sobota, 21 września 2013

Starzeję się? Biegam ...

Senesco,

wracam do opowieści o przygotowaniach do biegania.

Intensywne chodzenie turystyczno-towarzyskie, radykalne zmiany w diecie i nastawieniu do życia poprawiły:
- moją ogólną wydolność organizmu – sapałem, ale nie ustawałem,
- moją samoocenę możliwości - bardzo ważne, chce się chcieć,
- wskazania domowej wagi (takiego pudełka, na które wchodzisz, najczęściej na golasa, ale w okularach, żeby widzieć wynik pomiaru) - spadły ze 116 kg na osiemdziesiąt kilka.
Ale pojawił się problem, brak czasu na całodniowe marsze. Powróciłem do myśli o bieganiu.

Zacząłem skromnie od jednego kółka po pobliskim parku, zajmowało to mniej więcej 15 minut, a dystans nie przekraczał dwóch kilometrów i około trzystu metrów. Zliczyłem go z „googli”, z pewnymi oporami ze strony programu. Strój był ten sam. Turystyczne buty, takie jak adidasy, ale do chodzenia okazały się lekko zabójcze dla moich stawów kolanowych. A wspomniana maść Tei Fu nie poprawiała radykalnie tego stanu. Jak się ma 55 na liczniku życia to, jak zauważyłem, należy się liczyć z różnymi objawami przemijania czasu i wraz z nim możliwości organizmu. A więc buty do biegania.
Dobre buty do biegania dla 50+ powinny mieć amortyzację i to dobrą, różne stabilizacje stopy i temu podobne fidrygałki. Poza tym byłem przekonany, że mam platfusa. W jakimś sklepie spostrzegłem ogłoszenie: wkładki ortopedyczne do butów, ale jak zagadnąłem miłą Panią w powyższej kwestii, to usłyszałem pytanie: a jakiego ma pan platfusa? Ot, problem. Na wizytę do ortopedy się nie zapisałem. Nie mam i czasu i zbytku pieniędzy, a w tym przypadku to albo jedno albo drugie. Albo czekaj aż cię przyjmie NFZ, albo prywatnie. Internet! Rzeczywiście znalazłem tam parę testów na to jak stwierdzić poprawność lub typ zaburzenia budowy stopy. Po praktycznym zastosowaniu wiadomości z ekranu komputerka stwierdziłem, że na szczęście chyba mam stopę w miarę normalną. W związku z tym zacząłem poszukiwania butów neutralnych i przecenionych. Bo zorientowani w temacie twierdzili, że na butach nie można oszczędzać. Po jakimś czasie nabyłem, z pewną bonifikatą, buty nieznanej firmy o w miarę dobrej amortyzacji z przodu, w środku i na pięcie. Cena zmieściła się w trzech stówkach, a ja przestałem po biegu odczuwać bóle w kolanach.
Dzisiaj, gdy już mam doświadczenie poleciłbym inną drogę. Należy udać się do sklepu ze stoiskiem specjalnie dla biegaczy (są też specjalne sklepy): dać sobie zbadać stopę i sposób jej stawiania w czasie biegu i nabyć polecone przez obsługę buty. Trochę w kieszeni trzeba mieć, ze względu na nowe technologie, ale nogi nie będą cierpieć i w perspektywie daje to długie lata polepszania sobie humoru przez bieganie.

Twój S.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.