Kiedy byłam małą dziewczynką, co roku podczas wakacji jeździłam na obozy pływackie. Pamiętam, jakie potężne wrażenie wywierały na mnie słowa piosenki niezmiennie śpiewanej na zakończenie turnusu:
„Upływa szybko życie, jak potok płynie czas,
za rok, za dzień, za chwilę, razem nie będzie nas.
I nasze młode lata upłyną szybko w dal,
a w sercu pozostanie tęsknota, smutek, żal.
Nie bardzo rozumiałam, o co właściwie chodzi, ale czułam ten żal, tę jakąś grozę nieuchronności, ten lęk przed przemijaniem, o którym wtedy nie miałam pojęcia.
Dzisiaj w codziennym pędzie życia, w troskach i radościach życia codziennego mało jest czasu na refleksję, po co właściwie żyjemy? Trzeba wychować dzieci, zarobić pieniądze, skończyć jakiś kurs, pójść do fryzjera, dentysty.
I nagle dziecko się żeni. Mój dopiero co maleńki synek stoi przed ołtarzem z kobietą, której przysięga miłość.
Przecież dopiero co to ja tam stałam, drżąca i wzruszona, mówiąc te same słowa do mężczyzny, z którym jestem do dziś. Kiedy upłynął ten czas? To niemożliwe, że to już. Dopiero co prowadziłam synka do przedszkola, powstrzymując łzy na widok jego wygiętej w podkówkę buźki . Niezmiennie płakałam na każdej uroczystości z okazji Dnia Matki, kiedy synek z wypiekami na policzkach recytował wierszyk ze wzrokiem wbitym w ziemię. Urodziny, święta, matura.
Życie moje? Nie moje? Czasem wydaje mi się, że to wszystko mi się śniło. Czy to ja urodziłam i wychowałam troje dzieci? Kiedy? Jak to zrobiłam?
Po ślubie syna ogarnęło mnie poczucie nierealności, jakby życie moje przeżył ktoś inny…
Wróciły do mnie słowa starej piosenki – banał. Życie.
Próbuję żyć wolniej, dotykać życia, cieszyć się drobiazgami, zatrzymać, zatrzymać czas…
Twoja T.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.