poniedziałek, 13 stycznia 2014

A propos zwierząt - od T.

Moim rodzicom umarł kot. Był już stary i chory. Tato jest człowiekiem pełnym sił, bardzo sprawnym, więc zniósł to całkiem dobrze. Moja mam, które bardzo się postarzała na skutek wylewu, po śmierci kota zaczęła znikać. Mówiła coraz ciszej, jakoś tak przestała się ruszać i obie z siostrą miałyśmy poczucie, że jest jej coraz mniej, że gaśnie.

Kiedy wydawało nam się, że dni mamy są policzone, przyjaciółka zadzwoniła z wiadomością, że jej kotka ma młode i trzeba je rozdać. Długo nie musiała prosić, rodzice się zdecydowali. Zmiany, które zaczęły zachodzić w mamie, były wprost niewiarygodne. Wyglądała i zachowywała się, jakby jej ubyło z dziesięć lat. Zaczęła się znowu głośno śmiać, całymi dniami walczyła z maluchem, który, jak wszystkie dzieci, był niesforny i rozkoszny. Z fałszywym niezadowoleniem pokazywała podrapane ręce i pokrzykiwała na zwierzątko, które i tak robiło, co chciało.

Rodzice uwielbiają swojego kota, całymi godzinami mogą się mu przypatrywać – jakie to piękne stworzenie – szepcze z zachwytem mama.

Mama znowu interesuje się polityką, dużo czyta, chodzi z tatą na spacery. Jest pełna życia, chociaż bolą ją kolana. W tym roku pojechali na zagraniczne wakacje. A wszystko dlatego, że mają w domu pręgowanego, dość rozpuszczonego kociego lokatora.

Mow T.flickr.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.