzina lub przyjaciele zbierają się i razem odnotowują na linii czasu - od kołyski po grób - wszelkie drobne osiągnięcie, albo próbują napisać w poetyckiej formie ostatnią zwrotkę czyjegoś życia, tak pochlebną, że można by  pomyśleć, że zmarły był żywym wcieleniem jakiegoś bóstwa.
Prawda, a raczej moja wersja prawdy, jest następująca: Ja tylko starałam się żyć najlepiej, jak potrafiłam. Niekiedy mi się udawało, choć przez większość czasu ponosiłam porażki, to jednak próbowałam. Moje wszystkie szalone komentarze, żarty, skargi, były wyrazem tego, że naprawdę kochałam ludzi. Jedynym, co odróżnia mnie od innych, jest ten rodzaj grzechu, który każdy z nas popełnia. Nie zawsze wszystko, co robiłam, było dobre, nie zawsze to, co mówiłam, było dobre; a kiedy docierasz do kresu życia, odnajdujesz rzeczy, których naprawdę żałujesz, małe proste rzeczy, które ranią innych ludzi.
Niektórzy ludzie mówili mi, że to chore pisać swój własny nekrolog, ale ja myślę, że to wspaniałe, ponieważ mam okazję podziękować tym wszystkim, którzy pomogli mi po drodze. Którzy mnie kochali, towarzyszyli mi, troszczyli się o mnie, śmiali się ze mną i nauczyli mnie rzeczy, dzięki którym miałam wspaniałe, szczęśliwe życie. Byłam błogosławiona ponad miarę, znając was wszystkich. To bycie z wami czyniło moje życie wartościowym.
Jeśli myślisz o mnie i chciałbyś zrobić coś, aby uczcić moją pamięć, to:
- zostań wolontariuszem w szkole, w kościele lub w bibliotece;
- napisz do kogoś list i powiedz mu, jak pozytywny wpływ wywarł na twoje życie;
- jeśli palisz - rzucić palenie;
- jeśli prowadzisz samochód po wypiciu alkoholu – nie rób tego;
- wyłącz elektronikę i zabierz dziecko na lody i porozmawiaj z nim o jego nadziejach i marzeniach;
- wybacz komuś, kto na to nie zasługuje;
- w czasie spaceru zatrzymaj się przy każdym dziecięcym stoisku z lemoniadą i pochwal jakość napoju;- spraw, jeśli jesteś tylko w stanie to zrobić, by ktoś dzisiaj się uśmiechnął...”*



Zachęcam każdego do napisania własnego nekrologu – jako ćwiczenie świadomości i wdzięczności.
Im więcej nam życia pozostało, tym lepiej, mamy bowiem czas na dokonanie korekty.



* Na podstawie tekstu z serwisu www.collective-evolution.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.