piątek, 20 lutego 2015

Seniorzy seniorom

Na blogu serwisu www.aplaceformom.com przeczytałem interesujący wpis na temat The West End Seniors’ Network.

Wpis interesujący z dwóch powodów.

Po pierwsze, szef organizacji nosi sympatyczne i bardzo znane nazwisko – Eryk Kowalski.

Po drugie – organizacja realizuje ideę, którą staram się promować tu i tam, namawiając seniorów do podobnych inicjatyw.


W zasadzie artykuł nie prezentuje żadnej nowości. I w naszym kraju, niemal w każdym mieście, działa klub seniora, do którego można przyjść, by mile spędzić czas. Mamy uniwersytety III wieku, na których można nauczyć się czegoś nowego lub rozwijać swoje zdolności. A gdzieniegdzie funkcjonują domy sąsiedzkie lub domy dziennego pobytu, w których prowadzone są różnorakie kursy i treningi.
A i nasza tradycja zna koła gospodyń wiejskich, albo kółka zainteresowań, dziś podtrzymywane przez stowarzyszenia i fundacje.

A jednak The West End Seniors’ Network czymś się różni.

Swoją działalność organizacja rozpoczęła w 1979 roku, kiedy to studenci z lokalnej Szkoły Pomocy Socjalnej postanowili zbadać potrzeby osób starszych. West End zamieszkuje największa w Vancouver liczba osób w wieku 55 plus i dlatego tę populację wybrano do badań.
Sieć „Seniorzy West Endu” powstała by nieść wsparcie i pomoc osobom starszym, ale także by podtrzymać ich społeczną aktywność, a w swej działalności oparła się na wnioskach z badań, czyli wiedzy i doświadczeniu samych seniorów.
To seniorzy powiedzieli, czego potrzebują, co chcieliby dostać i w jaki sposób.
A teraz także swoje oczekiwania realizują.

Ośmioosobowy personel, wspierany przez około 230 wolontariuszy, pomaga dziś 1.000 seniorom.
Organizacja prowadzi trzy punkty:
- informacyjno-organizacyjny – czyli miejsce, gdzie można zgłosić się z pomocą, po pomoc, lub zostać skierowanym do pomocy;
- odzieżowy - punkt wymiany odzieży używanej;
- sklep - w którym można dokonać wszelkich zakupów w przyjaznej dla seniora atmosferze, a który przy okazji jest podstawowym źródłem dochodu na działalność pomocową.

Filozofia sieci zamyka się w haśle „seniorzy seniorom”.
Sieć prowadzona jest przez seniorów i dla seniorów.
Sieć odwołuje się do ducha współpracy: „możesz-pomóż”; „potrzebujesz-daj coś w zamian”.
Każdy senior na co dzień staje w obliczu wielu wyzwań i problemów, czasami trudno prosić o pomoc bez ryzyka utraty poczucia własnej godności, natomiast pomagając innym można rozwiązać własne problemy.
A przy okazji być aktywnym i zaangażowanym członkiem swojej społeczności.
Podstawowym celem, ale i zadaniem sieci jest zapobieganie społecznej i ekonomicznej izolacji osób starszych.

Sieć to przede wszystkim klub, w którym uczestnicy spotykają się, by zaplanować swoje działania, wybrać personel do obsługi sklepu, zastanowić się jak zebrać fundusze na działalność edukacyjno-towarzyską. A także po prostu wpaść na kawę, czy herbatę, lub spotkanie ze znajomymi.
Członkowie klubu mają do dyspozycji ponad 30 regularnych programów zajęć – od gry w karty, przez klub filmowy, po kursy językowe.
Są też „grupy specjalne” - na przykład „Szczęśliwe Panie Domu” – zbierają się, by wzajemnie się uczyć, doskonalić umiejętności w zakresie rękodzieła, tworzyć. A i zarabiać, bo ich dzieła są sprzedawane w sklepie i na aukcjach. Jest „Męski Klub Śniadaniowy”, a i grupa Polaków rozmiłowanych w Nordic Walking.
Za członkostwo w klubie trzeba zapłacić 10 dolarów za rok (to mniej niż 4 złote miesięcznie), ale opłata może być uchylona, gdy ktoś ma kłopoty finansowe.

Aktywność i poczucie bycia użytecznym jest kluczem do zdrowia i dobrego samopoczucia seniora.- Ale są przecież starsze osoby, które nie lubią wychodzić z domu, nie lubią gwaru, albo do klubu im za daleko. Są tacy, którzy napotykają bariery ekonomiczne. Są osoby niepełnosprawne, chore, lub w czasie rekonwalescencji po chorobie.
One też mają swoje kluby. Na przykład „Wzajemna Pomoc” - seniorzy to niejednolita pod względem wieku grupa, pośród nich jest młodzież i są starszaki. Ale zawsze łatwiej zrozumieć seniora seniorowi. Szczególnie w trudnych sytuacjach życiowych, gdzie nie tylko zmagamy się z problemami, ale i emocjami – wstydem, zażenowaniem, bezradnością. Łącząc zasoby nikt nie czuje się wykorzystywany, ale też nikt nikogo nie wykorzystuje. Młodzież pomaga starszakom, a czasami starszaki edukują młodzież.
Dla domatorów prowadzony jest program „Życie bez ograniczeń” - domowe usługi, codzienne rozmowy, przyjazny wizyty, pomoc i usługi medyczne, choćby spożywcze zakupy organizowane dla osób w potrzebie.

Sieć seniorów West Endu angażuje się społecznie, dba o podnoszenie świadomości lokalnej społeczności w zakresie zagadnień, wpływających na jakość życia osób starszych.
Na potrzeby Internetu, ale i lokalnej rozgłośni radiowej produkuje materiały informacyjne. Choćby o tym, że nawet niewielki wzrost czynszów za mieszkanie może w życiu seniora oznaczać kryzys. A  bariery architektoniczne nie tylko starszym utrudniają życie, także dzieciom, czy matkom z dziećmi.

Idea sieci wydaje mi się niezwykle interesująca i korzystna szczególnie dla małych społeczności.
Na przykład:
Pierwsze programy aktywizacji seniorów poszukiwały pracy dla osób 60 plus. W ramach tych projektów, w wielu krajach, seniorzy „stawali na kasie” w supermarketach. I nie radzili sobie. Z systemem komputerowym, ze stresem, pośpiechem, ciężarem fizycznej przecież pracy. Narzekali klienci…
Inaczej jest w sklepie dla seniorów, prowadzonym przez kooperatywę seniorów.
Po pierwsze, tu nic nie stoi za nisko, albo za wysoko, bo to, co wygodne dla obsługi, jest też wygodne dla klienta.
Po drugie, nikogo nie zniechęca tempo obsługi, bo i klienci lubią pogadać, zapytać, zastanowić się, nie lubią się spieszyć.
Po trzecie, marże nie muszą być aż tak wygórowane, a i towary na półce tak wyszukane. W końcu obsługa planuje niejako zaopatrzenie dla siebie. Znamy swoje potrzeby i znamy potrzeby swoich zaprzyjaźnionych i lojalnych klientów.
I nie chodzi o tworzenie „specjalnej strefy”, ale o to, że w tej przestrzeni czas nie musi biec.

Inny przykład.
Kluby seniora, czy domy dziennego pobytu są bardzo cenne, ale zazwyczaj położone na uboczu lub w centrum miasta. Trzeba do nich dojechać, dojść. A w nich szum i gwar. Mają swoje „godziny urzędowania”. Owszem, wydaje się, że tu wszystko organizowane jest dla seniorów i z myślą o seniorach, ale czy na pewno?
Czasami program ustalany jest pod potrzeby osób zatrudnionych, zgodnie z sugestiami urzędników przyznających dotacje (aby ładnie wyglądało sprawozdanie).
A nie każdy ma nastrój, nie każdy ma ochotę, nie każdy lubi, co nie znaczy, że nie potrzebuje.
Czasami wolałby, by podrzucić mu książkę czy gazetę do domu, chciałby napić się swojej herbaty, w swojej filiżance, ale w towarzystwie. Porozmawiać o sprawach, które go nurtują w tej chwili, ale bez zobowiązania płynącego z publicznego wystąpienia.
Aby mieć prawo do pomocy w domu, trzeba być obłożnie chorym lub niepełnosprawnym. Osoba, która jest tylko słabsza fizycznie, czy psychicznie, musi radzić sobie w samotności.
Domowe kluby seniora, kluby sąsiedzkie mogłyby być rozwiązaniem.
Organizacja mogłaby zorganizować catering, a dzięki wolontariuszom pomóc w domowych porządkach, a wypełnienie czasu spotkania zależałoby już tylko od nastroju uczestników.

Kolejny przykład.
Wielu seniorów – namawianych, zachęcanych, z własnej potrzeby – angażuje się w działalność pomocową. Czasami tylko po to, by nie siedzieć w domu, nie pogrążać się w samotności. Czasami, by czuć się potrzebnym i czerpać z tego radość. Pracują w klubach, domach dziecka, hospicjach.
Inni, dorabiają opieką nad osobami chorymi lub dziećmi, bo z czegoś żyć trzeba. Ale powszechnie wiadomo, że nie łatwo jest znaleźć pracę osobie w wieku 55+. A z biegiem lat tylko trudniej.
No i w zasadzie dobrze jest pracować na etat, z ubezpieczeniem, ale który pracodawca – szczególnie młody pracodawca – chce zatrudniać opóźnionych technologicznie (to społeczny stereotyp) pracowników?
Z drugiej strony spora grupa mieszkających samodzielnie osób w podeszłym wieku potrzebuje kogoś godnego zaufania do pomocy. Tylko, że nie chorują. Są teoretycznie w pełni sprawni. Ot, po prostu, czasami nie mają siły, by przynieść zakupy, czy przygotować pracochłonny posiłek.
Na szczęście dziś można robić zakupy przez Internet, ale gotować już trzeba samemu.
Kiedyś nazywało się to sąsiedzką pomocą, ale o pomoc czasami naprawdę trudno prosić, bo jak usprawiedliwić swoją słabość. A fachowcy, tak zwani fachowcy, niekiedy przychodzą, nic nie robią, a kosztują wiele…
Reasumując – senior, któremu trudno być aktywnym na rynku pracy, dzięki swemu doświadczeniu jest najlepszym asystentem osoby w podeszłym wieku.

* * *

Co sądzicie o idei „seniorzy pomagają seniorom”?
Jeśli w okolicy ktoś realizuje podobne przedsięwzięcie, może zechce się podzielić doświadczeniami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.