NA SAMOTNA LUB WOLNĄ CHWILĘ...

Starzenie się i starość często wiążemy z samotnością. A przecież samotność nie wydaje się czymś nadzwyczajnie przyjemnym.

Tymczasem nie ma samotności z przymusu, czy konieczności. Nie żyjemy - niekiedy może niestety - na bezludnej wyspie, a pośród tłumu. 

I jeśli nie borykamy się z chorobą, samotność to przede wszystkim chwila ciszy, chwila dla siebie, chwila ze sobą.

Czasami trudna, bo nie uczymy się być towarzystwem dla siebie.

 * * *


Ale jest na to sposób na dolegliwą samotność. To muzyka, film, książka... W tym miejscu zaproponujemy - od czasu do czasu - lekarstwo na całe zło...

 * * *

Czwartki w parku - Hilary Boyd (tłum. Łukasz Małecki, Wydawnictwo Literackie, 2013).






Hilary Boyd była dziennikarką zajmującą się urodą i zdrowiem. Fikcja literacka była jej marzeniem, ale gdy zbliżała się do 60-tki powoli traciła odwagę i nadzieję na debiut. Aż, dość niespodziewanie, niezależne wydawnictwo Quercus opublikowało jej powieść „Czwartki w parku”. Jej ambicją było udowodnienie, że miłość nie jest przypisana określonemu wiekowi.

Jak to bywa z większością debiutów, powieść przeszła niezauważona przez krytyków i sprzedała się w bardzo niewielu egzemplarzach. W zasadzie minęła bez echa. Toteż wielkim zaskoczeniem było, gdy po roku wydawca zdecydował się na wznowienie powieści w formacie e-book. I nagle powieść znalazła się w rankingach bestsellerów Amazon. W krótkim czasie z 18 miejsca skoczyła na szczyt listy, a liczba pobranych kopii przekroczyła 100.000. A powieść przetłumaczono na francuski, szwedzki, fiński i niemiecki. 21 listopada pojawi się na półkach księgarń po polsku.
Jak informuje The Guardian, powieścią zainteresowało się kino i Charles Dance osobiście.

Historia w zasadzie prosta, zaczyna się od „trzęsienia ziemi” – pewnej nocy mąż informuje żonę, że dłużej nie może się z nią kochać i wyprowadza się z jej sypialni. Mija dziesięć lat i sześćdziesięcioletnia Jeanie jest już babcią, a jej mąż, George, spędza emeryturę na odnawianiu starych zegarów. Jeanie jest kobietą aktywną, gra w tenisa z przyjaciółką, prowadzi własny biznes, nie czuje się staro, ale jej życie jest odrobinę jałowe. W każdy czwartek opiekuje się wnuczką i bawi się z nią w parku. Pewnego dnia wnuczka poznaje chłopca, a babcia jego dziadka… Od początku wiadomo, że będzie to romans, któremu życie, rodzina staną na drodze. Ray ma wszystko, o czym może marzyć kobieta. Wysportowany, czuły, wrażliwy, zna się na muzyce i umie słuchać. Jest absolutnym przeciwieństwem apodyktycznego i nudnego George’a. Jest niezależny finansowo i po prostu kocha ludzi. Ideał?

Pojawienie się w życiu Jeanie Raya, budzi jej męża z letargu. George próbuje walczyć. Zdradza swą dawno skrywaną tajemnicę i odzyskuje zaufanie, zdobywa współczucie, ale miłość... Jeanie chce czuć się młodo, być pożądaną i chce się w końcu usamodzielnić. Broni się przed czułym „staruszko”, jak nazywa ją mąż. Odmawia przejścia na emeryturę. Chce walczyć.
Co najważniejsze zwycięża. Zamiast przejść na emeryturę, wyrusza w daleki rejs.

 

„Gdy opadają jesienne liście, zakwita miłość…”.


W istocie zaskakujący jest sukces Hilary Boyd. Jej powieść nie szokuje, nie ocieka seksem. Jest
raczej skromna, kameralna, ciepła i nostalgiczna, nieco w stylu Williama Whartona. W sam raz na późnojesienny wieczór, gdy sami snujemy swoje marzenia. Ciekawe, czy polskiemu czytelnikowi przypadnie do gustu polski motyw w tej powieści.

Polecam, bo choć może nie jest to wielka literatura, to może przywołać uśmiech na zmęczone twarze tych, których nie stać na wydanie 1,5 miliona funtów na skromny domek, w którym Jeanie i George zamierzają żyć na emeryturze…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.