środa, 5 sierpnia 2015

Lekarzu posłuchaj...



Odrobinę przypadkiem wpadłem na bardzo ciekawy artykuł dr Nirmal Joshi, szefa Pinnacle Health System w Harrisburgu.


Sam tytuł mówi za siebie: „Lekarzu zamilknij i słuchaj”.

Historia zaczyna się, gdy Betsy trafiła do dr Martin.
Betsy potrzebowała tak zwanej opinii „drugiego lekarza”, choć w jej przypadku był to szósty lekarz w ciągu roku.
Betsy cierpiała z powodu przyspieszonego rytmu serca i odczuwanego przeciążenia stresem. Przeszła wiele dokładnych badań, rozmawiała z wieloma lekarzami, ale żaden nie potrafił ustalić przyczyny jej objawów. W końcu się poddali i odesłali ją do psychologa z diagnozą: „zaburzenia lękowe”.
Dr Martin oczywiście przejrzała wyniki starych badań, zleciła własne, a na koniec przeprowadziła z pacjentką uważny wywiad.
Okazało się, że Betsy od czasu do czasu zażywa suplement diety, który ma redukować jej nadwagę.
Okazało się, że objawy lękowe pojawiają się w czasie zmagań Betsy z otyłością i znikają, gdy odstawia suplementy.
I tak dr Martin odkryła, że przyczyną niedyspozycji u Betsy jest nie choroba, czy zaburzenia lękowe, a efedryna, podstawowy składnik suplementu.
Dr Martin zapytała, dlaczego Betsy wcześniej o tym nikomu nie wspomniała.
Odpowiedź była mało skomplikowana. Nikt jej o to nie pytał. Nikt z nią nie rozmawiał o „życiu”. Pytano o objawy i zlecano badania.
Ot, wszystko.

Skąd to znamy?
Wiele badań – prowadzonych w różnych miejscach na świecie – wykazuje, że poczucie komfortu pacjenta, zadowolenie z terapii, zrozumienie procesu chorobowego, a przede wszystkim poczucie, iż terapia jest wspólną decyzją pacjenta i lekarza – krótko mówiąc podmiotowe traktowanie przez lekarza - znacznie poprawia efekty terapii.
Dotyczy to wielu chorób, szczególnie zawału serca, niewydolności serca i zapalenia płuc.
Czy lekarze o tym wiedzą?
Czy korzystają z tej wiedzy?
Czy powinni o tym pamiętać?

Kiedy dorastamy do wieku senioralnego, przechodzimy na emeryturę, w naturalny sposób zwracamy większą uwagę na swoje zdrowie.
Raz, bo wypadliśmy z kolein i mamy więcej wolnego czasu. Nie ma dokąd uciec przed strzykaniem, bólem, zawrotami.
Dwa, bo z przyczyn biologicznych, owe dolegliwości się nasilają. Bo też – z niewiadomych przyczyn – stajemy się wobec nich odrobinę bardziej bezradni. Bardziej wrażliwi?
A że każdy chce żyć długo i zdrowo, bardziej uważnie wsłuchujemy się w skargi swego ciała.
Zatem częściej chodzimy do lekarza.
I naturalnie chcemy szybkiej i precyzyjnej diagnozy, jesteśmy gotowi poddać się badaniom, ale oczekujemy też choć odrobiny uwagi i szacunku.
W zamian obiecujemy wyzdrowieć.
Dlaczego na ogół nie dotrzymujemy słowa?
Bo przecież chorujemy – niekiedy z powodu starości, a niekiedy „na starość”.
Lekarze narzekają. Że pacjenci przychodzą za późno, albo za wcześnie, niepotrzebnie, że nie rozumieją, że się nie stosują. No i na wieczny brak czasu i niskie zarobki.
A że narzekają, są najczęściej poirytowani, zmęczeni, zgnębieni i mało towarzyscy.

Dr Joshi wspomina opowieść o pewnym niezdyscyplinowanym pacjencie cukrzycowym. Pomimo kilku szpitalnych interwencji, nie stosował się do zaleceń, nie zażywał swoich leków. Choroba wracała i wyniszczała go. Nikt nie mógł zrozumieć dlaczego tak się dzieje.
Pewnego dnia diabetolog postanowił rozwikłać tę zagadkę. Usiadł obok pacjenta, spojrzał mu w oczy, zapytał, a co ważniejsze – wysłuchał. Dowiedział się, że pacjent się poddał. Choroba i niepewność odebrały mu poczucie sensu życia na co dzień. „Nie mogę tak dłużej żyć.”
Diabetolog położył rękę na ramieniu pacjenta i patrząc mu w oczy powiedział: „Twoje serce wciąż bije, nogi wciąż są sprawne i możesz chodzić, wielu moich pacjentów może o tym tylko marzyć”.
Okazało się, że niezdyscyplinowany pacjent w krótkim czasie poprawił się.
Diabetolog był z siebie zadowolony, zainspirowany tym sukcesem zaczął częściej wsłuchiwać się w pacjentów.
Po latach pamiętał przede wszystkim, że owa rozmowa zajęła mu pięć minut.
Tylko pięć minut?
Aż pięć minut?

W swoim artykule, dr Joshi przytacza wyniki badań amerykańskiej organizacji pozarządowej, afiliowanej przy instytucjach medycznych.
Pokazują one, że:
- pacjenci szpitali nie potrafią zidentyfikować lekarzy, którzy udzielają im porad – bo zaledwie jeden lekarz na czterech przedstawia się swoim pacjentom,
- dwóch na trzech pacjentów opuszczających szpital nie zna lub nie rozumie diagnozy, którą im postawiono,
- 60% pacjentów nie rozumie zaleceń medycznych, jakich im udzielono, tuż po wyjściu z gabinetu lekarskiego.
Dlaczego?
Zdaniem tejże organizacji, aż 70% komplikacji po leczeniu szpitalnym nie ma przyczyn medycznych – nie wynika z przyczyn technicznych, czy technologicznych. Spowodowane są niezrozumieniem tego, co mówił lekarz, albo tym, że lekarz nie uznał za stosowne wyjaśnić pacjentowi, co ten powinien dalej robić.

I tak odkrywamy, że sukces terapii i efektywność lekarza niekoniecznie zależy od jego wiedzy, skomplikowanych badań, czy leków najnowszej generacji, ale od umiejętności komunikacyjnych lekarza.
Od jego zdolności, by wysłuchać pacjenta, wyjaśnić pacjentowi, a nade wszystko, by wczuć się w stan i w sytuację pacjenta.
Tymczasem, amerykańscy lekarze– podkreślam amerykańscy, bo polscy pewnie są lepsi – średnio już po 18 sekundach przerywają pacjentowi opowieść o dolegliwościach i przechodzą do potwierdzania swojej diagnozy.

18 sekund na wysłuchanie, zrozumienie, empatię.

Na szczęście nie wszyscy. W pamięci pozostają nam tylko ci zainteresowani.

W audycji Ewy Podolskiej w radiu TokFm usłyszałem od  prof. Zbigniewa Gacionga, że lekarz powinien rozmawiać z pacjentem na tym samym poziomie, że ta umiejętność komunikowania jest niezbędna i konieczna.
Lekarz powinien traktować pacjenta z szacunkiem, zwracać się do niego podmiotowo, nie w przelocie, w przeciągu, na korytarzu, ale z uważnością. Patrząc na twarz pacjenta, a nie błądząc wzrokiem po ścianach. W skupieniu, a nie goniąc własne myśli.
Kiedy pacjent siedzi, lekarz w trakcie rozmowy powinien siedzieć, zwrócony twarzą do pacjenta.
Kiedy pacjent stoi, lekarz powinien wstać.
A najważniejsze, lekarz powinien się przedstawić, aby nawiązać komunikację między osobami.
Profesor Gaciong twierdzi, że lekarze są uczeni takiego sposobu postępowania.
Dlaczego zatem życie tak bardzo odbiega od nauki?
Być może dlatego, że lekarze uczeni są przekazywania komunikatów, a nie ich rozumienia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.