środa, 27 sierpnia 2014

Starsza pani choruje - cz.I

Starsza pani niedomaga.

Starsza, nie stara.
Bo, gdy masz 78 lat nie jesteś stary. Jesteś dojrzały, tylko trochę zmęczony.
Jaskra, arytmia, cukrzyca, niedosłuch to tylko drobiazgi, które utrudniają życie, ale w żaden sposób nie czynią cię starym.

Starsza pani niedomaga od kilku dni.
Kicha, kaszle, ma gorączkę, jest słaba. I boli ją w płucach.
Ot, trochę mocniejsze przeziębienie. Poleży, pośpi, odpocznie, wypije coś gorącego. Przejdzie.
Poszłaby do lekarza, ale jak się zarejestruje przez telefon, to wizytę wyznaczą za miesiąc. A za miesiąc będzie zdrowa, więc po co zawracać głowę lekarzowi…
Mogłaby pójść dziś, ale trzeba w przychodni o piątej trzydzieści, by o szóstej – gdy przychodnię otwierają – mieć dobre miejsce w kolejce – bo kolejka już stoi – i móc się zarejestrować na dziś.

Kiedy chorować zaczyna mąż i oboje nie mają na nic siły i ochoty, decydują się na wezwanie lekarza do domu.
Lekarka jest wyjątkowo miła. Uśmiechnięta, rozmowna, rzeczowa. Przyszła, przebadała, pogadała, wypisała receptę na antybiotyk i poszła.
Starsi państwo – starsi, nie starzy, bo 85 lat męża także w żaden sposób nie czyni go starcem – wykupują antybiotyk, lek przeciw gorączce, witaminy – każde ma swój pakiet – kurują się.
Starszy pan zdrowieje, starsza pani nie.
Widać nie na każdego leki działają jednakowo. Poczekajmy, przejdzie. Ma wyzdrowieć, wyzdrowieje. Lekarka powiedziała, że to nic takiego. Kaszel może się utrzymywać nawet do pół roku.

Ale kaszel staje się coraz bardziej dotkliwy. Zatyka. Nie pozwala mówić. Jest suchy i dławiący.
Po dwóch tygodniach od zakończenia terapii antybiotykowej, starsza pani idzie do lekarza.
Tym razem do przychodni. Mąż ją zarejestrował.
W przychodni, jak to w przychodni, trzeba przyjść na umówioną godzinę – starsza pani jest zawsze parę minut (trzydzieści) przed czasem („lepiej poczekać niż się spóźnić”), ale i tak nie zostaje przyjęta punktualnie. Spokojnie siedzi i czeka. Minuty mijają, pani kaszle, wokół wielu chorych – typowy dzień w przychodni.
Po godzince pani wchodzi do gabinetu. „Z czym pani przychodzi?”
Ano nic takiego, pani doktor, kaszel, dusi mnie, po lekach nie przeszło…
Lekarka ma 10 minut na wizytę, coś pisze, coś mówi – nie wiadomo co, bo mówi do komputera i do biurka, starsza pani niedosłyszy, więc się uśmiecha. Nie skarży się za bardzo, bo boi się szpitala.
Ale może by tak prześwietlenie, pani doktor?
Nie trzeba. Teraz zdarzają się takie przewlekłe przeziębienia. Proszę raz jeszcze wziąć antybiotyki, odpoczywać, dużo spać, będzie dobrze.
Starsza pani wraca do domu. Po drodze wykupuje ponownie pakiet leków. A potem przez 6 dni bierze azytromycynę.
Jest wyjątkowo zdyscyplinowana.
Zwykle nie ufa lekarzom. Gdy tylko poczuje się lepiej, odstawia leki. Tym razem leży, łyka tabletki – leczy się. Tak kazała pani doktor, przecież jest lekarzem, to wie. Dodatkowe badania? A po co – pani doktor powiedziała, że nie trzeba.

Dni mijają. Tygodnie – jeden, dwa. Kaszel nie przechodzi. Czasami się nasila. Ale dobre samopoczucie jakby wracało.
Masz zrobić dodatkowe badania. EKG, może RTG.
Eeee tam, za miesiąc mam wizytę u kardiologa, to wtedy mnie zbadają. To tylko przeziębienie, nie strasz mnie. Nic mi nie jest.
Ale… kardiolog kilka miesięcy wcześniej poprosił o zrobienie RTG.
Starsza pani do kardiologa chodzi prywatnie. Razem z mężem. Oboje mają arytmię, a pani doktor jest wyjątkowo miła. No i bardzo ceniona. Najlepszy kardiolog w mieście.
Tylko, że za wszystko trzeba płacić.
No i na RTG trzeba mieć skierowanie.
Znowu iść do przychodni? I co powie? Przecież lekarz rodzinny uważał, że nie prześwietlenie jest niepotrzebne. To przecież on decyduje, nie pacjent. Lekarz jest mądrzejszy…

Ale udało się znaleźć stare skierowanie od kardiologa. Dostała je dlatego, że gwałtownie zaczęła tracić na wadze. Oj tam, oj tam. Schudła, bo pani doktor kazała się trochę odchudzić. Z powodu arytmii. A to, że nie je – po prostu nie ma apetytu. Nic jej nie smakuje.

Starsza pani udaje się do przychodni. Trochę marudzą, że skierowanie jest przedawnione, ale w końcu wykonują odpłatną (50 zł) usługę, więc wykonają zdjęcie.
Opis będzie po dwóch dniach.

Po trzech dniach, prze weekendem, mąż starszej pani odbiera wyniki RTG. W poniedziałek idzie do kardiologa, to zapyta o te dodatkowe badania.
W opisie zdjęcia informacja o zmianach w płucach, zalecenie pilnego kontaktu z pulmonologiem w kierunku dalszego rozpoznania „tbc”.
Wszyscy tak mają. To nic ważnego. Oni tak piszą, najważniejsze, że z sercem wszystko dobrze.
O ta „arteria miażdżycowa” to niepokoi.

Pani kardiolog rzuci okiem i powie, co dalej….

 * * *

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.