poniedziałek, 15 września 2014

Starsza pani choruje... Wizyta u lekarza.

Starsza pani niedomaga.


Jest osłabiona. Kaszle. Coś ją dusi.
Nie, nie mam gorączki, tylko taka skołowana jestem. I ciągle spać mi się chce.
Boli cię coś?
Nie, no może trochę. Tu w oskrzelach, ale tak to nie.
Może pójdziesz do lekarza?
Pewnie powinnam, ale nie chce mi się. Co ona tam pomoże?…
Masz już swoje lata, sprawdzimy, czy jakaś choroba cię nie dopadła.
No dobrze.

Starsza pani idzie do lekarza.
Aby się nie spóźnić, przychodzi za wcześnie. A może uda się przyspieszyć wizytę?
Już na wstępie jest zmęczona. I właściwie wolałaby wrócić do domu, ale skoro tu jest, w końcu należy się jej… Płaci ZUS.
Jest zdenerwowana, bo w rejestracji na nią nakrzyczeli. Nie wie za co. Niedosłyszała, bo ma drobne problemy ze słuchem. To zresztą nieważne, bo i tak już nie pamięta, o co chodziło.
Siedzi w poczekalni. Dobrze, że było wolne krzesło, bo nie byłaby w stanie stać.
Tylu ludzi. Wszyscy chorzy. Spieszą się, denerwują. Krzesło niewygodne, zatem plecy bolą, ale lepiej siedzieć niż stać.
Starsza pani trochę rozmawia, ale tak naprawdę zapada się w siebie, czeka na swoją kolej i usiłuje poradzić sobie ze znużeniem.
Jest sama, nie będzie się przepychać. Przyjdzie jej kolej, zawołają. Boi się, by nie wykryli nic strasznego. Byle tylko nie do szpitala. No i te badania, byle nie…

Następny proszę!
Wchodzi do gabinetu. Nie jest tu mile widziana. Ot, po prostu, następny pacjent. Kolejny przypadek, który najprawdopodobniej nie wymaga interwencji medycznej. Kolejny emeryt, który nie radzi sobie z codziennością, zatem wypełnia czas wizytami u lekarza.
Lekarz jest uprzejmy, kulturalny, nawet sympatyczny. Odrobinę protekcjonalny, ale to przecież lekarz, wiadomo musi taki być. Taki zawód.
Poza tym jest zajęty, tylu pacjentów czeka w kolejce, nie ma zbyt wiele czasu na uprzejmości.
Jest zmęczony, znudzony, każdy ma przecież swoje problemy, a praca w przychodni – bądźmy szczerzy – to nie jest twórcza i rozwijająca praca.
Czym mogę służyć? Co pani dolega? Od razu przechodzimy do rzeczy. To dobrze, jest konkretny, nie będzie za długo męczył starszej pani. Może nawet nie będzie badał… Zobaczy, przepisze co tam trzeba i puści do domu.
Kiedy coś tam robi w komputerze, nawet rozmawia. Pamięta starszą panią, uśmiecha się, potakuje, żartuje. Ale nie patrzy starszej pani w oczy, nie zachęca do rozmowy, jest profesjonalistą.
Gdyby jeszcze pacjenci przychodzili przygotowani, byli konkretni, mówili prawdę – byłoby łatwiej.
Gdyby doceniali tę wiedzę, którą posiada, którą tak długo, takim wysiłkiem zdobywał.
Gdyby szanowali lekarza i stosowali się do jego zaleceń, ale najczęściej i tak leczą się po swojemu.
Nie słuchają, nie pamiętają, mieszają…
Zawsze trzeba powtarzać te same pytania, każdy myśli, że jest najważniejszy, że lekarz ma pamięć jak komputer… I że nic nie robi, tylko myśli, co dolega pacjentowi.
A przecież lekarz też jest człowiekiem, ma swoje życie, swoje problemy.
Jego trzewia pracują jak u każdego.
Po co ten cały wysiłek, za tak marne pieniądze…

Starsza pani się uśmiecha, mówi, bo łatwiej mówić, niż odpowiadać na pytania (których niedosłyszy), potakuje. Tylko czasami prosi o powtórzenie, ale pilnuje się, by nie robić tego za często, w końcu to lekarz, nie chce go urazić. No i nie chce, by pomyślał, że jest stara i niedołężna.
Potakuje, bo nie chce, by sądził że czegoś nie rozumie. Przecież jest inteligentna i wykształcona.

Lekarz podaje receptę, dziękuje i woła następnego pacjenta.

* * *

Lekarze od zawsze narzekają na niezdyscyplinowanie i niezorganizowanie pacjentów.
Pacjenci od zawsze narzekają na brak uwagi i brak zainteresowania ze strony lekarza.

Nieporozumienia być może biorą się stąd, że formalnie nie płacimy za czas pracy lekarza.
Wydaje nam się, że opieka zdrowotna jest bezpłatna. A jednocześnie jesteśmy przekonani, że opieka medyczna nam się należy, bo płacimy składki na ubezpieczenie zdrowotne.
Że lekarz jest dla nas, że jest obowiązany, bo przecież z naszych składek płacą mu wynagrodzenie.
Jako pacjenci mamy wobec lekarza roszczenia, ale boimy się już od lekarza czegoś wymagać. Bo zdajemy sobie sprawę, że w tym układzie strony nie są sobie równe. To my pacjenci potrzebujemy lekarza. Bez niego nie ma leczenia, badań, leków, czyli powrotu do zdrowia. Lekarz jest bogiem, jest mądrzejszy, zatem nam słabym od niego się coś należy.
Nosimy w sobie roszczenie, mamy pretensje i żale, ale nie wymagamy jakości pracy.
A skoro nie wymagamy, to nie czujemy się odpowiedzialni za efekt wizyty u lekarza.
To ON powinien wiedzieć, dostrzec, przewidzieć…
To błąd.

Kiedy zaczynamy się starzeć, warto sobie uświadomić, że odtąd nasze wizyty u lekarza będą (nawet powinny być) coraz częstsze. I nie będą to tylko wizyty przeglądowe, badania okresowe.
Technologia medyczna staje się coraz bardziej skomplikowana i coraz bardziej specjalistyczna. A my coraz dłużej żyjemy i coraz częściej chorujemy.
W krajach, gdzie pacjent płaci lekarzowi za każdą minutę jego czasu, chorzy uczą się nie oczekiwać cudu, lecz wymagać efektu, ale także uczą się oszczędzać czas lekarza i swoje pieniądze.
Nas to dopiero czeka.

Stereotyp społeczny mówi, że „lekarz leczy, pacjent ma się leczeniu poddać”.
Tymczasem, to pacjent się leczy sam, ale według i pod nadzorem lekarza. Dlatego powinniśmy współpracować z lekarzem, wymagać od niego zaangażowania i jakości pracy, choć to znaczy, że musimy nauczyć się także odpowiedzialności za swoje zdrowie.

Naukę można zacząć od właściwego przygotowania siebie do wizyty u lekarza.

Zwyczajowa wizyta u lekarza trwa 10 do 15 minut i jeśli nie chcemy zmarnować tego czasu, jeśli chcemy wyjść z gabinetu lekarza usatysfakcjonowani, warto się do niej dobrze przygotować.
To jak sporządzenie listy zakupów, która usprawnia wyprawę do supermarketu, obniża ryzyko zbędnych wydatków, no i mamy pewność, że nie zapomnimy czegoś kupić.
Lista zakupów ułatwia życie. Nasze życie.
Przygotowanie do wizyty u lekarza zwiększa poczucie satysfakcji – naszej satysfakcji.

Większość pacjentów będzie zaskoczona, że do rozmowy z lekarzem należy się przygotować.
Że powinni coś ze sobą przynieść.
Nie wystarczy, że są chorzy?
Przecież lekarz musi zobaczyć chorego i powiedzieć, co robić dalej.
Takie nastawienie, to skutek pracy samych lekarzy i całego systemu – pacjent w toku terapii – już na etapie diagnozy – jest bierny i bezradny.
Większości lekarzy to odpowiada – tak są przygotowywani do zawodu – pacjent ma poddać się badaniu i nie przeszkadzać w terapii.
Lekooporni pacjenci i ci, co chcą wszystko wiedzieć, są jednakowo uciążliwi.

A jednak w czasie wizyty u lekarza mogą nam się przydać:

  • Historia medyczna.
Idealnym rozwiązaniem byłaby mała karta elektroniczna, na której zapisana została historia nie tylko choroby, ale naszego zdrowia. Niestety, na razie to tylko science fiction.
Dlatego warto zebrać wykonane wcześniej badania, diagnozy różnych specjalistów, historię przewlekłych schorzeń, szpitalne epikryzy w jeden skoroszyt.
Wiadomo, nie wszystko może być interesujące dla lekarza w danej chwili, podczas tej konkretnej rozmowy. Ale to nie ważne.
Po pierwszy, dzięki takiej historii lekarz ma szansę zobaczyć nas jako całość, z drugiej wybierze to, co jest istotne z jego punktu widzenia.

Warto przy tym zadbać o to, by osobista dokumentacja medyczna była uporządkowana i aktualna. Jeśli w niedługim czasie przed wizytą wykonaliśmy badania podstawowe, niech ich wyniki będą „na początku”. Nawet jeśli lekarz uzna, że konieczne są badania bardziej aktualne, będzie miał świadomość zmian, jakie zachodzą w naszym organizmie.

  • Lista zażywanych leków.
W czasie wizyty u lekarza pacjent jest na ogół w słabej kondycji, zmęczony, zdenerwowany i na prośbę o podanie zażywanych leków mówi, że nie pamięta. Stara się sobie przypomnieć i mówi coś o małej niebieskiej, cienkiej różowej, albo takiej dużej brązowej pigułce. W pewnym wieku tych pigułek jest sporo, a część z nich to suplementy diety, i miesza się nam to, co zażywamy z zalecenia lekarza i to, co łykamy, bo uwierzyliśmy reklamie. Informacja o „małej niebieskiej” w niczym nie pomoże lekarzowi, a proces jej opisywania zabiera czas. Lekarzowi potrzebna jest nazwa leku.
Oczywiście można zabrać ze sobą na wizytę opakowania leków, ale to niewygodne.
Wystarczającym powinno być spisanie na kartce leków, które bierzemy, i sposób ich dawkowania, i włączenie tej informacji do osobistej dokumentacji medycznej.
Przy okazji – w czasie wizyty należy szczerze informować lekarza o zażywanych lekach. Jeśli nie bierzemy leków zgodnie z zaleceniami, albo zaprzestaliśmy stosowania, koniecznie trzeba o tym powiedzieć, to nic wstydliwego, każdemu się zdarza. Warto też wyjaśnić, dlaczego zaprzestaliśmy stosować lek. Jeśli lekarz o tym nie wie, może sądzić, że lek nie działa, zwiększyć dawkę, albo zmienić terapię, narażając nas na niepotrzebne wydatki.

  • Lista alternatywnych metod leczenia.
Większość pacjentów – chorych i zdrowych – wspomaga swoją kondycję różnymi rodzajami alternatywnych terapii. Mogą to być witaminy, suplementy diety, zioła, lub polecone przez znajomych i przyjaciół leki homeopatyczne. Lepiej, gdy lekarz o nich wie. Nie zapominajmy, że suplementy diety mają swoje miejsce w farmakoterapii. Niektóre mogą wchodzić w reakcję z lekami, blokować ich działanie lub niepotrzebnie wzmacniać, mogą też działać na nas niezgodnie z zamierzeniem, choć nie odczuwamy tego natychmiast.
Większość lekarzy nie jest ekspertem w zakresie ziołolecznictwa czy homeopatii, ale mając informacje o naszym wspomaganiu kondycji, mogą modyfikować terapię lub stosować bardziej skuteczne jej formy.
Dopiszmy zatem wspomagacze do listy leków.
  • Dziennik objawów.
Jeśli cierpimy na przewlekłą chorobę, która wymaga codziennej kontroli naszego stanu – jak na przykład pomiar poziomu cukru we krwi – i prowadzimy dzienniczek, zabierzmy go ze sobą. Może nie być potrzebny, ale gdy lekarz o coś zapyta, nie będzie trzeba się domyślać, wystarczy zajrzeć.
Nie zapomnimy o czymś, a lekarz może prześledzić to, co dzieje się w naszym organizmie. Będzie też wiedział, czy jesteśmy zdyscyplinowani w terapii.

Jeśli udajemy się do lekarza po diagnozę, bo niepokoi nas jakiś objaw, w domu postarajmy się jak najdokładniej, jak najbardziej konkretnie opisać swoje dolegliwości. Na przykład: kiedy, w jakich okolicznościach, w jakiej okolicy ciała pojawia się ból lub dyskomfort, jaki ma charakter, jak silny jest to ból czy dyskomfort. Informacja o tym, że czuliśmy ból w kościach, mięśniach lub piersi niewiele lekarzowi mówi. Natomiast konkretne informacje pokazują, że poważnie traktujemy swój stan, a przy tym szanujemy czas lekarza.
Czasami, próbując opisać swoje dolegliwości, opowiadamy lekarzowi historię swego życia i tracimy czas wizyty oraz uwagę lekarza.
Pamiętajmy, im bardziej konkretnie opisujemy objawy, tym bardziej konkretna jest diagnoza lekarza, a tym samym terapia będzie bardziej odpowiadać naszym potrzebom.

Bywa, że gdy lekarz nas o coś pyta, pewne rzeczy umykają nam, inne skrywamy, bo boimy się, że diagnoza będzie dla nas niekorzystna, albo wstydzimy się.
Jednak musimy sobie uświadomić, że im pełniejszy – bardziej rzeczywisty – jest obraz naszego problemu, tym bardziej trafna diagnoza i bardziej efektywna terapia.
Zaś to, czego się wstydzimy, dla lekarza jest po prostu książkowym opisem dolegliwości. Lekarz nie odbiera tego jako osobistego wyznania, ale kolejny fakt, który pozwala mu zidentyfikować przyczynę dolegliwości.
Jeśli o czymś nie powiemy, lekarz niekoniecznie musi o to zapytać. Nie dlatego, że umknie to jego uwadze, czy że nie interesuje się nami, ale dlatego, że podane objawy wskazują na inne zaburzenia stanu zdrowia.

Dodatkowo, gdy lekarz pyta nas o choroby w rodzinie, warto być dokładnym. Na pytanie, czy w rodzinie występowała cukrzyca, znaczenie ma, czy mama zachorowała w 25, czy w 65 roku życia.
Nie bójmy się tych informacji. Nie wszystkie są niekorzystne, ale każda ułatwia lekarzowi pracę.

  • Lista pytań do lekarza.
W nagłych przypadkach, gdy trafiamy na ostry dyżur, do szpitalnego oddziału ratunkowego, nie ma możliwości zadania lekarzowi pytań. Ale gdy idziemy na umówioną wizytę z problemem, który nas nurtuje, warto dzień wcześniej spisać na kartce i uporządkować według subiektywnej hierarchii ważności wszystkie pytania, które chcielibyśmy zadać lekarzowi.
Oczywiście nie chodzi o pytania nazbyt ogólne, albo niezwiązane z naszym problemem zdrowotnym. Ale jeśli coś nas niepokoi, lub nurtuje, pytanie należy zadać.
Tak naprawdę, udajemy się do lekarza właśnie po odpowiedzi na te pytania, a nie li tylko po skierowanie, diagnozę, czy receptę.
Często oczekujemy, że lekarz domyśli się naszych wątpliwości i rozwieje je z własnej woli. To oczekiwanie bezpodstawne, wizyta trwa krótko, a lekarz postępuje według ustalonych procedur. Nie ma czasu się domyślać. Nie wie, jak dalece chcemy być poinformowani, jak bardzo rozumiemy swój stan czy medyczny język.
Dzięki zadawanym pytaniom, będzie mógł udzielić informacji na takim poziomie, jaki będzie dla nas satysfakcjonujący.
W czasie wizyty nie krępujmy się czytać pytań z kartki, aby o niczym nie zapomnieć. Możemy podać kartkę z pytaniami lekarzowi, to uprości rozmowę.
Najważniejsze, byś nie opuścił gabinetu bez odpowiedzi na swoje pytania.

  • Notatnik i długopis.
To może wydać się żartem, ale lekarz nie zawsze ma pod ręką notatnik i długopis do robienia notatek. Na zakończenie wizyty poprośmy lekarza o słowne podsumowanie. Jeśli coś jest ważne, albo trudne do zapamiętania – zapiszmy to sobie. Możemy też poprosić lekarza o zapisanie informacji w notatniku na przykład tego, jak dawkować leki. Będzie można do tego wrócić i sprawdzić.
To szczególnie ważne dla osób niedosłyszących lub mających jakiekolwiek problemy z uwagą, czy pamięcią.
Lepiej zajrzeć do notatek, pokonując skrępowanie, aniżeli źle stosować zalecenia.

  • Członek rodziny lub przyjaciel.
Po pierwsze, może dać wsparcie, gdy czekamy na wizytę. Po drugie, lekarz może go zaprosić do gabinetu, aby pomógł w uzupełnieniu wywiadu, przypomniał o objawach, towarzyszących dolegliwościach, czy zażywanych lekach.
To po prostu dodatkowy środek, dzięki któremu diagnoza lekarza będzie bardziej trafna.

Idąc do lekarza, warto pamiętać, że czasami trzeba poczekać.
Poczekalnie przed gabinetami naszych lekarzy nie są ani przyjazne, ani przystosowane do czekania.
Przynajmniej te w publicznej opiece zdrowotnej.
Warto zatem mieć ze sobą coś, co pozwoli się nie nudzić w tym czasie, zmniejszy stres, pozwoli się odprężyć. A jeśli nie musimy być na czczo, warto mieć drobną przekąskę, która zabije – pojawiający się z nerwów – głód. A nawet, gdy przed wizytą lub badaniami nie wolno nam jeść, to wyjściu z gabinetu możemy potrzebować wody lub przekąski.

* * *

Rzecz jasna, lekarz zapraszając nas do gabinetu, będzie postępować według obowiązujących go procedur.

To on zadaje pytania, prowadzi rozmowę, zbiera niezbędne z jego punktu widzenia informacje.

Nie będzie sprawdzał, czy jesteśmy przygotowani do wizyty, czy nie.

Nie będzie na nas czekać, ani nie zawsze podąży tam, gdzie chcemy.

Ale, dzięki właściwemu przygotowaniu, lepiej wykorzystamy czas i staniemy się partnerem lekarza, podmiotem, a nie przedmiotem oddziaływania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.