niedziela, 15 września 2013

O starości baśń ...


Św. Augustyn powiedział: „W tym życiu nikt z nas nie uniknie śmierci i nikt nie wie, kiedy przyjdzie jego kres. A jednak jako małe dzieci oczekujemy, że staniemy się chłopcami; jako chłopcy, że młodzieńcami; jako młodzieńcy, że dorosłymi; jako dorośli, że dojrzałymi, a jako ludzie dojrzali wyglądamy starości…”.

Dla Augustyna granicą był dla niego sześćdziesiąty rok naszego żywota. Tu zaczynała się starość. Wszystko, co człowiek miał uczynić, już uczynił. Wszystko, co miał powiedzieć, powiedział. Cóż z tego, jeżeli nawet dożyje, jak niektórzy, stu dwudziestu lat. Jego życie przestało być oczekiwaniem.

W starości wszystko, co należy do życia, staje się nieważne

Starość to zboże po młócce. Ziarno, owoc życia, zostało już wydobyte. Na klepisku wszech- świata leży sucha pognieciona słoma. Zaraz przemieli się ją na sieczkę dla bydła.

Dla Sokratesa starość jest zwieńczeniem koszmarnych stron doli człowieczej i okrutną zapłatą za cielesne zaistnienie. Zgroza starości wyznaczała więc granicę, której nie chciał przekroczyć.  

Starość to „ostatnia stacja”, na której niekoniecznie spotykamy dawnych przyjaciół i miłość. To piekło, w którym dręczy nas tęsknota za minionym, ból i degeneracja ciała. Pomimo niej, a nie dzięki niej, jakby wbrew starości ciała umysł w nas może wznieść się na wyżyny talentu i tworzyć to, co czynił Buonarotti w kamieniu i w słowie. Starcze ciało jest problemem i przeszkodą.


Starcze oczekiwanie na śmierć przypomina jakiś nie napisany utwór literatury średniowiecznej, jakąś Rozmowę umysłu z ciałem. Stary umysł słyszy ciągle ten sam tryumfalny krzyk ciała: „Ze mnie się począłeś i wraz ze mną się skończysz”.
W starości bowiem myśl słucha nieustannie odwiecznej pieśni materii: „Jam ciebie zrodziła i ja ciebie unicestwię”.
Starość to przedsionek śmierci. To stacja początkowa wyprawy lub przejścia do nowego, nieznanego i lepszego świata, przemiany duszy w stan wolny i nieskrępowany cielesnością.

Starzec to po grecku ho geron. Jest to rzeczownik rodzaju męskiego, dostojny, używany na oznaczenie męża zasiadającego w radzie lub w senacie. Ponad wszelką wątpliwość określa więc mężczyznę godnego zaszczytów i sprawowania władzy. Szanowanego. Wyraz to gerontion oznacza staruszka i jest to już rzeczownik rodzaju nijakiego, tyleż czuły, co pobłażliwy. Ze względu na częstą bezradność fizyczną, a niekiedy nawet na słabość umysłową, starca traktuje się czasem jak dziecko, nazywając pieszczotliwie staruszkiem.

Jako „geron” nam się prezentuje Ryszard Przybylski – wybitny polski tłumacz i eseista – w swoim utworze „Baśń zimowa”. Tytułowe nawiązanie do Heinego jest nieprzypadkowe. Autor pisze swój esej z pozycji osoby, która żegna się ze światem. A jego rozważania są spokojne i przepełnione erudycją. Autor sam ma blisko osiemdziesiąt lat i każdy z przywoływanych bohaterów – Buonarotti, Eliot, Iwaszkiewicz, Różewicz – i każdy z komentatorów – Sokrates, Platon, Hieronim, Kant, Miłosz.
Niełatwy o tekst. I nie przez ciężar gatunkowy tematu i nastrój wypowiedzi, ale przez gęstość myśli. Ale „Baśń zimowa” to esej budzący nadzieję –umysł ludzki jawi się tu nieśmiertelnym. To esej bezwzględnie wart lektury.

(cytaty: Ryszard Przybylski, Baśń Zimowa, Wydawnictwo Sic! 2008)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.