niedziela, 23 lutego 2014

Od T. - Polemicznie... Niech się starość postara!


Senesco,

to co piszesz to oczywistości i banały. Jasne, że człowiek w pewnym wieku będzie potrzebował pomocy. Tylko, dlaczego od swoich pracujących dzieci?

Ludzie starsi mają całkiem – wbrew ogólnej opinii – przyzwoite emerytury. Nie mają dzieci na utrzymaniu ani kredytów. Wszystko mogą wydać na siebie. Dlaczego nie na pomoc? Znajoma chciała, aby z ojcem zamieszkała opiekunka, dzięki której mama chora na Alzheimera, mogłaby zostać w domu. Ojciec się nie zgodził, podobnie jak niegdyś  moja babcia nie chciała opiekunki. Chodzi mi nie o patetyczne rozważania nad niedolą starszych ludzi, tylko o zwrócenie uwagi, że często to oni sami są egoistami bez serca, gotowymi zadręczyć własne dzieci, bo im się należy. Pamiętam, jak mój tato pewnego dnia przyszedł (jak co dzień przez dwadzieścia lat) do babci chory, z wysoką gorączką. Babcia bardzo się przejęła i zapytała „co ze mną będzie synku, jak ty umrzesz?”. Tato znajomej, który nie chciał opiekunki, nudzi się niemiłosiernie i zadręcza córkę, która ciężko pracuje, a ponadto ma bardzo chorego męża. Dlatego, mój drogi, nie opowiadaj mi, proszę, o krwawych obyczajach w Skandynawii, bo społeczeństwo jakoś musi się ratować. Starzy ludzie są potrzebni, tak samo jak młodzi. Społeczeństwo musi być różnorodne. Ale niech się starzy ludzie trochę postarają. Niech ruszą głową, jak zadbać o siebie. Jest wielu ludzi gotowych pracować w ten sposób. Sama wielokrotnie pomagam bardzo chorej sąsiadce – oczywiście za darmo. Wożę ja własnym samochodem, na zakupy, do lekarzy, kilka razy czekałam z nią na wyniki badań w szpitalu, poświęcając swój czas.  Ona akurat nie ma dzieci. Ale jakoś sobie radzi. Ma znajomych, przychodzi do niej opiekunka, czasem poprosi o pomoc mnie. Stara się nie nadużywać mojej pomocy, dlatego nigdy jej nie odmówiłam. Zapewniam Cię jednak, że gdybym tylko poczuła, że jestem zbyt zaangażowana w jej życie, uciekłabym. Bo mam też swoje życie, starzejących się rodziców i teściów, ale też przyjaciół, książki i wino. I nie zamierzam zmienić się w siostrę miłosierdzia.

Dlatego napisałam, że nie zamierzam obciążać swoich dzieci moja starością. Zawsze mogę sprzedać mieszkanie i zamieszkać z kimś – może z siostrą, może kupić coś mniejszego, może poszukać przyzwoitego domu opieki. Nie muszę dręczyć własnych dzieci. Nie po to je urodziłam.




T.

Droga T.,

jesteś jak w oku cyklonu.
Przekroczyłaś 50-tkę, ale masz jeszcze aktywnych rodziców, męża, dzieci wchodzące w dorosłe życie, siostrę. Jesteś aktywna i sprawna. Otaczają Cię przyjaciele.
Masz wiele spraw, marzeń i planów. Masz wiele możliwości.
Tkwisz pośród ciszy, ale gdzieś - daleko - wokół szaleje cyklon.
Pewnego dnia cyklon porwie i Ciebie.
Oby stało się to dopiero za kolejne 50 lat...

Na razie starość dla Ciebie to niedostrzegalny horyzont. Stoisz na przedprożu starzenia się.
Ciesz się tą chwilą.

Wiem, że czasami "starość"  kurczowo trzyma się wyimaginowanej rzeczywistości.
Dla starych rodziców dorosłe dziecko to tylko dziecko. Bywa, że dorosłe dzieci muszą walczyć o uznanie swej dorosłości, o szacunek dla swej pozycji. Mężczyzna - na co dzień groźny prezes dużej firmy, surowy ojciec i mąż - dla swej matki jest ciągle tylko "chłopcem" i zżyma się, gdy matka znajomym opowiada o jego chłopięcych przygodach lub powątpiewa w to, co mówi.
Lub inny przykład - mężczyzna - w wieku 85 lat, chore serce, osłabiony słuch, początki jaskry - nie potrafi zrezygnować z prowadzenia samochodu (pamiętającego lepsze czasy), choć liczne o mało co kolizje, stłuczki sugerują, że jest dla siebie zagrożeniem. Ale on ma głębokie przeświadczenie, że gdy przestanie prowadzić, jego życie - dorosłego i niezależnego człowieka - się skończy.

Starość może być wredna i uparta. I możemy się jej obawiać.
Albo możemy się jej nauczyć, co znaczy nauczyć się cieszyć życiem w podeszłym wieku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.