poniedziałek, 30 grudnia 2013

Aktywne starzenie się, czyli pakiet dla seniora...

Muszę się przyznać do pewnej rozterki. Rozterki natury językowej.

Rząd uchwalił „pakiet dla seniora” i powstało wiele projektów na rzecz „aktywnego starzenia się”. Zewsząd – w mediach, w sieci, na ulotkach – jestem informowany, jak się aktywnie starzeć. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to lobby funduszy emerytalnych namawia mnie, bym starzał się szybciej, skuteczniej, bym szybciej był stary, a tym samym krócej cieszył się emeryturą (co zapewni owym funduszom wyższe zyski i wyższe premie ich prezesom).

Starzenie się to proces – biologiczny, naturalny, nieunikniony i nie do zatrzymania. Starość to stan, do którego ów proces prowadzi. Dobrze byłoby, gdyby starość była pozytywna – mądra, cierpliwa, pogodna, spokojna i pełna smaku i barw. Owszem, dobrze byłoby, gdyby starość była dziarska, bez pomocy zmęczonych i znudzonych, źle opłacanych i wiecznie niezadowolonych lekarzy. By nie była nazbyt wymagająca, zatem bez wsparcia pełnej poczucia wyższości opieki społecznej. Miło byłoby, gdyby nie była pojedyncza – by było z kim, od czasu do czasu, słowo zamienić, powspominać, a nawet coś wspólnie zdziałać. By nie traktowano cię jak opóźnionego w rozwoju, by nie informowano na każdym kroku, że żyjesz na łasce państwa z zasiłku, który jest dla tego państwa nadmiernym i nieuzasadnionym obciążeniem.

Że w ogóle żyjesz dzięki polityce społecznej państwa.

Sam nie wiem, czy „aktywne starzenie się” to takie potrącanie mojej osoby, bym się ruszył, bym pamiętał, bym dorabiał do emerytury, bo przecież trzeba płacić podatki, ubezpieczenia, rachunki, wspierać organizacje społeczne… Bo, gdyby mną nie poruszono, to bym siedział i nic nie robił. Taki balast, którego trudno się pozbyć, bo nie wypada. No i przydaje się w czasie wyborów, ktoś przecież musi głosować, nieprawdaż?

Po latach kampanii „anti-aging” – „przeciw starzeniu się” – kiedy to uczono, jak zatrzymać proces, jak go zamaskować, nikt nie chce się starzeć. Nikt nie chce przyznać się do starości. Przecież trzeba pracować, coraz dłużej pracować (bo potrzebne są podatki na ZUS i emerytów, choć politycy i ekonomiści straszą, że dla mnie już nie starczy…). A jeśli trzeba pracować dłużej, bez etatu, ale za to bardziej efektywnie, to nie należy zabierać do pracy swej otyłości, zmarszczek, zadyszki. Nie myśl, działaj. Uśmiechaj się, wypinaj pierś, bądź piękny i młody, i modny, bo w życiu trzeba odnieść sukces… A starzejąc się nie odniesiesz sukcesu, nie pobijesz rekordu, nie zwyciężysz.

Zatem się nie starzeję. Gospodaruję czasem, udając, że problem mnie nie dotyczy i uśmiecham się do losu z nadzieją, że okaże miłosierdzie.

Ale przecież nie ma niczego złego w starości. Znam wielu interesujących ludzi, którzy są starzy. I, prawdę mówiąc, stali się interesujący dopiero na starość. Są pozytywni. Ich starość jest pozytywna. Tylko, czy jest wokół nas przestrzeń dla nich? Uniwersytet Trzeciego Wieku, kluby seniora, centra geriatryczne to takie getta dla staruszków. Takie miejsca, w których mogą się wygadać, choć nikt nie słucha. Takie enklawy, w których nikt nie wstydzi się niedosłyszenia i niedowidzenia.

Czy jest przestrzeń dla starości w społeczeństwie? Czy „aktywne starzenie się” tę przestrzeń tworzy, czy ją redukuje? Nie wiem, nie rozumiem, nie mam pewności w tym temacie.

 

Kto mi wyjaśni, czy „aktywne starzenie się” da mi lepszą starość, czy też po prostu pozwoli jej uniknąć?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.