czwartek, 11 września 2014

Starsza pani choruje ... oczekiwania pacjenta wobec lekarza

Starsza pani niedomaga.

Kaszle.
Lekarze podejrzewają groźną chorobę.
Starsza pani boi się, ale nikt na to nie zwraca uwagi.
Mówią o konieczności badań, pobytu w szpitalu, opowiadają o tym z uśmiechem.
Najważniejsze, że to daje się leczyć…
Starsza pani ma wiele pytań. Chciałaby zrozumieć. Dowiedzieć się czegoś więcej.
Szpital ją przeraża.
Rozumie, że jest chora, ale przecież czuje się dobrze. Tylko ten kaszel.
A w szpitalu jest tylu chorych, czy się nie zarazi? A co jeśli…
Ale krępuje się pytać, wszyscy są tacy protekcjonalni.
Lekarze – wykształceni, wtajemniczeni, bezosobowo uprzejmi.
Pielęgniarki krzątają się – wszystko w pośpiechu, nikt nie chce się zatrzymać, porozmawiać, wytłumaczyć…
Starsza pani nie może odnaleźć się w szpitalu. To takie dalekie od jej codzienności, od domu, nawyków.
W domu ma ciszę, spokój – dlaczego nie może leczyć się w domu?
Leży –musi leżeć – przebywa w szpitalu, choć nie podają jej leków, nie wykonują badań.
Męczy się, jest coraz bardziej zestresowana, coraz bardziej zdezorientowana.
Za każdym razem musi przypominać, że niedosłyszy, prosić o powtórzenie…
Aby odzyskać spokój, musi się wyłączyć, wyciszyć, wycofać w nieobecność.
Personel szpitala, jeśli widzi aparat słuchowy, krzyczy. Pośród tego hałasu, nic nie można zrozumieć.
Jeśli starsza pani wyjmie aparat, aby choć chwilkę odsapnąć, ginie w tle.
Bo mówią do niej z odległości, mówią do maseczki, albo do jej pleców.
A tam, skoro nie podają leków, nie chcą by rozumiała, to pewnie nic ważnego nie mają do powiedzenia.
Czuje się coraz gorzej.
Czuje się lekceważona.
Ale musi im zaufać, bo sama nie może przecież się leczyć.
Tylko, dlaczego nikt nie widzi w niej człowieka?
Owszem, są uprzejmi, najczęściej uśmiechnięci, ale skupieni na swoich procedurach, zadaniach, grafiku…
Są w pracy. Pacjent jest tylko problemem medycznym, zadaniem do wykonania. Z ludźmi spotykają się w życiu prywatnym. Tu nie ma na to czasu.

Starsza pani czuje się bezradna. Straciła kontrolę. Nic już od niej nie zależy.
Musisz się dostosować, bo MY przecież chcemy ci pomóc.
Proponują badanie. Zostawiają formularze. Coś wyjaśniają, ale nie odpowiadają na pytania starszej pani.
Typowe. Nagrana płyta. Profesjonalna uprzejmość. Bezosobowy uśmiech. Ale lęk pozostaje.
Starsza pani chce być zdrowa. Poddaje się.
Badanie jest inwazyjne, przykre, dotkliwe. Trzeba zapomnieć o intymności i godności, to jest współczesna medycyna. Pacjent staje się badanym przedmiotem.
Nikt tu nie zaprasza do tańca, do współpracy. Masz szczęście, jeśli cię ktoś potrzyma za rękę, pogłaszcze po głowie, powie do ciebie ciepłe słowo…

Starsza pani nie chce już badań. Nie chce ponownie przeżywać tego samego.
Nie chce ponownie czuć się tak bezsilna.
Czy badanie potwierdziło diagnozę? Nie, ale przecież to tylko badanie. Będziemy leczyć, potem zobaczymy.
Nadal nikt nie odpowiada na pytania.
To znaczy odpowiadają, ale wymijająco, zdawkowo, pocieszająco.
Tak, z serca, jakby starsza pani nie była w stanie niczego zrozumieć.
W końcu, w jej wieku, w jej stanie, człowiek jest jak małe dziecko, nieprawdaż?
Tylko, że starsza pani nie chce czuć się jak bezradne dziecko.
Nawet dziecko otoczone troską.
Starsza pani nie chce czuć się jak staruszka, a co dopiero dziecko.
Nie chce być problemem medycznym.
Chce być człowiekiem, który decyduje o swoim życiu.
Chce być silna, choć tak słabo się czuje.
Chce być wysłuchana…

* * *

Badanie przebiegło bez komplikacji. Wynik jest bardzo pozytywny dla starszej pani.
Rokowania bardzo dobre.
Możemy rozpocząć leczenie – werdykt brzmi optymistycznie.
Ale starsza pani słabnie.
Traci poczucie równowagi. Odpływa.
Kaszel przestaje być dolegliwością, choć nasila się.
Co się dzieje?
Ano, pojawiła się … tu pada skomplikowana, łacińska nazwa.
Starsza pani nie ma siły pytać, co to znaczy.
W jednej chwili zmienia się w bezradną staruszkę.
Przestała być człowiekiem, stała się pacjentką.

* * *

Czego oczekujemy, kiedy w chorobie udajemy się po pomoc do lekarza?
Czy ktokolwiek zastanawiał się na tym, zanim zachorował?
W Stanach Zjednoczonych uważa się, że oczekiwania chorych wobec lekarza mają dwa poziomy.
Podstawowy poziom to oczekiwanie kompetencji klinicznych.
Ale zaraz za tym idą oczekiwania:
• profesjonalności
• szacunku
• uprzejmości
• szczerości
• zainteresowania osobą, nie tylko chorobą pacjenta
• efektywnej komunikacji, czyli wysokich umiejętności komunikacji werbalnej i niewerbalnej.
Te wtórne oczekiwania wcale nie są mniej ważne.
Nie należy sądzić, że skoro mamy przed sobą wysoko wykwalifikowanego specjalistę, profesora medycyny, to jesteśmy gotowi z nich zrezygnować.
Owszem, możemy zacisnąć usta i strawić nietakt lekarza. W końcu, w obowiązującym systemie ochrony zdrowia jesteśmy skazani na lekarza, a pomimo narzekań na nadmiar obowiązków i ciągły brak czasu, lekarz nie zamierzają zrezygnować z władzy, jaką mają nad pacjentem i zatrudnić chorego do terapii.
A przecież nie od dziś wiadomo, że pacjent zrelaksowany, dobrze poinformowany, mający poczucie kontroli nad procesem leczenia, leczy się szybciej.
Zatem w interesie Narodowego Funduszu Zdrowia jest dbałość o komunikacyjne zdolności lekarzy.
Bo czyż te wtórne oczekiwania chorego naprawdę wykraczają poza kliniczne kompetencje?
I rzecz jasna, nie mówimy tu o pacjentach z zaburzeniami świadomości, czy procesów poznawczych, albo pamięci. Choć w tym przypadku, lekarz ma do pomocy opiekunów i bliskich chorego, których często lekceważy, albo traktuje jako balast.

Nie ma wątpliwości, że polscy lekarze są coraz lepiej wykształceni. Mają też dostęp do najnowszych technologii medycznych.

Ale czy swoimi umiejętnościami w zakresie komunikacji interpersonalnej poczynili równie wielkie postępy?

Czy może, jak niektóre szpitale swoją infrastrukturą, pozostali w słusznie minionej epoce?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.