czwartek, 5 marca 2015

Czy system zdrowia publicznego potrzebuje lekarza? Chirurga?

Medycyna, szczególnie w ostatnich dziesiątkach lat, dokonała cudów.
Jej rozwój doprowadził do tego, że ludzkie życie naprawdę uległo wydłużeniu.
Na całym świecie rodzi się więcej dzieci i coraz więcej starych ludzi żyje tylko dzięki medycynie.
W zasadzie dzięki medycznej technologii.
Bo medycyna od dawna przestała być magią, sztuką, wiedzą, a nawet nauką.
Medycyna jest dziś technologią.
Podziwiamy ją za to. Upajamy się jej sukcesami.
W związku z tym, nasze marzenia o życiu w zdrowiu stają się coraz bardziej odważne i szalone.
Rosną oczekiwania i budzą się nadzieje.
Ale z drugiej strony, medycyna dostarcza nam również największego zawodu.
Zawodu, który ujawnia się w kontakcie pacjent-lekarz.
Dlaczego?
Bo technologia kosztuje.
Zatem coraz częściej dostępna jest nielicznym.
Bogaci mają wszystko, biedni tylko podziw dla cudu, wiarę i niekiedy nadzieję.
Ponadto, technologia zabija ducha medycyny.
Gdzieś, po drodze zmagań o ludzkie życie, zaginął człowiek.
Zarówno po stronie lekarza, jak i po stronie pacjenta.
Lekarz stał się mechanikiem, a pacjent maszynerią, przy której lekarz dłubie, którą stara się uczynić doskonałą.
Pacjent przestaje być indywidualnością, a staje się mniejszym lub większym zaburzeniem funkcjonowania mechanizmu, jakim jest ludzkie – jeszcze ludzkie – ciało.
Medycyna stała się tak skomplikowana, że żaden lekarz nie jest w stanie objąć jej jako całości.
Tempo jej rozwoju jest tak szybkie, że lekarz wchodzący w zawód ma świadomość, że wiedza pozyskana na pierwszym roku studiów może być nieaktualna.
A wiedzę medyczną czerpie się z publikowanych badań, które nie są weryfikowane, bo publikuje się jedynie wyniki pozytywne.
Wiedza ta nie obejmuje natomiast ani sztuki komunikowania się, ani kontaktu z chorym.


Dodatkowo, technologia nie lubi wyjątków, ceni regułę, powtarzalność, pewność, unifikację, system.
Pacjent nie ma czuć się dobrze dla siebie samego. Ma poprawnie funkcjonować dla społecznego dobra.
A to medycyna określa, co znaczy owo poprawne funkcjonowanie.
I dlatego lekarz wie lepiej. To on mówi pacjentowi, czy i kiedy nastąpiło „wyleczenie”.
A wcześniej nie tylko stawia diagnozę. ale decyduje czy i kiedy wdrożyć terapię, jak to zrobić, ale nade wszystko, czy opłaca się to robić.
Pacjent powinien podążać i podporządkować się wiedzy lekarza.
Bo zakres wiedzy lekarza czyni go „bogiem”.
Dlatego pojęcie „zdrowie człowieka” zastąpiono pojęciem „zdrowie publiczne”.
Medycyna i lekarz nie służą już człowiekowi. Służą zdrowiu publicznemu. Służą systemowi.
O ile lekarz zachowuje podmiotowość - choć tylko wtedy, gdy jest ekspertem, specjalistą, szamanem technologii - o tyle pacjent jest już tylko przedmiotem oddziaływania medycyny.
Medycyna staje się bytem samym w sobie.
Zbiorem procedur, katalogiem leków, schematów postępowania.

Niestety, pacjent nie nadąża za rozwojem medycyny.
Choruje częściej, choruje dłużej, wymaga coraz bardziej skomplikowanych badań diagnostycznych, a i nie zawsze zdrowieje we właściwym trybie.
Czasami zdrowieje pomimo starań lekarzy, czasami umiera, pomimo że lekarz tkwi w przekonaniu, iż zrobił wszystko, co należało, by uratować to życie.
Często, coraz częściej pacjent nie czuje się dobrze w roli formularza do wypełnienie. Chciałby się wyżalić, ponarzekać, przegadać ból, ale lekarz – medycyna – system nie ma na to czasu.
Pacjent – z nieznanych nikomu powodów – sądzi, że skoro są możliwości, to jemu, choremu, się należy zarówno ludzkie traktowanie, szacunek, jak i cała rozwinięta technologia. Jakby nie miał szacunku dla ogromu wiedzy lekarza.
I wtedy słyszy: „Ale to tak nie działa…”.
„To kosztuje.”

Na całym świecie, każdy system opieki zdrowotnej – system zdrowia publicznego – działałby dobrze, gdyby nie pacjent.
Na całym świecie, każdy system opieki zdrowotnej – system zdrowia publicznego – działałby efektywnie, gdyby nie pacjent.
Pacjent wydaje się być najsłabszym ogniwem.
Ku zaskoczeniu wszystkich, medycyna się rozwija i doskonali, ale system zdrowia publicznego, system opieki zdrowotnej choruje. Coraz szerzej. Coraz głębiej.

Każdy kraj na świecie walczy z rosnącymi kosztami opieki zdrowotnej. Nigdzie, żadne społeczeństwo nie obniżyło (a nie tylko zwolniło tempo wzrostu) kosztów opieki zdrowotnej poprzez poprawę usług medycznych. Obniżenie kosztów uzyskuje się tylko przez cięcie lub racjonowanie usług medycznych.
Gdyż nikt, nigdzie, nie uczy lekarza myśleć o kosztach leczenia.
Z problemem styka się dopiero w praktyce, gdy jednocześnie uświadamia sobie, że bez technologii niczego nie potrafi zrobić.

I tak na całym świecie, pacjenci żartują, że najdroższe w medycynie są: uwaga lekarza i jego długopis.
A że lekarze uczą się szybko i nikt nie wątpi w ich wiedzę i umiejętności, to albo uczą się zarabiać na medycynie, albo uczą się nie angażować.
System działa, czasami leczy, bo medycyna czyni cuda.

Ale mogłoby być lepiej.
Oto dwie opinie na ten temat.

Abraham Verghese jest gwiazdą konkurencyjnego uniwersytetu Staford i popularnym pisarzem medycznym.
Jego zdaniem, aby udoskonalić system, należy wrócić do najlepszych narzędzi lekarza – jego rąk i rozmowy z pacjentem.
Myślę, że może mieć rację.


Atul Gawande, doktor Atul Gawande to elita elit.
Absolwent szkoły medycznej w Uniwersytecie Harvarda, lekarz w drugim pokoleniu (i to zarówno po mieczu, jak kądzieli), profesor Uniwersytetu Harvarda, chirurg, autor czterech bestsellerów, uznany przez magazyn Forbes za jedną ze stu najbardziej wpływowych osób na świecie, od wielu lat zajmuje się zdrowiem publicznym, czyli publiczną służbą zdrowia.
Człowiek, który uznał, że:
„Lepiej lekarzom patrzeć na ręce, bo zawsze mogą leczyć lepiej.”,
opracował stosunkowo prosty sposób wyleczenia systemu zdrowia publicznego.
Oto prezentacja.



W filmach można ustawić polskie napisy - wystarczy skorzystać z funkcji w prawym dolnym rogu ekranika filmu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.