środa, 22 lipca 2015

Chcesz się pośmiać? Udaj się do szpitala.


Czy byłoby to do pomyślenia u nas?


Najpewniej nie. U nas nawet jeden szpital w mieście to za dużo (z perspektywy NFZ rzecz jasna, a nie pacjenta). I nawet jeden szpital w mieście nie jest w stanie na siebie zarobić, bo pacjenci zabierają cenny czas i pochłaniają pieniądze.


Zatem z rozbawieniem, ale i zainteresowaniem przeczytałem w The Washington Post artykuł, który nosi tytuł: „Chcesz się pośmiać? Udaj się do szpitala.”


Nie, tytuł nie jest sarkastyczny, ani złośliwy.
I nie, nie chodzi o pokazanie niezwykle słabej, kruchej i beznadziejnej kondycji publicznej służby zdrowia (czy też systemu ochrony zdrowia).
Nie, to jak najbardziej poważny, choć pełen śmiechu projekt promocji szpitala.
Tak, w USA szpitale potrzebują promocji i aktywnie pozyskują klienta, czyli chorego.
I nie, nie tych zamożnych, ale tych najzwyklejszych, ubezpieczonych w powszechnym systemie Medicare.
I jeszcze jedno, szpitale w Waszyngtonie walczą o pacjentów seniorów.
Nie twierdzą, że starszy, schorowany człowiek utrudnia życie pielęgniarkom i lekarzom, że przesiaduje w izbie przyjęć z nudów.
Oni w tej Ameryce uważają, że zajęte łóżko jest lepsze od pustego. I jeśli pacjent nie jest przypisany do jakiegoś prywatnego, elitarnego programu ubezpieczeniowego, który współpracuje z ograniczoną liczbą szpitali, ale ma swobodę wyboru miejsca, w którym chce się leczyć, to o takiego pacjenta należy dbać i zabiegać.
Amerykańscy zarządcy szpitali uważają, że Medicare może nie jest najlepszy płatnikiem, ale ciągle jest bardzo dobrym płatnikiem i dlatego należy dbać o tych, których ubezpiecza.
Tu warto wtrącić, Medicare obejmuje ubezpieczeniem zdrowotnym 55 milionów – głównie starszych i niepełnosprawnych – Amerykanów. Jest zatem ubezpieczycielem powszechnym, jak nasz Narodowy Fundusz Zdrowia.

A o co chodzi z tym śmiechem?
Każdego miesiąca, grupa starszych osób przychodzi do Sibley Memorial Hospital w Waszyngtonie nie po to, by odwiedzić lekarza, czy na badania.
Nikt tu nie jest chory.
Przychodzą po prostu dla śmiechu.
Zbierają się w sali obok szpitalnej kafeterii w ramach projektu „Laugh Cafe” – „Kawiarnia Śmiechu”.
To projekt Stowarzyszenia Seniorów Sibley, z którego korzysta wiele osób powyżej 50 roku życia, w tym 7.300 członków stowarzyszenia.
Ceną wstępu jest żart.
Żart, który należy opowiedzieć przed publicznością.
W końcu eksperci twierdzą, że śmiech jest dobry dla zdrowia, a seniorzy przyznają, że to najlepsze i najlepiej smakujące lekarstwo.
Pewna pani – lat 89 – lubi tu wpadać z młodszą koleżanką, lat 79.
Uwielbia dowcipy, choć nigdy nie myślała, że będzie je opowiadać przez publicznością. Za pierwszym razem miała tremę, ale dziś to czysta przyjemność.
Niektóre żarty i dowcipy są bardzo rozbudowane, zawierają wiele zwrotów akcji, zanim dobiegną pointy. Inne to niemal scenki z filmu.
Ale wiele to żarty jednozdaniowe:

„Mój mąż potrzebował więcej przestrzeni dla siebie, więc zostawiłam go przed domem.”
„Sprzedałam swój odkurzacz, bo tylko zbierał kurz.”
„Dlaczego mężczyźni tak kochają inteligentne kobiety? Bo przeciwieństwa się przyciągają.”

Kiedy jakiś dowcip był już wcześniej opowiadany, nikt się tym nie przejmuje.
Wielu zapewne nawet o tym nie pamięta.
Stowarzyszenie oferuje także inne atrakcje, konwersację w obcym języku, grupowe wycieczki do muzeów, czy wspólny wypad na koncert, albo lekcje tanga. Wszystko, co można spotkać także w naszych centrach seniora.
Ale tu członkowie otrzymują dodatkowo zniżki na szpitalny parking, w sklepie z pamiątkami, w aptece i w restauracji.
W sumie ponad 10.000 seniorów korzysta z tego, że waszyngtoński szpital uznał, że pacjent to nie tylko konieczne zło.
Jednorazowa opłata członkowska wynosi 40 dolarów, czyli 40 zł odnosząc do naszej rzeczywistości.
Warto zauważyć, że wszystko zaczęło się w 1987 roku od gimnastyki rehabilitacyjnej i grup wsparcia dla pacjentów.

Sibley jest jednym z kilku szpitali w Waszyngtonie - wraz z innymi na terenie USA – który zaoferował seniorom działania społeczne i inne świadczenia, które pomagają zachować zdrowie po wyjściu ze szpitala, lub tylko po to, by jeszcze zdrowych zachęcić do odwiedzin w razie potrzeby.

Szpital to nie tylko cierpienie, to także marka handlowa, a o markę należy dbać.
I należy budować lojalność klienta wobec tej marki.
W USA – jak na całym świecie – populacja starszych osób szybko rośnie. Seniorzy żyją dłużej i chcą ze swego życia korzystać w pełni. Dbają o zdrowie, dbają o kondycję, i poszukują miejsc przyjaznych seniorom.
Zatem szpitale próbują promować zdrowie i dobre samopoczucie w okresie starzenia się i starają się zmienić swój wizerunek z miejsc choroby i śmierci na centra zdrowia i dobrej kondycji.
I to się sprawdza.
Seniorzy zaglądają do szpitalnej restauracji, bo można tu zjeść naprawdę dobry stek.

Virginia Hospital Center w Arlington prowadzi podobny projekt dla seniorów.
Tamtejszy Departament Zdrowego Seniora oferuje bezpłatne wykłady na temat zdrowego starzenia się, oceny ryzyka upadku, czy zaburzeń pamięci, zajęcia sportowe (za niewielką opłatą), jogę, czy grupy spacerowe.
Program obejmuje 1.600 osób w wieku co najmniej 60 lat, które płacą roczną opłatę w wysokości 45 dolarów ( 65 dolarów dla par) – na badania krwi, szpitalny parking i zniżki na zajęcia sportowe i posiłki.
Niektórzy starsi ludzie nie lubią gotować dla siebie, a tu mogą otrzymać ciepły posiłek.
Szpital zapewnia „poziom komfortu”, mile widziany przez seniorów, którzy nieswojo czują się w ośrodkach YMCA, czy fitness klubie.
Oczywiście można ćwiczyć w domu, ale seniorzy korzystają także z wzajemnego wsparcia.
„Najlepszym sposobem na zachowanie zdrowia jest robić rzeczy, które lubisz, takie jak taniec i rock and rolla” – mówią – „A grupa inspiruje, pobudza, zachęca.”

Program Holly Cross Hospital oferuje 4.800 seniorom (osobom powyżej 55 roku życia) zajęcia z zarządzania chorobą (cokolwiek to znaczy), planowania finansowego, zapobiegania upadkom, gimnastyki, tańca, sztuki, a ponadto spotkania grupy dyskusyjnej na temat bieżących wydarzeń.
Pod hasłem „Czy jesteś mądrzejszy od smartfona?”, seniorzy pokonują bariery technologiczne.

Program senioralny George Washington University Hospital obejmuje około 9.000 osób powyżej 65 roku życia. Jednorazowa opłata 10 dolarów (15 dolarów dla par) umożliwia skorzystanie z badania słuchu, doradztwa w zakresie ubezpieczenia zdrowotnego i zniżki w kawiarni i w sklepie z upominkami.

Mimo, że niektóre programy wymagają symbolicznej opłaty, szpitale z reguły pokrywają większość kosztów.
Szpitale nie działające dla zysku część swoich przychodów poświęcają na świadczenia społeczne, w tym na przykład bezpłatną opiekę medyczną dla pacjentów o niskich dochodach, które pomagają zachować status zwolnionych z podatku, przez co nie płacą podatków.
To może się wydawać sprzeczne z interesem szpitali, utrzymać ludzi w zdrowiu, jeśli zarabiają na leczeniu chorób.
Ale dzięki tym działaniom szpitale oszczędzają spore środki na odszkodowaniach za błędy, a także na skuteczności terapii.

W USA doszli do wniosku, że „transformacja opieki zdrowotnej wymaga, by zrobić wszystko, co możliwe, by utrzymać ludzi w zdrowiu, a nie czekać aż zachorują”.
„Ochrona zdrowia nie zaczyna się i nie kończy na murach szpitala.”

Czy czytając taką myśl, nie mamy ochoty, aby zajrzeć do najbliższego szpitala, aby się pośmiać?

niedziela, 19 lipca 2015

Woda - warto pamiętać...

W pewnym wieku ograniczamy spożycie płynów.

Na ogół spowodowane jest spadkiem pragnienia.

Trudno jest nawet popić niektóre tabletki. Wielkie i twarde, nie do rozgryzienia, według zalecenia należy popić szklanką wody. Jak to zrobić, kiedy nie chce się pić?..

Z drugiej strony, są osoby, które nie piją przed snem, bo nie chcą się budzić w nocy i chodzić do toalety.

Szczególnie, że trzeba się wtedy spieszyć, a z poruszaniem się jest trudno.


Tu ciekawostka.
W zasadzie dlaczego, to właśnie w nocy tak bardzo się chce?
Otóż, jak twierdzą specjaliści, za dnia, kiedy utrzymujemy pionową pozycję, grawitacja utrzymuje wodę w dolnej części ciała (dlatego puchną nam nogi).
W nocy, kiedy się kładziemy, dolna część jest na równym poziomie z nerkami i te otrzymują sygnał, że łatwiej się oczyścić.
Jak zatem uniknąć wstawania do toalety?
To proste, a zarazem niezwykle przydatne dla zdrowia. Zmienić nawyki picia wody.

Pić wodę w określonym czasie, aby zwiększyć jej efektywność dla organizmu.
I tak:
  • 2 szklanki wody po przebudzeniu pomogą uaktywnić narządy wewnętrzne i rozruszają nas,
  • 1 szklanka wody 30 minut przed posiłkiem pomoże w trawieniu,
  • 1 szklanka wody przed kąpielą pomoże obniżyć ciśnienie krwi,
  • 1 szklanka wody przed snem pozwoli uniknąć udaru mózgu lub zawał serca.
Co ważne, ta szklaka wody przed snem pomoże również zapobiec nocnym skurczom nóg.
Nawilżone mięśnie nóg będą bardziej rozluźnione i lepiej odpoczną.

Zdjęcie: fuji01 pixabay.com


sobota, 18 lipca 2015

Dozwolone od 50 lat?

Portal Senior Planet opublikował ciekawy artykuł na jakże aktualny – także u nas – temat legalizacji marihuany.

Okazuje się, że większość Amerykanów opowiada się za legalizacją upraw i obrotu marihuaną, przynajmniej do celów medycznych.

Ameryka przeszła długą drogę i chyba otwiera swoje podwoje magicznemu ziołu.


W 1969 r. Instytut Gallupa przeprowadził ankietę i tylko 12% respondentów powiedziało „tak” legalizacji marihuany.
W tym roku, w sondażu Pew Research Center „tak” mówi aż 53% Amerykanów.
Tradycyjnie, zdecydowanie „za” są ludzie młodzi. Ale dołączyli do nich przedstawiciele pokolenia wyżu demograficznego, dziś przekraczający 60-tkę, ale dorastający i dojrzewający w latach 60-tych ubiegłego wieku.
Aż 50% seniorów jest za dopuszczeniem marihuany do obrotu. W tym 29% osób pomiędzy 70 a 87 rokiem życia.
Takie nastawienie amerykańskiego społeczeństwa przyczyniło się do tego, że uprawa marihuany jest legalna w 3 stanach. W 23, a także w Dystrykcie Columbia, dopuszczona jest jej sprzedaż. W kolejnych 15 sprzedaż jest legalna, ale kontrolowana.
W dwóch stanach trwają prace legalizacyjne.
Tym samym aż 43 stany uznaje marihuanę za zioło lecznicze.

Czy marihuana rzeczywiście pomaga?
Nie ma pewności. Publikowane wyniki badań mają różną jakość.
Same badania niekiedy są metodologicznie wątpliwe.
Journal of American Medical Association (AMA nie wspiera legalizacji marihuany, ale wspiera badania nad marihuaną) skompletował i opublikował wyniki 79 badań z udziałem 6.500 osób.
Naukowcy podzielili wyniki na „umiarkowanie” potwierdzające przydatność leczniczą marihuany i na wyniki „słabe”. Przy czym oceniają, że „słabe” wyniki mogłyby być lepsze, gdyby w badaniach zastosowano lepszą metodologię.
Mamy zatem umiarkowanie dobre dowody na korzystne efekty stosowania marihuany w przypadkach:
przewlekłego bólu
spastyczności z powodu stwardnienia rozsianego lub paraplegii
Słabe dowody na poparcie jej przydatności w przypadkach:
nudności i wymiotów po chemioterapii,
zaburzeń snu,
utraty masy ciała u pacjentów z HIV,
oraz w zespole Tourette'a (zaburzenie neurologiczne wywołujące tiki i wybuchy wokalne).

Na jakość badań wpływa z pewnością fakt, że uprawa marihuany do badań wymaga zezwoleń i podlega wielu restrykcjom.
W Kanadzie, gdzie marihuana jest legalna, a Arthritis Society oficjalnie finansuje badania naukowe nad skutecznością marihuany, wyniki są znacznie bardziej wyraziste.
Ustalono, że „zioło” łagodzi bóle stawów, także w chorobie zwyrodnieniowej.

Pacjenci doktora Franka Lucido – cytowanego przez Senior Planet  lekarza z 35-letnią praktyką w zakresie medycyny rodzinnej - twierdzą, że marihuana pomaga im w wielu przypadłościach:
bólach głowy
zaburzeniach przewodu pokarmowego, w tym: bólach brzucha i nudnościach
depresji
Marihuana łagodzi niepokój i lęk, a także uwalnia od bezsenności, ułatwiając zasypianie.
A nawet zapobiega utracie apetytu z powodu AIDS, leczenia nowotworów, czy innych zaburzeń odżywiania.
Dr Lucido sam dostrzega, że w przypadku migreny, marihuana łagodzi ból w sposób spektakularny.
Ból ustępuje w ciągu pięciu minut.

Czy marihuana ułatwia zasypianie zdania są podzielone.
Pacjenci sugerują, że zależy to od odmiany, szczepu zioła.
Na rynku dostępne są odmiany „czyste” i hybrydowe.
Izraelscy naukowcy opracowali nawet specjalny szczep do użytku medycznego – o właściwościach przeciwzapalnych.

Skuteczność marihuany może zależeć także od sposobu „spożycia”.
Palenie, gotowanie, zaparzanie – wciąż nie wiadomo, co lepsze.
W przeglądzie JAMA, naukowcy dowodzą na przykład, że w leczeniu bólu lepsze efekty daje palenie niż inhalacja.

Oczywiście nieustannie omawiane są skutki negatywne.
Bo przecież wiadomo, każdy lek ma swoje skutki uboczne.
Raport JAMA wśród skutków ubocznych marihuany leczniczej wymienia: zawroty głowy, suchość w ustach, nudności, zmęczenie, wymioty, splątanie i halucynacji.
Jak to się ma do skutków ubocznych powszechnie nadużywanych leków przeciwbólowych?
Ibuprofen może wywołać niewydolność nerek lub nawet zawał serca, a paracetamol uszkadza wątrobę.

Przeciwnicy marihuany koncentrują uwagę na jednym skutku ubocznym - euforii.
Jednak, zapewne większość z nas, nie uznałaby tego stanu za niezdrowy i niepożądany.
Szczególnie w mocno dojrzałym wieku, kiedy to o smutki znacznie łatwiej niż o radości.
Kiedy nawiązanie relacji z drugą osobą rodzi większy stres niż w młodości.

Jak sądzę, używanie marihuany – nawet do celów leczniczych - przez nastolatka jest kwestią dyskusyjną.
Ale czy w wieku senioralnym powinny obowiązywać takie same ograniczenia?
Czy seniorom należy także odmawiać rozsądku i odpowiedzialności?
Bóle stawów, sztywnienie mięśni, niestrawność, bezsenność są codziennością wieku podeszłego.
Dlaczego pośród rozlicznych ziół zakazywać tego, które może rozluźnić i rozbudzić nas?

Młodość rozwiązuje problemy starości

I oto żywy dowód na to, że należy pielęgnować i rozwijać kreatywność u młodych ludzi.

Wiedza oczywiście się przydaje, ale jeśli wzbogacimy ją kreatywnością, nastolatki mogą rozwiązać podstawowe problemy seniorów.


Uczmy się tego, bo być może podobnych nastolatkow i w naszym kraju jest sporo.


Krtin Nithiyanandam – 15-letni uczeń z Sutton Grammar School w Epsom, Surrey – jak może się okazać, położył milowy kamień na drodze do pokonania choroby Alzheimera.
Choroby, która każdego roku zabija więcej osób niż nowotwory piersi i prostaty razem.
A jako że uniemożliwia codzienne funkcjonowanie milionom ludzi na świecie, stała się prawdziwym wyzwaniem dla nauki i medycyny XXI wieku.

Obecnie chorobę można wykryć jedynie poprzez serię testów poznawczych lub zaglądając do mózgu chorego po jego śmierci.
Nie dysponujemy skutecznym lekiem, a te znane, najbardziej efektywne są we wczesnej fazie choroby, mogą spowolnić jej postęp, ale nie zahamować.

Krtin Nithiyanandam zainteresował się chorobą Alzheimera, bo pasjonuje się neurologią – zamierza studiować medycynę – i biologią mózgu.

Krtin opracował test, który pozwala wykryć chorobę Alzheimera na 10 lat przed wystąpieniem pierwszych objawów – zaburzeń poznawczych – a prawdopodobnie może zatrzymać rozwój choroby.
Dodatkowo, ułatwia badanie chorych i stanowi narzędzie do znalezienia odpowiedzi na pytania dlaczego i jak choroba się rozwija.

Krtin wymyślił „konia trojańskiego” procesu chorobowego.
Przeciwciała, które mogą przenikać do mózgu i wiązać neurotoksyczne białka.
Przeciwciała sprzężone są z nanocząsteczkami fluorescencyjnymi, które można śledzić w czasie skanowania mózgu. Dzięki tej nieinwazyjnej sondzie możliwa będzie obserwacja postępu choroby i skutków terapii.

Przeszkodą w diagnozowaniu i leczeniu demencji i chorób neurodegeneracyjnych jest bariera krew-mózg. To dodatkowa struktura komórkowa, otaczająca naczynia krwionośne w mózgu, która chroni nasz najważniejszy organ przed czymś, co nie jest mu absolutnie niezbędne.
Przeciwciała opracowane przez Krtina są w stanie tę barierę przekroczyć, a dodatkowo - „zakuć w kajdanki” – związać neurotoksyczne białka, które pojawiają się na wczesnym etapie choroby. Jeśli okaże się to skuteczne, to przeciwciała powstrzymywałby rozwój, a nie tylko hamowałyby postęp choroby Alzheimera.

Krtin zgłosił swój test do Google Science Fair Prize i zdobył prestiżową nagrodę - stypendium i opiekę naukową dla swojego pomysłu.
Brawa dla młodego człowieka i jego pasji. Ale także brawa dla nauczycieli.
Ojciec Krtina przeniósł się do Wielkiej Brytanii z Indii. Jest konsultantem IT.
Matka Krtina jest nauczycielem.
Chwali się systemowi edukacji, że opiera się stereotypom i potrafi otworzyć horyzonty dla takich ludzi, jak Krtin.

Wiadomość zaczerpnięta z www.telegraph.co.uk.

wtorek, 14 lipca 2015

Neurobik i pamięć

Tym razem ćwiczenia neurobiku, których zadaniem jest wzmocnienie i usprawnienie naszej pamięci.
10 prostych ćwiczeń, proponowanych przez doświadczonego neurologa – dr Lyndę Shaw, zaczerpnięte z blogu dla grupy 50+.
Ale nie ma się co przejmować, można je stosować także później, a nawet zacząć znacznie później.

Jeśli coś notujesz, zapisu ręcznie, a nie wpisuj do telefonu czy komputera.
Nawet, a może szczególnie wtedy, gdy czytasz coś w sieci i chcesz zapamiętać.
Pisanie w komputerze czy w telefonie dla wielu z nas może być łatwiejsze.
Kusi też, by skopiować informacje bezpośrednio z Internetu, w końcu nikt nie ma za dużo czasu, do przeczytania tak wiele, z ekranu spisywać niewygodnie….
Ale dla naszej pamięci bardziej efektywne jest pisanie notatki ręcznie, to zmusza mózg do fizycznego wysiłku i do zaangażowania w to, co robisz.
Dodatkowo – przyjmujesz informację nie tylko wzrokiem, ale także kinestetycznie, co zapisuje informację w innym miejscu mózgu.
Jeśli uczysz się języka obcego i chcesz zapamiętać słówka lub zwroty, pisz je na karteczkach ręcznie, wypowiadając to, co zapisujesz na głos, a następnie powieś karteczkę przed oczyma i przeczytaj.
Jeśli coś jest szczególnie ważne, użyj w notatkach koloru – podkreślaj kolorem, zaznaczaj.
I nie martw się, gdy będziesz na głos wydawać sobie instrukcje: „to ważne”.

Kontroluj czas.
Kiedy się starzejemy, nasza zdolność do koncentrowania uwagi i szybkiego myślenia może ulec pogorszeniu. Poza tym mamy więcej czasu i nie chcemy się już denerwować, zatem – aby nie zapomnieć o czymś – działamy wolniej.
Tymczasem działanie na czas zmusza mózg do ogniskowania uwagi, szybkiej i bardziej precyzyjnej reakcji, ale też do ostrożnej pracy.
Jeśli rozwiązujesz krzyżówki, albo sudoku, spróbuj zrobić to w narzuconym sobie czasie, a jeśli możesz, stopniowo ten czas ograniczaj.
Jeśli gotujesz, spróbuj narzucić sobie czas na przygotowanie posiłku – jeśli nie zdążysz, przerwij i zjedz to, co jest gotowe.

Medytuj.
Medytacja ma moc zmieniania i poprawiania struktury mózgu. Coraz to nowe badania wykazują, że mózgi medytujących są większe. Zauważalne ubytki neuronowe u oraz straty istoty białej są o wiele mniejsze niż u innych osób w tym samym wieku.
Medytacja nie musi być skomplikowana. Na początek wystarczy jedna minuta.
Jedna minuta po przebudzeniu i (albo) jedna minuta przed snem.
Wystarczy usiąść w wygodnej pozycji, z otwartymi oczami, ale wzrokiem spuszczonym, i przez minutę wziąć głęboki wdech i wydech, przyglądając się jak powietrze przepływa przez nasze ciało. Niech nasze myśli i emocje płyną sobie swobodnie wraz z nim.
Bardziej zaawansowani, mogą sobie wyobrazić jak powietrze przepływa przez czakry i zmienia barwę po drodze.

Zdjęcie: pixabay.com


Śmiej się kiedy tylko możesz i nie tylko wtedy.
Śmiej się nawet bez powodu. Śmiech aktywuje korę przedczołową i przyśrodkową i inne regiony, zwiększając tam wydzielanie dopaminy.
Dopamina odgrywa podstawową rolę w procesach poznawczych, uczeniu się, pamięci i uwadze.

Pamiętasz gry planszowe?
Gry planszowe pomagają nam pamiętać i zapamiętywać! Dlatego po latach mamy je w swoich głowach i nie musimy uczyć się zasad od nowa.
Zatem warto wyjmij je z szafek i zacząć dobrze bawić podczas ćwiczeń mózgu.
Gry to oczywiście zajęcie w towarzystwie, ale można też zagrać z samym sobą.
Na przykład, gdy rozwiązujemy jakiś problem, albo chcemy nauczyć się czegoś złożonego, wyobraźmy sobie, że to gra planszowa.
Rozpiszmy i rozrysujmy zadanie na planszy. Podzielmy je na mniejsze części, punkty przystankowe na trasie i poszukajmy reguł, które rządzą posuwaniem się pionka do celu.
Wymyśl regulamin takiej gry. Czy jest coś, co pozwoli przeskoczyć kilka pól? Czy są zagrożenia, że będziesz musiał się cofnąć?
Grą planszową może być mapa twojego najbliższego otoczenia i zadanie: „Jak zrobić zakupy, by się nie nachodzić, mieć spacer i odpocząć przy tym?” Albo: „Jak zrobić zakupy nie idąc dwa razy tą samą ścieżką?”

Na sen najlepsza jest lista, ale nie baranów.
Kiedy nie możesz spać, spróbuj stworzyć listę rzeczy, za które jesteś wdzięczny.
Wdzięczność uspakaja mózgu i daje mu lepszą pozycję niż lęk.
Możesz też stworzyć w myślach listę szczególnie przyjemnych chwil z twego życia. Zacznij od dziś i cofaj się do dzieciństwa.
Kiedy sobie przypomnisz taką chwilę, nie tylko ją nazwij (spotkanie z ….), ale zastanów się, czemu była szczególna. Czy towarzyszył jej jakiś wyjątkowy kolor, dźwięk, zapach?
Możesz też stworzyć listę szczególnie ulubionych rzeczy, barw, zapachów, smaków…
To działa; Spróbuj!

Przelej uczucia na papier.
Jeśli czujesz się smutny, zły i sfrustrowany, zapisz swoje uczucia.
Zadaj sobie pytanie, czy jest tak źle, jak myślałeś. Czemu tak jest.
Uporządkuj na papierze swoje emocje i zdarzenia, które je wywołały.
Określ je co do ważności, naszkicuj perspektywę, zbuduj ich hierarchię, poszukaj powiązań. Nie przechowuj tych notatek. Zniszcz je, kiedy skończysz.

Ucz innych.
Wyjaśniając coś innej osobie pogłębiasz swoje własne rozumienie informacji i sobie je utrwalasz.
Powtórzenie podstawowych szczegółów złożonych informacji pozwoli lepiej je zapisać w umyśle, a interakcja z innymi ludźmi jest zwiększa aktywność mózgu sama przez się.
Korzystaj przy tym z okazji i nie obawiaj się przedstawić wyjaśnienia na rysunku, szkicowania schematu, albo zapisania podstawowych danych.
Nie bazuj przy tym na powtarzaniu gotowych tekstów – nie odsyłaj do źródła.
Przedstaw wszystko własnymi słowami.

Wykorzystuj Mozarta.
Muzyka klasyczna stymuluje aktywność mózgu bardziej niż inne rodzaje muzyki, albowiem (w szczególności sonata Mozarta na dwa fortepiany D-dur i Koncert fortepianowy Nr 23) jednocześnie aktywuje lewą i prawą półkulę mózgu, co maksymalizuje zdolność do uczenia się nowych informacji.

Odpoczywaj!
Stres jest nam potrzebny. Stres to życie.
Ale stres może poważnie hamować pracę hipokampa, a nawet go uszkadzać.
Hipokamp odpowiada za powstawanie naszej pamięci i redagowanie zapisywanych w niej danych.
Tak więc, choć bardzo ważne jest by twój mózg codziennie ostro pracował, nie przesadzaj z wysiłkiem.
Relaks to nie lenistwo, to zbieranie się do skoku…

poniedziałek, 13 lipca 2015

Polityka senioralna, edukacja, kreatywność...

Proponuję wysłuchać krótkiej wypowiedzi na temat edukacji.

Sir Ken Robinson jest mówcą interesującym i błyskotliwym, z pewnością nikt się nie znudzi.

Mówi o istocie edukacji dzieci, czyli przyszłych pokoleń.

Proponuję wysłuchać go a propos prowadzonej w naszym kraju polityki senioralnej i wszystkich programów aktywizacji seniora.

Co ma wspólnego edukacja z polityką senioralną?
Co ma wspólnego system edukacji z jakością życia seniora, czy emeryta?
Wydaje się, że nic?
Bo w wieku senioralnym nie musimy się już uczyć? Albo nie możemy, albo nie potrzebujemy?
A jeśli się uczymy, to jedynie dla podtrzymania rześkości umysłu?
No to przynajmniej dowiemy się, jaką krzywdę wyrządzają dziadkowie wnukom, posyłając je do szkół, które wymyślili.
Lub – jeśli zdobędziemy się na wgląd i autorefleksję – zrozumiemy, dlaczego w swoim życiu nieustannie napotykamy pewne przeszkody.
A jeśli się uda, szczególnie młodzi seniorzy, będą mieli okazję zrozumieć, że edukacja to nie problem dzieci i rodziców, ale jakości życia seniorów.
Owszem, dzieci, które idą dziś do szkoły, na emeryturę przejdą około roku 2065.
Ale dzieci, które są bliższe końca procesu edukacji, przez najbliższe lata będą wpływać na rządy, utrzymywać systemy emerytalne i kształtować życie społeczne. A zatem to one wytyczą przestrzeń życia dla seniora i określą jakość życia seniora.

Większość dziadków jest zachwycona talentami, zdolnościami, umiejętnościami i wiedzą swoich wnuków.
Niemal każdy oczarowany jest postępem wiedzy – nauki i techniki – szczególnie ostatnich kilkudziesięciu lat.
Najbardziej martwi nas, że nasze dzieci i wnuki muszą opanować taki ogrom materiału, są przemęczone, tracą dzieciństwo i zdolność do cieszenia się życiem i kontaktem z drugim człowiekiem.

Sir Ken Robinson, który jest specjalistą od edukacji i mówcą motywacyjnym, twierdzi, że powszechnie stosowany system nauczania, w każdym zakątku świata, pozbawia dzieci kreatywności.
A to kreatywności – jego zdaniem - w życiu najbardziej potrzebujemy.
I trudno się z nim nie zgodzić.
Kreatywność wiąże się z emocjonalną plastycznością, odpornością na stres, na porażkę.
Daje nam napęd, skłania ku aktywności, i pomaga radzić sobie z niemożliwym.
To kreatywność, a nie wiedza profesorska sprawia, że nasz mózg jest sprawnym mechanizmem do ostatnich dni życia.
To kreatywność sprawia, że jesteśmy ciekawi świata, że potrafimy cieszyć się życiem, drobiazgami, że z chwil radości konstruujemy swoje szczęście.
Tymczasem system edukacji wypłukuje z nas kreatywność.
A potem porzucamy ją na ścieżkach kariery.
Na szczęście nie wszyscy i nie wszędzie. Ale jednak.

Żyjemy w starzejącym się społeczeństwie.
Grupa seniorów to najbardziej dynamicznie rozwijająca się grupa społeczna.
Dzięki postępowi nauki żyjemy dłużej i możemy więcej. Chcemy więcej.
Ale jako społeczeństwo nieuchronnie zmierzamy ku swoistej rewolucji.
Już niedługo większość seniorów mogą stanowić osoby samotne, o ograniczonej sprawności, pozbawione środków do życia. Bo systemy ubezpieczeń społecznych i systemy opieki zdrowotnej nie są wydolne.
I nie chodzi o małą skłonność do oszczędzania, ale o to, że nawet o podatki coraz trudniej.
Nasze kompetencje to głównie wiedza.
Społeczeństwo ulega coraz wyraźniejszemu rozwarstwieniu.
Z jednej strony bardzo zamożni konsumenci, z drugiej bardzo ubodzy starzy i niedołężni, którzy tylko oblizują się smakiem życia.
Rządy namawiają nas zatem, abyśmy jak najdłużej pracowali.
Abyśmy jak najdłużej byli aktywni i samo wystarczający.
Propagowane są uniwersytety trzeciego, kluby seniora, klubu sportowe, z których korzystają najlepiej sytuowani.
Ale spora część utyka w poczekalniach do lekarza, samotności, rodzinnych problemach.
Czy fakt, że młodzież jest coraz lepiej wykształcona, ma coraz więcej coraz lepszych dyplomów, swobodniej podróżuje po świecie, rozwiąże ten problem?

Kreatywność jest naturalną cechą każdego dziecka.
Cechą, która czasami przydaje się w dorosłym życiu.
Kreatywność jest niezbędna dla zachowania zdrowia mózgu na starość.
Niestety szkoła oducza nas kreatywności.
Być może sobie o niej przypomnieć?
Na nowo ją odkryć, lub od nowa nauczyć?
By lepiej się żyło seniorom, ale także, by dziadkowie mogli ją pielęgnować u wnuków, skoro szkoła ją zabija.
Może po wysłuchaniu przyjdzie do głowy jakiś kreatywny pomysł na kreatywność seniorów.



środa, 8 lipca 2015

Dodaj mózgowi skrzydeł...

Ponieważ o mózg i umysł należy dbać, aby się nie zestarzały, albo starzały możliwie jak najwolniej, dlatego raz jeszcze przedstawiam krótki program neurobiku.


Przypominam - neuroplastyczność to zdolność mózgu do reorganizacji funkcji poprzez tworzenie nowych dróg i nowych połączeń nerwowych w odpowiedzi na rzeczywiste lub wyimaginowane doświadczenia.
Neuroplastyczność nie dotyczy tylko młodych ludzi i, co może ważniejsze, jej tempo nie musi zmniejszać się z upływem lat. Można o nią zadbać i ją wykorzystywać także w późnym wieku.


Albowiem nie jest prawdą, że w ciągu życia dysponujemy określoną liczbą komórek mózgowych, które giną w procesie starzenia się.
Nie tylko możemy wygenerować nowe komórki mózgowe, ale możemy tworzyć nowe, silniejsze drogi nerwowe poprzez celowo konstruowane wzory asocjacyjne.
Możemy wzmacniać stare drogi, remontując je przy pomocy neurobiku, jak z pomocą aerobiku przywracamy sprawność swemu ciału.
Zatem nieważne kiedy zaczniemy, ważne że zaczniemy.

Neurobik to ćwiczenia umysłu, który pobudzamy poprzez wykorzystanie wszystkich swoich zmysłów w nowatorski sposób, szukając niecodziennych relacji między nimi i pomiędzy codziennymi zdarzeniami.
Neurobik to coś, co każdy z nas może robić w dowolnym miejscu, w dowolnym czasie, przez zaledwie kilka minut. A jeśli ćwiczymy codziennie, efekt zauważamy szybciej niż można się tego spodziewać.
Neurobik ma tę zaletę, że każdy może opracować własny zestaw ćwiczeń, bardzo indywidualny, no i co ważne - darmowy.
Neurobik nie prowadzi do błyskawicznej zmiany, do natychmiastowej naprawy wieloletnich zaniedbań, jest raczej świadomym wyborem stylu życia. To sposób na „budowanie” umysłu ćwiczeniami układanych z codziennych, często banalnych czynności.

Każdy może wypracować własne ćwiczenia neurobiku, wystarczy pamiętać o tym, by każde polegało na:
1. wykorzystaniu przynajmniej jednego, a najlepiej jednego dodatkowego, zmysłu w nowy sposób,
2. prawdziwym zaangażowaniu emocji – jeśli chcemy, by nasz mózg był czujny i uważny. nasza aktywność powinna polegać na przekraczaniu tego, co nas ogranicza – przyzwyczajeń, nawyków, postaw; powinna być niezwyczajna, zaskakująca, ale pełna znaczenia.
3. przełamywaniu rutyny.

Dobrze jest mieć na uwadze, że mózg nie rozróżnia tego, co jest prawdziwe od tego, co jest naszym wyobrażeniem.
Jeśli wystawiamy siebie na fantazje, plotki, negatywne myślenie, w naszym umyśle zostaną one zapisane tak, jakby zdarzenia te rzeczywiście miały miejsce, jakbyśmy ich doświadczyli.
Dlatego unikajmy ludzi i zdarzeń negatywnych. I korzystajmy z każdego kontaktu z pozytywną osobą – w jej towarzystwie należy głęboko oddychać, jak w barze tlenowym.
Zaczynajmy i kończmy każdy swój dzień pozytywną myślą.
Kiedy budzimy się o poranku, zanim wstaniemy z łóżka, pomyślmy o tym, za co jesteśmy wdzięczni i co pozytywnego tego dnia może się wydarzyć. Uśmiechnijmy się do siebie i do świata. Wypowiedzmy głośno swoje dobre intencje na ten dzień.
Kiedy kładziemy się spać, myślmy o dobrych rzeczach, które wydarzyły się w ciągu dnia. Przed snem wizualizujmy swoje marzenia. Nie tylko powiedzmy sobie: „pragnę tego, czy tamtego”, ale spróbujmy wyobrazić to sobie każdym zmysłem, szczegółowo jak tylko to możliwe.
Walczmy z pokusą, narzekania, martwienia się, krytykowania, a szczególnie osądzania tego, co się wydarzyło...
Dotyczy to zwłaszcza nas samych, naszej osoby. Nie zasypiajmy z myślą, że siebie oceniamy źle.
Kiedy czujemy, że negatywne emocje napływają, weźmy głęboki oddech i spróbujmy wyobrazić sobie siebie w pociągu ekspresowym. Siedzimy, patrzymy przez okno, negatywna myśl się pojawia i szybko znika w oddali, za nami. Nie można jej zobaczyć, nie wychylając się za okno. Niech przeminie.

A oto siedem ćwiczeń, na tygodniowy trening, które warto robić na przemian, po jednym codziennie.

1. Poczuj wartość pieniądza
Wypełnij kubek, słoik, miseczkę różnymi monetami i – na przykład oglądając telewizję lub czytając książkę – jedną ręką, bez patrzenia na monety – aby cię nie korciło, przykryj kubek serwetą - posegreguj je według nominału lub wielkości.
Tylko dotykiem ustal jaka to moneta i odłóż ją na właściwy stosik.
Można zastosować inne drobne przedmioty. Możesz użyć elementów nieznacznie różniących się rozmiarem i fakturą, takich jak orzechy, ziarna fasoli, śruby, spinacze, podkładki, koraliki, guziki.
Możesz wykorzystać małe kawałki papieru ściernego, tektury, kartonu, skóry, tkanin.
Nie skupiaj na tej czynności uwagi. Oglądaj telewizję, słuchaj radia, czytaj książkę. Staraj się zapamiętać to, co usłyszałeś, zobaczyłeś, przeczytałeś.
W ćwiczeniu wykorzystaj jedynie dotyk. Dzięki temu w twoim mózgu aktywowane zostaną inne obszary kory, a także wzmocnione zostaną łącza synaptyczne.

2. Poczuj... świat, w którym żyjesz
Obudź się w nowym dniu i nowym świecie. Po przebudzeniu nie ruszaj się przez chwilę, nie otwieraj oczu, staraj się wyczuć w swoim otoczeniu zaskakujący zapach.
Jeśli zazwyczaj zapachem twojego poranka jest aromat świeżo parzonej kawy lub herbaty, przebij się przez niego i postaraj się odnaleźć zapach kwiatów czy ziół.
Sam możesz sobie te zapach wybrać i zachować w pojemniku w pobliżu łóżka.
Możesz zacząć od czegoś charakterystycznego i wyrazistego, zapachu cytrusów, mięty, lawendy, wanilii...
Wdychaj ten nowy zapach i przypominaj go sobie, kiedy się myjesz, ubierasz, jesz śniadanie.
Dzięki zapachom tworzysz nową sieć neuronalną, możesz też sterować swoimi emocjami i budować nastawienie do całego nadchodzącego dnia.

3. Sssssszzzzzz…ciiiiii.
Słuchawki to nie tylko urządzenie do słuchania muzyki. A zatyczki to nie tylko sposób na sen.
Kiedy wykonujesz domowe prace, nałóż słuchawki lub włóż do uszu zatyczki.
Pracuj w ciszy, ale także posłuchaj tej ciszy.
Zatyczki można nosić przez dłuższy czas, nawet gdy oglądasz telewizję.
Rutynowe czynności pozwalają nam „dostroić” nasz mózg do świata, ale też wtłaczają w koleiny. Dźwięk, a właściwie hałas, staje się czymś naturalnym. Jest, niby nie zwracamy na niego uwagi, ale angażuje sporą część umysłu. Tworzy szum informacyjny. Blokowanie dźwięku zmusza nas do korzystania z innych zmysłów, aby wykonać nawet proste zadani. Pozwala zobaczyć znajome otoczenie w zupełnie nowy sposób.

4. Zobacz świat w nowych barwach
Ćwiczenie najlepiej wykonać w otoczeniu, które świetnie znasz, aby czuć się bezpiecznie, czyli we własnym pokoju, lub w mieszkaniu.
Jeśli nie nosisz okularów, załóż tak zwane zerówki. Jeśli nosisz, załóż okulary wykonane z tektury. Najlepsze byłyby google, aby wymusić patrzenie tylko przez okulary.
Nowe okulary powinny mieć szkła w różnych kolorach – zielonym i niebieskim, czerwonym i żółtym… Jedno zielone, drugie czerwone.
Spróbuj posprzątać mieszkanie w nowych okularach.

5. Nie poddawaj się dominacji
Większość z nas jest praworęczna, bo praworęczność uważano kiedyś za normę. Ale nawet jeśli jesteśmy leworęczni, lub oburęczni, to są czynności, które wykonujemy dominującą półkulą.
Na przykład myjemy zęby, czeszemy włosy, kroimy chleb.
Zacznijmy od umycia zębów ręką, której nie używamy zazwyczaj.
A następnie spróbuj szczotkować zęby w przeciwnym kierunku. Na ogół robimy to zgodnie z ruchem wskazówek zegara, albo od prawej do lewej. Użyj niedominującej ręki i zrób to w przeciwnym kierunku.
Podobnie możemy spróbować się ogolić lub nałożyć makijaż, acz należy robić to wolno i ostrożnie.
Spróbuj jeść posiłek niedominującą ręką.
Podczas oglądania wieczornych wiadomości lub ulubionego filmu, spróbuj w tym samym czasie ćwiczyć swój podpis niedominującą ręką. A jeszcze lepiej, zanotuj tytuły wysłuchanych newsów niedominującą ręką. A jak lubisz wyzwania, wykonaj pierwsze ćwiczenie niedominującą ręką.
Wyłącz swoją dominującą rękę – na ogół prawą – i ubierz się rano korzystając tylko z jednej, lewej ręki. Przez tydzień zapinaj guziki i suwaki wyłącznie ręką niedominującą.

6. Patrz na drogę…
Jeśli prowadzisz samochód pamiętasz zapewne, by skupić uwagę na drodze. Jeśli stosujesz się do tego, wiele czynności wykonujesz nie patrząc.
Spróbuj, jak dobry w tym jesteś. Wsiądź do samochodu, włącz silnik, a następnie zamknij oczy (najlepiej załóż opaskę) i uruchom zmysł dotyku i pamięć przestrzenną, aby zlokalizować radio i zmienić stację, aby uruchomić i wyłączyć wycieraczki.
Jeśli jesteś uzależniony od komputera, spróbuj napisać najprostszy tekst – swoje imię i nazwisko – z zamkniętymi, a najlepiej zasłoniętymi, oczami.
Spróbuj wyłączyć wzrok, gdy siedzisz wygodnie w fotelu i oglądasz telewizję. Z zasłoniętymi oczami sięgnij po coś.
Przed tą próbą warto usunąć spod rąk i nóg cenne i kruche przedmioty, albo przeszkody.
Możesz też pewne rzeczy sobie przygotować, a nawet zapamiętać ich położenie. Pudełko z czymś przyjemnie i mocno pachnącym, kłębek wełny, albo drewniany klocek. A potem z zasłoniętymi oczyma pozbierać to w dowolnej kolejności, sięgając w ciemno.
Przy okazji, raz zbierz rzeczy ręką dominującą, a raz ręką niedominującą.

7. Narysuj mapę
Masz w okolicy park? Las? Zacisze, do którego mieszkańcy udają się odpocząć?
Udaj się tam, znajdź sobie spokojne miejsce, usiądź na ławce lub połóż się na kocu. I obserwuj swoje otoczenie innymi zmysłami niż wzrokiem.
A przy okazji, zaczynając od miejsca, w którym się znajdujesz, narysuj w wyobraźni kolorową mapę okolicy i drogi do domu.
Przejdź w wyobraźni całą drogę. Zanotuj wszystkie charakterystyczne zapachy, kolory, przedmioty, których możesz dotknąć, a które mają ciekawą fakturę.
A jeśli wokół ciebie są inni ludzie – bawiące się dzieci, biegający z psem, ktokolwiek, kogo słyszysz – spróbuj w wyobraźni dołączyć do jego zabawy.
Pobiegaj z psem, rzuć mu piłkę, poczuj jakie to miłe huśtać się lub czuć wiatr na twarzy, gdy biegniesz z latawcem, lub żeglujesz.
Na krótką chwilę, nie zmieniając swojej pozycji, wyobraź sobie, że jesteś dzieckiem, człowiekiem z psem, lub kimkolwiek w tym miejscu. W myślach rób to, co robią ludzie cię otaczający. Poczuj to, co oni czują.

I dwa ćwiczenia na wymianę.

Zagraj w „Co to jest i do czego to służy?”
To zabawa dla każdego wieku. Możesz bawić się w nią z dziećmi, będą świetnym i – zapewne wymagającym – partnerem.
Wybierz w swoim otoczeniu kilka rzeczy, a następnie w ciągu minuty wylicz wszystkie możliwe zastosowania tej rzeczy.
Nie ograniczaj się, nie hamuj. Nie musisz jej używać w tym celu w rzeczywistości. Do czego mogłaby posłużyć, gdyby była jedynym narzędziem pod ręką na bezludnej wyspie lub po katastrofie.
A kiedy masz pod ręką wnuki, które rozumieją znaczenie nazwy, zaproponuj im zabawę w nazywanie przedmiotów. Powiedz: „proszę, podaj mi ….”, i użyj wymyślonej nazwy dla jakiegoś przedmiotu, jednak takiej, która może wskazywać na jego funkcję.
Po chwili zamieńcie się rolami. Spróbuj odnaleźć w otoczeniu przedmioty, które nazwie twój wnuk.
Prostszą wersją zabawy może być wymienianie w ciągu jednej minuty wszystkich bliskoznacznych określeń przedmiotów w twoim otoczeniu.

Zostań szefem kuchni
Gotujesz? Jesteś w tym dobry? Lubisz zjeść i cenisz smak?
Zostań szefem swojej kuchni. Możesz to robić w realu, ale też w wyobraźni.
Wybierz sobie pięć produktów – najlepiej losowo. Zrób na pojedynczych karteczkach listę produktów, które można kupić w najbliższym sklepie. Wylosuj pięć z nich.
A następnie wymyśl, co można z nich przygotować – na słodko, na słono, na ostro… Wszystko z tego samego pakietu. Ułóż z nich pełne menu – przystawka, zupa, danie główne, deser.

A jeśli masz jakieś ulubione smaki i potrawy, przynajmniej raz w miesiącu spróbuj zmienić smak tych potraw.
Zastosuj produkt w niezwyczajny sposób, dopraw go tak, jak nigdy dotąd. Zobacz i poczuj, jak zmienia się zapach i smak potrawy.

Pamiętaj, neurobik nie jest treningiem wysiłkowym.
Tu nic nie świadczy o twojej kondycji, czy umiejętnościach.
Neurobik ma dostarczyć dobrej zabawy.
Efekty można doskonalić i rozwijać jak muskulaturę.
Przy okazji modyfikując ćwiczenia.


piątek, 3 lipca 2015

Interesująca opowieść...

Prosta, interesująca opowieść.

Podobna może zdarzyć się każdemu.

Dotyka nas problem, albo my go dotykamy, a potem odkrywamy coś...

I widzimy świat i sam problem w zupełnie nowy sposób.


Latif Nasser opowiada o człowieku, który stworzył współczesną terapię bólu.

Ponoć odmienił medycynę.
Czy na pewno?
Czy na pewno lekarze wiedzą, że w terapii nie liczy się ich sukces - sukces medycyny - ale wybawienie pacjenta od bólu?
Czy lekarze na pewno wiedzą, że ból nie jest koniecznym towarzyszem choroby, a istotą dolegliwości?
Czy lekarze na pewno poważnie traktują skargi pacjenta na ból? Czy raczej go lekceważą, dopóki sami bólu nie czują?

Ból - w sensie fizycznym, ale i w sensie psychicznym - jest swoistym doznaniem, ale i osobnym zjawiskiem.
Dla niektórych z nas - jest światem, w którym żyją...


Ponieważ nie ma polskich napisów, pozwoliłem sobie spolszczyć prezentację.

0:11
Kilka lat temu, moją mamę dopadło reumatoidalne zapalenie stawów. Jej nadgarstki, kolana i palce spuchły, powodując niesprawność i przewlekły ból. Musiała przejść na rentę. Przestała chodzić do meczetu. Bywały ranki, kiedy ból nie pozwalał jej umyć zębów. Chciałem pomóc. Ale nie wiedziałem jak. Nie jestem lekarzem
0:42
Ale, jestem historykiem medycyny. Zacząłem więc badać historię przewlekłego bólu. Okazuje się, że UCLA ma w swoich archiwach cały dział poświęcony historii bólu. I znalazłem opowieść - fantastyczną opowieść - o człowieku, który uratował - ocalił - miliony ludzi z bólem; podobnych do mojej mamy. Mimo, że nigdy o nim nie słyszałem. Nie napisano jego biografii, ma zrobiono o nim filmu w Hollywood.
Nazywał się John J. Bonica.
Ale kiedy zaczyna się nasza opowieść, zanany był jako Johnny „Byk” Walker.
1:27
To było lato 1941 roku, do Brookfield, maleńkiego miasta w stanie Nowy Jork, właśnie przybył cyrk. Widzowie tłumnie przychodzili zobaczyć linoskoczków, klaunów, a jeśli mieli szczęście, człowieka kulę armatnią.
Mogli również oglądać siłacza, Johnnego Walkera zwanego „Bykiem”, krzepkiego osiłka, który za dolara gotów był cię pobić.
Wiecie, tego szczególnego dnia, z cyrkowego megafonu padł komunikat. Pilnie potrzebowano lekarza w namiocie zwierząt. Coś się nie udało w pokazie pogromcy lwów. Nie wyszedł kulminacyjny punkt pokazu, głowa pogromcy utknęła wewnątrz paszczy lwa. Dusił się z braku powietrza; Tłum patrzył z przerażeniem, jak cierpiał, a potem zemdlał. Gdy w końcu udało się rozluźnić lwią paszczę, pogromca bezwładnie osunął się na ziemię. Kiedy po kilku minutach doszedł do siebie, zobaczył nad sobą pochyloną nim znajomą postać. To był Byk Walker.
Siłacz zrobił pogromcy sztuczne oddychanie usta-usta i uratował mu życie.
2:41
Otóż, siłacz nikomu tego nie powiedział, ale w rzeczywistości był studentem trzeciego roku medycyny. Występował w cyrku w czasie wakacji, aby opłacić czesne, trzymał to jednak w tajemnicy, aby chronić swoją sceniczną tożsamość. Miał być barbarzyńcą, czarnym charakterem - a nie fajtłapą czyniącą dobro. Jego koledzy ze studiów także nie znali jego tajemnic. Jak to ujął: „Jeśli chcesz być atletą, musisz być głupkiem”.
Więc nie powiedział im o cyrku, ani o tym, że wieczorami i w weekendy był zapaśnikiem. Używał pseudonimu Wędrowny Byk, lub nieco później Tajemniczy Bohater. Trzymał to w tajemnicy nawet wtedy, gdy został uznany mistrzem świata wagi ciężkiej.
3:32
Przez lata, John J. Bonica prowadził swoje podwójne życie.
Był zapaśnikiem i był lekarzem.
Był szubrawcą i był bohaterem.
Zadawał ból i go leczył.
I choć w tym czasie o tym nie wiedział, po następnych pięciu dekadach, jego podwójna tożsamość stała się podstawą zupełnie nowego myślenia o bólu.
To odmieniło nowoczesną medycynę tak bardzo, że kilkadziesiąt lat później, magazyn Time nazwał go ojcem ulgi w bólu.
Ale to wszystko wydarzyło się znacznie później.
4:11
W 1942 roku Bonica ukończył studia medyczne i poślubił swoją ukochaną, Emmę, którą poznał po jednym ze swoich występów kilka lat wcześniej.
Wciąż walczył w tajemnicy – bo musiał. Jego staż w nowojorskim szpitalu St Vincent nie przynosił dochodu. Ze swoim mistrzowskim pasem walczył w ogromnych salach, na biletowanych pokazach, jak w Madison Square Garden, z przeciwnikami tak sławnymi jak „Biały Niedźwiedź” Everett Marshall, czy trzykrotny mistrz świata Angelo Savoldi.
4:45
Walki odciskały piętno na jego ciele; zwichnięty staw biodrowy, połamane żebra. Pewnej nocy, „Straszliwy Indyk” dużym palcem u nogi pozostawił na jego twarzy okropną bliznę, podobną do tej, jaką miał Capone.
Następnego ranka, w pracy, musiał nosić maskę chirurgiczna, aby ją ukryć.
Dwa razy Bonica pojawiał się na oddziale ratunkowym tak posiniaczony, że nie można było zobaczyć jego oka. Ale najbardziej zniekształcone były jego uszy, przypominały kalafior. Mówił, że czuł się jakby miał wewnątrz czaszki dwóch bejsbolistów.
Ból po prostu gromadził się w jego życiu.
5:24
Pewnego dnia, jego żona przyszła do szpitala, w którym pracował. Miała mdłości i zaparcia, wyraźnie cierpiała z bólu. Jej ginekolog wezwał stażystę, aby ten podał jej kilka kropel eteru, by złagodzić ból. Ale stażysta był młody chłopcem, zaledwie trzeci tydzień w pracy - był roztrzęsiony, podając eter, podrażnił gardło Emmy. Zaczęła wymiotować, dusić się, cała zsiniała.
Bonica, który się temu przyglądał, odepchnął stażystę, wyczyścił drogi oddechowe żony i uratował ją i swoją nienarodzoną córkę. Właśnie w tym momencie, postanowił poświęcić swoje życie anestezjologii. Później, podawał nawet znieczulenie zewnątrzoponowe rodzącym matkom. Ale zanim mógł skupić się na położnictwie, Bonica musiał przejść podstawowe szkolenie.
6:21
W czasie inwazji w Normandii, Bonica trafił do Madigan Army Medical Center, w pobliżu Tacomy. 7700 łóżek, to był jeden z największych szpitali wojskowych w Ameryce. Bonica kierował tam leczeniem bólu. Miał tylko 27 lat. Lecząc tylu pacjentów, Bonica zauważył przypadki, które przeczyły wszystkiemu, czego się nauczył.
Ból miał być rodzajem dzwonka alarmowego - w dobrym znaczeniu - sposobem, w jaki organizm sygnalizuje kontuzję, jak złamanie ręki. Jednak w niektórych przypadkach, pacjent po amputacji nogi wciąż skarżył się na ból w tej nieistniejącej nodze. Ale jeśli uraz był wyleczony, dlaczego dzwonek alarmowy nadal dzwonił? Były też inne przypadki, w których nie było dowodów na jakiekolwiek zranienie, a jednak wciąż pacjent odczuwał ból.
7:17
Bonica zwrócił się do wszystkich specjalistów w swoim szpitalu - chirurgów, neurologów, psychiatrów, innych. I prosił ich o opinie na temat swoich pacjentów. To trwało zbyt długo, więc rozpoczął organizowanie spotkań w czasie obiadu grup specjalistów.
To tak, jakby zbierał drużynę wojowników, aby sprzysięgła się w walce z bólem pacjenta. Nikt wcześniej nigdy nie zajmował się na bólem w ten sposób.
7:43
Potem sięgnął do książek. Czytał każdy podręcznik medyczny, który wpadł mu w ręce, z uwagą czytając każdą wzmiankę ze słowem „ból”.
Spośród 14.000 stron, które przeczytał, słowo „ból” pojawiało się na 17 i pół spośród z nich. Siedemnaście i pół.
Na temat najbardziej podstawowej, najczęstszej, najbardziej frustrującej rzeczy w byciu pacjentem.
Bonica był zszokowany. Powiedział, cytuję: „Jaka piekielna zmowa mogła do tego doprowadzić? Najważniejsza rzecz z punktu widzenia pacjenta, a oni się nią nie zajmują?”
8:22
Zatem, przez następne osiem lat Bonica o tym opowiadał. Napisał brakujące strony. Napisał coś, co później uznane zostało za Biblię Bólu. Zaproponował nowe strategie, nowe zabiegi z wykorzystaniem zastrzyków blokujących nerwy. Zaproponował nową instytucję - klinikę leczenia bólu, na podstawie tych obiadowych spotkań.
Ale najważniejsze, w swojej książce napisał, że to rodzaj emocjonalnego dzwonka alarmowego dla medycyny. Rozpaczliwe wezwanie lekarzy, by poważnie zajęli się bólem w życiu pacjenta.
Zmienił cel medycyny. Celem nie było już, by uczynić pacjenta lepszym; ale to, by pacjent poczuł się lepiej.
Popychał program leczenia bólu przez dziesięciolecia, zanim w końcu, w połowie lat 70-tych, zadziałał. Setki klinik bólu powstało na całym świecie
9:26
Ale jak to bywa – nastąpił tragiczny zwrot.
Lata spędzone na zapaśniczym ringu dały o sobie znać.
Bonica wycofał się z walk ponad 20 lat wcześniej, ale 1.500 zawodowych walk zostawiło ślad na jego ciele. Jeszcze jako 50-latek doznał ciężkiej choroby zwyrodnieniowej stawów. W ciągu najbliższych 20 lat będzie musiał przejść 22 zabiegi, w tym cztery operacje kręgosłupa i stawu biodrowego, endoprotezoplastykę stawu biodrowego.
Ledwie mógł podnieść rękę, czy odwrócić głowę.
Musiał chodzić o kulach.
Jego przyjaciele i dawni studenci stali się jego lekarzami.
Jeden z nich wspominał, że pewnie otrzymał więcej zastrzyków blokujących nerwoból niż ktokolwiek inny na świecie.
Był pracoholikiem, pracował ponad 15- i 18 godzin dziennie.
Uzdrawianie innych traktował jako coś więcej niż tylko swoją pracę, to była jego najbardziej efektywna forma ulgi.
„Gdybym nie był tak zajęty” - powiedział reporterowi w swoim czasie – „byłbym całkowicie niesprawnym facetem.”
10:38
W czasie podróży służbowej na Florydę, w 1980 roku, Bonica poprosił byłego studenta, by ten zawiózł go do Hyde Park w Tampa.
Jechali do otoczonej palmami starej willi, z olbrzymią srebrną haubicą, ukrytą w garażu. Dom należał do rodziny Zacchini, która była czymś w rodzaju rodziny królewskiej amerykańskiego cyrku.
Kilkadziesiąt lat wcześniej, Bonica obserwował ich, ubranych w srebrne kombinezony i okulary, wykonujących pionierski pokaz - Człowiek Armatnia Kula.
Teraz, jak on, byli: emerytami.
To pokolenie już nie żyje, jak i Bonica, więc nie ma sposobu, by dowiedzieć się, co dokładnie powiedział tamtego dnia. Ale uwielbiam wyobrażać sobie ich. Strongman i Człowiek Kula Armatnia razem, pokazują sobie stare i nowe blizny.
Może Bonica udzielił mu lekarskiej porady.
Może powiedział im to, co mówił później w opowieści, że czas spędzony w cyrku i zapasy głęboko uformowały jego życie.
11:52
Bonica doświadczał bólu. Czuł go. Żył nim.
I to nie pozwoliło mu na ignorowanie bólu u innych.
Poza empatią, stworzył całe nowe pole badawcze, odegrał ważną rolę w uzyskaniu medycznej wiedzy o bólu samym w sobie.
12:13
We wspomnianej opowieści, Bonica stwierdził, że ból jest najbardziej złożonym doświadczeniem ludzkim.
Wpływa na twoje przeszłe życie, twoje aktualne życie, twoje interakcje, i na twoją rodzinę. Dla Bonica to z pewnością była prawda.
12:33
Ale tak też było dla mojej mamy.
Łatwo było lekarzom widzieć w mojej mamie kogoś, kto jest zawodowym pacjentem. Kobietę, która po prostu z nudów spędza dzień w poczekalniach lekarskich gabinetów. Kiedyś sam tkwiłem w takim myśleniu.
Ale zobaczyłem ból Bonica - świadectwo jego całego życia - zacząłem wspominać, wszystkie rzeczy, które spowodowały ból u mojej mamy.
Zanim pojawił się obrzęk stawów, palce mojej mamy stukały na maszynie w dziale kadr szpitala, gdzie pracowała.
Były darem dla całego naszego meczetu.
A gdy byłem dzieckiem, obcinały moje włosy, wycierały mój nos, związały moje buty
13:40
Dziękuję. (Oklaski)

środa, 1 lipca 2015

Umowa Adama z Bogiem...

W sieci można znaleźć wszystko.

Ja znalazłem umowę Adama z Bogiem.

Może nie jest to dosłowny kontrakt na życie. Z pewnością nie licencja na zabijanie.

Kiedy Adam zapytał Boga: „Jak żyć mam w świecie, który nie jest rajem?”, Bóg spisał 10 obietnic, które nic Adamowi nie gwarantowały, ale miały ułatwić zrozumienie napotykanych w życiu cieni.


1. Dam ci ciało i rozum.
Otrzymałeś ciało. Możesz je polubić lub nie, dbać o nie lub nie. I tak będzie ci służyło do samego końca, przez cały czas twojej po świecie wędrówki.
Otrzymałeś też rozum, aby dobrze z ciała korzystać i byś mógł dotrzeć tam, gdzie zechcesz.
Albo tylko tam, dokąd nogi cię poniosą.

2. Aby dobrze żyć, będziesz mógł całe życie się uczyć.
Zapisuję cię – w pełnym wymiarze czasu - do nieformalnej szkoły zwanej życiem.
Każdy dzień przyniesie coś nowego i coś, czego się nie spodziewasz. W tej szkole każdy dzień, każda godzina, każda minuta, każda chwila będzie nową lekcją, okazją do nauczenia się czegoś nowego. Musisz się tego uczyć nawet, jeśli uznasz, że coś jest niestosowne, albo głupie. Banalne, albo do ciebie niepasujące. Albo do niczego tobie nieprzydatne.
Musisz się uczyć i być obecnym na każdej lekcji, choć będzie ci się wydawało, że wszystko już wiesz, wszystko umiesz.
A choćbyś uważał na każdej lekcji i zdał każdy egzamin, smaku owocu z drzewa wiedzy nigdy nie poznasz.

3. W życiu nie popełnisz błędów, nie zaznasz pomyłek, w życiu jest tylko nauka.
Rozwój, dojrzewanie, dorosłość, nawet starość, to tylko nieustający proces prób i błędów, nieustające eksperymentowanie.
Eksperyment zakończony niepowodzeniem jest równie ważnym elementem tego procesu, jak sukces.
Będziesz próbować, ale nie zapanujesz nad warunkami. Każdy eksperyment jest wyzwaniem, a takie same warunki są tylko pozornie takie same.
Dopóki się uczysz, nie będziesz wiedział, co tak naprawdę jest sukcesem, a co porażką.
Co prowadzi do zamierzonego efektu, a co jest zaledwie manipulacją, sprowadzającą cię na manowce.
Masz prawo do błędu, ale nie możesz wycofać się z gry.

4. Lekcje będą powtarzane dopóki się nie nauczysz
Lekcje będą udzielane ci na różne sposoby, w różnorakiej formie, aż się nauczysz.
Dopiero wtedy będziesz mógł przejść do następnej lekcji.
Nie jest powiedziane, że to, czego się nauczysz, pomoże ci w kolejnych lekcjach.
Nie jest powiedziane, że to, czego się nauczyłeś, będzie sprawiać ci przyjemność, lub będzie źródłem satysfakcji.
Nie ma wiedzy, którą musisz posiąść.
Jedynym celem nauki życia jest życie

5. Nauka nie będzie mieć końca… do końca.
Nie ma sfery życia, w której nie musisz się uczyć.
Nie ma etapu życia, na którym będziesz tylko korzystać z nabytej wiedzy. Dopóki żyjesz – uczysz się.
Jeśli przestałeś się uczyć, nie żyjesz.
Przyszedłeś na świat bezbronny, słaby, nagi i wolny od wiedzy.
Odejdziesz z tego świata bezbronny, słaby i nagi. I wolny od wiedzy.

6. Zawsze jest jakieś „tam” i nie jest tam lepiej niż „tutaj”
Kiedy twoje „tam” staje się twoim „tutaj”, natychmiast pojawia się jakieś nowe „tam” i znowu wydaje się, że jest lepsze od twojego „tutaj”.
Zawsze będzie też jakieś „kiedyś” i „wtedy”, które jest różne od „teraz”, choć ani lepsze, ani gorsze.
Ale kiedy „teraz” jest złe, to możesz być pewnym, że będzie „kiedyś” i „wtedy” – lepszym lub gorszym od „teraz”.
Tu i teraz możesz dźwigać ciężar, albo się radować. Jednak radość życia jest tylko tu i teraz.

7. Inni są tylko krzywym zwierciadłem
Nie możesz kochać lub nienawidzić w kimś czegoś, co nie jest odbiciem tego, co kochasz lub nienawidzisz w sobie.
Inni są tylko zwierciadłem, w którym możesz się przejrzeć.
To tylko odbicie. To, kim jesteś naprawdę, zależy wyłącznie od ciebie.
Ty także jesteś zwierciadłem. Czy krzywym, musisz zdecydować.

8. Co zrobisz ze swoim życiem zależy od ciebie.
Otrzymałeś lub otrzymasz wszystkie niezbędne i konieczne narzędzia, których potrzebujesz, by żyć swoim życiem.
Co z nimi zrobisz, jak ich użyjesz, kiedy po nie sięgniesz, zależy tylko od ciebie. To twój wybór.

9. Odpowiedź na wszystkie pytania kryje się w tobie.
Odpowiedź na każde twoje pytanie dotyczące życia kryje się w tobie.
Wszystko, co musisz zrobić, to zajrzeć do swego wnętrza, wysłuchać siebie, i zaufać… sobie.

10. Jeśli myślisz, że coś możesz lub czegoś nie możesz zrobić, zawsze - w jakimś sensie - masz rację.
Ale nigdy nie możesz mieć pewności, że coś mogłeś, lub czegoś nie mogłeś zrobić.
Nie jest też powiedziane, że będziesz mógł coś zrobić, lub że czegoś nie będziesz mógł zrobić.
Musisz zdecydować, czy w życiu chodzi ci o to, by mieć rację, czy by coś zrobić.


To bardzo długie pożegnanie...

To bardzo długie pożegnanie
Wiersz nieznanego autora na temat choroby Alzheimera, spolszczony przeze mnie.

Ona mnie zostawia, odchodzi powoli, po trochu, chciałbym móc ją zatrzymać.
Posiedzę przy niej, jak długo będę jej potrzebny.
Jak jej to powiedzieć?
Chciałbym zachować wspomnienia.
Chciałbym także nimi się podzielić.
Lecz ona odchodzi, coraz dalej i dalej.
A przecież nadal tu jest.
To bardzo długie pożegnanie,
mam nadzieję, że „my” coś dla niej jeszcze znaczy.
Tak wiele jest czasu pomiędzy teraz i wtedy, kiedy czas jest przeciwko nam.
Są chwile, kiedy wydaje się być niemal sobą.
Czasami to tylko jakiś gest.
Cząstka osoby, którą kiedyś znałem,
czasami zaledwie jej cień.
To bardzo długie pożegnanie, a ja nadal nie wiem, co powiedzieć.
Tak wiele jest czasu pomiędzy teraz i wtedy,
bo ona odchodzi, a to bardzo długie pożegnanie.
Powiedz mi, czy z innymi też tak jest?
Tak wiele jest czasu pomiędzy teraz i wtedy.
Jak sobie z tym poradzić?
To bardzo długie pożegnanie.