czwartek, 17 października 2013

Świat wokół nas ...

Nie będę ukrywać - jestem profesjonalnym pieszym. Nie piechurem, pieszym. Przemierzam świat (swój mały świat) piechotą. Niezbyt lubię zbiorową komunikację, tramwaje, autobusy. Niechętnie korzystam z okazji bycia podwiezionym, gdyż nie lubię nerwicy natręctw kierowców, ich korkowej fobii, wiecznego udowadniania: „jestem sprytniejszy, zdążę, wyprzedzę, nie dam się wyminąć, nie puszczę...”. No cóż, motoryzacja to nie mój świat, zatem prawdopodobnie nie rozumiem potrzeb zmotoryzowanych. Mimo to rozumiem potrzebę budowania nowych, lepszych dróg, remontowania ich, byśmy mogli swobodnie przemieszczać się.

Na co dzień jednak chodzę po mieście. Po osiedlach. Patrzę na świat wokół nas. Przyglądam się i potykam o różnego rodzaju bariery. I nachodzi mnie wątpliwość: czy to jeszcze jest świat dla człowieka? Czy po prostu odciskamy w naturze swoje ludzkie, zbiorowe szaleństwo?

Wszędzie pisze się, mówi się o aktywnej starości i aktywnych seniorach. Zaleca się spacery, chodzenie z kijkami, bieganie, jazdę na rowerze. Zaleca się bywanie wśród ludzi, spędzanie czasu na świeżym powietrzu. Ale gdzie to robić?


Opanowało nas zadziwiające szaleństwo wycinania drzew i krzewów. Urządzane są trawniki (w krótkim czasie pola wyschniętej darni) z kolorowymi kwiatkami lub krzewinkami, na których na ogół parkują samochody. Trawników nie wolno deptać, bo to przyroda (ale przede wszystkim, by nie niszczyć komunalnego majątku i uszanować pracę miejskich pseudo-ogrodników), nie wolno wprowadzać psów, bo brudzą. Każdy zakątek dzikiej natury zastępowany jest czymś, co nazywamy skwerem, wybrukowanym placem z kilkoma donicami na dogorywające roślinki. Placem zabaw, który dość szybko zmienia się w miejsce zgromadzeń smakoszy piwa. Ale najczęściej parkingiem. Wokół naszych bloków w zasadzie nie ma już podwórek, są parkingi. Ogródki wokół jednorodzinnych domków to oazy na pustyni. Tyle, że przystrzyżone jak pudle.

Ptaków nie wolno dokarmić, bo pstrzą na samochody. Kotów nie dokarmiamy, bo jesteśmy wielbicielami psów. W zasadzie tylko szczury mają się z nami dobrze, bo nasza rewolucja śmieciowa sprawiła, że śmieci są wszędzie.

Na razie wszędzie drogi w budowie, albo w remoncie. Ale w przyszłości piękne szerokopasmowe ulice, drogi rowerowe, wylane betonem lub asfaltem chodniki. Jasno oświetlone wielkimi latarniami i potężnymi reklamami. Wszystko zgodnie z najnowszymi, europejskimi normami. Czy tylko ja ciągle dostrzegam, że krawężniki stanowią barierę nie dla samochodów, ale dla pieszych? Że nadal łatwiej zbudować schody niż platformę, że podjazd na wózek inwalidzki jest wyjątkowo wąski i zazwyczaj po niewłaściwej stronie wejścia? Że nawierzchnia nie przepuszcza wody i nawet słaby deszcz zmienia chodnik w potok? Narzekamy na koleiny w jezdni, a czy ktoś widział równo położony chodnik?

Ważne jest, by kierowcy mogli sunąć swoimi samochodami szybko i płynnie. Samochody są coraz lepsze i droższe, coraz droższe też paliwo, nie powinniśmy narażać kierowców na zbędne wydatki. Pięknie wyglądają trzypasmowe ulice, oświetlone, bez - zasłaniających perspektywę i reklamy - drzew na poboczu. Ale czy przejście przez taką ulicę mogłoby nie przypominać przeprawy przez Morze Czerwone? Światła usprawniają ruch i gwarantują bezpieczeństwo, ale dwu, trzy, czteroetapowe przejście dla pieszych ułatwieniem nie jest. Pieszy także gdzieś spieszy…

Cudownym odkryciem jest rower. I rowerzyści w różnym wieku cieszą oko. Ale czy można by między jezdnią, drogą dla rowerów, a trawnikiem, urządzić ścieżkę spacerowicza? Być może jest, ale tak wąska, że ciągle komuś trzeba ustępować miejsca.

Jesteśmy cywilizowanym krajem i wiele serca okazujemy niepełnosprawnym (bez przesady oczywiście, bo jesteśmy także biednym krajem z coraz większym gronem milionerów). Urzędnicy – szczególnie w miastach – tworzą wiele raportów, jak dobrze żyje się inwalidom. Ale zastanawiam się, jak ustawić się wózkiem na przystanku autobusowym, jeśli między jezdnią a wiatą przystankową wyznaczono drogę rowerową?

Budujemy ponoć lepszy świat, a ja widzę blokowiska, ogrodzenia, parkingi i ulice, przez które trzeba się przeprawiać. Smutne skwery z pożółkłą trawą i kwiatami, których nikt nie podlewa? Gdzie zażyć ciszy i świeżego powietrza? Idąc wzdłuż ogrodzenia kondominium, za którym rosną na ogół iglaki?
Hałas, spaliny, brudne ulice, oto „świeże powietrze” dla seniora.

Jako dzieciak, po lekcjach, biegałem z kolegami do lasu, nad rzeczkę. Z psem, który mógł swobodnie pobiegać. Dziś, dzieci bawią się na placach budów. Do lasu nie pójdą, bo tam grasują krasnale, albo las jest wysypiskiem śmieci, dla okolicznych zamożnych, kulturalnych, jakże cywilizowanych właścicieli podmiejskich nieruchomości.

Starszy człowiek może jedynie przemieszczać się od punktu A do B, od lekarza do apteki, z domu do sklepu. Może wyprowadzać psa na smyczy, lawirując między samochodami. Jak się zmęczy, nie ma gdzie przysiąść, bo ławeczki to kosztowna inwestycja dla gminy.

Jesień to bardzo piękna pora roku. Barwna, spokojna, cicha. Tak ją pamiętam sprzed lat…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.