piątek, 9 maja 2014

Starość się zaczyna, ale kiedyś kończy ...

Kiedy podejmuję ze znajomymi i przyjaciółmi rozmowy o starości (tymi, o których sądzę, że sami zaczęli się starzeć), widzę rozszerzające się źrenice i niemy krzyk: „Czemu mi to robisz? Czego ode mnie chcesz? Mnie to nie dotyczy!”

To zrozumiałe, starość to czas, który dopiero nas czeka, nadejdzie w przyszłości (na ogół, jak pisałem wcześniej, za 8 lat).

Potem następuje uśmiech i pobłażanie dla dziwactwa z mojej strony. „Nie zamierzam się zestarzeć” – mówią mi i szczerze wierzą, że jeśli będą ćwiczyć, odżywiać się, podtrzymywać więzi przyjaźni, kontrolnie odwiedzać lekarza…- starość ich ominie.

Nie nudź, mówią…

A gdy pytam o śmierć, dostrzegam w ich oczach jęk i ból, jakbym ich krzywdził. Śmierć ich nie dotyczy, oni żyją, oddychają pełną piersią.
„Co to w ogóle za szaleństwo?”. „Czy tak źle wyglądam?” - czasami ktoś zapyta.
„Nie, nie wyglądasz źle, tylko czy wyobrażałeś sobie własną śmierć?”
„O Boże, naturalnie, że nie. Co ty za androny pleciesz? Po co to robić?”
„Nie pytam o to, co stanie się z tobą po śmierci. Ani na co umrzesz, kiedy umrzesz. Pytam, czy wyobrażasz sobie to, co poprzedzi śmierć. Czy myślisz o tym, co będzie się działo, gdy będziesz umierał. Gdy będziesz chory, bezradny, gdy nie będziesz mógł mówić…”
„Ty chyba chory jesteś. Co będzie, to będzie. Lekarz zdecyduje.”

Jak już wielokrotnie powtarzałem, każdy chce żyć długo, żyć w zdrowiu i szczęściu, pogodnie.
Nie myślimy, że to nas może spotkać starość. Że to nami trzeba się będzie opiekować. Że to my będziemy przedmiotem czyjejś troski.
I choć każdy wie, że kiedyś umrze, nie chcemy myśleć o śmierci.
A już z pewnością, nie chcemy myśleć o umieraniu.
Każdy wie, że umrze (choć może i ma nadzieję, że nie na pewno), ale nikt nie wie jak. Czy chcemy wiedzieć jak? Ja chciałbym. I chciałbym mieć nad tym kontrolę. I chcę podejmować decyzje….

Być może starość jest po to, byśmy przygotowali się do tej chwili.
Przygotowali się do odejścia…

Na ted.com możemy wysłuchać niezwykle interesującej wypowiedzi w tej sprawie.
Dr Peter Saul – australijski specjalista od intensywnej opieki medycznej, który podjął samodzielne badania nad tym, ilu z jego pacjentów jest świadomych nie tego, że umrą, ale w jaki sposób.



Tekst wystąpienia w tłumaczeniu Leny Górskiej z ted.com
Miałem pewne wątpliwości, czy będę w stanie mówić na ten temat do tak ważnej i żywej publiczności. Wtedy przypomniałem sobie cytat Glorii Steinem, który brzmi "Prawda cię wyzwoli, ale najpierw cię wkurzy". (Śmiech)
Zatem... (Śmiech) Mając to na uwadze, przyjmuję wyzwanie próbując mu sprostać opowiem wam o umieraniu w XXI wieku. Po pierwsze, co was niewątpliwie wkurzy każdy z nas umrze w XXI wieku. Nie będzie w tym wyjątków. Obecnie średnio jedna na osiem osób sądzi, że jest nieśmiertelna, według badań, ale... (Śmiech) Niestety, tak się nie stanie.
W czasie 10 minut mojego wystąpienia obumrze 100 milionów moich komórek, a w ciągu dnia 2 tys. moich komórek mózgowych obumrze i nigdy się nie odrodzi. Można stwierdzić, że proces umierania jednostki rozpoczyna się bardzo wcześnie.
Po drugie, w kontekście umierania w XXI wieku poza oczywistym, że wszyscy umrzemy, trzeba przyznać, że dla większości z nas, będzie to katastrofalne doświadczenie. O ile nie zrobimy czegoś i nie powstrzymamy procesu, który zmierza do nieuchronnego końca.
Oto dochodzimy do sedna. To cała prawda, bez wątpienia to was wkurzy. Zobaczmy czy możemy się wyzwolić. Niczego nie obiecuję. Jak słyszeliście w zapowiedzi, pracuję na OIOM-ie. Wydaje mi się, że żyłem w najlepszych czasach intensywnej terapii. To była jazda! Było fantastycznie! Mamy pikające maszyny. Jest ich tam wiele. Mamy czarodziejską technologię, która działa bardzo sprawnie i na przestrzeni lat, od kiedy pracuję na OIOM-ie, umieralność mężczyzn w Australii spadła o połowę, a oddziały IOM przyczyniły się do tego. Z pewnością technologia jakiej używamy także ma z tym coś wspólnego.
Odnieśliśmy ogromny sukces, daliśmy się nawet trochę ponieść emocjom, bo używaliśmy określenia "ratujące życie". Naprawdę wszystkich was za to przepraszam, bo prawda jest taka, że nie ratujemy życia. Jesteśmy w stanie jedynie je przedłużyć, opóźnić śmierć albo zmienić bieg wydarzeń, ale nie jesteśmy w stanie, mówiąc dosłownie, ratować życia w sposób permanentny.
Tak naprawdę, przez ten czas, kiedy pracuję na OIOM-ie, ludzie, których życie ratowaliśmy już w latach 70. 80. i 90. teraz dopiero umrą w XXI wieku na choroby, na które nie mamy odpowiedzi metodami jakie stosowaliśmy wtedy.
Co się dzieje teraz? Zachodzi duża zmiana dotycząca przyczyn umierania. Większość chorób, na które obecnie umieramy jest nieuleczalna stosując dawne metody stosowane w latach 80. i 90.
Zatem jesteśmy trochę w potrzasku i tak naprawdę nie byliśmy w tej kwestii szczerzy. Chwała Bogu! W końcu przyznaliśmy się. Ocknąłem się pod koniec lat 90, kiedy poznałem tego faceta. Nazywał się Jim Smith i wyglądał tak. Wezwano mnie na oddział, żebym go zobaczył. Mniejsza dłoń należy do niego. By go obejrzeć, na oddział zostałem wezwany przez pulmonologa. Powiedział: "Tam leży facet, ma zapalenie płuc, wygląda na to, że potrzebuje intensywnej opieki. Jest tu jego córka i prosi abyśmy zrobili wszystko, co w naszej mocy". Dobrze znamy te słowa. Schodzę potem na oddział zobaczyć Jima, a jego skóra jest przezroczysta. Można przez nią zobaczyć jego kości. Jest bardzo wychudzony i rzeczywiście ma bardzo chore płuca. Jest tak chory, że nie może mówić. Więc zapytałem jego córkę, Kathleen, „Czy kiedykolwiek rozmawiałaś z Jimem, co chcielibyście zrobić jeśli on znajdzie się w takiej sytuacji?”. Spojrzała na mnie i powiedziała: „Oczywiście, że nie!”.
Pomyślałem: „OK. Podejdźmy do tego spokojnie”. Zaczęliśmy rozmawiać i po chwili powiedziała: „Zawsze myśleliśmy, że będzie na to czas”.
Jim miał 94 lata. (Śmiech) Zdałem sobie sprawę, że czegoś tu zabrakło. Zabrakło takiej rozmowy, która wydawało mi się, odbyła się. Nasza grupa zaczęła prowadzić badania naukowe i przyjrzeliśmy się 4.500 rezydentom domów opieki w okręgu Newcastle i odkryliśmy, że zaledwie jeden na stu miał plan co zrobić, gdy jego serce przestanie bić. Jeden na stu. A tylko jeden na 500 z nich miał plan co zrobić, jeśliby ciężko się rozchorował. Zdałem sobie sprawę, że takie rozmowy nie odbywają się u większości z nas.
Obecnie pracuję na oddziale medycyny ratunkowej. To szpital John Hunter. Pomyślałem, że na pewno możemy się bardziej postarać. Wspólnie z koleżanką pielęgniarką, Lisą Shaw, przejrzeliśmy setki notatek w dziale dokumentacji medycznej, w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów, czy ktokolwiek kiedykolwiek rozmawiał z pacjentami, co może się z nimi stać, kiedy leczenie okaże się bezskuteczne i czeka ich nieuchronna śmierć. Nie znaleźliśmy ani jednego zapisu jakichkolwiek wskazówek odnośnie celu, metod leczenia lub ich rezultatów, zapisanych w notatkach inspirowanych przez lekarza lub pacjenta.
Zdaliśmy sobie sprawę, że mamy problem, a wydaje się on być jeszcze poważniejszy.
Wiemy, że wszyscy umrzemy. Jednak to, jak umrzemy jest w istocie bardzo ważniejsze. Oczywiście nie tylko dla nas, ale także dla tych wszystkich, którzy będą jeszcze żyć po nas. To jak umieramy, pozostaje w pamięci tych, którzy nas przeżyją. Stres związany ze śmiercią dla rodziny jest ogromny. W istocie, poziom stresu w wyniku śmierci na OIOM-ie jest 7-krotnie wyższy, niż gdy dochodzi do niej gdziekolwiek indziej. Zatem umieranie na OIOM-ie nie jest najlepszą opcją, jeśli mamy jakiś wybór.
Jeśli to nie jest wystarczająco pesymistyczne... Wszystko zmierza ku temu, że wielu z was, około jeden na dziesięć przypadków, umrze na oddziale intensywnej terapii. W USA to jedna na pięć osób. W Miami trzy na pięć osób umrze na OIOM-ie. To rodzaj trendu, jaki obecnie mamy.
Taki stan rzeczy wynika z typowych przyczyn śmierci. A teraz wytłumaczę wam, o co w tym wszystkim chodzi. Mamy cztery sposoby umierania. Jeden z nich przytrafi się każdemu z nas. Ten, o którym być może wiecie najwięcej, to niestety ten, które stopniowo odchodzi do lamusa: Jest nim nagła śmierć. Najprawdopodobniej, żadnej osobie z publiczności się nie przytrafi. Nagła śmierć stała się bardzo rzadka. Śmierć malutkich Nell i Cordeli, i im podobnym, po prostu już się nie zdarza. Kolejny to proces umierania w wyniku chorób nieuleczalnych, jak w przypadku, który opisałem. Przydarza się osobom coraz młodszym. Po 80 roku życia, to bardzo mało prawdopodobne. Tylko jedna na 10 osób, które mają ponad 80 lat umrze na raka.
Największe spustoszenie wyrządzają dwie ostatnie przyczyny. Coraz częściej umieramy z powodu niewydolności narządów układu oddechowego, serca, nerek, któregokolwiek z organów wewnętrznych. Oznaczać to będzie przyjęcie na OIOM, leczenie, w trakcie którego ktoś w pewnym momencie powie dość i leczenie zostanie przerwane.
A ten oto scenariusz staje się najczęstszą przyczyną śmierci. Co najmniej 6 z 10 osób na tej sali umrze w taki właśnie sposób, tzn. na skutek jednoczesnego zmniejszenia wydolności i rosnącego osłabienia organizmu. Słabnięcie jest nieuniknioną częścią starzenia się, i w rzeczywistości postępujące osłabienie jest główną przyczyną śmierci w dzisiejszych czasach. Ostatnie lata lub ostatni rok naszego życia spędzimy niestety cierpiąc na różne upośledzenia.
Podoba się? (Śmiech) Przepraszam, czuję się teraz jak mityczna Kasandra. (Śmiech)
Czy mogę powiedzieć coś pozytywnego? Dobra wiadomość jest taka, że dzieje się to dopiero w podeszłym wieku. Większość z nas dożyje tej chwili. Dawniej nie bylibyśmy w stanie. Tak się dzieje z nami, gdy dożywamy sędziwego wieku. Tak się dzieje z nami, gdy dożywamy sędziwego wieku. Niestety długowieczność oznacza więcej lat starości niż lat młodości. Przykro mi, że muszę wam to powiedzieć. (Śmiech) W każdym bądź razie, oto co zrobiliśmy. Nie zostawiliśmy tego bez odzewu, ani w szpitalu John Hunter ani gdziekolwiek indziej. Rozpoczęliśmy serię projektów którymi staraliśmy się wpłynąć na ludzi, by bardziej zainteresowali się tym, co się z nimi dzieje. Zdaliśmy sobie oczywiście sprawę, że mamy do czynienia z pewnymi kwestiami kulturowymi. Uwielbiam ten obraz Klimta. Im dłużej się mu przyglądasz, tym bardziej zaczynasz rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi, a mianowicie - wyraźny podział na żywych i martwych oraz strach - jeśli się dobrze przyjrzeć, zobaczymy kobietę, która ma otwarte oczy... zobaczymy kobietę, która ma otwarte oczy... To na nią patrzy śmierć, i po nią właśnie przychodzi. Widzicie to? Wygląda na przerażoną. To niesamowity obraz.
W każdym razie, mieliśmy duży problem kulturowy. Ludzie nie chcieli z nami rozmawiać o śmierci, a przynajmniej tak nam się wydawało. Dzięki pokaźnym funduszom od rządu federalnego i lokalnej służby zdrowia, wprowadziliśmy w szpitalu Johna Huntera program "Poszanowania wyboru pacjenta". Przeszkoliliśmy setki ludzi, by chodzili na oddziały i rozmawiali z ludźmi o nieuchronności śmierci oraz o tym, co w związku z tym chcieliby zrobić. Bardzo im się to spodobało. Zarówno rodzinom jak ich pacjentom. 98 % osób uważało, że powinna to być standardowa procedura i tak właśnie powinna wyglądać. Wyrażone przez nich życzenia zostały spełnione, tak jak sobie tego życzyli. Byliśmy w stanie to dla nich zrobić. Później, gdy skończyło się dofinansowanie, po 6 miesiącach wróciliśmy sprawdzić sytuację ponownie. Wszyscy powrócili do rutynowych zachowań. Nikt już nie rozmawiał z pacjentami. To nam niemal złamało serce. Myśleliśmy, że stanie się to zwyczajem. Kwestie kulturowe wzięły górę.
A oto moje stanowisko: To bardzo istotne abyśmy nie pędzili prosto na OIOM bez przemyślenia tego, czy to właśnie tam chcemy skończyć nasze życie. Szczególnie, gdy się starzejemy i stajemy coraz słabsi, a OIOM ma już coraz mniej do zaoferowania. Musimy znaleźć inną drogę dla ludzi, którzy nie chcą skończyć właśnie tam. Mam skromny pomysł i jedno wielkie marzenie odnośnie możliwej przyszłości.
Mój pomysł jest prosty. Użyłbym słów: „zaangażujmy się bardziej w sposób, jaki przedstawił nam Jason”. Dlaczego nie przeprowadzać tego typu rozmów ze starszymi ludźmi z naszego najbliższego otoczenia oraz tymi, którzy zbliżają się do wieku podeszłego? Jest parę rzeczy, które możemy zrobić. Jedną z nich jest: Zadać jedno proste niezawodne pytanie. „Jeśli staniesz się zbyt chory, by mówić za siebie, kto powinien mówić w twoim imieniu?” To naprawdę bardzo ważne pytanie. Ponieważ wskazanie osoby z mocą decyzyjną odnośnie twojej przyszłości daje niesamowite rezultaty. Druga rzecz, którą można powiedzieć to: „Czy rozmawiałeś z tą osobą o rzeczach, które są dla Ciebie ważne, tak żebyśmy wiedzieli co możemy dla Ciebie zrobić?”. Więc, oto mój mały pomysł.
Ta wielka idea skutkuje konsekwencjami natury bardziej społecznej. Myślę, że powinniśmy poważnie zająć się tym zagadnieniem. Zasugerowałem, że powinniśmy „okupować śmierć”. (Śmiech) Moja żona powiedziała: „Tak, urządzajmy sobie strajki okupacyjne w kostnicy. Świetny pomysł.” (Śmiech) Zatem ten pomysł nie do końca wypalił, ale wywarł na mnie ogromny wpływ. Teraz jestem starzejącym się hippisem. Pewnie, może już na takiego nie wyglądam, ale mam dwójkę dzieci urodzonych w domu w latach 80., kiedy porody domowe były bardzo popularne, i my, urodzeni między 46 a 64 przywykliśmy do brania spraw w swoje ręce. Jeśli zastąpić słowa sloganów, to nowa wersja zabrzmi: „Pokój, Miłości, Naturalna Śmierć”. Uważam, że musimy tę kwestię upolitycznić i zmienić kierunek procesu, który zmierza w stronę modelu hospitalizacji.
Brzmi to zapewne jak słowa poparcia dla eutanazji. Chcę, aby to było jasne... Nienawidzę eutanazji. Myślę, że to pokazówka. Nie uważam jej za znaczącą. Faktycznie uważam, że w miejscach takich jak Oregon, gdzie lekarz asystuje przy samobójstwie, nadzorując zażycie śmiertelnej dawki, ledwie pół procenta ludzi kiedykolwiek zdecyduje się na ten krok. Bardziej interesuje mnie, co się dzieje z 99,5 %, którym to nie odpowiada. Myślę, że większość ludzi nie chce umierać, ale większość chce mieć kontrolę nad przebiegiem ich procesu umierania. Jestem przeciwnikiem eutanazji, ale myślę, że musimy przywrócić ludziom pełną kontrolę. To pozbawi eutanazję tlenu. Myślę, że powinniśmy zastanowić się jak powstrzymać pragnienie eutanazji, a nie nad tym, czy ją zalegalizować czy nie.
Oto cytat Cicely Saunders, którą poznałem jako student medycyny. Założyła ruch hospicjum. Powiedziała: "Jesteś cenny z samego faktu swojego istnienia i liczysz się do ostatniej chwili swojego życia". I jestem święcie przekonany, że to przesłanie musimy przekazywać dalej. Dziękuję. (Brawa)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.