sobota, 26 października 2013

Od T. - Sprężystym krokiem i z ładną figurą wchodzę w starość...


Od roku chodzę na jogę. W grupie jest kilka pań w moim wieku, jedna pani po sześćdziesiątce i kilka całkiem młodych dziewcząt.

Najstarsza „joginka” ćwiczy najdłużej. Mimo wieku uczciwie pracuje nad sprężystością swojego ciała i, trzeba przyznać, jest niezła. Ciężko pracujemy na zajęciach, bo każda z nas „zapracowała” już na rozmaite zwyrodnienia. Tę boli bark, tamtą kręgosłup, inną szyja. Ale ćwiczymy dziarsko, stękając czasem z wysiłku, bo czujemy wszystkie, jak nieubłagany czas usztywnia nam stawy i skraca ścięgna.

Młode dziewczyny pojawiają się i znikają. Są przy nas jak kaleki. Sztywne, nieruchome, z trudem wykonują poszczególne asany.
Szybko rezygnują ze zbyt trudnych ćwiczeń i przenoszą się na inne zdjęcia. Nie ma w tym nic złego, każda forma ruchu jest przecież wskazana.

Ja jednak odnoszę wrażenie, że one nie przeczuwają, jak blisko są starości. Sztywność ciała to jej bardzo bolesny aspekt. My to już wiemy, bo byłyśmy kiedyś sprawne i wysportowane. Pamiętamy, co znaczy młode sprawne ciało. One jakby nie. Pogodziły się ze swoją niemocą, z tym, że nie mogą zrobić skłonu, dotknąć głową kolan…

My walczymy ze starością, bo czujemy jej bezlitosny oddech tuż za plecami. Wiemy, jak szybko brak ćwiczeń odbiera nam sprawność i poczucie bezpieczeństwa. Dlatego, stajemy na głowie, robimy świecę, próbujemy robić szpagat. To jest możliwe. Ciało się odwdzięczy – sprężystym krokiem, ładną sylwetką i spokojnym snem.

T.

©Cecil Cardinal flickr.com


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.