Czy byłoby to do pomyślenia u nas?
Najpewniej nie. U nas nawet jeden szpital w mieście to za dużo (z perspektywy NFZ rzecz jasna, a nie pacjenta). I nawet jeden szpital w mieście nie jest w stanie na siebie zarobić, bo pacjenci zabierają cenny czas i pochłaniają pieniądze.
Zatem z rozbawieniem, ale i zainteresowaniem przeczytałem w The Washington Post artykuł, który nosi tytuł: „Chcesz się pośmiać? Udaj się do szpitala.”
Nie, tytuł nie jest sarkastyczny, ani złośliwy.
I nie, nie chodzi o pokazanie niezwykle słabej, kruchej i beznadziejnej
kondycji publicznej służby zdrowia (czy też systemu ochrony zdrowia).
Nie, to jak najbardziej poważny, choć pełen śmiechu projekt promocji
szpitala.
Tak, w USA szpitale potrzebują promocji i aktywnie pozyskują klienta,
czyli chorego.
I nie, nie tych zamożnych, ale tych najzwyklejszych, ubezpieczonych w
powszechnym systemie Medicare.
I jeszcze jedno, szpitale w Waszyngtonie walczą o pacjentów seniorów.
Nie twierdzą, że starszy, schorowany człowiek utrudnia życie pielęgniarkom
i lekarzom, że przesiaduje w izbie przyjęć z nudów.
Oni w tej Ameryce uważają, że zajęte łóżko jest lepsze od pustego. I
jeśli pacjent nie jest przypisany do jakiegoś prywatnego, elitarnego programu
ubezpieczeniowego, który współpracuje z ograniczoną liczbą szpitali, ale ma
swobodę wyboru miejsca, w którym chce się leczyć, to o takiego pacjenta należy
dbać i zabiegać.
Amerykańscy zarządcy szpitali uważają, że Medicare może nie jest najlepszy
płatnikiem, ale ciągle jest bardzo dobrym płatnikiem i dlatego należy dbać o
tych, których ubezpiecza.
Tu warto wtrącić, Medicare obejmuje ubezpieczeniem zdrowotnym 55
milionów – głównie starszych i niepełnosprawnych – Amerykanów. Jest zatem
ubezpieczycielem powszechnym, jak nasz Narodowy Fundusz Zdrowia.
A o co chodzi z tym śmiechem?
Każdego miesiąca, grupa starszych osób przychodzi do Sibley Memorial
Hospital w Waszyngtonie nie po to, by odwiedzić lekarza, czy na badania.
Nikt tu nie jest chory.
Przychodzą po prostu dla śmiechu.
Zbierają się w sali obok szpitalnej kafeterii w ramach projektu „Laugh
Cafe” – „Kawiarnia Śmiechu”.
To projekt Stowarzyszenia Seniorów Sibley, z którego korzysta wiele
osób powyżej 50 roku życia, w tym 7.300 członków stowarzyszenia.
Ceną wstępu jest żart.
Żart, który należy opowiedzieć przed publicznością.
W końcu eksperci twierdzą, że śmiech jest dobry dla zdrowia, a seniorzy
przyznają, że to najlepsze i najlepiej smakujące lekarstwo.
Pewna pani – lat 89 – lubi tu wpadać z młodszą koleżanką, lat 79.
Uwielbia dowcipy, choć nigdy nie myślała, że będzie je opowiadać przez
publicznością. Za pierwszym razem miała tremę, ale dziś to czysta przyjemność.
Niektóre żarty i dowcipy są bardzo rozbudowane, zawierają wiele zwrotów
akcji, zanim dobiegną pointy. Inne to niemal scenki z filmu.
Ale wiele to żarty jednozdaniowe:
„Mój mąż potrzebował więcej przestrzeni dla siebie, więc zostawiłam go przed domem.”
„Sprzedałam swój odkurzacz, bo tylko zbierał kurz.”
„Dlaczego mężczyźni tak kochają inteligentne kobiety? Bo przeciwieństwa się przyciągają.”
Kiedy jakiś dowcip był już wcześniej opowiadany, nikt się tym nie przejmuje.
Wielu zapewne nawet o tym nie pamięta.
Stowarzyszenie oferuje także inne atrakcje, konwersację w obcym języku,
grupowe wycieczki do muzeów, czy wspólny wypad na koncert, albo lekcje tanga. Wszystko,
co można spotkać także w naszych centrach seniora.
Ale tu członkowie otrzymują dodatkowo zniżki na szpitalny parking, w
sklepie z pamiątkami, w aptece i w restauracji.
W sumie ponad 10.000 seniorów korzysta z tego, że waszyngtoński szpital
uznał, że pacjent to nie tylko konieczne zło.
Jednorazowa opłata członkowska wynosi 40 dolarów, czyli 40 zł odnosząc
do naszej rzeczywistości.
Warto zauważyć, że wszystko zaczęło się w 1987 roku od gimnastyki
rehabilitacyjnej i grup wsparcia dla pacjentów.
Sibley jest jednym z kilku szpitali w Waszyngtonie - wraz z innymi na
terenie USA – który zaoferował seniorom działania społeczne i inne świadczenia,
które pomagają zachować zdrowie po wyjściu ze szpitala, lub tylko po to, by
jeszcze zdrowych zachęcić do odwiedzin w razie potrzeby.
Szpital to nie tylko cierpienie, to także marka handlowa, a o markę należy
dbać.
I należy budować lojalność klienta wobec tej marki.
W USA – jak na całym świecie – populacja starszych osób szybko rośnie.
Seniorzy żyją dłużej i chcą ze swego życia korzystać w pełni. Dbają o zdrowie,
dbają o kondycję, i poszukują miejsc przyjaznych seniorom.
Zatem szpitale próbują promować zdrowie i dobre samopoczucie w okresie
starzenia się i starają się zmienić swój wizerunek z miejsc choroby i śmierci
na centra zdrowia i dobrej kondycji.
I to się sprawdza.
Seniorzy zaglądają do szpitalnej restauracji, bo można tu zjeść naprawdę
dobry stek.
Virginia Hospital Center w Arlington prowadzi podobny projekt dla
seniorów.
Tamtejszy Departament Zdrowego Seniora oferuje bezpłatne wykłady na
temat zdrowego starzenia się, oceny ryzyka upadku, czy zaburzeń pamięci,
zajęcia sportowe (za niewielką opłatą), jogę, czy grupy spacerowe.
Program obejmuje 1.600 osób w wieku co najmniej 60 lat, które płacą
roczną opłatę w wysokości 45 dolarów ( 65 dolarów dla par) – na badania krwi, szpitalny
parking i zniżki na zajęcia sportowe i posiłki.
Niektórzy starsi ludzie nie lubią gotować dla siebie, a tu mogą
otrzymać ciepły posiłek.
Szpital zapewnia „poziom komfortu”, mile widziany przez seniorów,
którzy nieswojo czują się w ośrodkach YMCA, czy fitness klubie.
Oczywiście można ćwiczyć w domu, ale seniorzy korzystają także z
wzajemnego wsparcia.
„Najlepszym sposobem na zachowanie zdrowia jest robić rzeczy, które
lubisz, takie jak taniec i rock and rolla” – mówią – „A grupa inspiruje,
pobudza, zachęca.”
Program Holly Cross Hospital oferuje 4.800 seniorom (osobom powyżej 55
roku życia) zajęcia z zarządzania chorobą (cokolwiek to znaczy), planowania
finansowego, zapobiegania upadkom, gimnastyki, tańca, sztuki, a ponadto
spotkania grupy dyskusyjnej na temat bieżących wydarzeń.
Pod hasłem „Czy jesteś mądrzejszy od smartfona?”, seniorzy pokonują
bariery technologiczne.
Program senioralny George Washington University Hospital obejmuje około
9.000 osób powyżej 65 roku życia. Jednorazowa opłata 10 dolarów (15 dolarów dla
par) umożliwia skorzystanie z badania słuchu, doradztwa w zakresie
ubezpieczenia zdrowotnego i zniżki w kawiarni i w sklepie z upominkami.
Mimo, że niektóre programy wymagają symbolicznej opłaty, szpitale z
reguły pokrywają większość kosztów.
Szpitale nie działające dla zysku część swoich przychodów poświęcają na
świadczenia społeczne, w tym na przykład bezpłatną opiekę medyczną dla pacjentów
o niskich dochodach, które pomagają zachować status zwolnionych z podatku,
przez co nie płacą podatków.
To może się wydawać sprzeczne z interesem szpitali, utrzymać ludzi w zdrowiu,
jeśli zarabiają na leczeniu chorób.
Ale dzięki tym działaniom szpitale oszczędzają spore środki na
odszkodowaniach za błędy, a także na skuteczności terapii.
W USA doszli do wniosku, że „transformacja opieki zdrowotnej wymaga, by
zrobić wszystko, co możliwe, by utrzymać ludzi w zdrowiu, a nie czekać aż
zachorują”.
„Ochrona zdrowia nie zaczyna się i nie kończy na murach szpitala.”
Czy czytając taką myśl, nie mamy ochoty, aby zajrzeć do najbliższego
szpitala, aby się pośmiać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.