poniedziałek, 31 marca 2014

Starość - dodane lata na dalszy rozwój...

Kiedy jesteśmy dziećmi, starość dla nas nie istnieje. Jest poza nami. Świat równoległy, nas nie dotyczący.
Wraz z dorastaniem i dojrzewaniem pojawia się na horyzoncie, ale jest bardzo, bardzo odległy. Wiemy, że się zbliża, ale staramy się nie patrzeć w tamtą stronę.
Pogodna starość, długie życie to marzenie, którego spełnienie chcielibyśmy jak najdalej odsunąć w czasie. To dlatego tak trudno nam się przyznać do „starzenia się”.
Wydaje nam się, że możemy je odsunąć, nie wpuścić złego ducha do naszego wewnętrznego świata.
Dlaczego? Dlatego, że przyzwyczailiśmy się myśleć, że starzenie się oznacza koniec wszystkiego, co przyjemne w naszym życiu. Starość to tylko życie z zapasów (o ile je zgromadziliśmy). To powolne – oby trwało jak najdłużej - schodzenie z góry…

A gdyby spojrzeć na starość inaczej?
Gdyby starość potraktować nie jako akt finałowy, a jedynie kolejny?
Oto niezwykle interesująca wypowiedź Jane Fondy – dojrzałej kobiety, której życie zdaje się być burzliwe, ale i pełne sukcesów, ale czy skończone?
Wypowiedź na spotkaniu kobiet społeczności ted.com.
Film w oryginale z napisami dostępny jest w serwisie ted.com, ja cytuję go za YouTube.com, poniżej spolszczona transkrypcja.





Wiele rewolucji dokonało się w ostatnim stuleciu, ale bodaj najważniejszą rewolucyjną zmianą jest długowieczność. Żyjemy średnio 34 lata dłużej niż nasi dziadkowie.
Pomyślcie o tym. To dodanie do naszego życia drugiego okresu dorosłości.
A przecież, w przeważającej mierze, nasza kultura nie może odkryć prawdziwego znaczenia tego faktu. Nadal żyjemy według starego paradygmatu postrzegania linii wieku jako łuku.
To metafora, przestarzała metafora.
Rodzisz się, w wieku średnim osiągasz szczyt, a potem niedołężniejesz.
Starzenie się jako patologia.

Ale obecnie wielu ludzi -- filozofów, artystów, lekarzy, naukowców – postrzega trzy ostatnie dekady życia, jako trzeci akt. Uświadamiają nam, że to kolejna faza rozwoju, mająca własne znaczenie i różniąca się od wieku średniego tak, jak dojrzewanie różni się od dzieciństwa. I pytają nas – wszyscy powinniśmy zadać sobie to pytanie - jak wykorzystać ten czas? Jak przeżyć go w pełni? Jaka metafora najlepiej byłaby najbardziej odpowiednia dla starzenia się?
Ostatni rok poświęciłam badaniu tego tematu. I doszłam do wniosku, że najlepszą metaforą dla starzenia się są schody – po których ludzki duch wspina się do góry, ku mądrości, pełni i autentyczności. ku mądrości.

Starość nie jest patologią; starość to potencjał. I co ważne, potencjał dostępny nie tylko dla kilku szczęśliwców. I okazuje się, że większość ludzi po pięćdziesiątce jest mnie zestresowana, mniej agresywna, mniej się zalękniona. Coraz częściej łatwiej dostrzegamy to, co nas łączy, niż to, co nas dzieli. A niektóre badania nawet wskazują, że jesteśmy szczęśliwsi.
Nie tego się spodziewałam, wierzcie mi. Pochodzę z rodziny obciążonej skłonnością do depresji. Kiedy zbliżałam się do pięćdziesiątki, zaraz po przebudzeniu opadały mnie czarne myśli. Byłam przerażona. Myślałam: „Mój Boże, zamieniam się w starą, zrzędliwą babę.”

Teraz, gdy jestem dokładnie w połowie mojego trzeciego aktu, uświadamiam sobie, że nigdy nie byłam szczęśliwsza. Mam silne poczucie dobrostanu. Odkryłam, że kiedy wkroczy się w starość, Odkryłam, że kiedy przyglądasz się starości z jej wnętrza, jako opozycji do patrzenia z zewnątrz, strach znika. Uświadamiasz sobie sprawę, że jesteś sobą -- może nawet bardziej niż do tej pory. Picasso powiedział: „By stać się młodym potrzeba bardzo dużo czasu”.
Nie chcę upiększać starzenia się. Oczywiście nie ma gwarancji, że będzie to czas radości i rozwoju. W części zależy to od przypadku. W części od genów. W rzeczywistości, jedna trzecia to geny. I niewiele możemy na to poradzić. Ale to oznacza, że w dwóch trzecich na to, jak dobrze wypadniemy w trzecim akcie, mamy wpływ. Pomówimy teraz o tym, co możemy zrobić, by te dodane lata w pełni wykorzystać i dokonać istotnej zmiany.

Pozwólcie, że powiem coś o schodach, nawet jeśli to dziwaczna metafora dla seniorów, bo przecież schody bywają dla nich prawdziwym wyzwaniem. Mnie to również dotyczy. Być może wiecie, całym światem rządzi uniwersalne prawo entropii, druga zasada termodynamiki. Entropia oznacza, że wszystko w świecie dąży do rozpadu, jest w stanie upadku, nasz łuk. Jest tylko jeden wyjątek od tej uniwersalnej zasady i jest nim ludzki duch, który może się ciągle rozwijać, który może wspinać się po schodach do pełni, autentyczności i mądrości.

A oto przykład tego, o czym myślę. Wspinaczka na szczyt może odbywać się nawet w warunkach ekstremalnych wyzwań fizycznych. Trzy lata temu w New York Times ukazał się artykuł. Jego bohaterem był Neil Selinger, 57-letni emerytowany prawnik, który na kursie pisania w Sarah Lawrence College odnalazł swój talent pisarski. Dwa lata później zdiagnozowano u niego stwardnienie zanikowe boczne ALS, znane jako choroba Lou Gehriga. Jest to straszna choroba. Beznadziejna. Wyniszcza ciało, ale umysł pozostaje nietknięty. W tym artykule pan Selinger opisał swoje przeżycia. Cytuję: „W czasie, gdy moje mięśnie słabły, moje pisarstwo stawało się silniejsze. Gdy powoli traciłem mowę, zyskiwałem własny głos. Słabnąc, rosłem w siłę. Straciłem tak wiele, a w końcu zaczynałem odnajdywać siebie”. Dla mnie, Neil Selinger jest uosobieniem wkraczania na szczyt schodów w trzecim akcie życia.

Wszyscy rodzimy się z duchem, każdy z nas, choć czasami ulega on osłabieniu wobec wyzwań życia, przemocy, wykorzystywania, zaniedbania. Może nasi rodzice cierpieli na depresję. Może nie byli w stanie nas kochać, za to jak żyliśmy. Być może nadal odczuwamy psychiczny ból z powodu odniesionych ran. Może nie wszystkie relacje zostały poprawnie domknięte. Może przez to czujemy się niepełni. Być może celem trzeciego aktu jest dokończenie pracy nad samym sobą.

U mnie zaczęło się to, gdy weszłam w swój trzeci akt, w dniu moich 60 urodzin. Jak chciałam go przeżyć? Co powinnam zrobić w tym ostatnim akcie? Uświadomiłam sobie, że chcąc wiedzieć dokąd zmierzam, muszę wiedzieć skąd przychodzę. Wróciłam do analizy pierwszego i drugiego aktu, próbując zobaczyć kim byłam, kim byłam naprawdę - nie kim byłam w oczach rodziców lub innych ludzie rodzice czy inni ludzie. Kim byłam? Kim byli moi rodzice? Nie jako rodzice, ale jako ludzie. Kim byli moi dziadkowie? Jak traktowali moich rodziców? I inne pytania tego typu.
Parę lat później odkryłam, że proces, przez który przechodziłam, psychologowie nazywa ją „rewizją własnego życia”. Twierdzą, że może ona przyczynić się do nadania osobistemu życiu nowego sensu, nowego znaczenia, uzyskaniu jasności w wielu sprawach. Możecie odkryć, tak jak ja, że wiele rzeczy, za które się obwinialiście, wiele wyobrażeń na swój temat, nie miało z wami nic wspólnego. To nie była wasza wina; wy jesteście w porządku. Możecie wrócić i przebaczyć, wybaczyć innym i wybaczyć sobie. Możecie uwolnić się od przeszłości. Możecie uwolnić się od przeszłości. Możecie zmienić stosunek do przeszłości.

Kiedy pisałam o tym, natknęłam się na książkę Viktora Frankl „Człowiek w poszukiwaniu sensu”. Viktor Frankl był niemieckim psychiatrą, który spędził 5 lat w nazistowskim obozie koncentracyjnym. Napisał, że już w obozie widział, kto da sobie radę na wolności, a kto nie, o ile w ogóle uda im się odzyskać wolność. Napisał te słowa: „Wszystko w twoim życiu może zostać ci odebrane, z wyjątkiem jednej rzeczy - twojej wolności dokonania wyboru swojej postawy w każdych okolicznościach. To właśnie określa jakość naszego życia, a nie to, czy jesteśmy bogaci czy biedni, znani czy nieznani, zdrowi czy cierpiący. To, co determinuje jakość naszego życia, to nasz odbiór rzeczywistości, nadawane jej znaczenie, nasz stosunek do niej, stan umysłu na jaki sobie pozwalamy”.

Być może głównym celem trzeciego aktu jest powrót i, jeśli to konieczne, próba zmiany naszego stosunku do przeszłości. Badania procesów poznawczych wykazują, że jeśli nam się to uda, zmiana objawia się neurologicznie - w mózgu powstają nowe połączenia nerwowe. Jeśli negatywnie reagujecie na jakieś zdarzenia i ludzi z przeszłości, sygnały chemiczne i elektryczne w mózgu tworzą drogi nerwowe, które z czasem stają się częścią układu nerwowego, stają się normą, nawet jeśli to dla nas szkodliwe, powoduje stres i nerwowość.
Jeśli jednak potrafimy cofnąć się i zmienić swoje podejście, stworzyć nową wizję naszych relacji do ludzi i wydarzeń z przeszłości, nasze drogi nerwowe zmieniają się. Jeśli potrafimy utrzymać pozytywne nastawienie do przeszłości, stanie się ono nową normą. To jak wyregulowanie termostatu. To nie doświadczenia sprawiają, że jesteśmy mądrzejsi, lecz sposób w jaki o nich myślimy - a to pomaga nam stać się całością, przynosi mądrość i autentyczność. Pomaga nam stać się tym, kim mogliśmy się stać.

My kobiety zaczynamy życie bez pardonu, nieprawdaż? To znaczy, jako dziewczynki jesteśmy zbuntowane: „Tak, a kto tak twierdzi?” Mamy moc. Jesteśmy podmiotem własnego życia. Jednak, wchodząc w okres dojrzewania, często zaczynamy się zamartwiać - chcemy być popularne i nie chcemy odstawać od reszty. Stajemy się obiektem i przedmiotem w życiu innych. Ale teraz, podczas trzeciego aktu, mamy szansę na zatoczenie koła i powrót na linię startu, po raz pierwszy świadomie. Jeśli nam się uda, wszyscy na tym skorzystają. Starsze kobiety są największą grupą demograficzną na świecie. Jeśli uda nam się ponownie zdefiniować siebie i stać się całością, spowoduje to zmianę kulturową na świecie, i da przykład młodszym pokoleniom, jak inaczej pojmować długość życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.