niedziela, 12 stycznia 2014

„Odwiedziny zwierząt” - idealny program dla samotnych, starszych osób?

Marlis Powers (www.grammasblogtoo.com) jest – jak o sobie pisze – matką, babcią, prababcią, wdową i żoną, i opiekunem. Była pielęgniarką, sekretarką, szefowała organizacji społecznej, była wydawcą gazety. Pełniła wiele funkcji, o których zapomniała. W 1998 r. poznała swojego obecnego męża, Charliego. Po krótkiej chwili okazało się, że mąż cierpi na demencję i wymaga 24-godzinnej opieki. Ale ani jej miłość, ani doświadczenie nie zatrzymały postępu choroby. Każdego dnia bliska osoba powoli, po trochu znika we mgle. Czasami jest to trudne, bo nie poznając cię, odczuwając strach, zachowuje się agresywnie, albo ucieka przed tobą w głąb siebie.

Kiedy Marlis poznała Charliego, oboje odczuli ulgę, gdy na pytanie: „masz psa?”, usłyszeli „nie”. Oboje nie są miłośnikami domowych zwierząt. Ale od wizyty córki i zięcia z wnuczką – w czasie Święta Dziękczynienia – Marlis zaczęła zastanawiać się, czy nie powinni polubić, a może przygarnąć zwierzaka. Córka przyjechała nie tylko z rodziną, ale i swoimi zwierzakami – psem i kotami.

Marlis dostrzegła, jak w trakcie tej wizyty Charlie odzyskuje swój dawny blask, jasność umysłu i jak cieszy się patrząc na bawiące się zwierzęta. Sama czuła to samo. Stres wydawał się lżejszy, a codzienność nabrała koloru.

To było ożywienie podobne do tego, które wnoszą małe dzieci, wnuki wpadające z wizytą. Rujnują co prawda domową rutynę, wprowadzają hałas i chaos, ale w stabilnym życiu chorego nareszcie coś się dzieje. Jego mózg zaczyna pracować, oczy nabierają blasku, a na ustach pojawia się uśmiech.
Bawiące się koty i pies okazały się lepszym bodźcem dla mózgu Charliego, aniżeli jakikolwiek lek najnowszej generacji. Wydawało się, że życie wróciło do pustego ciała…

W chorobie, w samotności zwierzak to cudowny przyjaciel. Jego ufność, ciepło, miękkość obniżają poziom odczuwanego stresu, uspokajają, a zarazem wzbudzają pozytywne emocje. Jako dzieci lubimy małe, futrzane stworzenia – bez względu na rodzaj – to atawizm. Choć są takie kruche, słabe, potrafią zredukować nasz lęk.

Terapia z udziałem zwierząt jest już powszechnie doceniana. Nawet przez domy opieki (domy seniora, czy domy starości), które wpuszczają „terapeutów”, choć na co dzień nie pozwalają pensjonariuszom trzymać własnych przyjaciół. Nie wiadomo właściwie dlaczego? Mówi się o higienie, o chorobach odzwierzęcych, o alergiach, dbając wyłącznie o statystyczną długość życia i, zapewne, o wygodę pracy personelu opiekuńczego. A przecież, szczególnie na starość, szczególnie w chorobie, liczy się jakość życia. Liczy się każda chwila spokoju, radości, szczęścia. Terapeuta pies lub kot to właśnie wnosi i dlatego jest mile widziany.

Niezależni pacjenci, czyli ci mieszkający we własnym domu pod opieką bliskich, to około 85% chorych. Im także przydałby się zwierzak. Ale to nie tylko miły towarzysz, to także obowiązek i problem. Pies wymaga regularnych spacerów, przynajmniej jeden w ciągu dnia powinien być długi. Spacerów, w czasie których pies może wykorzystać swoją energię, a nie załatwić potrzeby. Spacerów bez względu na pogodę. Kot jest spokojniejszy, ale czyszczenie kuwety wymaga schylania się, zatem zdrowych stawów kolanowych i zdrowego kręgosłupa.
No i to koszt, bo zwierzaka trzeba nakarmić i zapewnić mu opiekę medyczną, a ta jest coraz droższa.
Ponadto, problemem jest karmienie. Są gotowe karmy, ale to dodatkowa torba do dźwigania w czasie zakupów. Można dzielić się posiłkiem, ale – jeśli chcemy utrzymać przyjaciela w zdrowiu – nie powinien jeść tego, co człowiek. Wszak ma własne potrzeby.
I na koniec, istnieje ryzyko, że zwierzę może zostać samo… A jak mówi piękny wiersz Wisławy Szymborskiej – „tego nie robi się kotu…”.
Dlatego Marlis odradza adopcję. Ale wpadła na nowatorski pomysł, który mógłby być okazją do pracy i zarobkowania dla młodszych seniorów.
Zwierzak „odwiedzający” – do wynajęcia – na parę godzin w ciągu dnia.
Mieszkający w małych osiedlach, domkach, znają dziko żyjące koty, które wpadają na chwilę, na posiłek, pieszczoty, albo by przespać się w ciągu nocy… Jeśli okażemy im trochę serca, mamy do kogo zagadać. O jednym z takich kotów pięknie opowiada Doris Lessing.
Jednak wiele samotnych starszych osób poprzestaje na przyglądaniu się ptakom za oknem. A tych coraz mniej, bo parkingi coraz częściej zastępują skwery i trawniki wokół domów.

Marlis wraz z mężem mają zatem wypchanego yorka. A ponieważ nie przepadają za psami, nazwali go „Kiciuś”. Nie szczeka, nie biega, nie bawi się, ale można się do niego odezwać, a czasami przytulić.

O ileż lepiej byłoby, gdyby uruchomiono prosty, profesjonalny program „odwiedzające zwierzęta”. Zamiast trzymać je w klatkach, przytułkach, albo pozostawiać same na wiele godzin w pustym mieszkaniu. Żywe stworzenie, przyprowadzone i po paru godzinach odebrane, nie sprawiałoby samotnemu seniorowi problemu, a dawałoby wiele radości. A przy okazji samo miałoby także trochę zajęcia.
Z drugiej strony – samotny, chory człowiek z sąsiedztwa, który nie wychodzi z domu, może być opiekunem psa lub kota, który większość dnia spędza w samotności, w pustym mieszkaniu i poczuciu, że zostało opuszczone.

Może pomysł Marlis Powers wart jest rozważenia? Badania Ewy Bukowian, w ramach pracy magisterskiej, wykonane z blisko 60 seniorów z domów spokojnej starości, wykazały że podopieczni, którzy deklarują miłość do zwierząt, chętnie się nimi opiekują mają niższy poziom depresji oraz poczucia opuszczenia, natomiast osoby, które nie lubią zwierząt, a nawet brzydzą się ich, czują się bardziej samotne i mają obniżony nastrój.






©anel77anel.sxc.hu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.