KSIĄŻKA O STAROŚCI - POLECAM


Minuty. Reportaże o starości - Iza Klementowska - DW PWN,2014, ISBN 978-83-7705-535-9


A czy człowiek w ogóle zauważa moment, w którym się starzeje?
Wydaje mi się, że każdy ma takie poczucie, że przekroczył pewien próg i że teraz będzie się już tylko starzał. Być może moment, w którym rodzą się wnuki, bo dochodzi do nas, że jesteśmy starsi niż myśleliśmy. To radosna chwila – rodzi się nowe życie. Pojawia się nowa rola: babci i dziadka. Dochodzą babcine obowiązki, czyli opieka nad wnukami. Aktywność i możliwości fizyczne jeszcze są w miarę wysokie, jeszcze pozwalają się cieszyć wnukami i własnym życiem. Poczucie starości na pewno nasila się w momencie, kiedy coraz częściej pojawiają się choroby. Często łączy się to ze smutkiem, z samotnością. A może na przykład dzień, w którym ludzie zaczynają nam ustępować miejsca w tramwaju? Dla każdego będzie to inny moment.

To fragment rozmowy „Dobra starość” Izy Klementowskiej z Anetą Hanasiuk, psychologiem ze Szpitala Geriatrycznego im. Jana Pawła II w Katowicach. Rozmowy będącej dopełnieniem, a może podsumowaniem zbioru dziesięciu reportaży poświęconych starości.
Reportaży prezentujących współczesną polską starość na tle Europy.
Portretujących starego człowieka po siedemdziesiątce – obolałego, nieco zagubionego, usiłującego cieszyć się życiem, zbierającego plony, wydzierającego codzienności ostatki radości.
Właściwie dziesięć różnych portretów starości, bo przecież starość to czas w życiu człowieka bardzo zróżnicowany i, używając banału, każdy człowiek starzeje się na swój sposób.
A co ważne, nie każdemu dane jest się starzeć.
A jeśli już, to nie zawsze dostrzegamy moment wejścia w przestrzeń starości, świat i czas wielu barw i wielu form. To, jak jej doświadczamy, zależy od naszego stosunku do życia w ogóle. Zaganiani pośród marzeń, pragnień lub obowiązków, nie dostrzegamy mniej lub bardziej subtelnych zmian w nas i wokół nas, aż się nie potkniemy i nie upadniemy, i nie uświadomimy sobie, że coraz trudniej nam się z upadku podnieść.

Minuty to dziesięć obrazów, każdy poprzedzony krótkim opisem plemiennych obyczajów dotyczących starców i starości. Na początku zamysł autorki wydał mi się ciekawy, potem banalny, bo pomyślałem, że to proste zestawienie prymitywnych kultur z cywilizacją Zachodu (aby zademonstrować jak to, my ludzie cywilizowani, jesteśmy wrażliwi i wspaniałomyślni). Na koniec doszedłem do wniosku, że to nie jest zwykły kontrapunkt, a rzucenie rękawicy wyobraźni. Czy rzeczywiście nasze wysoce rozwinięte społeczeństwo traktuje starość lepiej niż prymitywne plemiona? Czy w istocie cywilizacja obdarzyła nas dobrą starością? Mamy więcej przestrzeni, więcej możliwości, jesteśmy mniej uzależnieni od warunków środowiska, jest nas więcej, ale nie oznacza to ani większego szacunku, ani głębszej mądrości, czy choćby zrozumienia. Starość nadal jest marginesem życia – biologicznego i społecznego – zarówno dla osób w pełni aktywnych, jak i dla samych starców. Być „starym” to być wyrzuconym na out.

To, że książkę warto, a nawet powinno się przeczytać, nie ulega najmniejszej wątpliwości.
Zastanawiam się tylko, komu ją polecić?
Seniorom, z których każdy świetnie zna problemy i bolączki starości, albo przynajmniej mógłby opowiedzieć podobną, równie ciekawą historię, lub stać się jej bohaterem?
Czy może młodym ludziom, którzy niekiedy bywają znużeni starością swoich dziadków, znudzeni światem, w którym zbyt wiele słów, zbyt wiele emocji, które ich nie dotykają (bo są bardziej pastelowe, wyblakłe, aniżeli emocje młodości); którzy zaniepokojeni są niestabilnością procesu starzenia się u swoich rodziców; i którzy nie chcą – bo też i nie mogą – wyobrazić sobie własnej starości?
Czy osobom w średnim wieku, które co prawda jeszcze mogłyby coś zmienić, ale za wszelką cenę unikają myśli o procesie starzenia się, usilnie wpatrującym się w swoją siłę i sprawność?
Z jednej strony, bowiem, w reportażach każdy może odnaleźć siebie, ale też świat ten może wydać się nam obcy i do nas nieprzystający.
Sądzę, że książka nie ma „swojego” czytelnika, polecam ją zatem każdemu, kto nie tylko chciałby oglądać świat za oknem, ale i go zrozumieć.
Lektura reportaży Izy Klementowskiej to podróż niełatwa, emocjonalna, choć nie ckliwa.
Autorka nie ma intencji pouczenia nas, jak powinna wyglądać dobra starość, jak powinniśmy się do starości przygotować, jak starość skonsumować. Pokazuje, że starość w zatłoczonym domu opieki i starość wygodna w słonecznej Hiszpanii mogą sprawiać ten sam ból.
Starość po bogatym, aktywnym, pełnym zadowolenia życiu artystki i starość schorowana po wieloletniej pracy w równej mierze jest ciężka do zniesienia, gdy będziemy dźwigać ją w pojedynkę, bez wsparcia.
Ale ta sama bolesna starość może być źródłem radości. Jeśli nie szczęścia, to przynajmniej zadowolenia z życia. O ile dostrzeżemy, że czas nie mierzy się tu latami, a minutami.
Może inaczej, planujmy tak, jakbyśmy mieli żyć długie lata, ale żyjmy każdą minutą dnia.
Bo w starości liczą się minuty, drobne gesty, pojedyncze słowa, a nie rozmach i zapał.

I dlatego polecam tę książkę seniorom, aby przejrzeli się w niej, jak w lustrze.
I być może dokonali drobnych korekt w swoim życiu, aby parę następnych minut przyniosło uśmiech.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.