środa, 24 czerwca 2015

Srebrne tsunami - czyli samotni seniorzy za progiem

Choć nic na to nie wskazuje, lato mamy gorące. A upały mogą się tylko wzmagać.

Czy grożą nam tropikalne burze?

Z pewnością, choć nie w dosłownym znaczeniu.

Zbliżają się wybory, zastanawiamy się, jak odsunąć rządzących od władzy i podmienić ich na bardziej ambitnych, którzy dotychczas nie zdołali wykorzystać okazji, ale za to wiele obiecują.

Myślimy o tym, jak uczynić nasz kraj przyjaznym młodym ludziom, bo młodzież wyraźnie się rozpycha i o swoje upomina.

Myślimy o najbliższych latach, bo wizje i idee źle się w mediach sprzedają. Zresztą dziennikarze i komentatorzy nie mają czasu ich analizować, wolą zarabiać na sekundowaniu słownym pojedynkom.

O seniorach mówi się mało – bo jakaż przed nimi przyszłość.

Poza tym sytuację ekonomiczną seniorów traktujemy jako zadziwiająco zadowalającą, bo wielu z nich nie tylko żyje, ale jeszcze pomaga rodzinie.


Tymczasem w Stanach Zjednoczonych kłopoczą się problemami roku 2060 i coraz wyraźniejszym zagrożeniem pogorszenia się jakości życia amerykańskich seniorów.

Nie da się ukryć, że w fazę starzenia się wchodzi pokolenie wyżu demograficznego, czyli urodzeni pomiędzy 1946 a 1964 rokiem.
Pokolenie swobody, niezależności, wolnej miłości, które – wszystko na to wskazuje – będzie żyło o wiele dłużej niż ich rodzice.
Społeczeństwo się zatem starzeje i to nie tylko w Ameryce.
Nasze także, choć nie zauważamy tego i jeszcze się tym nie martwimy.

Amerykańska telewizja nie tak dawno wyemitowała reportaż o mężczyźnie znanym jako „HB”.
76-latku, którego przywieziono do uniwersyteckiego szpitala po próbie samobójczej.
Chory i samotny człowiek nie był w stanie udźwignąć swojej codzienności, postanowił rozwiązać problemy w sposób ostateczny, ale nieskutecznie.
Niestety, samobójstwo jest źle postrzegane przez społeczeństwo, udzielono mu zatem pomocy.
W czasie leczenia wystąpiły powikłania, pacjent teoretycznie zdrowy nie był już w stanie wrócić do samodzielnego życia. Aby egzystować, wymagał stałej opieki.
Ponieważ nie posiadał rodziny, która mogłaby go wesprzeć, a w okolicy nie funkcjonuje pomoc społeczna, umieszczono go przymusowo w domu opieki.
I tak dostrzeżono rodzący się problem.

Prawie jedna czwarta Amerykanów powyżej 65 roku życia jest lub w krótkim czasie może się stać „sierotą w podeszłym wieku”, gdyż nie ma rodziny, która mogłaby się nią zaopiekować.
Blisko jedna trzecia Amerykanów między 45 a 63 rokiem życia to osoby pojedyncze, w znacznej mierze bezdzietne.
W 2002 r. w USA żyło 35 milionów samotnych seniorów powyżej 65 roku życia, w 2012 było ich 43 miliony. A wszystko wskazuje na to, że liczba będzie wzrastać, choć samotność ponoć zabija.
Samotni żyją średnio krócej, ale i tak dłużej niż być może tego się spodziewamy.
Samotni uczą się samodzielności i samowystarczalności, ale cierpią z powodu tych samych chorób.
Zagrożenie demencją pośród osób samotnych jest równie duże, może nawet większe z powodu depresji i izolacji.
Osoby samotne, choć zarabiają i wydają tylko na siebie, nie gromadzą więcej niż inni. Jeśli zachorują, tracą dochody i możliwości uzyskania dodatkowych przychodów.
Zatem niemal pewne jest, że każdy samotny senior – prędzej czy później – będzie potrzebował od państwa, czy społeczeństwa pomocy.
Okazuje się, że najbogatsze społeczeństwo świata nie dysponuje wystarczającą liczbą domów opieki, ani systemem pomocy socjalnej, aby zadbać o tę rosnącą liczbę samotnych seniorów, którzy ponadto mogą nie mieć na starość odpowiedniego zabezpieczenia finansowego.

Specjaliści zwrócili uwagę na ten problem już w roku 1990.
Wtedy w domach opieki zaczęły się pojawiać osoby, które kiedyś podjęły świadomą decyzję o nieposiadaniu potomstwa. Lekarze i pielęgniarki dostrzegali w ich oczach ból, strach i smutek.
Póki byli sprawni, korzystali z życia. Ale choroba, niesprawność była często gorsza niż śmierć.
Przyzwyczajeni do swobody, źle adaptowali się do trybu życia w domu opieki.
Uważali, że ograniczona zostaje ich wolność, przez co tracili poczucie godności.
Spotykali się z niezrozumieniem, bo przecież obdarzano ich uwagą, pomagano im, a oni zamiast okazać wdzięczność, odsuwali się, wycofywali, odpychali pomocną dłoń, izolowali psychicznie.
A potem zjawisko tylko narastało.
Liczy się, że obecnie około 60% pensjonariuszy domów opieki nikt nie odwiedza.

Szacuje się, że do roku 2030 ponad 5 milionów amerykańskich seniorów będzie mieszkać w domach opieki, szpitalach, ośrodkach rehabilitacyjnych i hospicjach.
W 2012 roku liczba ta wynosiła 1,3 miliona osób.
Tymczasem domów opieki nie przybywa.
Postawiono pytanie: Czy amerykańskiemu społeczeństwu grozi „srebrne tsunami”?

Fala starszych, samotnych, chorych osób w podeszłym wieku, które nie mają wystarczających oszczędności, by korzystać z płatnej pomocy, wymagających stałej opieki socjalnej i pielęgniarskiej, zagraża także innym społeczeństwom.

Także polskiemu. Może szczególnie nam, bo wydaje się, że w naszym kraju nikt o tym nie myśli.
Już dziś 30% seniorów powyżej 65 roku życia to osoby mieszkające samotnie.
W 80% to wdowy.
66% osób powyżej 80 roku życia to osoby samotne.
Nasza konstytucja gwarantuje, lecz nie zapewnia, opiekę społeczną, socjalną i pielęgniarską.
Żadna pomoc nie jest udzielana automatycznie, każda wymaga wdrożenia długotrwałej i uciążliwej dla zainteresowanego procedury.
W znacznej mierze zależy od kaprysu, uważności, albo „człowieczeństwa” urzędnika.
O domach opieki dla seniorów krążą dowcipy, że korzystniej byłoby umieścić potrzebującego w więzieniu. Opieka byłaby pewniejsza.

Zamartwiamy się niskim przyrostem naturalnym, bo nie będzie komu płacić składek na ZUS, bo nie będzie rąk do pracy, bo „naród wyginie”, ale nie myślimy o tym, że na podstawowym poziomie pojawia się dużo ważniejszy problem.
Osoby samotne i bezdzietne na starość nie będą miały wokół siebie nikogo, kto mógłby im pomóc. Choćby doraźnie. Nawet w błahych, codziennych sprawach. Nawet przy rozmowie z pracownikiem ośrodka pomocy społecznej.
Domy sąsiedzkie, kluby seniora nie są żadnym rozwiązaniem.
Wydłużenie aktywności zawodowej, opóźnienie przejścia na emeryturę, także nie.
Potrzebujemy zmiany sposobu myślenia i zmiany systemu.
Seniorzy – po przejściu na emeryturę – powinni mieć swobodę pracy w niepełnym wymiarze, na podstawie minimalnej stawki godzinowej, bez ograniczenia i bez utraty emerytury. Wszak emerytura nie jest wypłacana z powodu niezdolności do pracy, ale z powodu osiągnięcia wieku emerytalnego.
Zamiast ograniczać niektóre przywileje, powinniśmy je rozciągać i upowszechniać.
Od dodatkowych dochodów seniorzy powinni płacić składki do ZUS i zmniejszone podatki, tak aby ich emerytury mogły być o te dochody waloryzowane co – na przykład - pięć lat.
Programy aktywizacyjne powinny skupiać się na uzupełnianiu wykształcenia, zdobywaniu przez osoby 60+ (50+) konkretnych umiejętności i kompetencji na krótkoterminowych kursach, aby seniorzy mogli się przekwalifikować i wzajemnie sobie świadczyć usługi. Zatrudnianie osób 60+ powinno być uproszczone, aby nie musiały konkurować na rynku z młodymi, czy to stażystami, czy specjalistami. Ich wiedza i ich doświadczenie jest inne od doświadczenia i wiedzy młodości. Inne są oczekiwania. A procedury kwalifikacyjne są dla tych osób upokarzające.

Podobnie jak Amerykanie powinniśmy zwiększyć liczbę miejsc w domach opieki, a przede wszystkim stworzyć domy, w których seniorzy mogą żyć, a nie tylko wegetować.
Umożliwić seniorom, czy to na zasadach związków partnerskich, czy wspólnot, tworzenie „osad” samotnych, starszych ludzi, którzy są sprawni i zdrowi, ale mogą sobie wzajemnie pomagać i się wspierać.
Powinniśmy wzmocnić opiekę hospicyjną – na początek przez rozciągnięcie jej z chorób nowotworowych na wszelką niesprawność, czy niedołężność.
Zamiast hospicjów domowych, może warto wypracować system zawodowych rodzin zastępczych dla seniorów.
Wiele jest ogłoszeń: „opieka za mieszkanie”, „adoptujemy dziadka lub babcię”. Wiele pisze się o odwróconej hipotece. Ale wiele się też mówi o nadużyciach w tym zakresie.
Zawodowe rodziny zastępcze są społecznie i ekonomicznie bardziej efektywne od domów dziecka.
Zawodowe potomstwo zastępcze może być równie korzystne, bardziej opłacalne od domów opieki, czy hospicjów.

„Srebrne tsunami” się zbliża i ma niszczącą siłę.
Martwić się nią powinni ludzi obecnie w pełni sił, bo to oni zostaną porwani przez falę.
Badań na ten temat się nie prowadzi, bo ciągle ulegamy złudnemu mitowi „troskliwej rodziny”.
Ale zważywszy na znaczną emigrację młodzieży, ale także w grupie „dorosłych”, już niedługo przyrost jednoosobowych gospodarstw domowych pośród seniorów będzie większy niż prognozują statystycy.
A jeśli dostęp do służby zdrowia się nie poprawi, a przede wszystkim nie zostanie zmieniony priorytet z leczenia na profilaktykę, zwiększy się liczba niesamodzielnych seniorów.

Starość, starzenie się, niepełnosprawność jest przedmiotem prac badawczych, ale nie rozważań na temat rozwoju społeczeństwa. Być może dlatego, że pojęciom „człowiek stary”, „starzy ludzie” nadajemy pejoratywny wydźwięk. A „starość” jest wyrokiem.
Pojęcia „osoba starsza”, „senior” nie są ostre i jednoznaczne. Mówimy o osobach w wieku poprodukcyjnym, albo nieaktywnych zawodowo, co może nie być zgodne z prawdą.
Seniorzy są i mogą być, a nawet chcą być, produktywni, aktywni, zaangażowani i twórczy.
Cenią sobie swoją podmiotowość. Ci samotni szczególnie.
Czasami tylko, z naturalnych powodów, potrzebują wsparcia, czy oparcia, pomocy w codziennym życiu. Potrzebują pomocy, ale nie chcą stać się „przedmiotem” społecznego oddziaływania.

Samotni seniorzy nie potrzebują zamkniętych zakładów, w których będą oczekiwać na śmierć, choć przez wielu nazywa się to ratowaniem życia.
Samotni seniorzy potrzebują pomocy, by ktoś dostrzegł ich obecność i pomógł zadbać o życie, niekoniecznie wyręczył z życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.