środa, 3 września 2014

Starsza pani choruje - cz.IV

Starsza pani niedomaga.

Polecono jej specjalistę, bardzo znanego specjalistę. Może się do niego udać prywatnie. Wizyta kosztuje 120 zł, ale zdrowie jest cenne i musi kosztować. Nieprawdaż?
Ale, czy zdrowie to jedna wizyta, czy dziesięć? A może więcej?
Do kardiologa zagląda co … Endokrynolog, diabetolog…
A z kosztem dodatkowych badań? Leków?
Może jednak lepiej skorzystać z systemu?
Tylko gdzie? I kiedy, przecież do specjalistów są kolejki.
Nie martw się tym. I tak najpewniej zostaniesz skierowana do szpitala. Jeśli, oczywiście, lekarz podzieli opinię radiologa.

Los przychodzi z pomocą. Starsza pani spotyka w autobusie inną panią, która kaszle.
Kasłanie jest zaraźliwe. Dosłownie i w przenośni.
Jedna pani kaszle, to i druga pani kaszle.
Tak zaczyna się rozmowa.
A do kogo ma pani skierowanie? Proszę iść do doktór X. Od dwudziestu lat do niej chodzę, to człowiek nie lekarz.
Od dwudziestu lat? I nie pomaga? Może nie jest tak dobra.
Jest świetna. I zawsze ma czas dla pacjenta.

Telefon do przychodni. Nie rejestrujemy przez telefon. Dlaczego? Czy XXI wiek ominął system ochrony zdrowia? Dlaczego trzeba umawiać się na wizytę osobiście, a nie przez Internet, czy telefon.
A jeśli pacjenta zaraża?
Albo jest słaby?
Może przyjść ktoś z rodziny, ale musi przyjść osobiście.
Pani z rejestracji nie stara się być uprzejma. To przychodnia specjalistyczna, tu się pracuje, tu są poważni ludzie, a pacjenci tylko zawracają głowę.
Dobrze, przyjadę, ale czy można do doktor X.? Jaki najbliższy termin jest możliwy?
A doktor X się zgodziła przyjąć? Nie? To proszę przyjść, zobaczymy skierowanie, ustalimy termin i zapiszemy do tego lekarza, który będzie dostępny. Chyba chce się pani leczyć? Doktor X sama wybiera pacjentów.
Tak, dziękuję.
Zapewne większość ludzi wybiera się do specjalistów w celach towarzyskich. Warto znać lekarza i to dobrego lekarza. Inteligentny i wykształcony człowiek, to idealne towarzystwo dla starszej osoby, która ma dużo wolnego czasu. Jeśli trzeba pochorować, by z nim porozmawiać, to się pochoruje…

Na szczęście starsza pani nie jest sama.
Rodzina pomaga. Znajomości uruchomione. Wizyta umówiona za dwa dni, do doktor X.
Kiedy starsza pani zgłasza się na umówioną wizytę, pielęgniarka nie jest zadowolona. Doktor X. nie powinna umawiać wizyt bez jej wiedzy, zawsze zapomina wpisać pacjenta do grafika.
Po chwili, jednak, wchodzi w zawodową rolę. Pojawia się uśmiech, zakłada kartę, kieruje do poczekalni.

Na drzwiach gabinetu wisi informacja: „Godzina umówionej wizyty jest tylko orientacyjna. Każdy pacjent wymaga indywidualnego traktowania. Nie da się ustalić czasu trwania wizyty.”.
Święta prawda. Czyli zapowiada się czekanie.
Jak to w przychodniach, poczekalni nie przystosowano do czekania. Nie ma potrzeby, by pacjenci tu przesiadywali. Choć muszą. I to nie z własnej woli, ale z powodu inercji systemu.
Ogrodowe ławy, plastikowe siedziska, stare zdezelowane krzesła, oto logo publicznej służby zdrowia.

Godziny pracy doktor X. sugerują, że nie prowadzi prywatnej praktyki, ani nie dorabia w szpitalu.
Przyjmuje pacjentów pięć dni w tygodniu, po sześć lub siedem godzin dziennie. Czyli pracuje w przychodni na pełen etat. To dziwne, jaki lekarz może sobie na to pozwolić?
Ale z rozmów z innymi pacjentami wynika, że każdy z czekających użył znajomości, by dostać się do doktor X. To znaczy, że chyba jest dobra?

Gdy otwierają się drzwi gabinetu, starsza pani już wie, że warto było czekać.
Lekarz jak lekarz, ale za biurkiem siedzi też człowiek.
Zaprasza, odbiera dokumentację, ale zamiast ją czytać, rozpoczyna rozmowę. Rozmowę, nie wywiad.
Jest osobą zdecydowaną, ale pogodną. Mówi krótkimi zdaniami, ale tak lepiej, łatwiej ją zrozumieć. Nie owija w bawełnę, ale w jej ustach nic nie brzmi groźnie.
Starsza pani odnosi wrażenie, że doktor X. cieszy się z jej wizyty. Chyba lubi swoich pacjentów.
Kiedy doktor X. orientuje się, że starsza pani korzysta z aparatu słuchowego, nie podnosi głosu, nie krzyczy. Stara się patrzeć na starszą panią, mówi do jej twarzy, mówi wolniej i wyraźniej.
Nie obawia się też poprosić, by do rozmowy zaprosić osobę towarzyszącą. Zawsze można uzupełnić wywiad, sprecyzować informacje o zażywanych lekach, czy dolegliwościach.
Poza tym, zwiększa to szanse, że starsza pani będzie pamiętać o jej zaleceniach.
Na koniec przegląda dokumentację, ogląda zdjęcie RTG i zaprasza do badania.
Wizyta jest rzeczywiście długa, starsza pani jest nieprzyzwyczajona, krępuje się, że zabiera tak dużo czasu, na korytarzu czekają inni pacjenci.
Doktor X. uśmiecha się i mówi ze spokojem: „Niech sobie poczekają, przecież nie muszą. Teraz ważna jest tylko pani.”
Starsza pani czuje, jakby ją ktoś przytulił, zaopiekował się nią. Nie jest intruzem, jest po prostu chora.

Jeszcze wypisanie skierowania na dodatkowe badania, recepty, rozmowa z rodziną, co trzeba zrobić, aby przyspieszyć diagnozę, umówienie następnej wizyty za pięć dni (kiedy będą już wyniki badań bakteriologicznych).
Starsza pani idzie do domu z nadzieją.
I postanowieniem, że będzie zdyscyplinowaną pacjentką.
Nie zawiedzie doktor X. i wyzdrowieje.

* * *

Nie ma wątpliwości, doktor X. nie rozwiąże problemu starszej pani.
Procedury medyczne są precyzyjne, konieczny będzie pobyt w szpitalu.
Starsza pani obawia się tego, ale doktor X. daje jej czas na oswojenie się z tą myślą.
Wstępne badanie bakteriologiczne nie potwierdza diagnozy radiologa, ale to nie znaczenia. Wykluczyć choroby nie można.
Terapię antybiotykową – bardzo agresywną – podejmuje się przy podejrzeniu. Jest długotrwała i może być uciążliwa dla pacjenta, dlatego pierwszy etap wymaga nadzoru lekarskiego.
Pytanie, czy można było tego uniknąć?
Czy, gdyby starsza pani szybciej zrobiłaby prześwietlenie…? Ale lekarz pierwszego kontaktu nawet nie sądził, że prześwietlenie jest konieczne.
Nie ma szmerów w płucach, a kaszel u starszych osób może trwać długo.
Czy konieczne było podanie antybiotyku? A potem jego powtórzenie? Któż to wie?
Antybiotyk nie zadziałał, a jeśli starsza pani jest chora, to bakteria się co najwyżej na antybiotyk uodporniła.

Kilka wizyt u doktor X. uspokajają starszą panią.
Doktor X. także przepisuje antybiotyk, może się coś rozjaśni. Ale nie denerwuje się, gdy starsza pani zwraca jej uwagę, że już brała ten lek.
No tak, to nie miałoby sensu.. – mówi doktor X. i po chwili zastanowienia proponuje inny lek.
Także niezbyt długa seria, tylko dla rozjaśnienia obrazu.

Niestety, morfologia wskazuje na stan zapalny, pobyt w szpitalu staje się sprawą pilną.
Skierowanie, uścisk, starsza pani już się nie boi. Można powiedzieć, że jedzie do szpitala z nadzieją.

W szpitalu nadzieja umarła niemal natychmiast.
Lekarz była bardzo miła, ale zdawkowo. Była rzeczowa, ale mówiła w przestrzeń.
Poproszona o powtórzenie – „bo ja trochę niedosłyszę” – nie zwróciła uwagi na aparat słuchowy.
Zaczęła po prostu mówić głośno, za głośno jak na uzbrojone w aparat ucho starszej pani, ale trudno, nie można prosić o powtórzenie i narzekać na krzyk. Choć lepiej byłoby, gdyby lekarz przybliżyła się i spojrzała starzej pani w twarz.
Wolała rzucić okiem z zdjęcie RTG. Wystarczyło jej kilka sekund.
Przyjmuję panią na oddział, bo trzeba pamiętać, że diagnoza nie opiera się na radiologii, ale na bakteriologii.
Zrobimy badania i podejmiemy leczenie.
Nogi starszej pani zaczęły drżeć, dobrze, że posadzono ją na wózku.
Nikt nie chciał z nią porozmawiać, rozwiać wątpliwości, powiedzieć, co ją czeka.
Lekarz jest bogiem, carem, sędzią – orzeka, nie tłumaczy.
Nie spoufala się z pacjentem, czy rodziną.
Nie wolno kwestionować jego opinii.
Lekarz ma władzę. Podejmuje decyzję i odchodzi.

Starsza pani domyśla się, co ją czeka, spodziewa się najgorszego, a nie chce się domyślać.
Nie chce w ogóle o tym myśleć.
Jest przygotowana na izolację, a kładą ją na sali z innymi chorymi?
Starsza pani boi się zarazić. No bo, jeśli nie jest chora, jeśli lekarze się mylą, to…
Starsza pani nie leżała dotąd długo w szpitalu. Przeraża ją liczba chorych. Czy wszyscy chorują na…?
Tak, wszyscy są chorzy.
Tu nikt nie jest na wczasach.
A może to pomyłka? Może wypuszczą mnie za parę dni.
Parę dni wytrzymam…

Pierwszy tydzień w szpitalu mija spokojnie.
Nie podano leków. Tylko jedno badanie. Nie trzeba było pobierać krwi.
Nie rozumiem, po co tu jestem. To wszystko mogłam zrobić w przychodni.
Ale możesz zarażać.
Jak to, przecież leżę z innymi chorymi, tu dopiero mogę się zarazić.
Co mówią lekarze?
A skąd mam wiedzieć. Stoją w drzwiach, mówią do pleców, albo mają te swoje maseczki…
Przecież wiesz, że niedosłyszę.
To poproś, by do ciebie podeszli i powtórzyli. Przypominaj im o tym, że nie słyszysz.
Ale to lekarze. Wiedzą, co robią. Poza tym, krępuję się rozmawiać przy wszystkich.
A pielęgniarki?
Coś szepczą, ale są miłe. Wpadną, zrobią swoje i pójdą.
Starsza pani leży w szpitalu, pośród innych chorych, ale czuje się wyobcowana. Nikt nie traktuje jej jak człowieka. Jest tylko pacjentem…

* * *

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.